Skocz do zawartości

Nasze Początki - Gc


daisy1

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 158
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

daisy1, 

Z zaciekawieniem zacząłem czytać Twoją historie. Pisz dalej co u Ciebie?

Szkoda że ostatnie dwie strony zaśmiecają Twój temat.

Panowie, załóżcie może swój osobny Temat do dyskusji o CS. Nie sądzę aby kogoś interesowały Wasze opinie czy te zasady są ok czy nie. Chodzi o poznanie tych zasad, aby z móc z nich skorzystać. Tego co tu piszecie nie da się czytać. Cytat i kolejne udowadnianie swojej racji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, szlu napisał:

daisy1, 

Z zaciekawieniem zacząłem czytać Twoją historie. Pisz dalej co u Ciebie?

Szkoda że ostatnie dwie strony zaśmiecają Twój temat.

Panowie, załóżcie może swój osobny Temat do dyskusji o CS. Nie sądzę aby kogoś interesowały Wasze opinie czy te zasady są ok czy nie. Chodzi o poznanie tych zasad, aby z móc z nich skorzystać. Tego co tu piszecie nie da się czytać. Cytat i kolejne udowadnianie swojej racji.

Popieram szlu......A TY Gosiu pisz jak najwiecej o swoich doswiadczeniach w USA...w koncu juz Wasze pierwsze Thanksgiving i nadchodzace Swieta Bozego Narodzenia.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące później...

Właśnie zauważyłam, że minęło już rzeczywiście sporo czasu odkąd ostatnio dodawałam jakąś wiadomość w tym wątku. Wiedziałam, że trochę czasu już minęło, ale nie spodziewałam się, że aż tyle...

Za nami pierwsze Thanksgiving, pierwsze Boże Narodzenie i Sylwester tutaj oraz pierwsze amerykańskie Walentynki.

Thanksgiving zrobiliśmy u siebie i zrobiliśmy je w typowo amerykańskim stylu: z indykiem, sosem żurawinowym, green beans casserole, pumpkin pie, pecan pie i wszystkim innym co niezbędne na świątecznym stole ;) (dzięki naszym amerykańskim przyjaciołom dostaliśmy listę tradycyjnych potraw i rodzinne, sprawdzone przepisy). Spędziliśmy ten dzień w polsko-amerykańskim towarzystwie i było na prawdę miło, ciepło serdecznie :) Spodobało nam się to święto, tym bardziej, że rzeczywiście mamy za co być wdzięczni i fajnie sobie o tym przypomnieć.

Za to święta Bożego Narodzenia były już w typowo polskim stylu, też u nas i również w polsko-amerykańskim towarzystwie. Z tradycyjnych potraw na stole zabrakło tylko karpia (ale prawdę mówiąc nikt za nim za bardzo nie tęsknił ;) ), za to mieliśmy okazję spróbować kilku nowych dla nas potraw, tradycyjnych na Podkarpaciu, z którego pochodzi mama mojej przyjaciółki. Akurat na krótko przed świętami przyjechała do niej i postanowiła też coś przygotować na wspólną Wigilię :) Powiem Wam szczerze, że obawiałam się tych świąt, bo to były moje pierwsze święta, które spędzałam bez rodziców i rodzeństwa z rodzinami. W Polsce mam dużą rodzinę i zawsze w Wigilię spotykaliśmy się wszyscy przy wspólnym stole. Na szczęście było cudownie, rodzinnie, smacznie i bardzo świątecznie. W sumie było nas 10 osób, więc całkiem spora gromadka. Oczywiście nie obyło się bez łez jak rozmawiałam z rodzicami oraz przy dzieleniu się opłatkiem, ale to były łzy wzruszenia, a nie rozpaczy ;) Muszę też przyznać, że byłam zachwycona naszą choinką. Nigdy nie mieliśmy tak pięknego drzewka - dosłownie jak z amerykańskich filmów świątecznych ;) No i był śnieg na święta! Całkiem porządnie nas zasypało w grudniu.

Sylwester mnie zaskoczył. Tak cichego chyba nie spędziłam jeszcze nigdy. Zupełnie nie spodziewałam się tego, że tutaj nie ma fajerwerków o północy! Był jakiś malutki pokaz, który widać było od nas z tarasu około godziny 19 (może świętowali nowy rok w Anglii :P) i tyle. O północy cisza! My kupiliśmy jakieś (wybór w sklepie bardzo ograniczony, tylko takie małe, żadnych rakiet, itp.), ale żaden, z kupionych przez nas, dosłownie ŻADEN nie zadziałał  ;) Wszystkie gasły w kilka sekund po odpaleniu lontu... Ale tak, czy inaczej czas spędziliśmy miło, podsumowując miniony rok i wszystkie wielkie zmiany, które w nim zaszły.

Co u nas poza tym? Zima - bardzo zresztą dziwna zima. Jednego dnia wieczorem śnieg sypie jak szalony, rano szkoły odwołują zajęcia, a wieczorem po śniegu nie ma ani śladu, bo cały dzień padał deszcz i jest ciepło ;) Pogoda bardzo trudna do przewidzenia, bo nijak ma się do tego co znamy z Polski. Niby pory roku, ale jednak wyglądają zupełnie inaczej niż te, które są nam znane. Teraz znowu jest mróz i prószy śnieg, choć w miniony weekend było niemal wiosennie, ale podobno co właśnie całe Michigan i tak właśnie tu jest ;) 

Nasze dziewczynki świetnie radzą sobie szkole. Jestem zaskoczona jak szybko załapały język i tutejsze zwyczaje. Uwielbiają swoje szkoły i jak jest wolne to nie mogą się doczekać, żeby wrócić. Obie mają grono koleżanek i kolegów i czują się tu dobrze. Jak je ostatnio zapytałam, czy chciałby wrócić do Polski, to zgodnie odpowiedziały, ze nie. Na wakacje do babci owszem, bardzo chętnie się wybiorą, ale na stałe nie chcą już wracać, choć na początku wcale nie były przekonane do wyjazdu i pozytywnie nastawione do życia tutaj. Wczoraj świętowały w szkołach Walentynki i każda z nich przygotowała coś dla swoich przyjaciół. U młodszej w szkole była zasada, że albo przynosi się drobne upominki dla całej klasy, albo dla nikogo, więc Młoda z zapałem wypisała 23 kartki - dla każdego dziecka z klasy i dla ukochanej pani. W starszych klasach już takiego zwyczaju nie ma, więc starsza córka zrobiła upominki tylko dla wybranych osób. Obie wróciły zadowolone, bo również dostały walentynkowe upominki - kartki, słodycze, pluszaczki, ołówki, itp.

Widzę, że już całkiem długi post mi wyszedł, a chciałam jeszcze napisać o kilku rzeczach, które nas zaskoczyły po przyjeździe tutaj, nie napiszę więc teraz wszystkich, tylko kilka. Mam nadzieję, że forum pozwoli mi na tak długi post ;)

1. Czas spędzany w szkole - to była jedna z rzeczy, które były dla nas zaskakujące. W Polsce byliśmy przyzwyczajeni do tego, że dzieciaki mają plan lekcji i chodzą każdego dnia na różne godziny, o różnych godzinach wracają do domu i każdego dnia mają różne przedmioty. Tutaj każdego dnia chodzą na tą samą godzinę i o tej samej godzinie wracają. W szkołach spędzają 7 godzin. Starsza ma lekcje od 8.30 do 3.30, a młodsza od 8.45 do 3.45. Lekcje każdego dnia są niemal takie same, z drobnymi różnicami, np. jednego dnia jest wf, innego o tej porze sztuka, kolejnego muzyka, a reszta bez zmian. Prawdę mówiąc taki system podoba nam się dużo bardziej, dziewczynom też. Co dziwne, pomimo, że w szkole są dłużej, to wracają mniej zmęczone, mają lepszy nastrój i więcej energii. Taka codzienna rutyna dobrze wpływa na dzieciaki i fajnie porządkuje im dzień. Poza tym, dzięki temu mają mniej zadań domowych. U starszej zadania domowe są niemal codziennie, ale nie jest to przytłaczająca ilość, młodsza dostaje w piątek zestaw prac domowych (kilka kartek), które musi przynieść do następnego czwartku.

2. Środki antybakteryjne - wszędzie, na każdym kroku można spotkać żele antybakteryjne do rąk, automaty z pianką odkażającą, chusteczki dezynfekujące, itp. Są dosłownie wszędzie! W każdym sklepie przy kasie stoi buteleczka z pompką, żeby można było sobie odkazić ręce po dotykaniu pieniędzy, we wszystkich marketach są chusteczki dezynfekujące do odkażenia uchwytu sklepowego wózka, w sklepach w typu polskich galerii porozstawiane są automaty z pianką odkażającą (takie jak w Polsce spotykałam tylko w szpitalach), dzieciaki noszą na specjalnych zawieszkach małe żele antybakteryjne przypięte do plecaków, po lekcjach tańca, na które chodzi młodsza córka, pani podchodzi do każdego dziecka po kolei i nalewa mu porcję żelu na ręce, bo przecież dzieci dotykały podłogi... wymieniać tak można w nieskończoność, istne szaleństwo! Do tego wszelkie środki czystości mają zaznaczone wyraźnie, że zabijają 99,9% bakterii (często wymieniona jest lista tych bakterii) i wszystkie śmierdzą chlorem tak, że po sprzątaniu, a nawet w trakcie muszę wietrzyć mieszkanie, bo aż głowa pęka... ale jak to mówi jeden z tutejszych sloganów reklamowych "clean smells bleach"  ;) 

3. I ostatnia już rzecz na dziś - drzwi w toaletach. Na lotnisku, w sklepie, w restauracji w kinie... wszędzie, gdzie miałam okazję korzystać z toalety, rzuciło mi się w oczy to, że drzwi otwierają się do wewnątrz, więc jeśli kabina jest mała, to trzeba uważać, żeby się nie ocierać o muszlę, a po drugie to, że między drzwiami, a futryną są bardzo duże odstępy... na tyle duże, że jeśli ktoś jest w środku, to można go chcąc, czy nie chcąc zobaczyć... Do tego drzwi nie dotykają podłogi, podobnie jak ściany pomiędzy kabinami i te odstępy pomiędzy drzwiami a podłogą są na prawdę duże...

Ok, na dziś już wystarczy, ale jakby coś, to mam dużo więcej spostrzeżeń na temat rzeczy, które mnie tutaj zaskoczyły i chętnie się nimi mogę podzielić :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, ilon napisał:

Mnie te toalety tez rozwalaja. W ogole sie zastanawiam jaki to sens te scianki budowac jak i tak to wcale szczelne nie jest. Kiedys bylam w takiej toelecie ze zamiast drzwi byly zaslony jak do przymierzalni :D 

Zasłony? Poważnie? Z czymś takim się jeszcze tu nie spotkałam, choć właściwie nie powinno mnie to dziwić :P Nie wiem, czy bym się odważyła skorzystać, chociaż pewnie i tak zasłaniały lepiej niż te drzwi ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, andyopole napisał:

#daisy, fajerwerki zobaczysz 4 lipca. Jeśli nie ma zakazu w Waszym miescie. U nas takie zakazy sa coraz czestsze bo strazacy mieli za dużo pracy tego dnia.

Są u nas, ale w tym roku 4 lipca mnie ominął, bo na stałe przyleciałam dopiero 21. Nie żebym była wielkim fanem fajerwerków, ale jednak Sylwester w kompletnej ciszy, to jednak było dziwne ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • andyopole polecił i usunął z polecanych ten temat

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...