Skocz do zawartości

Work And Travel - Wspominki


Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Zalozylem ten watek dla osob, ktore w swoich mlodzienczych latach mialy przyjemnosc wyjechac na worka i chcialby sie podzielic wspomnieniami. Moze dzieki temu uda nam sie zebrac to wszystko jakos do kupy, porownac i zobaczyc co sie zmienilo od tego czasu.

Jesli chodzi o mnie to na worku bylem 2 razy. Pierwszy raz w Californi, pracowalem dla firmy Five Star Catering. pracowalismy na roznych fairach (festiwalach) i sprzedawalismy roznego rodzaju jedzenie dla glodnych amerykanow :).

Wspominam to z duzym sentymentem, to byla moja 1sza wizyta w US, mialem okazje poznac polnocna Kalifornie, nie tylko SF czy Sacramento, ale takze wiele innych miejscowosci jak Ukiah, Santa Rosa, Pleasanton...

Praca dawala w kosc, zarobki nie byly jakies specjalnie wielkie, spalem w malutkiej klitce w przyczepie (10 osobnych pokoi) , wieczorem bywalem tak zmeczony ze nie moglem zasnac ale wiele bym dal zeby znowu znalezc sie na jeden dzien na fairze w Pleasanton i spotkac sie ze znajomymi Amerykanami czy Polakami, z ktorymi wtedy pracowalem.

rok pozniej zachecony opowiesciami o nieziemskich zarobkach pojechalem na wschod do pracy w magazynie c&s. nie bede pisal jak tam bylo, gdyz to mozna znalezc w innym watku na forum. pozwole sobie wkleic to z tamtego watku i jedynie dodac komentarz jak to widze w chwili obecnej.

ja bylem...

wyjazd z Columbusa

rzucili nas do NORTH EAST, w MD

nikt nie wiedzial gdzie to jest, gdyz to malutka miescina niedaleko autostrady 95

kilkanascie mil dalej w Aberdeen byl drugi magazyn, gdzie czesc z nas przydzielona do NE wyslali wlasnie tam.

ogolnie na poczatku bylo ok. 15 polakow plus ok. 10 Ukraincow. jako ze Ukraincy przyjechali cala grupa wczesniej to ich wyslano do Aberdeen, obiecujac wieksza kase na treningu (14 dolarow za h zamiat 12,50 w NE) i ponoc duza liczba nadgodzin. kasa wieksza, bo tam jest mroznia i pracuje sie w temperaturach minus kilkanascie stopni. jednym slowem przej....

potem jeszcze chyba 6 polakow z naszej grupki 15 osob wyslali do Aberdeen. 9 osob zostalo na miejscu. nie uzyskalismy w zasadzie zadnej pomocy od pracodawcy. 1 noc spedzilismy pod chmurka kolo magazynu smile.gif

potem w 9 osob spalismy w jednym pokoju w Crystal Inn tuz obok magazynu. tak okolo tygodnia, potem udalo nam sie wynajac 2 apartamenty kolo siebie w Newarku, czyli kilkanascie mil od North East. no ale, zeby je wynajac trzeba bylo wpierw kupic samochod, a zeby kupic samochod to trzeba bylo wziac taksowke z tej dziury, gdzie nic nie bylo i pojechac do najtanszego dilera w Delaware. koszt 150 dolarow za taksowke.

jesli chodzi o C&S to smieszna gruba "Klarunia" (miala inne imie ale tak na nia wolalismy) dala nam liste 2 hoteli (Crystal i Holiday Inn) plus adres na apartamenty w NE, gdzie okazalo sie, ze nie ma nic do wynajecia. a o standardzie tych apartamentow szkoda mowic. gdy jej powiedzielsmy, czy nie moglaby nam inaczej pomoc to stwierdzila ze mozemy przeciez mieszkac w hotelu crystal (ok. 100 dolarow za noc ) lol .

co do samej pracy to jadac tam slyszelismy ze powinno sie posiedziec max 4-5 tygodni na treningu (czyli w naszym wypadkui 12,5 h za godzine) i potem przejsc na akkord. no i grupa najbardziej ambitnych tak zrobila, tworzac 5 osobowy team. pozostala 4 ciagnela trening prawie przez 3 miesiace chociaz oficjalnie mozna przez 2. i... wyszli na tym lepiej od nas. idac na akkord myslelismy, ze bedziemy wiecej pracowac i nawet nie wyrabiajac 160 paczek na godzine (co dawalo 12,5 dolara p(160 x 8 centow za paczke) ), liczylismy, ze odrobimy to z nawiazka, majac nadgodziny. nadogidzny liczy sie tam tak. od 40 do 60 godziny dostaje sie 50 % podstawy sredniej tygodniowej. czyli np. zarabiajac 10 dolarow na godzine, w nadogidznach dostawalo sie 5 dolarow plus to co sie wyrobilo na paczkach. mam nadzieje, ze zrozumiale to wyjasnilem heh. powyzej 60 h dostawalo sie 100 % sredniej + wyrobione paczki.

no ale jak sie okazalo nasza 5 na akkordzie nie pracowala wcale wiecej niz ci na treningu. i pomimo ze przerzucalismy 2 x wiecej paczek niz tamci, dostawalismy mniejsze czeki. no, ale coz... takie jest zycie.

ogolnie praca na akkordzie moze byc bardzo frustrujaca. jest to wyscig z czasem i z innymi zespolami. jadac tam i slyszac opinie np. o magazynie w Newburgh`u gdzie ponoc roboty bylo full nie do przerobienia, to w North East bylo tej pracy zwyczajnie malo, jedynie jak byl tzw sezon, czyli srodek wakacji to tej pracy bylo troche wiecej. nam jedynie pod koniec udalo sie zblizyc i przekroczyc chyba nawet ta srednia czyli 160 paczek na godzine. to byla srednia zespolowa. czyli w 5 osob x 160 na godzine, to jest 800 paczek na godzine. czyli nic nadzwyczajnego, ale naprawde ciezko bylo wyrobic cos wiecej.

jak powiedzialem praca bywala frustrujaca, bo nie wszystko zalezalo od nas. przykladowo zdarzaly sie czesto "dropy", czyli podjezdzasz pod zamowiony towar a tam go brak. trzeba to bylo zglosic (na szczescie a moze i nie pracowalismy na sluchawkach) i czekac... czasami bardzo dlugo...

z tego co slyszalem chlopaki w Aberdeen mieli jeszcze gorzej. pracowali po 30 kilka godzin w miesiacu. ponoc czesc z nich przeniesiono w polowie wakacji do Newburgha.

co do supervisorow i menagerow to podsumuje to jednym slowem C&S banda [beeep]a ! przestrzegam bardzo przed Damianem z Aberdeen, ktory jest tam supervisorem, albo nawet kims wyzej. mieszka w stanach od kilkunastu lat, jako POlak ma niby pomagac polskim studentom, ale co tu duzo mowic. pracuje dla C&S, placa mu to i jego zachowania i teksty wolaja o pomste do nieba. ale jako, ze palcem robiony nie jestem to powiedzialem mu co o tym wszystkim sadze, i przekazalem naszemu superviserowi Willowi (czarnoskory, chyba najbardziej w porzadku z calej BCH) ze z tym panem nie chcemy miec nic wspolnego.

ale i tak najwieksza menda byl 2 co do hierarchi na magazynie Mark h... (jakies tam finskie nazwisko). ktory 2 krotnie ukaral mnie odjeciem 1 centa za kazda paczke. co odbilo sie na moim czeku rzedu kilkudziesiaciu dolarow. za 1 razem kara zostala anulowana dzieki Willowi. za drugim razem ukaral mnie wraz z kolega za to ze zglosilismy mu iz ktoregos dnia nie bedziemy mogli przyjsc do praacy, gdyz musimy odwiezc nasze dziewczyny (ktore przyjechaly nas odwiedzic) na lotnisko !! on stwierdzil, ze tak nie mozna i ze za pozno mu to mowimy (chociaz mowilismy mu to 1,5 miesiaca wczesniej a potem tylko przypomnielismy 4 dni wczesniej ) i ukaral nad odejmujac centa za paczke. tej kary niestety juz nam nie anulowali. inny przyklad jego beznadziejnego zachowania. popsul nam sie samochody. oba ktore kupilismy. no i zadzwonilismy do niego, ze nie damy rady przyjechac bo mamy popsute auta. to powiedzial nam zebysmy wzieli taksowki i przyjechali prawie 20 mil do pracy lol. powiedzielismy ze za drogo (wyszloby ze pol dnia bysmy robili na te taksowki) i do pracy nie przyjdziemy. to typ przyjechal po nas. wzial nas swoim samochodem 6 osob (3 wczesniej odeszly z pracy) i po tym wszystkim jeszcze kazal sobie za benzyne zaplacic smile.gif. jako, ze byl to wtedy szczyt sezonu to nawet nie wspomnial o zadnej karze, za ewentualne niestawienie sie w pracy. karac nas zaczal dopiero, po tym jak sezon sie skonczyl i nie potrzebowal polaczkow do pracy.

jednym slowem powiem tak. jesli ktos trafi do Northe East jest zdany sam na siebie. nie ma co liczyc na pracownikow magazynu.

to tyle wspomnien troche chaotycznie napisanych, ale spieszylem sie. przez 4 miesiace pracy zarobilem niecale 10 tysiecy dolarow. i duzo i malo. liczylem na troche wiecej, gdyz to naprawde ciezka i zamulajaca robota. duzo mowilo sie o nadgodzinach a rzeczywistosc okazala sie troche inna.

wyjazd mimo wszystko na plus. zwiedzilem kawal wschodniego wybrzeza razem z dziewczyna. super wspomnienia z tych wypraw, kupilem fajny laptop. program sie zwrocil i tyle.

jeśli chodzi o 2 pracę to... już nie tak chętnie bym powrócił na ten magazyn. każdy kto był w tej robocie to wie jak w kość dawała. chociaż może jedno zamówienie na jogurty mógłbym zrobić :lol:

reasumujac wspominam te pobyty w USA z duzym sentymentem, pozniej jeszcze ze wzgledu na rodzine w USA odwiedzilem fair w Sacramento, spotkalem jednego pracownika firmy, byla tez jakas Polka, ktora powiedziala mi, ze poza nia sa tylko Ukraincy i Macedonczycy. (a rok wczesniej nabor z worka tworzyli tylko Polacy).

jedyne czego zaluje to ze nie zaczalem jezdzic na worki od razu po 1 roku studiow, a zdecydowalem sie konczac powoli studia.

zaluje ze nie pojechalem na ryby na Alasce (wiem, ze kurewsko ciezka robota, ale jednak pewnie nigdy w zyciu na ta Alaske nie zawitam).

ze nie pojechalem gdizes do roboty na Hawajach oraz na Florydzie i gdzies w centralnych stanach, zeby poznac troche inna Ameryke.

mam nadizeje, ze ten moj post zapoczatkuje fajny wspominkowy temat. moze wypowiedza sie inne osoby, ktore byly i pracowaly np. w Five Star Catering w Californii czy w C&S w North East w Maryland.

jesli ktos nigdy nie byl na worku to powiem tak. nie zastanawiajcie sie. to naprawde przygoda zycia. pozniej po studiach zacznie sie szare zycie :) praca, praca, praca... :(

Napisano

Hmm, prawdę mówiąc przy powyższych historiach mój Work w Stanach to było totalne obijanie się ;). Byłam w Nowym Jorku i najpierw przez pierwszy miesiąc szukałam pracy (uroki opcji Independent i czekania w nieskończoność na SSN), a utrzymywałam się z tłumaczeń przez Internet. W końcu załapałam się do pracy na Ellis Island. 9,5$ za godzinę, praca lekka, łatwa i przyjemna (sprzedawanie audio tourów), a w czas pracy wliczony dojazd promem (piękny widok na Manhattan zawsze mi poprawiał humor o 7 rano w drodze do pracy). Wśród pracowników byłam tylko jedną z dwóch osób pracujących w ramach Worka - resztę stanowili zwykli nowojorczycy i ciekawie się słuchało historii o ich studiach czy codziennym zyciu. Przy okazji poczułam, że bez hiszpańskiego w Stanach ani rusz, bo 3/4 moich kolegów z pracy było dwujęzycznych (hiszpański-angielski) i czasem było mi głupio, że jako jeden z niewielu pracowników nie potrafiłam się dogadać z hiszpańskojęzycznymi klientami.

Przez większość czasu mieszkałam na Greenpoincie i mogłam się przekonać, że American Dream w przypadku wielu polskich imigrantów to mrzonka. Najbardziej chyba zaskoczyło mnie jak wielu z nich praktycznie nie mówi po angielsku - facet, u którego wynajmowałam pokój mieszkał w Stanach już z 10 lat, a jego angielski był podstawowy.

Ale i tak chyba jeszcze dziwniejsze wrażenie niż polscy pijaczkowie na ulicach Greenpointu wywołało u mnie Washington Heights. To dzielnica zdominowana przez Latynosów i czułam się jak albinos, spacerując wieczorem po parku, gdzie byłam jedyną (obok mojego chłopaka) nie-Latynoską.

W dniach wolnych od pracy chodziłam do Arab-American Family Support Center na Brooklynie i uczyłam się arabskiego od dziewczyn z Jemenu (których jednocześnie uczyłam angielskiego). Aż trudno było uwierzyć w jak bardzo konserwatywnych rodzinach te dziewczyny żyją - mogłyśmy się spotykać tylko w tym centrum, bo do Starbucksa ze mną już nie mogłyby pójść (wymagany byłby męski członek rodziny jako ochrona).

Hmm, ogarnęła mnie nostalgia. Chyba czas zacząć organizować kolejnego Worka i jeszcze jeden pobyt w NYC :)

  • 3 miesiące później...
Napisano

czesc wszystkim ;) za pierwszym razem na worku zarobilem na porzadna kamere, za drugim razem ustawilem sie na job hunt w ny. absolutnym przypadkiem zamieszkalem u fotografa na manhattanie, a potem poznalem cudowna poleczke, ktora pracowala na greenpoincie. sesja ktora jej zrobil miala miejsce w jednej z ladniejszych dzielnic manhattanu - w filmie zawarlem pare krotkich ujec z tamtego wydarzenia. to za co uwielbiam wat to wlasnie swiadomosc, ze nigdy nie wiesz co ci sie trafi :)

(zachecam do ogladania na youtubie w pelnej rozdzielczosci)

muzyka od kapeli ktora poznalem na miejscu. pozdrawiam forumowiczow!

  • 6 miesięcy później...
  • 1 rok później...
  • 1 rok później...
Napisano

2 dni temu wróciłem z mojego pierwszego wyjazdu na W&T do USA. Czy było warto? Oczywiście, że tak! (odpowiedz jak z reklamy;) Przed wyjazdem miałem z milion znaków zapytania. Teraz już wiem, że jeśli ktoś jedzie pierwszy raz to lepiej nie zaprzątać sobie aż tak tym głowy, choć oczywiście wątpliwości jest wiele, bo wszystko na miejscu okazuje się proste lub w miarę proste ;p Pracowałem w Stove (Vermont) w ośrodku wypoczynkowym Topnotch resort & spa jako dishwasher. Kurort dla bogatych ludzi ;p Na 100% wiem już, że nie chcę być już na zmywaku:) Praca lekka nie była, oczywiście do wytrzymania, 10,3$ na godzinę. Po miesiącu zwolnili jednego Rumuna co też a zmywaku pracował ze mną i z 2 dni wolnych został mi tylko jeden. Więcej godzin (od 40-49 w tygodniu) miałem. Z jednej strony fajnie bo zarobiłem więcej, ale w sumie chciałem mieć trochę wolnego żeby przynajmniej rozejrzeć się po okolicy. A jak wygląda stan Vermont? Jest tam bardzo ładnie, czułem się tam w naszych górach - "green mountain state" - dużo lasów, zieleni, jelenie przebiegające przez drogę^^. Wynajmowaliśmy fajny dom w 8 osób. 3 z Polski, 3 z Włoch, 2 z Macedoni. Nie polecam mieszkania z samymi rodakami, bo będziecie mówić tylko po polsku, a nie o to chodzi ;p Dom dla siebie to najlepsze możliwe rozwiązanie, no i oczywiście dostęp do kuchni. Jak nie ma kuchni to jest bieda i trzeba jeść na mieście co trochę kosztuje. Ogólnie pracowało tam 24 studentów z Bułgarii, Chin, Rumuni, Włoch, Macedonii, Polski (3 osoby wliczając mnie). Co mi dał wyjazd? Ogrom doświadczeń. Jest to dobra szkoła samodzielności. Trzeba się nauczyć jak radzić sobie w wielu sytuacjach (to mi się akurat przydało;) Czasami było ciężko, bo jak pisałem praca lekka nie była, ale poznałem tam bardzo fajnych ludzi dzięki czemu fajnie było wracać po pracy do wesołego domu ;p Co do finansów to wyszedłem na zero, a przywiozłem ze sobą telefon, netbooka, byłem 2 dni w Bostonie i 2 dni w NY. Żyłem w sumie oszczędnie, najwięcej kasy zjadł wynajem. Po zwrocie podatku powinienem wyjść na plus. Stan Vermont leży blisko Kanady. Wyjazd do Kanady jest możliwy. Ja akurat nie pojechałem, ale koledzy byli. Podsumowując: pełno doświadczeń, fajni ludzie (może miałem szczęście akurat). Warto było pojechać, za rok też chciałbym się wybrać, ale w inne miejsce.

Jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda stan Vermont zapraszam na mój kanał na YT. Nie spodziewajcie się tam cudów, bo filmiki były bardziej kręcone pod rodzinę i znajomych;) Poniżej link:

https://www.youtube.com/channel/UCq7PqAzhKIc3zynkjYlpJGA/videos

Napisano

Chcieli go wyrzucić, ale ostatecznie przenieśli go na inne stanowisko. Nie do końca jasno się wyraziłem może. Oficjalnie zwolnili go z pozycji dishwashera i zatrudnili w pralni. Chcieli, że tak nie ładnie powiem "pozbyć się" go z kuchni. Może też chcieli go zmotywować do pracy, bo to był straszny luzak:) Szefowa się wkurzyła jak zmywał naczynia ze słuchawkami na uszach;p Ale w sumie nie o to chodziło, bo za takie rzeczy to mogą tylko uwagę zwrócić. 3 razy nie przyszedł do pracy, a nie poinformował, ze go nie będzie. Po drugim razie dostał upomnienie, a za 3 razem pomylił godziny, niby;p Tylko, że zgodnie z umową jaką mieliśmy jak 3 razy się nie przyjdzie bez żadnego powiadomienia to się wylatuje, więc i tak miał chłopak szczęście;) Dla mnie oznaczało to więcej pracy, bo przez ponad miesiąc nikogo nie zatrudnili na jego miejsce. Gdyby wogóle go zwolnili to mógłby zostać w USA gdyby szybko znalazł prace w innym miejscu.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...