kzielu Napisano 14 Maja 2020 Zgłoś Napisano 14 Maja 2020 26 minut temu, Karuzelka napisał: Wydaje mi się, że ktoś kiedyś pisał tu na forum, że musiał się zrzec polskiego obywatelstwa, aby podjąć pracę rządową, gdzie posiadanie podwójnego obywatelstwa było zabronione. Nie pamiętam jak się to skończyło, ale moze ktoś potrafi to odszukać. O ile dobrze pamietam to do security clearance przedziurkowali mu polski paszport (standardowa procedura). Znalezienie kogos kto przeszedl ta procedure na tym forum - w momencie jak OP pisze ze to jedna osoba rocznie - raczej bedzie nielatwe...
następna Napisano 15 Maja 2020 Zgłoś Napisano 15 Maja 2020 Faktycznie nieciekawie. Moj znajomy zrzekł sie obywatelstwa australijskiego podczas jednej wizyty w ambasadzie. Osoby z polskim obywatelstwem nie mogą sie go zrzec latami i raczej ja również nie zabiorę sie za to - nie naleze do osób, które walczą z wiatrakami. Ale dla potomnych przytaczam wpis pana, który ma za soba próby zrzeczenia sie takowego, polskiego obywatelstwa: Mój wniosek o zgodę Prezydenta RP na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego nie dostąpił zaszczytu złożenia jako takiego, ponieważ poległ już jakiś czas temu na wałach polskiej dyplomacji. Konsulat odmówił przyjęcia wniosku do czasu przedstawienia kompletu wymaganych załączników. Ja mogę spokojnie strawić trzy fotografie paszportowe i niezmiernie szczegółowy, ociekający podejrzliwością, wielostronicowy formularz z danymi osobowymi calej rodziny, ewidentnie projektu kpt Klossa albo płk von Stirlitza. Mogę strawić nawet wymagany jako jeden z załączników odręcznie pisany szczegółowy życiorys. Dlaczego odręcznie? Cholera wie. Może żeby Stirlitz mógł w sklepie alkoholowym lepiej podrobić mój podpis na czeku? Ale Ojczyzna dodatkowo życzy sobie, abym udokumentował swoją całożyciową historię stanu cywilnego, obejmujacą dwie kolejne żony i troje dzieci, i tu zaczynają się schody. Mam to udokumentować tutaj, w Australii, dokumentami wyłącznie polskimi, bo te obce to one, wicie, rozumicie, one są niedobre. Na argument, że ani ex-żona, ani obecna żona, ani troje dzieci, w tym dwoje pełnoletnich, nie są objęte wnioskiem, bo albo nie mają polskiego obywatelstwa, albo nie są zainteresowane zrzeczeniem, mówią mi, że „u nas som takie przepysy” i żebym się nie mądrzył, bo konsul wie lepiej. Żadna z tych pięciu osób nie ma nic wspólnego z Polską. Żadna nie ma numeru PESEL ani jakichkolwiek polskich papierów. Aby w ogóle móc złożyć wniosek, mam załatwić kosztowne „umiejscowienie’ w Polsce trzech aktów urodzenia, po uprzednim kosztownym wyrobieniu czterech numerów PESEL (bo sam też PESELU nie mam, a bez tego moje dzieci, jak wiadomo, nie istnieją). Musiałbym następnie kosztownie „umiejscowić” dwa akty małżeństwa, w tym jednego rozwiązanego, a potem jeszcze kosztowniej potwierdzić swój zagraniczny rozwód w Sądzie Wojewodzkim właściwym dla mojego ostatniego miejsca zameldowania w PRL w pierwszej połowie mojego życia, czyli ponad ćwierć wieku temu. Konsulat uprzejmie informuje, że jak już zarejestruję to swoje pierwsze małżenstwo, to wtedy tak ja jak i moja ex- jesteśmy według prawa RP bigamistami, ponieważ nie zarejestrowaliśmy naszego rozwodu w Polsce przed zawarciem ponownych związków małzeńskich. No istotnie, nie zarejestrowaliśmy, wychodząc z założenia, że jak się w Australii obywatel australijski żeni lub rozwodzi z obywatelką australijską, to nikomu w Polsce nic do tego. Tą bigamię też mamy teraz odkręcić, naturalnie nie darmo, bo to jest w Polsce czyn przestępczy ścigany z urzędu. Ponieważ moja pierwsza żona była polskiego pochodzenia, to żeby „umiejscowić” w Polsce akt mojego dawno rozwiązanego z nią małżenstwa, bez którego nie ma mowy o walidacji obcego rozwodu przez polski sąd, trzeba mieć jej PESEL, którego ona nigdy nie miała. Musiałbym zatem namowić swoją ex-, żeby sobie wyrobila PESEL. To jest o tyle trudne, że jej barczysty drugi mąż obiecał dać mi po ryju, gdybym kiedykolwiek miał czelność zawracać głowę jego żonie. Moja druga żona obiecała mi to samo, gdybym kiedykolwiek miał czelność kontaktować się z poprzednią. Aby zadośćuczynić wymaganiom konsulatu, musiałbym zatem najpierw oberwać po pysku co najmniej dwa razy. Potem mam dokonać cudu, przekonując wolną kobietę w wolnym kraju, że ma iść do polskiego konsulatu, wypełnić podanie do polskiego USC i słono za to podanie zapłacić. Cud musiałby być na skalę Lourdes, bo moja ex- nie po to się ze mną rozwiodła, żeby spełniać moje życzenia, mieszka w innym mieście, oddalonym o ok. 1000km od jedynego w Australii polskiego konsulatu, a moją ambicję pozbycia się obywatelstwa polskiego ma gdzieś, razem z wszystkimi innymi dziwacznymi problemami dzikich Słowian. Ponieważ dwóch synów z tego małżeństwa jest już pełnoletnich, ja nie mogę nawet wyjąć z australijskiego biura stanu cywilnego ich aktów urodzenia, z powodu Privacy Act. Musieliby to zrobić sami, a nie bardzo rozumieją po co. Jak już ich przekonam, to z powodu ich pełnoletności nie mogę również za nich „umiejscowić” tych aktów urodzenia w Polsce. Musieliby to zrobić sami, występując poprzez konsulat z podaniem do polskiego USC, naturalnie nie darmo i naturalnie po uprzednim wyrobieniu sobie numerów PESEL. Wytłumaczenie dwóm młodym Australijczykom o co tu chodzi, i po co oni mieliby to robić, przekracza moje możliwości dydaktyczne oraz ich pojęcie o świecie. Niewykluczone, że w końcu zadzwoniliby po karetkę z kaftanem bezpieczeństwa, donosząc, że Dad na starość zwariował i chce, żeby oni robili jakieś dziwne rzeczy w obcojęzycznych urzędach na drugim końcu świata, dopłacając jeszcze do tego. Razem do kupy, samo tylko zgromadzenie papierów niezbędnych by je dołączyć do wniosku, po to, aby go dyplomacja polska zechciała w ogóle przyjąć w okienku i przekazać do Warszawy, musiałoby trwać ok. dwa lata i kosztować mnie (według oceny adwokata) od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów, w tym opłaty sądowe w Polsce, koszty prawnika w Polsce, prawnika w Australii oraz dantejskie opłaty pobierane przez polskie urzędy i konsulaty na każdym kroku i za wszystko, z powietrzem zużytym w poczekalni włącznie. Następnie pan prezydent z należytą powagą rzecz rozważy, po uprzednim tajnym zaopiniowaniu mojego wniosku przez dwa ministerstwa. Według Konsulatu Generalnego RP w Sydney, procedura w Polsce bedzie trwała od roku do dwóch lat. Pan prezydent albo się zgodzi, albo się nie zgodzi, albo pozostawi moje podanie bez rozpatrzenia, przy czym w żadnych z tych trzech wypadkow polskie prawo nie zobowiązuje nikogo do zawiadomienia mnie o wyniku w jakimkolwiek konkretnym terminie. Decyzja pana prezydenta będzie nieodwołalna i niezaskarżalna do jakichkolwiek sądów, a za jej doręczenie mi na piśmie trzeba będzie konsulatowi całkiem osobno dobrze zapłacić. Razem, cała rzecz ma trwać od trzech do czterech lat. Otóż ja mam lepsze pomysły na temat tego, co chciałbym robic przez cztery lata, za kilkanaście tysięcy dolarów, więc w tym momencie wysiadam z tej stalinowsko-bizantyjskiej karuzeli".
Halyna Napisano 15 Maja 2020 Zgłoś Napisano 15 Maja 2020 Re: up - trochę przesadził z tym "kosztownie" - wspierałam niedawno znajomych z UK, którzy potwierdzali swoje polskie obywatelstwo (po nieżyjącym już ojcu). Koszt całkowity (urzędowy) procesu - 54 zł od osoby + 17 zł za pełnomocnictwo dla mnie. Reszta to jest płacz osoby, która nie dopełniła ciążących na nim obowiązków urzędowych w czasie gdy się wydarzały poszczególne zdarzenia. Prawdą jest też, że TEORETYCZNIE Sąd w PL może nie potwierdzić rozwodu udzielonego przez Sąd w innym kraju z uwagi na brak przesłanek do rozwodu wg prawa polskiego, aczkolwiek nigdy się z tym nie spotkałam. W sumie - przekombinowany ten wpis bo do celów wnioskowania o zrzeczenie się obywatelstwa polskiego mógł pominąć swoje pierwsze małżeństwo.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.