Skocz do zawartości

Sprowadzenie chorej matki z US do Polski


klaudyna241

Rekomendowane odpowiedzi

14 godzin temu, andyopole napisał:

Uczciwe to nie jest, wiadomo. Ale na biednego nie trafilo.

Przytocze Wam przypadek mojego Kolegi. "nadejszla" mu pora na wymiane stawu biodrowego. Nie ma ubezpieczenia, jest prywatnym contractorem, robi dobre rzeczy, pieniedzy ma pod dostatkiem. Umowil sie na termin operacji i kwote rachunku za "usluge". Nie pamietam w tej chwili dokladnie ale cos okolo trzydziestu tysiecy $$.

Gdy przyszedl termin, wyspowiadal sie I zameldowal w szpitalu a tam pierwsze pytanie:  "czy zaplacil za robote?",  chociaz wczesniej nie bylo takiego tematu. Wychodzilo na to ze zabieg zostanie scancellowany bo nie ma kasy. On jest dosc wyrywny wiec nawrzucal tam cieplych slow bo tak sobie poustawial robote zeby miec czas na rekonwalescencje a tu zburzyli mu caly terminarz. Po klotniach skoczyl szybko do domu, bliziutko, po ksiazeczke czekowa. Gdy przyszlo do wypisywania szpital zazyczyl sobie kwoty ponizej $20k I stwierdzil ze jezeli platne z gory to fertig, wiecej nie trzeba. W ten sposob zaoszczedzil dobrych kilka tysiecy a jednoczesnie daje to obraz jak sa kalkulowane ceny w tutejszym lecznictwie. 

Znajomy skrecil stope. Szpital wstawil mu szyne i przy wypisie szpital zaproponowal mu crutch (kule do podpierania) za $300. Podziekowal i poszedl do Walgreens po przeciwnej stronie ulicy i kupil za $30.

Zona  miala wykonywanych kilka roznych testow krwi . Doctor office pobiera krew i wysyla do lab za co placi ubezpieczenie. Jeden z najdrozszych testow doctor zdecydowal zrobic we wlasnym office bez pytania i jakielkolwiek informacji, ze zona bedzie musiala zaplacic z wlasnej kieszeni. Kilka tygodni pozniej otrzymala rachunek na ponad $1000. Pisala complaint do ubezpieczenia i glownego office. Insurance robila sledztwo i okazalo sie, ze robili wiecej takich przekretow i maja przyslac pismo o umozeniu rachunku. Jak narazie cisza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 22
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

klaudyna, czytam i czytam i chyba jedno mi przychodzi do głowy: poważnie wczytaj się w warunki ubezpieczenia, które posiada twoja mama. i to ma kluczowe znaczenie. zobacz jakie sa out-of-pocket i czy w przypadku leczenia nowotworowego jest jakaś lista procedur, które nie sa, lub sa pokrywane tylko częściowo.

właśnie przechodzę chorobę nowotrworowa z moja teściowa, z bardzo przyzwoitymi ubezpieczeniem, nieoperowalny rak płuc, więc leczenie chemia i radioterapia. rachunki płyna szerokim strumieniem... wszelka tzw. dodatkowa opieka kosztuje i tutaj nie ma się co oszukiwać. oczywiście na leczenie nikt nie będzie żałował, to jasne, szczególnie dla bliskiej osoby, ale sa usługi, które dla tych mniej zamożnych po prostu nie sa dostępne, chyba żeby skorzystać z opisanej wcześniej opcji - nie zapłacę, bo nie mam z czego, albo pójdę na jakàś ugodę i zapłacę natychmiast 1/5 ceny za umożenie długu. uważam taka opcję za nieuczciwa, bo ktoś ostatecznie musi rachunek pokryć i kończy się to na podnoszonych premiach  ubezpieczeniowych i rosnacych lawinowo cenach usług medycznych. zgadzam się, że te ceny sa mocno zawyżone, ale nie zła wola instytucji oferujacych usługi, ale ceny kształcenia personelu medycznego maja tutaj kardynalne znaczenie. to zreszta materiał na zupełnie inny post.

nie mogé się do końca zgodzić, że usługi medyczne w usa sa na poziomie nieporównywalnie wyższym, choć pewnie szpitale wygladaja lepiej. moja teściowa doświadcza notorycznego niedoinformowania, czeka na zabiegi tygodniami. diagnoza w poczatku sierpnia, dalesz badania weryfikujace skończyły się we wrześniu. od połowy września do połowy listopada teściowa czekała w domu na rozpoczaęcie chemioterapii, wyposażona w syrop na kaszel i tabletki przeciwbólowe. nie tam jakieś malutkie maisteczko w zapyziałym stanie. duże miasto, przyzwoite ubezpieczenie, jeden z progresywnych stanów. 

napiszę tobie, że przeszłam też przez chorobę nowotworowa z moim ojcem w polsce, osiem lat od diagnozy do śmierci i nigdy, nigdy nie było jakichś drastycznych problemów. może mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na dobry ośrodek onkologiczny ( w Bydgoszczy), który zajmował się ojcem kompleksowo - od skomplikowanej operacji usunięcia guza ( dwa tygodnie po skończonych badaniach weryfikacyjnych, czty tygodnie od diagnozy), przez radioterapię, hormonoterapię i później również chemioterapię. w którymś momencie był jakiś zgrzyt, chyba wtedy kiedy ojciec przestał reagować na hormony i po prostu spanikował, więc odesłano nas na bezpłatne konsultacje w otwocku. pewnie miliśmy też sporo szczęścia, bo również lekarz pierwszego kontaktu stanał na wysokości zadania. wszystko w ramach kontraktów nfz. 

to może być jakiś niezwykle mały margines "pozytywnych" historii z rakiem w tle w polsce, ale też czytajac wszystkwie porady dotyczace unikania polskiej opieki onkologicznej, pomyślałam, że może warto wspomnieć, że nie wszedzie tak musi być. 

 

w każdym razie głowa do góry i zmobilizuj jak największe siły, żeby mamie pomóc. dzwoń i pytaj. za to się na szczęście jeszcze nie płaci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...