Skocz do zawartości

Dlaczego nie warto jechac na work and travel.


Rekomendowane odpowiedzi

I pewnie lubisz tez jak wracasz z niczym do domu? Nie lepie jest pojechac za free do jakiegos kraju z cylku European Union i po wakacjach przywiesc pelno kasy do domu a przy okazji sobie cos zwiedzic, niz wydac tyle kasy za niewiadomo co i dla kogo i po wakacjach nie tylko wrocic z niczym ale jeszcze na minusie?

widzisz jest jeden problem, ja nie jade do usa by zarabiać miliony tylko by spędzać [beeep]iście wakacje i widziec rzeczy których poprostu w europie nie ma, w odrębie UE będę podróżować jak będę zastary na wyprawy za ocean narazie mam dużo energi by jechać tam.Jak tak ci się podoba w UE po co wogole zawracasz ludziom głowe swoimi postami? skoro ktoś tam jedzie po raz 5 czy 6 chyba musi być jakiś powód , wiesz jaki masz problem ktoś ci naopowiadał że w usa pieniądze leżą na ulicy i wystarzy się schylić, a gdybyś przeszukał przed wyjazdem tam forum być się napewno nie rozczarował

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Mnie do nastepnych wyjazdow z tego programu zniechecily przedy wszystkim te rzeczy:

1. To, ze nikt przed moja decyzja o zapisaniu sie na program i wplaceniu kasy nie poinformowal mnie jak niebezpiecznie jest tam, gdzie sie wybieram (Atlantic City - pisalam o tym tu: http://www.usa.info.pl/board/index.php?sho...ic=6828&start=0 ). Nasza znajoma napadli na ulicy pod samym Hiltonem, gdzie niby jest ochrona...Poczytajcie tez co pisza na temat Atlantic City inne osoby na forum. Jezeli ktos chce inne szczegoly poznac, zapraszam na priv.

2. Agatko, piszesz tak:

Pracowałam od 9 do 21, więc nie mart wiec, czasu wystarczało mi na wszystko - na spanie również. Kiedy chciałam lub potrzebowałam robiłam sobie dni wolne.

Poza tym praca a praca to też różnica. Ja na swoją narzekać nie mogłam, nie była nawet trochę męcząca – wręcz przyjemna.

Naprawde, nie kazdy jest w stanie tyle pracowac...ja jestem wykonczona juz po 10 godz. pracy, no i niestety, te osoby, z ktorymi ja mialam do czynienia i ktore przywiozly do Polski po 9000 dol, faktycznie pracowaly na 2 etatach i spaly po 3 godz. na dobe, wspomagajac sie red bullem i wygladajac jak zombie. Ja przywiozlam duzo mniej, wlasciwie jak tak policze, to owaszem, zwiedzilam Wsch. Wybrzeze, a to co przywiozlam w gotowce to dokladnie koszty, jakie ponioslam placac za W&T.

3. Fakt, ze nie to, jakie stanowisko dostane, zalezalo tylko i wylacznie od widzimisie pana z human resources...po co wiec cala ta mistyfikacja ze znajomoscia jezyka sprawdzana w Polsce, skoro moze mi sie trafic sprzatanie czy zmywak? Nie za to place TYLE kasy posrednikom w Polsce!!! Wtedy rzeczywiscie bardziej oplaca sie leciec w ciemno do Anglii, straci sie najwyzej kase za tani przelot i dojazd czy krotki pobyt.

Ciesze sie tylko z tego, ze poznalam fajnych ludzi - innych "łorków"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się z Tobą nie zgodzę. Owszem wydatek za pierwszym razem jest duży ale... zawsze żeby zarobić trzeba zainwestować, tak już jest. Poza tym to niesamowita przygoda i możliwość poznania niesamowitych ludzi. Ja wyjaechałam trzykrotnie i oto dlaczego warto wyjechać:

1. Możliowść poznania innej kultury, dla wielu wciąż uwarzanych za "Dream Land". Ja nie postrzegam Ameryki raj, ale zawsze miło się wraca i widomo nie jest jak w filmach...

2. Możliwość zawarcia nowych znajomości z ludzmi z całego świata...

3. Oderwanie się od garnuszka mamusi i życie na wlasną rekę, w końcu o domu daleko i tak czy inaczej musisz radzić sobie sam...

4. Uwierzenie we własnie siły, ja jestem teraz zupełnie inną osobą, otwartą i pewną siebie...

5. Angielski, angielski, angielski - trudno powiedzieć czy jest lepszy czy gorszy, bo zapomina się wyszukanych słów i zwrotów gramatycznych, ale obecnie z każdym i wszędzie, na każdy temat dogadam się, a nawet porozmawiam z przyjemnością, nie przeraża mnie również rozmowa przez telefon, szczerze mówiąc tu w Polsce tych wielogodzinnych pogadanek o wszytkim i o niczym brakuje...

6. Kasa, jak widzisz jako ostani punkt, gdyż łatwo ją wydać, a reszta pozostanie na całe życie.

Moje koszty wyjazdu (3 wyjazdy): 3*$2000 + 1000 (nowe studia) = $7000

Zysk brutto: $6000 (I wyjazd) + $9000 (II) + $14000 (III) = $29000

Koszty na miejscu:

- mieszkanie: około $50 za tydzień, razem 3 * $1000 = $3000

- jedzenie: $1000 (I) + $500 (II) + $200 (III - większość miałam za darmo) = $1700

- transport do pracy $0 (gwarantuje pracodawca)

- podatki $600 + $1000 + $2000 = $3600

Razem ok: $4700

Tym więc sposobem (odzyskująć chociażby częściowo) zapłacone podatki ciągle jestem 18 tys do przodu

Nie wiem, gdzie można tyle przez rok zarobić na czysto (odejmując jedzenie i wydatki na mieszkanie)

Podsumowując, nikt nie mówi że bedzie łatwo, trzeba się napracować (często 80 godzin tygodniowo, ale jak ktos kocha swoja parcę i tak nie może bez niej żyć ;) ), mobilizować i walczyć o swoje. Ja przez cały czas pracowałam tylko i wyłącznie u jednego pracodawcy, na jego koszt zwiedziłam też dużą część wschodniego wybrzeża. Owszem powiecie,że mi się udało, nie prawda bo raz było lepiej raz gorzej, jak to w parku rozrywki, grunt to iść do przodu, nie poddawać się i próbować ile się da...

Nigdy nie powiem że żałuje mojego wyjazdu na WaT, jednego czego żałuje to to że wyjechałam tak późno ( po 4 roku studiów).

Aha chce jeszcze dodać, że przez w sumie 6 miesięcy pracowałam już w swoim zawodzie (menedżer), w Polsce jeszcze nikt mi takiej szansy nie dał...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no no no...az mi sie nie chce wierzyc ze mozna miec takie nastawienie do tego typu wyjazdow ;) Ja pracowalam tylko po 6 godzin dziennie i przywiozlam 8 000 $ w gotowce po trzech miesiacach. W tym roku trafilam supre - fajna restauracja, fajni ludzie, zero stresu i duza kasa...oczywisice nie mowie juz o zwiedzaniu bo na to absolutnie sobie nie zalowalam. Ludzie trafiaja na bardzo rozne pozycje , ze mna pracowali ludzie, ktorzy siedzieli na zmywaku i najlepsze jest to, ze przez cale wakacje narzekali - ale to nawet bardzo - a teraz po powrocie do Polski juz mysla o kolejnym wyjezdzie. Takze Kolego widocznie ktos naprawde naopowiadal Ci glupot o stanach i moze myslales ze bedziesz prezydentem a nie podrzednym pracownikiem???? Program work&travel to raczej ruletka i swietna sprawa - szkoda, ze juz skonczylam studia - teraz niestety juz zostaje tylk oPolska lub przepelniona Polakami Anglia - ale tam to juz naprawde tylko farma albo housekeeing w hotelu - bo to co lepsze to juz dawno zajete :P

Tutaj sprawdza sie przyslowie: jak sobie poscielesz - tak sie wyspisz :D To, ze Ty nie umiesz sie zakrecic to nie znaczy, ze wszyscy przyjezdzaja stratni i maja zle :P

Pozdrawaim i zycze powodzenia w szukaniu pracy marzen w naszym kaczkowatym kraju lub w UE :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie lorandtrawel to przysłowiowy (zwierzę z rogami, które występuje w jednym ze znaku zodiaku).. bez szkoły, jezyka, który ma 2 lewe ręce, 2 lata temu nie wiedział gdzie leży ameryka - usłyszał o łatwym wyjeździe na J-1... a konsul ulitował sie nad nim dajac mu wize; myśląc sobie jedz chłopaku zobacz troche swiata, może się wyrobisz - co jak widać sie nie stało.

Wprawdzie juz 3 raz byłem w tym roku na W&T a do tego kupiłem sobie samochód, zarobilem 9tys $ z czego wydalem tam połowe na ciuchy, elektronike i przyjemnosci w postaci zwiedzania... Język podszkolony, dużo nowych ciekawych znajomości... nabyte doświadczenie napewno będzie procentować w przyszlości wiec gdy ktos mówi, ze W&T to porażka to chyba sam jest porazka.

... bo moim zdaniem W&T to "najlepsza szkoła życia" i polecam każdemu ten program. 8)

a odnosnie Angli - dziś byłem u kolegi i pokazywałem mu zdjecia oraz filmiki z USA... Ja dużo widziałem, bawilem sie w parkach rozrywki, a moj kolega powiedzial mi, ze widział TRUSKAWKI na Farmie... gdzie pracował przez 3 miesiące... i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze napisze tak: Celem rozpoczecia tego watku przeze mnie nie bylo biadolenie jak tam bylo zle, tylko opisanie prawdy jak bylo naprawde (na samym poczatku napisalem ze jest to tylko moj punkt widzenia).

Nie mam zamiaru wychwalac Anglii. Chodzilo mi o danie przykladu kraju do ktorego mozna pojechac niemal za darmo i sporo zarobic, i nie przejmowac sie ze ci wize cofna itp. itd. (mozecie sobie zamiast tego slowa Anglia wstawic inny wyraz jak Irlandia czy inny kraj - kto co lubi.)

A teraz do Szeli (bo mnie bardzo "zdenerwowal" twoj post): Nie jestem matolem bez matury i bez jezyka. Bardzo dobrze mowie po angielsku i nie mailem problemow z porozumiewaniem sie w stanach. Przed wyjazdem nie nastawialem sie na zarobienie kupy pieniedzy tylko na zobaczenie USA, jednak nie kazdy ma bogatych rodzicow i niektorzy musieli odrobic pozyczke w banku jaka zaciagneli na ten wyjazd.

A moim zdaniem work to nie jest szkola zycia i nikomu nie polecam tego programu.

I jeszcze jedno ten post nie jest skierowany do tych ktorzy tam osiagneli sukces i pracowali po 80 h na tydzien. Tylko raczej do tych niezdecydowanych (jechac czy nie jechac). I prosilbym o niepisanie takich wyrazen jak "wiekszosc uczestnikow jest zadowolona" nie majac zadnych danych na potwierdzenie. Bo przed wyjazdem tez naczytalem sie pelno postow z cyklu zarobilem ilestam na czysto, zwiedzilem cale stany, pozalem pelno ludzi itd. - i z taka wiara pojechalem do USA by na miejscu sie rozczarowac.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę powtarzał tu słusznych argumentów podawanych przez koleżanki i kolegów pokazujących, że da się w USA sporo zarobić - dodam tylko parę zdań od siebie (całej dyskusji nie zdążyłem nawet przeczytać, nie mam w tej chwili zbyt wiele czasu) ...

Nie dla każdego wyjazd do USA to wyprawa po wielkie pieniądze. Dla mnie liczą się wspomnienia, sprawdzenie samego siebie, kontakt z ludźmi, z żywym językiem. W życiu nie najważniejsza jest kasa (chociaż bardzo ważna) - chodzi w nim o to, żeby spełniać marzenia ...

Tak mi się przynajmniej wydaje.

Kto nie jest odważny, kto nie ryzykuje - ten nie wygrywa, a poddawanie się po pierwszym niepowodzeniu jest najgorszym, co można zrobić.

Piszesz o stresie towarzyszącym wyjazdom. To kwestia podejścia. Ja nigdy nie stresuję się takimi wyjazdami, co będzie to będzie - zawsze za to można przeżyć nową przygodę.

Podchodząc do wszystkiego jak do jeża odrzucić można wszystko - jazda na motocyklu jest niebezpieczna, na nartach można połamać sobie nogi, na surfie czy żaglach utonąć, itp., itd.

Tak samo jest z wyjazdem do USA - jeśli coś nie udaje się mimo zamierzeń, tak po prostu bywa - ale nie można się podddawac, bo takie jest po prostu życie, czasem sypie piachem w oczy ...

Pozdrawiam.

Wojtek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...