Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

ja mam do tej pory

CHI znalazlo mi pracodawce

mam najbardziej beznadziejna koordynatorke na swiecie, ktora zamiast pomoc to utrudnia

jest rosjanka a robi sie na amerykanke

juz nie zglaszam jej swoich problemow bo nie warto sie denerwowac

na moja wiadomosc ze moj pracodawca nie odpowiada mi powiedziala ze musze znalezc sobie zatem innego i sama to musze zrobic bez ich pomocy

wysyla nam glupawe zdjecia ze swoich wycieczek oraz zdjecia psa i domownikow

zgarnia kupe kasy za kazdego interna a nic nie robi

moja kolezanka wyslala na nia complaint, troche poskutkowalo

pozdrawiam

k

Napisano

Czesc,

wlasnie jestem w stanach na internshipie z YTP/CHI. Tragedia. Pracuje dla sklepu Wings. Jesli ktokolwiek z was ludzi sie, ze praktyka w wingsie jest w jakikolwiek sposob zwiazana z kierunkiem studiow, bardzo sie myli. Praca nie ma nic wspolnego z tym, co studiowalam przez 5 lat na uniwersytecie. Jestem ekonomista i logistykiem a pracuje w sklepie, jako normalny pracownik i dyplom do niczego mi nie potrzebny. To samo robia dziewczyny, ktore edukacje skonczyly na szkole sredniej albo i wczesniej i urodzily 4 dzieci do 22 roku zycia. Placa 7$/godz minus podatek, pracuje 40 godz/tydzien, o nadgodzinach nie ma mowy, wrecz pilnuja zeby nie zostawac minuty dluzej.

Na pocztaku pare szczegolow. Wings ma sklepy w 6 stanach. Moje "destination place" na formularzu DS to Miami FL. W planie praktyk mam Myrtle Beach SC. A wywziezli mnie to najmnijeszej wioski swiata w polnocnej karolinie. Najblizsza pralnia, biblioteka z internetem, sklep, przystanek Greyhounda, jakakolwiek cywilizacja - 20 mil od domu, w ktorym mieszkam. Nie mam ani samochodu, ani roweru. Nic. Roweru nie ma gdzie kupic. Do pracy 30 minut piechota przez las. Nie zartuje. Jak mnie tu przywiezli to przezylam szok. Przez 2 tygodnie plakalam i smialam sie na zmiane. Nie moglam kupic karty zeby zadzwonic do domu do Polski. W domu w ktorym mieszkam nie bylo wody przez pierwsze dwa dni. Moshe, facet z firmy Wings nas tu przywiozl: mnie, inna dziewczyne z Polski i chlopaka z Rumunii. Nie zostawil nawet numeru telefonu do agencji, od ktorej ten dom wynajmujemy. W domu nie bylo telefonu, najblizszy 15 minut piechota przez las na stacji benzynowej. W razie emergency, oczym sie przekonalam niedawno, klopot z wezwaniem pomocy, bo mieszkamy w lesie.

Pisalam w tej sprawie do YTP, pisalam do CHI. Babka z CHI byla tutaj przez 10 minut i jest tak zachwycona, ze nie ma czasu nawet odpowiadac na moje maile. 1,5 miesiaca temu obiecala do mnie zadzwonic do sklepu w ktorym pracuje i od tamtej pory cisza. Zero zainteresowania. Powiedziala mi, ze jak mi sie nie podoba to cudowne miejsce na lonie przyrody to se moge walizki do polski spakowac. O zmianie miejsca, przeniesieniu do miasta nie ma mowy. Malo tego. Na poczatku babka z ytp chciala mi pomoc, pisalam do niej w tej sprawie, lecz pozniej pani z chi wybrala sie z wizyta do polski i opowiedziala tej pani z ytp jak cudownie jest w tym lesie i ze ja przesadzam, bo to tylko 6 miesiecy zostalo a potem mnie przeniosa to wielkiej metropolii i bede szczesliwa. Tylko 6 miesiecy chodzenia do pralni 3 godziny w jedna strone. No i pani z ytp sie poddala i napisala mi maila zebym jakos wytrzymala, bo przeciez tutaj tez sie moge czegos nauczyc. Jasne, chyba wieszac szorty na wieszaku.

Pisalam do ludzi z wingsa, ale nie doczekalam sie nawet odpowiedzi negatywnej. Olali mnie zupelnie. Na pocztaku obiecywali pomoc w kazdej sytuacji a teraz kiedy jej potrzebuje po prostu NIC nie robia. To sie tyczy rowneiz pani z CHI. Kase biora ale nawet sie nie pofatyguja maila napisac.

Ale to jeszcze nie koniec historii. Pewnego dnia pan z wingsa przywiozl tu swojego znajomego z Izraela (wings to firma opanowana przez ludzi z tego kraju). Przywiozl go i zakomunikowal nam ze odtad Mark bedzie z nami mieszkal. Mark okazal sie brudasem jakich malo. Byl asystentem menadzera w sklepie, w ktorym pracowalismy, czyli zajmowal to stanowisko, jakie my mielismy teoretycznie miec. Mark okazal sie agresywnym psycholem. 2 tygodnie temu RZUCIL sie na mnie w domu, uderzyl mnie i popchnal na sciane, zaczal mnie obmacywac. Darlam sie ale nasz dom jest w lesie i nie bylo mozliwosci zeby ktokolwiek mnie uslyszal. Nie mamy telefonu, wiec nie moglam zadzwonic po pomoc. W koncu jednak sie wyrwalam i ucieklam na stacje skad zadzwonilam do menadzera sklepu zeby po mnie przyjechal bo boje sie wrocic do domu. Ze sklepu zadzwonilam po policje. I co sie stalo??? Jak moj menadzer zobaczyl ze dzwonie po policje to wyslal jednego z pracownikow ( po kryjomu, tak zebym nie widziala, dowiedzialam sie o tym dopiero pozniej) do naszego domu, zeby Marka wywiozl do innego miasta, bo takie wskazowki dostal od pana Moshe z firmy Wings przez telefon. SZOK. A przed policja zgrywal glupa ze nie wie gdzie jest Mark. Od tamtej pory Mark zniknal ale wiem ze pracuje dla Wingsa w innym miescie.

Pisalam w tej sprawie do YTP i CHI ale ZERO reakcji. Nikt z Wingsa nawet nie zadzwonil do sklepu zapytac jak sie czuje. Nic, kompletnie nic.

Jestem tak rozczarowana, tak zmeczona pobytem tutaj, ze doslownie nie wiem co robic. Przyznam szczerze ze najchetniej zwinelabym manatki i jakos stad uciekla, ale nie chce byc na bakier z prawem (wiecie, te cale anulowania wizy itp.) Przyjkechalam tu na 18 miesiecy ale juz w pierwszym tygodniu mialam dosc. To cud ze wytrzymalam tu 1,5 miesiaca.

Nie mam pojecia kto i w jaki sposob moglby mi pomoc. Chcialabym cos zmienic ale jest ciezko.

Moja opinie juz macie.

Dodam, ze rok temu bylam na work&travel z YTP/CHI i wszytsko bylo ok, moze dlatego ze pracodawca byl moj wlasny a z CHI nie mialam absolutnie nic wspolnego przez 5 miesiecy, nawet raz z nimi nie rozmawialam przez telefon. A w tym roku jest tak jak opisalam.

Pozdrawiam

oldbay@gazeta.pl

Napisano

Hej,

wlasnie znalazlam Twoj post na stronie forum USA. Jestem rowniez na

"praktykach" w Wings ale w Myrtle Beach. Przyjechalam tu na 6 miesiecy,

a juz 2 miesiace za mna.

Odpisz, prosze, to moze jakos uda mi sie Tobie pomoc. Prawde mowiac,

to mnie tez Ci ludzie z Wings denerwuja, i juz kilka razy mialam

ochote sie zwolnic. Ale widze, ze moje problemy to nic w porownaniu z

Twoimi. Moja fundacja jest rowniez CHI, ale w Polsce byl Guliwer, nie YTP.

Oki koncze, bo nie wiem, czy moj e-mail do Ciebie w ogole dojdzie.

Ale bardzo, bardzo, licze na odpowiedz !

Pozdrawiam serdecznie,

Aleksandra

PS. Moj e-mail to Olenka2107@yahoo.de

  • 3 tygodnie później...
Napisano

brzmi jak scenariusz dobrego dreszczowca

ale czemu nie mozesz wrocic do Polski

przeciez zawsze mozesz powiedziec, ze cos sie stalo w rodzinie i musisz byc na miejscu

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...