To nie mój kolega, sąsiedzi teściów. Jego matka była w święta w Polsce i płakała w ramię teściowej, że nigdzie nie chcą go wziąć właśnie na residency (tego słowa mi brakowało, nie znam się) a urabiali się przez lata po łokcie, żeby syna wyedukować. Był na ostatniej prostej, bo wszystko, co potrzebne zrobił w Polsce. Wedle tego, co piszesz, egzaminy pozdawał, tylko rezydencja w szpitalu jest póki co dla niego nie do przejścia, a próbuje się dostać już drugi rok.
Jego rodzice doskonale wczytali się w realia nostryfikacji dyplomu, bo przebrnęli przez to, problemem było i jest dostanie się na rezydencję. Próbował już w kilku szpitalach, bezskutecznie. Pracę oczywiście znalazł, ale nie jako pełnoprawny lekarz, a jako ktoś niżej (nie pamiętam dokładnie, jak to stanowisko zostało nazwane).
"Jak zostawiłeś kasę w Polsce, to wracaj do Polski pracować, tu nie ma dla Ciebie miejsca" też trochę nad wyrost napisałem, chodziło mi bardziej o przekaz, nie słowa, ale w każdym miejscu, gdzie próbował znaleźć zatrudnienie, mówiono mu, że skoro zostawił pieniądze na polskich uczelniach, to powinien też pracować w polskich szpitalach.
Nie musisz w to wierzyć, piszę tylko jak jest, info z pierwszej ręki. Może tam, gdzie mieszka, w szpitalach mają właśnie takie podejście do świeżo upieczonych absolwentów medycyny, przecież nie opowiadałbym tu bajek. Temat mnie zainteresował, miałem coś do powiedzenia, to i powiedziałem. Nie produkowałbym się tylko po to, żeby szukać zaczepki, lub opowiadać bajki.