Skocz do zawartości

Pytanie.


americanboy23

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
6 godzin temu, americanboy23 napisał:

Angielski to najmniejszy problem chodziłem na korepetycje nawet żeby go doszlifować ;)

To ja ci powiem z doświadczenia, ja swoją drogę z angielskim zaczynałam od 6 roku życia. Żadnego kursu nie skończyłam, poniewaz za szybko łapałam i niestety wszystkie kursy sie ciągły jak flaki z olejem, a ja sie nudziłam. Właściwie w wieku 15 lat angielskim posługiwałam sie na co dzien. Matura z angielskiego w szkole z zaawansowanym językiem to była bułka z masłem( nawet po całonocnej imprezie noc przed). Moj byly był z USA i mieszkał w PL przez 3 lata. Znajomi z UK.  Po moim przyjeździe myślałam, ze język to najmniejszy problem...i jak cegła w łeb. Przyjechałam na worka i pierwsza praca w restauracji i sklepie z pierdolami. Niezle sie trzeba było nagłówkować o co sie ludzie mnie pytają. A jak sie trafiło na kogoś z południa, to koniec, jakby po chińsku do mnie mówiono. Miałam wrażenie, ze słownictwo tak troche na poziomie obecnego prezdenta, trzy słowa na krzyż. Troche mi sie śmiać chce jak ludzie mowia, ze o jezyk sie martwic nie musza, bo chodzili na korki:lol:. Oczywiscie jesli sie jedzie na wakacje i to na dodatek z kimś z PL to jakieś zaawansowane słownictwo mało potrzebne, ale jesli zamierzasz zyc w tym kraju to juz inna para kaloszy. No chyba, ze ja jakiś wyjątek jestem i chyba jakas nienormalna, poniewaz lubie rozumieć 100% tego co sie do mnie mowi a nie 73%.

  • Odpowiedzi 54
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano

Chyba nie jesteś nienormalna. Ja przyjechałem tutaj, czyli na południe o ironio (tylko to zachodnie) z nastawieniem, że to będzie problem, no i się nie zawiodłem. Przed wyjazdem wziąłem paręnaście lekcji u człowieka, który spędził w USA praktycznie całe życie - od kilku lat już na emeryturze osiedlił się w PL. Tylko on był gdzieś z okolic Minnesoty i te nasze zajęcia wyglądały coś na zasadach u nas to się nazywało, robiło, mówiło TAK, ale hmm... nie wiem czy w Kalifornii będzie tak samo. 

Według mnie im ktoś czuje się pewniej z angielskim, a nigdy nie był w USA i chce się tutaj osiedlić, tym może być gorsze zderzenie z rzeczywistością. Potem są te opowieści, jak to ktoś z FCE, CAE, CPE, rozszerzona matura na 6 i w IN-N-OUT się wszystko posypało jak trzabyło zamówienie złożyć... Taka pewność siebie może być trochę jakby pojeździć Ferrari po torze i powiedzieć, dawać mi tu te zawody F1, przecież umiem jeździć po torze, no i się można przejechać wtedy... 

Napisano

Sama prawda. Godzinne spotkanie w robocie na ktorym trzeba cos referowac to pikus, ale zamowic to co sie chce w drive-through w pierwszym lepszym fast foodzie? To jest wyzsza szkola jazdy. Ja juz sie pozbylem zludzen ze kiedykolwiek mi sie uda zrozumiec i byc zrozumianym w 100%. Obralem inna taktyke: czekam az mi dziecko podrosnie i zacznie mowic. Bedzie zamawial za mnie.

Napisano
1 godzinę temu, Xarthisius napisał:

Sama prawda. Godzinne spotkanie w robocie na ktorym trzeba cos referowac to pikus, ale zamowic to co sie chce w drive-through w pierwszym lepszym fast foodzie? To jest wyzsza szkola jazdy. Ja juz sie pozbylem zludzen ze kiedykolwiek mi sie uda zrozumiec i byc zrozumianym w 100%. Obralem inna taktyke: czekam az mi dziecko podrosnie i zacznie mowic. Bedzie zamawial za mnie.

To rzeczywiscie jest wyzwanie, rzadko korzystam, nawet bardzo rzadko, gdzies w trasie. W zwiazku z tym ide do srodka zeby rozruszac kosci I nie jesc w samochodzie. Ale zamawianie przy desku to jest pryszcz w porownaniu do trzeszczacych glosnikow. W drive through najprosciej operowac numerami.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...