Polonus Napisano 7 Stycznia 2006 Zgłoś Napisano 7 Stycznia 2006 W stanach jest super i mozna sobie ulozyc zycie jezeli masz papiery.Bez papierow to niestety kolorowo nie kest.Prawo emigracyjne jest zaostrzane.Ja bym powiedzial sa dwie ameryki.Jedna to ameryka widziana oczami ludzi bedacych tu legalnie a druga oczami ludzi bedacych nielegalnie.Wtej chwili bedac tu nielegalnie jeszcze niedaj boze bez ss jest przechlapane.Wiele ludzi przyjezdza zaczyna pracowac na czarno i dopiero po roku zaczyna sie zastanawiac co dalej.Przeciez chyba nie bede cale zyciezachraniac na kontraktorcew i to w dodatku nielegalnie.I taki czlowiek staje przed trudnym wyborem.Czy zostawac i dalej rypac na czarno.Zaznaczam tu ze taki czlowiek w zaden sposob nie pracuje na emeryture czy tez wracac i probowac kariery zawodowej w Polsce.Oczywiscie wiekszy dylemat maja ludzie po skonczonych studiach gdyz tacy w Polsce zeczywiscie moga znalezc jako taki zawod I to jedna z rozterek jakie spotyka czlowieka bedacego tu nielegalnie.Druga to oczywiscie brak rodziny i tesknota za krajem.Jak wiem natura czlowieka sklada sie ze sfery duchowej i sfery umyslowej.I jest ciagle wewnetrzne rozdarcie.Serce mowi zeby wracac , natomiast rozum zeby zostawac. Pisze to daltego gdyz wielu powyzej pytalo jak tu jest w USA.Jedni mowia zajefajnie a drudzy ze źle.I wlasnie to dobrze lub źle zalezy od tego czy ktos jest tu nielegalnie czy legalnie. A teraz chcialbym sie odwolac do kilku forumowych wypowiedzi bo mnie wstrzasnely.Po pierwsze jak mozna z gory sobie zakladac ze np:podchodze z dytsansem do meksyka, amerykanina czy w najgorszym razie do rodaka.No przeciez to jest jakias glupota.I wybacz Dagmarciu ale wcale bymn sie nie obrazil jakbys akurat uniakala mnie bo wybacz ale takiej znajomej to bym raczej nie chcial ktora z gory widzi we mnie zlego czlowieka tylko dlatego ze jestem jej rodakiem.Ja mam tu wielu znajomychi polakow i amerykaninow i nie widze zadnej roznicy.Kazdy z nas sam sobie dobiera towarzystwo i jezeli masz przykre doswiadczenia to moze sie w zlym kregu obracalas.A co do Twojego ukradzionego portfela.Bylem ostatnio w Belly fitness i wynosili stamtad w kajdankach dwoch amerykanow bo w szatni cieli klodki i kradli rzeczy.I co mam teraz powiedziec wszyscy unikajcie amerykanow .To jakis absurd. Po 2 rocznym pobycie tutaj jedna rzecz mnie poruszyla bardzo.Otoz zauwazylem ze molodym Polakom brakuje patrotyzmu co niepokoi mnie strasznie.Dla amerykanina jest nie dopomyslenie zle mowic o swoim kraju i swoich rodakach ogolnie, chocby nie wiem co sie dzialo.Sa poprostu wielkimi patriotami i moze z tego wynika ich potega ich chec do pracy,Oniiwedza ze pracuje nie tylko dla siebie oni pracuja dla dobra USA równiez. Na koniec jeszcze przeszla mi jedna mysl.Jak mozna dzisiaj porownywac nasz kraja do USa czy krajow europy zachodniej.Czy 50 lat niewoli nic nie znaczy.Usa sa krajem suwerennym od ponad 200 lat a my od 15.Przeciez Polska w 1939 roku byla calkowicie zniszczona , a pozniej przez tyle lat pod wplywem rosji komunistycznej.My sie dopiero uczymy demokracji, gospodarki itp, itd.I jezeli ktos nie widzi ze w Polsce zmienia sie na lepsze to proponuje iobejrzec takie filmy jak: serial: "Dom", Czlowiek z zelaza", "Czlowiek z marmuru".Tam jest pokazana powojenna Polska rzeczywistosc i jak ktos nie widzi zmiany na lepsze to przepraszam albo jest slepy albo malo inteligentny.A jak chcemy szybszej zmiany to sami pomozmy temu krajowi.Bo takie gadanie ze mamy sie nie trzymac razem lub ze nasz kraj jest benadziejny raczej nie pomaga.Sam mieszkam od 2 lat w USA, ale o Polska zawsze bedzie moja ojczyzna a Polacy moimi rodakami.Skonczylem w Polsce studia, tutaj zle mi sie nie powodzi ale nie mam zielonej karty.Mysle powaznie czy nie wracac do Polski z powodu rozterek o ktorych pisalem powyzej. To narazie tyle.Jezeli ktos ma pytania lub chcialby jakies sprostowanie domojej wyowiedzi to bede tu zagladal.Jezeli kogos obrazilem to przepraszam I 3majmy sie razem.I to nieprawda ze Polacy nie pomagaja sobie i nie 3 maja sie razem.Przykladem Chicago i lokalna tu polonia.Jedna z mieszkanek Chicago bardo ciezko zachorowala i musi miec przepr=owadzzona operacje transplantacji nerek.No i nasza polonia zebrala dla niej juz ponad 100000$.Tak wiec to jest naoczny przyklad.
KB Napisano 7 Stycznia 2006 Zgłoś Napisano 7 Stycznia 2006 Widzialam ostatno super ogloszenie o prace. Szpital poszukuje RN (jak wiadomo jest za malo pielegniarek i placowki wrecz sie bija o nie). Osoba, ktora zna pracownika spelniajacego wymagania i podsunie mu ogloszenie i pracownik zostanie przyjety, dostanie bonus $1000. Dobre.
Czesiek Napisano 15 Kwietnia 2006 Zgłoś Napisano 15 Kwietnia 2006 Witam wszystkich, z zapartym tchem przeczytalem caly temat i postanowilem dodac kilka slow od siebie. Jestem swiezo upieczonym magistrem ekonomii, studiowalem na studiach dziennych, na ktore bylo dosyc trudno sie dostac i w porownaniu do kolegow czy kolezanek staralem sie jak najlepiej je ukonczyc. Rozpoczynajac studia mialem nadzieje, ze po ich ukonczeniu znajde w miare dobra prace. Nie liczylem na to, ze od razu zostane dyrektorem banku czy glownym ksiegowym w duzej korporacji, bede mial wille z basenem i jezdzil najnowszym mercedesem. Liczylem jedynie, ze znajde taka prace, w ktorej bede godziwie zarabial i bedzie mnie stac w niezbyt odleglej przyszlosci na kupno samochodu i mieszkania. Jednak obserwujac sytuacje w naszym kraju, a takze sytuacje kolegow i kolezanek, ktorzy juz ukonczyli studio, doszedlem do wniosku ze w Polsce nie ma dla mnie perspektyw. Ci co znalezli prace to albo pracuja po znajomosci (w urzedach, bankach) albo zostaja przedstawicielami handlowymi. Dostaja 800-900 zl za miesiac, taka pensja jest to wegetacja. Utrzymujac sie samemu nie jestes w stanie nic odlozyc, a bedac na garnuszku rodzicow zanim zbierzesz na swoje mieszkanie to juz bedzie zblizal sie do 40-tki na karku. Ani ja, ani moi rodzice nie maja znajomosci, wiec nie moge liczyc na zadna protekcje. Pozostaje mi praca za pensje, ktora poza pokryciem biezacych rachunkow na nic nie starczy. Zreszta patrzac na moich rodzicow, ktorzy ciezko i uczciwie pracuja wiem, ze w Polsce nigdy niczego sie nie dorobie. Jedyna rzecza do ktorej sie dorobili przez cale zycie jest wlasny dom i to tylko dzieki temu ze moja Mama zarobila na niego przez kilka lat w USA. Pracujac tylko w Polsce nigdy by sie tego nie dorobili. Dlatego pomimo tego ze skonczylem studia wyzsze w Polsce zamierzam wkrotce (bo juz za tydzien) wyjechac do Stanow i skorzystac z zaproszenia kuzynow. Nie zamierzam jednak tam przebywac dluzej, anizeli bedzie obowiazywal okres mojej wizy. Wiem ze na dluzsza mete bez papierow nie da sie normalnie zyc w Stanach. Jezeli moje wyobrazenia o pracy zagranica sie spelnia, to wowczas wyjade juz na stale do Anglii, gdzie mozna legalnie pracowac. Pracy fizycznej pomimo ze skonczylem studia sie nie boje, bo zadna praca nie hanbi. Nie umiem krasc i oszukiwac ludzi, byc moze wowczas w Polsce bym do czegos doszedl. Jedyne czego oczekuje od zycia to, ze PRACUJAC CIEZKO I UCZCIWIE MOZNA COS W ZYCIU OSIAGNAC. Za kilka miesiecy jak wroce do kraju odpisze, czy moje przekonanie o zyciu i pracy za granica sie potwierdzilo, a moze zupelnie sie zmienilo. Pozdrawiam wszystkich. p.s. moj nick jest troche zartobliwy, niektorzy byc moze wiedza o kogo chodzi ;-)
Kati Napisano 17 Kwietnia 2006 Zgłoś Napisano 17 Kwietnia 2006 Czesiek, Kiedy i gdzie dokładnie lecisz?
Keyser Soze Napisano 8 Lipca 2006 Zgłoś Napisano 8 Lipca 2006 Trzeba do takich decyzji jak wyjazd do USA podchodzic z glowa. Dopiero kilka dni temu zacząłem przeglądac to forum, przeczytałem ten temat, bardzo cenny dla mnie - cieszę się, że ktoś spośród forumowiczów bardzo chłodno i racjonalnie tonuje ten hurraoptymizm jaki mozna zauważyć. Oczywiście nie piję tu do nikogo konkretnego. Pozwólcie, że napiszę coś o sobie. W listopadzie 2000 roku mając lat 23 i będąc na czwartym roku studiów ekonomicznych w Warszawie, wziąłem udział w konkursie w TVP1, ktorego głowną nagroda był wyjazd na koncert rap/rockowy w Chicago. Formalności odbyły sie w ciągu tygodnia, bez problem dostałęm wizę 3-miesięczną, miałem owarty na miesiąc bilet powrotny do domu. Dostałem kasę od organizatora za hotel jaki mi zabukowali i diety służbowe, gdyż powiedziałem, że mieszkać będę u znajomych z mojego miasta, którzy akurat "celebrowali" swoją rocznice pobytu na obczyżnie. Zamieszkałem z nimi na Jackowie. Poobserwowałem tamtejszych ludzi, zwyczaje, sposób w jaki żyją i stwierdziłem, że za nic w świecie nie zamieszkałbym wsórd polskiej społeczności na obczyżnie a szczegolnie w Chicago - powodów jest co najmniej dwa miliony. Nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby zostac tam na czarno. Po tygodniu wróciłem do Polski. Zapewne wielu z tu postujących i nie tylko, zesrało by się w stringi będąc na moim miejscu... :wink: Celem nr jeden dla mnie było skończyc studia. Tak tez sie stało, w czasie studiów miałem juz na koncie etaty w kilku firmach, po studiach równiez moja kariera jako tako sie rozwija. W styczniu 2005 roku w ostatnim dniu loterii wizowej wysłałem swoje zgloszeie i tak się złożyło, że w czerwcu otrzymałem kopertę z dokumentami do odesłania do KCC. Wtedy dopiero na poważnie zacząłem rozważać nad emigracją - jestem legalnie, nie muszę sie nigdzie ukrywać przed kimkolwiek itd. W ciągu kilku ostatnich lat poznałem kilkanaście osob mieszkającyh w Kalifornii, ktore bardzo mocno doradzały mi przyjazd, słuzyły radą, pomocą tak podczas procesu "legislacyjnego" (na rozmowę z konsulem szedłem z oferta pracy w ręku), i oferują pomoc gdy już będe tu na miejscu. Częśc z nich mieszka w LA, częśc natomiast w Bay Area - ci z LA odradzają osiedlanie sie w BA i na odwrót... Decyzji ostatecznej jeszcze nie podjąłem, w najbliższych dniach bukuje bilet na pierwszą połowę sierpnia. Pożegnałem sie z pracodawcą, swoją drogą firma ta jest bardzo dobrze stojąca na naszym rynku ale ja sam czułem i w tych dniach moje przeczucia potwierdzają sie, że nie miałbym większych szans na rozwój, awans itd. Pracowałbym w niej pewnie przez najbliższych 10 lat z perspektywą podwyżki 10% co dwa-trzy lata... Tak więc za miesiąc osiedlam sie z Kalifornii, jesli macie dla mnie jakieś rady, przyjmę je z wdzięcznością.
gabrielangel Napisano 8 Lipca 2006 Zgłoś Napisano 8 Lipca 2006 nie bylem w l.a. co prawda ale polecam bay area !!! to polaczenie usa z nicea !!! pozdro
katlia Napisano 11 Lipca 2006 Zgłoś Napisano 11 Lipca 2006 Plusow Kaliforni nie bede wymieniala, bo wiadomo: piekny, bogaty, roznorodny stan. Ale minusy sa - jak wszedzie. Oto kilka: * W Kaliforni samochod jest niezbedny -- w Bay Area jeszcze jakos mozna wyzyc bez samochodu, ale nie latwo -- ale w poludniowej Kaliforni bez samochodu sie nie obejdze. * Przygotuj sie na wysokie koszty, zwlaszcza mieszkania i podatkow. (Z tym, ze dla tych z wyksztalceniem, pensje tez sa wyzsze.) Na samym poczatku, bedziesz musial miec sporo forsy: na wynajm mieszkania prawdopodobnie bedzie ci potrzebny depozyt + 2 miesiecy czynszu; na samochod i ubezpieczenie, itp. * Przygotuj sie na mozliwie dlugi dojazd do pracy po zatloczonych autostradach - i korki. Nie wszystkich stac na mieszkanie blisko pracy, jezeli pracujesz w centrum LA, czy SF naprzyklad - wielu kalifornijczykow ma dojazd powyzej godziny do pracy - w jedna strone. * Przygotuj sie na tlumy i biurokracje - cos takiego jak otrzymanie prawa jazdy moze byc bardzo czasochlonne i denerwujace ze wzgledu na ogromne ilosci ludzi. Nie pisze tego, zeby cie zniechecic - to sa po prostu kalifornijskie realia. Ale miliony ludzi tam zyje, i szczesliwie - nie ma powodu dlaczego ty tez nie bedziesz mogl znajdziesz wlasnego 'california dream.'
newa Napisano 12 Lipca 2006 Zgłoś Napisano 12 Lipca 2006 watek mi sie podoba...wiec napisze cos od siebie. lat mam 24, rok temu skonczylam w Polsce studia + studia podyplomowe i zaczelam prace w banku. po przepracowaniu roku wylosowalam zielolna karte wiec postanowilismy z mezem wyjechac. dodam , ze maz mial w Polsce prace bardzo dobra, aczkolwiek malo platna, podobnie zreszta jak ja. zwolnilam sie z pracy, maz wzial urlop bezplatny na rok i wyladowalismy w USA. mieszkamy w MA , w turystycznej miejscowosci. wybor byl nieprzypadkowy, poniewaz dwa lata temu bylam tu na W&T wiec wiedzialam pare rzeczy o tym miejscu. z mieszkaniem nie jest zle, udalo nam sie znalezc dwupokojowe mieszkanie za 750$ na miesica ( rachunki sa juz wliczone).jestem kelnerka, maz kucharzy w restauracji, a oprocz tego oboje dorabiamy w supermarkecie. prace baaardzo malo ambitne, ale dosc oplacalne... caly czas zastanawiamy sie czy wracac czy nie. raczej tak (nie zlinczujcie mnie). zgadzam sie ze wszystkimi opiniami, ze jest tu lzej, latwiej, przyjemniej itp. ale wiecie co? ja chyba jestem patriotka:D (istieje jeszcze takie slowo?)po prostu nie czuje sie fair z mysla, ze opusciam swoj kraj i biegam z talerzami wokol grubych amerykanow;)kraj, ktory jakby nie bylo za darmo mnie wyksztalcil. trzymam kciuki za tych, ktorzy zaczynaja emigracyjna egzystencje (my jestesmy tutaj 3 miesiac i najgorsze chwile - mam taka nadzieje - mamy juz za soba) musze tez dodac, ze dosc nam sie tu podoba, mieszkamy nad samym oceanem , wszyscy sa mili, prace nie sa ciezkie, pieniadze godne. ale tymczaosowosc tej sytuacji jest jej najwiekszym plusem:) pozdrawiam was cieplo
newa Napisano 12 Lipca 2006 Zgłoś Napisano 12 Lipca 2006 dodam jeszcze - ze wczoraj wlasnie zaczepila mnie jakas pani z Polski, ktora lat moze juz 20 mieszka w USA. byla ze swoim ojcem, ktory wlasnie ja odwiedzil i synem , urodzonym juz tutaj. kiedy uslyszala, ze ROZWAZAM mozliwosc powrotu do kraju- po prostu mnie zaatakowala. zaczela wreszczec, ze ona by w zyciu nie wrocila, ze jestem glupia, ze sama nie wiem co mam. popatrzylam na jej zbalozwanego syna, mowiacego lamanym jezykiem polskim i ojca, ktory przezyl pewnie druga wojne swiatowa...i zrobilo mi sie smutno.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.