Skocz do zawartości

Morderstwo na lotnisku w Vancouver.


JacekN

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Nie chce nikogo oskarżać, oceniać, wybielać itp. Ale jestem ciekawa czy śledztwo wykaże co się działo przez te 10 godzin. Facet nie był ani pijany, ani pod wpływem narkotyków (jak wykazała sekcja), tumanem do kwadratu też nie był, bo poradził sobie z przesiadką we Frankfurcie, przeszedł odprawę imigracyjną i odebrał bagaże w Vancouverze, a potem przez 10 GODZIN nie znalazł wyjścia z lotniska? To jest bardzo dziwne...

Oglądam własnie mapę lotniska i nie wygląda na labirynt.

  • Odpowiedzi 35
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano
A dlaczego domniemanie takie jest ze nie starala sie go szukac a moze go szukala??

tutaj jest tekst o tym co sie dzielo:

"W Vancouver miał wylądować wczesnym popołudniem, ale samolot się spóźnił. A ja wyjechałam z Kamloops wcześnie rano i czekałam na lotnisku, ale z drugiej strony. Już się nie mogłam doczekać, kiedy go zobaczę. Pani wie, ja go jednego mam...miałam...(płacz). On był tam, gdzie wydają bagaże, powiedzieli mi ludzie, którzy widzieli na własne oczy, co się stało na lotnisku...A mnie tam nie chcieli wpuścić. Błagałam tych ochroniarzy z security, żeby mnie wpuścili, bo on jest sam, nie zna lotniska, nie zna angielskiego, a ja jestem matką, znajdę go i pojedziemy do domu... Ale oni byli nieubłagani. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Mijały godziny, w końcu jedna pani oficer zgodziła się wywołać go przez głośniki. Ale to było zupełnie bez sensu, bo w hali przylotów tych głośników nie słychać, a poza tym tak przekręciła jego nazwisko, nawet ja ledwo je poznałam... Jak teraz pomyślę, że on tam chodził z kąta w kąt i prosił ludzi o pomoc, i nikt, absolutnie nikt mu nie pomógł, to nie mam już sił, żeby żyć... (płacz)."

http://www.gazetagazeta.com/artman/publish...cle_20195.shtml

a tutaj inny artykul:

Arytmetyka śmierci

Robert czekał siedem lat aż jego matka osiągnie roczny dochód w kwocie $30,000. Był to warunek, by mogła sprowadzić syna do Kanady. Latem zeszłego roku rozpoczęła procedurę imigracyjną.

- Przyleciałam w maju do Polski, do syna, powiedziałam mu - synku, składam już dokumenty o twój pobyt - mówi łamiącym się głosem Zofia Cisowski. Wtedy, w maju ostatni raz widziałam go żywego. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to były moje ostatnie szczęśliwe chwile w życiu.

W sobotę, 13 października ok. 3.00 czasu polskiego Robert opuścił Gliwice i pojechał na katowickie lotnisko. Z Katowic miał samolot do Frankfurtu. We Frankfurcie czekał ponad cztery godziny na połączenie do Vancouver.

Samolot, który miał wylądować w Vancouver o 13.40 w sobotę, spóźnił się półtorej godziny. Około 15:00 Robert przeszedł bez problemu przez urząd celny i imigracyjny, wiadomo też, że odebrał swój bagaż i załadował go na wózek. Co działo się potem, jest obecnie przedmiotem śledztwa. Zofia Cisowski w tym czasie znajdowała się tylko 40 metrów od syna, usiłując przekonać pracowników lotniska, żeby wpuścili ją do strefy imigracyjnej, by mogła go odszukać. Oboje byli rozdzieleni przeszkloną ścianą. Kobieta błagała urzędników o interwencję, ale bezskutecznie. W tym czasie Robert, samotny, zagubiony, bez pieniędzy, wody i znajomości angielskiego prosił ludzi o pomoc.

- Niewiarygodne jest to, że matka i syn byli przez pół dnia tak blisko siebie, a nikt z obsługi lotniska nie pomógł jej chociażby w tym, by mogła przekazać jakąkolwiek wiadomość synowi. I że nikt z pracowników "po drugiej stronie szyby" nie był w stanie porozmawiać z nim i przekazać informację matce.

Nie mogę zrozumieć, jak mogło się stać, by nikt, absolutnie nikt nie był w stanie przyjść z pomocą człowiekowi na lotnisku, które przyjmuje 17 milionów pasażerów rocznie. I że mimo supertechnologii, świetnie przygotowanego personelu, ochroniarzy, urzędników imigracyjnych i celników, nikt nie zwrócił uwagi na człowieka, który przez 10 godzin błąkał się po hali przylotów... - kręci z niedowierzaniem głową prawnik matki Roberta, Walter Kosteckyj.

Około 22.00 Zofia dowiedziała się, że Roberta nie ma na lotnisku. Przestraszona wyruszyła z powrotem do Kamloops, dokąd dotarła po niecałych trzech godzinach. W domu zastała wiadomość na automatycznej sekretarce, że syn się odnalazł. Oddzwoniła na lotnisko, prosząc urzędnika, by zaopiekował się synem, który nie zna angielskiego, a ona przyjedzie po niego tak szybko, jak tylko możliwe... Nie wiedziała, że właśnie wtedy serce Roberta otrzymało uderzenie o sile 50.000 wolt i powoli przestawało bić...

http://www.gazetagazeta.com/artman/publish...cle_20407.shtml

cavscout a skad wiesz co bys robil jakbys byl w jego skorze?i nie wiesz w 100% co bedzie z Toba za wiele lat jak wtedy bedziesz sie zachowywac.

Tak jak napisalem wczesniej, obsluga lotniska jest rowniez odpowiedzialna za ta tragedie. Problem jest w tym ze niektorzy nazywaja ten nieszczesliwy wypadek zabojstwem albo morderstwem, a to nie mialo miejsca. I o to mi chodzi. Takze mnie jedna zecz zastanawia. Poradzil sobie w Niemczech w czasie przesiadki wiec dlaczego nie mogl przez 10 godzin znalesc wyjscia. Przeciez musial widziec innych ludzi wychodzacych po odebraniu bagazy. Czy nie mogl sie udac za nimi?

Napisano

Moja opinia jest taka, że był to wypadek. Wielu ludzi jest rażonych paralizatorem i nie ma problemów. Nikt nie mógł przewidzieć, że umrze. Najlepiej będzie jak będzie przeprowadzone śledztwo które wszystko wyjaśni.. Co nie zmienia mojego zdania, że to był wypadek, nie zabójstwo.

  • 10 miesięcy później...
Napisano

Dariusz Jablonski zamierza nakrecic film o tym wydarzeniu.

"Rok temu, kiedy przeczytałem w Internecie wiadomość o śmierci Polaka na lotnisku w Vancouver, nie mogłem przestać o tym myśleć. Postanowiłem zrobić o tym film. Opowiedzieć o strachu. Bo śmierć Roberta Dziekańskiego była wynikiem strachu przed obcym. Przed ludźmi, którzy zaczęli krążyć po świecie, i przychodzą do naszego domu. Po 11 września boimy się. Terroryści trafili nas w najczulsze miejsce, zamknęli nam bramy wolności. Latanie zamieniło się w koszmar, bo na lotniskach lęk jest zamknięty jak w probówce. Sam rozglądam się, z kim wsiadam do samolotu."

Taaaa. Wyjdzie kolejne 'obiektywne' dzielo - wyciskacz lez.

Ja zgadzam sie w duzej czesci z Cavscoutem.

Nie wiem czy to ten film byl podawany wczesniej (nie da sie go odtworzyc pod podanym wczesniej adresem, jest niedostepny) :

?

Nie nazywalbym tego zdarzenia morderstwem, a ogladajac zachowanie pana Dziekanskiego jest mi wrecz wstyd za co niektorych Polakow (rowniez przez takie sytuacje odbiera sie nas negatywnie za granica).

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...