pelasia Napisano 15 Listopada 2017 Zgłoś Napisano 15 Listopada 2017 6 godzin temu, americanboy23 napisał: Angielski to najmniejszy problem chodziłem na korepetycje nawet żeby go doszlifować To ja ci powiem z doświadczenia, ja swoją drogę z angielskim zaczynałam od 6 roku życia. Żadnego kursu nie skończyłam, poniewaz za szybko łapałam i niestety wszystkie kursy sie ciągły jak flaki z olejem, a ja sie nudziłam. Właściwie w wieku 15 lat angielskim posługiwałam sie na co dzien. Matura z angielskiego w szkole z zaawansowanym językiem to była bułka z masłem( nawet po całonocnej imprezie noc przed). Moj byly był z USA i mieszkał w PL przez 3 lata. Znajomi z UK. Po moim przyjeździe myślałam, ze język to najmniejszy problem...i jak cegła w łeb. Przyjechałam na worka i pierwsza praca w restauracji i sklepie z pierdolami. Niezle sie trzeba było nagłówkować o co sie ludzie mnie pytają. A jak sie trafiło na kogoś z południa, to koniec, jakby po chińsku do mnie mówiono. Miałam wrażenie, ze słownictwo tak troche na poziomie obecnego prezdenta, trzy słowa na krzyż. Troche mi sie śmiać chce jak ludzie mowia, ze o jezyk sie martwic nie musza, bo chodzili na korki. Oczywiscie jesli sie jedzie na wakacje i to na dodatek z kimś z PL to jakieś zaawansowane słownictwo mało potrzebne, ale jesli zamierzasz zyc w tym kraju to juz inna para kaloszy. No chyba, ze ja jakiś wyjątek jestem i chyba jakas nienormalna, poniewaz lubie rozumieć 100% tego co sie do mnie mowi a nie 73%.
nixie Napisano 15 Listopada 2017 Zgłoś Napisano 15 Listopada 2017 Chyba nie jesteś nienormalna. Ja przyjechałem tutaj, czyli na południe o ironio (tylko to zachodnie) z nastawieniem, że to będzie problem, no i się nie zawiodłem. Przed wyjazdem wziąłem paręnaście lekcji u człowieka, który spędził w USA praktycznie całe życie - od kilku lat już na emeryturze osiedlił się w PL. Tylko on był gdzieś z okolic Minnesoty i te nasze zajęcia wyglądały coś na zasadach u nas to się nazywało, robiło, mówiło TAK, ale hmm... nie wiem czy w Kalifornii będzie tak samo. Według mnie im ktoś czuje się pewniej z angielskim, a nigdy nie był w USA i chce się tutaj osiedlić, tym może być gorsze zderzenie z rzeczywistością. Potem są te opowieści, jak to ktoś z FCE, CAE, CPE, rozszerzona matura na 6 i w IN-N-OUT się wszystko posypało jak trzabyło zamówienie złożyć... Taka pewność siebie może być trochę jakby pojeździć Ferrari po torze i powiedzieć, dawać mi tu te zawody F1, przecież umiem jeździć po torze, no i się można przejechać wtedy...
Xarthisius Napisano 15 Listopada 2017 Zgłoś Napisano 15 Listopada 2017 Sama prawda. Godzinne spotkanie w robocie na ktorym trzeba cos referowac to pikus, ale zamowic to co sie chce w drive-through w pierwszym lepszym fast foodzie? To jest wyzsza szkola jazdy. Ja juz sie pozbylem zludzen ze kiedykolwiek mi sie uda zrozumiec i byc zrozumianym w 100%. Obralem inna taktyke: czekam az mi dziecko podrosnie i zacznie mowic. Bedzie zamawial za mnie.
andyopole Napisano 15 Listopada 2017 Zgłoś Napisano 15 Listopada 2017 1 godzinę temu, Xarthisius napisał: Sama prawda. Godzinne spotkanie w robocie na ktorym trzeba cos referowac to pikus, ale zamowic to co sie chce w drive-through w pierwszym lepszym fast foodzie? To jest wyzsza szkola jazdy. Ja juz sie pozbylem zludzen ze kiedykolwiek mi sie uda zrozumiec i byc zrozumianym w 100%. Obralem inna taktyke: czekam az mi dziecko podrosnie i zacznie mowic. Bedzie zamawial za mnie. To rzeczywiscie jest wyzwanie, rzadko korzystam, nawet bardzo rzadko, gdzies w trasie. W zwiazku z tym ide do srodka zeby rozruszac kosci I nie jesc w samochodzie. Ale zamawianie przy desku to jest pryszcz w porownaniu do trzeszczacych glosnikow. W drive through najprosciej operowac numerami.
KrysiaK Napisano 16 Listopada 2017 Zgłoś Napisano 16 Listopada 2017 Nie bez powodu mowi sie, ze jesli zrozumiesz dowcip opowiedziany przez rodowitego teksanczyka, to sobie dasz rade.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.