Skocz do zawartości

małe szanse?


Rekomendowane odpowiedzi

@ilya_ ale zes wspomnien przywolal tymi nazwami. Wrecz pieknie. Zambrow nalezy jeszcze dodac, i (to juz z poludnia) Kolbuszowa, Nie wiem czemu, ale z kolegami tak pod koniec lat 90-tych, poczatek obecnego wieku mowilismy, ze Kolbuszowa to zaglebie zon. Ze tak z Greenpoint-ckiego zaciagne "Musi duzo dziewczyn wowczas stamtad bylo".

Czasami czlowiek trafial na takiego West-Bialorusina co juz przy drugim pytaniu dawal:
- "A Ty to skad?"
- "Ja z Dolnego Slaska, tak z 70km od Wroclawia, byle miasto wojewodzkie (to bylo chwile po reformie co zniosla wiele wojewodztw)"
- "A to Ty z Wroclawia (wlasnie mu wytlumaczylem, ze nie, ale coz), a ja z Lap!"

Taram! Tu sie czlowiek stara, nie przytlacza zawodnika wiedza geograficzna, bo nie kazdy ma atlas w glowie, a w odpowiedzi slyszy Lapy, Zambrow, Grajewo.

@ilya_ Widac, zes albo z Greenpoint-u i wciaz masz ich w kolo, albo zes tam spedzil swoj czas. Ja ostatni raz tam mieszkalem w 2006, na Leonard miedzy Nassau i Norman (predzej sporo czasu na Eagle, ale i Havemayer sie trafilo, i Metropolitan tuz obok L-ki). Czlowiek mlody byl i swiata ciekaw:) Przyjezdzales, brales Nowy Dziennik (?) i szukalo sie pracy:
- "Dzien dobry, ja z ogloszenia na budowe bym chcial"
- "Na wakacje przyjechales? Masz sily?"
- "Tak na wakacje, duzy chlop jestem, ponad 190cm"
- "To przyjdz jutro rano (tu i tu) i zobaczymy. A skad jestes?"
- "Yyy, no z Dolnego Slaska"
- "A to nie, my tu tylko swoich bierymy"

A ja to, kur-by-zapial, skad jestem jak nie swoj? Zaswiadczenia od soltysa nie mialem:( I w taki sposob nigdy mi sie nie udalo na budowie popracowac. Jak juz trafilem pracodawce z Zielonej Gory, to przez pare lat do niego przyjezdzalem podczas wakacji...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, marwin napisał:

@ilya_ Widac, zes albo z Greenpoint-u i wciaz masz ich w kolo, albo zes tam spedzil swoj czas. 

nie nie, nie z greenpointu. Wiem natomiast duzo, bardzo duzo: kto przyjezdza, po co przyjezdza, skad przyjezdza. 

 

19 godzin temu, marwin napisał:

Ja ostatni raz tam mieszkalem w 2006, na Leonard miedzy Nassau i Norman

a do Pyzy zes chodzil ? 

 

19 godzin temu, marwin napisał:

a w odpowiedzi slyszy Lapy, Zambrow, Grajewo.

podobno kazda stodola w lomzy jest pobudowana za amerykanskie dolary.

 

Temat pracy i przyjezdnych ludzi, ktorzy pracuja w polonijnych pseudo firemkach remontowych to jest rzecz do otworzenia w nowym temacie.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, marwin napisał:

 "A to nie, my tu tylko swoich bierymy"

 

20 godzin temu, marwin napisał:

Czasami czlowiek trafial na takiego West-Bialorusina co juz przy drugim pytaniu dawal:

 

dodam jeszcze, ze najgorsi to sa ludzie co przyjada z tych wichur gdzies przykladowo z dalekiego podlasia, gdzie to czowiek 1 raz na 5 lat jezdzi do miasta powiatowego, a tu masz Ci los...nowy jork....

przykladowo kobiety - w swojej wichurze mialy jakies 200-300 zl tygodniwoki !! na robocie na paznokciach, a w nyc 150 usd na sprzataniu - dziennie !!....wyobrazcie sobie co takiemu czlowiekowi we lbie sie robi...

ja kazdemu zawsze bede odradzal w szczegolnosci w nyc i okolicach chodzenia do pracy do polonijnych pseudo firemek remontowych - juz to pisalem wiele razy tutaj - mozna popsuc sobie zycie. Co chwile tu ktos daje posta, ze chce przyjechac i pracowac.... 

Zachecam kogos kto jest na forum i tak pracuje do napisania: jak to wyglada, jak platnosci, jak ubezpieczenie (hahaha), co za rodzaj ludzi pracuje....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, ilya_ napisał:

a do Pyzy zes chodzil ? 

Wyobraz sobie, ze pamietam nazwe, ale nie kojarze ani polozenia, ani posilkow tam. Czesto zas na zakupy do Mazura chodzilem, Kiszka tez byla, Rzeszowianka chyba rowniez:) Jako licealista i potem student najczesciej zywilem sie u Chinczyka:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, marwin napisał:

Wyobraz sobie, ze pamietam nazwe, ale nie kojarze ani polozenia, ani posilkow tam. Czesto zas na zakupy do Mazura chodzilem, Kiszka tez byla, Rzeszowianka chyba rowniez:) Jako licealista i potem student najczesciej zywilem sie u Chinczyka:)

kiszka jest i ma se dobrze !

rzeszowska zamkneli 2,3 tyg temu ! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, ilya_ napisał:

dodam jeszcze, ze najgorsi to sa ludzie co przyjada z tych wichur gdzies przykladowo z dalekiego podlasia, gdzie to czowiek 1 raz na 5 lat jezdzi do miasta powiatowego, a tu masz Ci los...nowy jork...

Widzialem w zyciu takie Tereski i Andrzejkow, co na Manhattanie byli 10 razy w zyciu podczas 10 lat pobytu na Greenpoint. Z tego dwa razy z konbieta z agencji, by paszport odnowic w konsulacie. W sumie czesto dobrzy i prostolinijni ludzie, ale swiat im sie zamknal w jednej dzielnicy i wszystko tam mieli co im do zycia potrzebne. Jak cos trzeba bylo zalatwic to lecieli 'do Agencji', karty do telefonow (wowczas bylo popularne) to dziesiatkami kupowali i tak zyli latami. Ciuchy tylko w jendym sklepie lub dwoch, oczywiscie wzdluz Manhattan Ave.
Chinczyk bylu nich od swieta (wydac trzeba bylo), myli sie w sobote wieczorem. Bog mi swiadkiem, ze takie przypadki spotkalem w zyciu. Wielu z nich na starosc potem wyjezdzalo do Polski, niestety nie wiem jak sie ich losy toczyly. Bilet lotniczy to tylko 'w agencji', pieniadze to tylko 'w PSFCU'. I to z kazdego zakatka wschodniej polski. Jak juz sie ktos trafil ze slaska, poznania, szczecina - jakbys od razu mogl go z daleka na ulicy poznac. Nie wiem skad sie to bralo.

Jak juz pisalem, do Rzeszowa nic nie mam - jakos mnie tolerowali, ale tych z Podlasia to trzymaj Boze ode mnie z daleka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, marwin napisał:

Widzialem w zyciu takie Tereski i Andrzejkow, co na Manhattanie byli 10 razy w zyciu podczas 10 lat pobytu na Greenpoint. Z tego dwa razy z konbieta z agencji, by paszport odnowic w konsulacie. W sumie czesto dobrzy i prostolinijni ludzie, ale swiat im sie zamknal w jednej dzielnicy i wszystko tam mieli co im do zycia potrzebne. Jak cos trzeba bylo zalatwic to lecieli 'do Agencji', karty do telefonow (wowczas bylo popularne) to dziesiatkami kupowali i tak zyli latami. Ciuchy tylko w jendym sklepie lub dwoch, oczywiscie wzdluz Manhattan Ave.
Chinczyk bylu nich od swieta (wydac trzeba bylo), myli sie w sobote wieczorem. Bog mi swiadkiem, ze takie przypadki spotkalem w zyciu. Wielu z nich na starosc potem wyjezdzalo do Polski, niestety nie wiem jak sie ich losy toczyly. Bilet lotniczy to tylko 'w agencji', pieniadze to tylko 'w PSFCU'. I to z kazdego zakatka wschodniej polski. Jak juz sie ktos trafil ze slaska, poznania, szczecina - jakbys od razu mogl go z daleka na ulicy poznac. Nie wiem skad sie to bralo.

Jak juz pisalem, do Rzeszowa nic nie mam - jakos mnie tolerowali, ale tych z Podlasia to trzymaj Boze ode mnie z daleka.

 

Stad bierze sie to jak ktos mowi: ''a tam ta ameryka to brzydka jest'', ktos inny pyta: "a gdzie ty byles w tej ameryce, ze tak mowisz?"...."noo, na manhattanie to sam beton, no i raz na robocie na poludniowym brooklynie, tam syf jest"....

tak jak piszesz o tych ludziach jest caly czas i to z mlodymi ludzmi - to jest najlepsze - przyjedzie i tak: greenpoint - robota - greenpoint - robota ......ale to juz jego sprawa :)

angielski: 3,4 zdania zaslyszane gdzies na robocie - i te charakterystyczne polskie: "dacyt" - odpowiadane srednio co 2 minuty - (od: that's it)

jako, ze zaprzyjaznilem sie troche z towarzystwem polonijnym i czesto lubie chodzic do barow polonijnych w piatki np aby posluchac jak to jest [nazwyam to odhamienie sie od mojej pracy] - to ostatnio gadam z typkiem juz po paru ladnych browarach i wodce: on mowi wlasnie ze ta ameryka to tragedia, beton i nic wiecej - juz wiedzialem, ze jego oczy nie wykraczaja dalej niz poza hudson river....mowie mu: chlopie wez ty se bilet kup i polec, zobacz zachod usa, pozwiedzaj troche, jest pieknie zielono. swieze powietrze....a on mi, joo nie bedoo piniendzy marnowol na jakies loty, jo tu zarabiam i wysylam....no rozumiem chlopaka....

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, ilya_ napisał:

tak jak piszesz o tych ludziach jest caly czas i to z mlodymi ludzmi

Niesamowite:/ Myslalem, ze to sie skonczylo na pokoleniu moich rodzicow, czyli ludzi ktorzy obecnie podchodza pod 60-tke:/ Chociaz zona miala w NYC kolezanke (legalna), ktora byla tu od 19 roku zycia (przylecial okolo 2012) i tak jak ja znala do 24 roku jej zycia to ta ciagle latala po $11/h 'na plejsy' (ach ta piekna gwara Brooklynu). Potem jej probowalismy tlumaczyc niech wyjedzie zamieszkac w Midwest, ale nie - ona zyje w NY a nie tak jak my na wiosce. Szczerze myslalem, ze takich ludzi to sa juz pojedyncze przypadki. Szkoda...

Sporo takich ludzi mowi, ze na starosc wroca do Polski i czesc wraca. Takiej Polski jak oni pamietaja to juz dawno nie ma, obecny kontakt z krajem byl najczesciej tylko telefonicznie (Starozakonni sprzataczkom urlopow nie daja a bilet kosztuje), dzieci odzwyczaily sie zyc z rodzicami/sami dorosli i maja wlasne rodziny. Z jednej strony pieknie patrzylo sie na taki Greenpoint (i podejrzewam ze obecnie Ridgewood - mieszkalismy do 2017 blisko 80st and Myrtle), i czlowiek mogl to spokojnie nazwac (pozytywnie nawet) 'skansen'. Czesto zachowania, postawy i sposob myslenia zakonserwowal sie tam dokladnie taki, jak w momencie wylotu. Gdybym mial ciagoty 'humanitarne', pewnie moglbym z tego jakas praca napisac przed laty.

Wczesniejsi Stanislawowie, a dzisiejszy Stanley'e, polscy Czeskowie, a teraz Chester'y - az sie lezka w oku kreci, gdy sie pomysli ze oni pracuja wsrod rodakow, ale zmiana imienia im range podniosla w ich oczach. Wielokrotnie z zona bylismy oskarzani przez osoby nam nazwalbym bliskie, ze sie alienujemy od Polskosci. Zawsze odpowiadalem, ze w zadnym wypadku. Klne, nosze skarpety do sandalow, mam brzuch wielki, jem schabowe z mizeria i w domu mowimy tylko po polsku, ale przez lata widzialem tylu rodakow ktorym czas sie zatrzymal, ze gdy zona tu przyjechala to bardzo nie chcialem by w to wsiaknela. Bez watpienia wygodnie byloby jej zyc wychodzac z wozkiem do McCarren Park i rozmawiac po polsku, ale z takim podejsciem nie brnie sie do przodu.

Nie raz pewnie wpadne jeszcze na Greenpoint/Ridgewood (choc juz znajomosci nie mam tam zadnych) i z checia zjem jakis obiadek z polskiego sklepu. I nie watpie, ze idac ulicami od razu wylapie wzrokiem niejednego dobrze zakonserwowanego rodaka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...