Dziecie moje bylo tak niegrzeczne w PreK, ze hamerykanskie szkoly (czyt. prywatne daycares) delikatnie mowiac - mialy jej dosc. Dla przykladu powiem, ze moja corka zamiast isc lezakowac, brala ksiazke i robila sobie np. zadania z matematyki domagajac sie usilnie, zeby nauczycielka sprawdzila pozniej to co ona zrobila. Jeszcze matematyki to pol biedy, ale jak np. dzieci siedzialy w kolku i sluchaly basni, moja corka stwierdzala, ze to brednie, bo czy ktos widzial, zeby slonce mowilo albo zeby swinki jezdzily po teczy na niebie i dziecko ewakulowalo sie z kolka i szukalo sobie innych zajec... Wiec doszlam do wniosku, ze ktos ja musi nauczyc dyscypliny. I wymyslilam, ze kto jak kto ale Niemcy ... oni powinni dac sobie rade...
Wzielam dziecie do szkoly niemieckiej - a tam same dzieci z Niemiec, Austrii, Szwajcarii czyli w wiekszosci dzieci, ktore byly z rodzicami na wizach pracowniczych i potrzebowaly chodzic do szkoly, zeby pozniej moc kontynulowac nauke w swoim kraju. I tak to moja corka nie znajac ani jednego slowa weszla w swiat dzieci, ktore prawie nie znaly angielskiego, choc dali ja do klasy z dziecmi, ktore niby nie byly do konca native speakers, bo mialy np. jednego rodzica spoza niemieckojezycznego kraju. Well..., w drugiej klasie podstawowki wezwala mnie nauczycielka i mowi, ze corka zna na tyle niemiecki, ze dadza ja do native speakers. I dali ja do native speakers. Po 2 miesiacach przeniesli ja klase wyzej i tak to w wieku lat 9 dziecko mialo zdane egzaminy, ktore zdaje sie w high school. Po drodze dostawala wiele nagrod np. z konsulatu niemieckiego, za wygranie konkursow niemieckich itd. Ale trzeba przyznac, ze ona lubiala te szkole - np. w ubieglym roku w klasie bylo tylko 5 dzieci. Przemila nauczycielka, ktora dawala srednio 20 kartek zadania mowiac, ze raczej nie dacie rady, ale moze sprobujcie.. I to ich motywowalo - robili, pokazywali, ze potrafia. Ogromna w tym zasluga rodzicow tychze uczniow - tam nie bylo "olewania" - dzieci robily zadanie, przygotowywaly sie do testow a rodzice pomagali jak mogli. I tutaj dla kontrastu: w klasie dla nie-native speakers byla wolna amerykanka - chcieli zrobic zadanie, to robili, nie chcieli - to nikt nie robil, bo mieli tysiace wymowek (tak uczniowie jak i rodzice, ktorzy nie beda dzieci przeciazac). I w tym roku corka dostala propozycje od dyr szkoly aby wyjechala na rok do Niemiec: chodzila do szkoly, mieszkala u niemieckiej rodziny itd. I tak to w skrocie wygladalo..