rzecze1 Napisano 29 Października 2009 Zgłoś Napisano 29 Października 2009 Że się wtrącę... Ja z uśmiechami, "How are you" i generalnie ze "small talk" miałem wielki problem. Ale się do tego najpierw przyzwyczaiłem, a potem przekonałem. To wszystko jest sztuczne, czasem fałszywe mówią ludzie. I oczywiście mają rację! Jest to sztuczne i fałszywe. Ale jeśli sobie z tego zdajesz sprawę (nie bierzesz na poważnie całej serdeczności), no to w czym problem??? Asfalt też jest sztuczny, ale wolimy jeździć po nim niż po naturalnych, piaszczystych wybojach? Uważam, że powierzchowna uprzejmość jest dużo lepsza niż powierzchowna gburowatość, zwłaszcza, że większość kontaktów międzyludzkich jest powierzchowna. Wolę, żeby Pani w banku się do mnie fałszywie uśmiechała i żebym o niej zapomniał zaraz po wyjściu, aniżeli żeby naturalnie piła kawę, szczerze mnie olewała i w konsekwencji podniosła mi ciśnienia na resztę dnia... I tak dalej, i tak dalej. Po drugie zaś "small talk", to oprócz codziennego "asfaltowanego" życia także bardzo dobra podstawa do dalszego rozwinięcia międzyludzkich kontaktów oraz budowania tak zwanej "sieci", co w zmieniającym się środowisku zawodowym w jakim żyją Amerykanie jest często pomocne. Spotykają się dwaj goście w windzie, "Oh, hi", "Hi", "Pracujesz na piątym?" "Tak, na piątym", "O, ja na trzecim", "O, na trzecim. Słyszałem, że macie przerwę teraz?", "A tak, mamy. Ale jadę na weekend nad jezioro z żoną", itd, itd. A następnym razem jak John spotka Jima, już się nie zapyta gdzie pracuje, tylko, "O! Jak było nad jeziorem?". Jak starzy znajomi. I z takiej pogłębiającej się "znajomości" zazwyczaj nie wynika nic, ale czasem coś wyniknąć może... Cynk na temat pracy, ciekawa inwestycja, lub może zgodność charakterów i przyjaźń. Wydaje mi się, że Amerykanie czy Brytyjczycy to normalni ludzie, z podobnymi problemami, narzekaniami, niepoprawnymi politycznie poglądami, które Ci ujawnią jak ich już poznasz i oni poznają Ciebie. Ale to zazwyczaj trwa LATA. W między czasie jednak, czy będą do Ciebie nastawieni neutralnie, czy też będą wykorzystywać Cię bezlitośnie, "obleją Cię" morzem miłych słów... I z tego sobie trzeba zdawać sprawę (spotkałem kilku Polaków, którzy mieli bardzo niedobre doświadczenia z Amerykanami - "Taki miły był, a tak mnie wykorzystał. Fłaszywiec!".....). Zresztą wszyscy Anglosasi, no prawie wszyscy, zdają sobie sprawę z tego czym jest "small talk", jak i często robią sobie z tego żarty. Mam nadzieję, że to ma jakiś sens... Pzdr.
Nick Napisano 29 Października 2009 Zgłoś Napisano 29 Października 2009 to cytat ze strony www.go2usa.pl, bo widze, ze porownujecie Anglie i USA i ich kulture anglosaska do mentalnosci slowianskiej: "Zapytaj Amerykanina jak się ma. Nawet jeśli wczoraj spalił mu się dom, żona odeszła i stracił pracę, odpowiedź będzie : OK., fine, great lub coś w tym stylu. Polak określi takie postępowanie jako „obłudne”. W rzeczywistości amerykańskiej jest ono dowodem na olbrzymią wiarę w siłę pozytywnej energii. Nie pozwala ona na ujawnianie negatywnych informacji i zasypywania nimi otoczenia. Takie zachowanie jest jakąś formą szacunku dla drugiej osoby. Każdy ma swoje kłopoty i musi sobie z nimi radzić. Poza tym ten styl wynika również w pewnym stopniu z pełnej świadomości, że nikt nie chce zadawać się z tymi co przegrywają. Amerykanie nie przyznają się do swoich porażek. Musisz nauczyć się pozytywnego myślenia i dawać tego dowody w życiu codziennym. Naucz się generować pozytywną energię, kumulować ją i skutecznie oddziaływać nią na otoczenie." a tu odnosnie small talk z www.maxkolonko.com: "Amerykanie specjalizują się w uprawianiu tzw. towarzyskiego small talk, często przez Polaków krytykowanego, jako rozmowy o niczym. Jak się masz? Dobrze, a ty ? Albo: Co tam słychać? Jak leci? Albo: Hey, co się dzieje? ( How you doing? What’s up, What’s happening? ) Otóż te proste Sformułowania Zaczepne spełniają w amerykańskiej kulturze kolosalną rolę komunikacyjną, są zaś niestety zupełnie nieznane i niepraktykowane w kulturach postkomunistycznych, gdzie drugi człowiek jak i komunikowanie z reguły do czegoś Służy. Pamiętam, że kiedy po kilku latach mojego pobytu w Ameryce przyjechał do mnie w odwiedziny kolega, zagadałem do niego: Jak się masz? On na to : “A wiesz, trochę mnie głowa boli, nie spałem za dobrze, a potem zadzwoniła żona i jak się obróciłem po telefon, wylał mi się na nogę garnek wrzącej wody więc kiedy przyjechało pogotowie potknąłem się o sznur od żelazka i zwichnąłem stopę….” Odpowiedź Amerykanina brzmiałaby: “Dziekuję, dobrze!” Nie dlatego, że tak jest w istocie, ale z prostego założenia, że nikogo nie interesują twoje kłopoty, zaś bóle mogą np. Wskazywać, że nie nadajesz się do pracy, masz niestabilną sytuacje w domu i w dodatku jesteś fajtłapą, co kosztować będzie twego pracodawcę kupę szmalu w opłatach na wydatki medyczne. Odpowiedź nie oznacza jednak, że dialog się kończy bądź, że toczy się o pogodzie. Oto bowiem w zależności od intonacji, pytania, uśmiechu, spojrzenia rozmówcy możesz, a raczej powinieneś, zadać Pytanie Kontrzaczepne, np .: -Skąd wracasz, taki opalony? Interlokutor może ale nie musi odpowiedzieć, bo pytanie jest dość osobiste. Jeżeli odpowie, odwzajemnisz mu się zdradzeniem swojego, z kolei, „sekretu”; np .: - Ja też jeżdżę upstate ( w górę stanu- znaczy się zwykle na jakiś kawałek rekraacyjnej dzialki) z moją żoną ( to dobrze czasem podać żeby nie myslał że go interesujesz homoseksulanie, chyba że tak jest w istocie). On na to może powiedzieć: - A gdzie to macie ( te ziemię znaczy się) ? Bo moja leży nad Hudson River… - W Havestraw. Znasz te restaurację na rogu Pratt i Webster ..? I tak pomału,bez zbytniej wścibskości posuwacie dialog do przodu zawiązując nić niezobowiazującej przyjaźni , którą zaraz może przerwać otwarcie się drzwi do windy. Za to następnym razem, kiedy na siebie wpadniecie, ( a świat jest oj, mały) może się okazać, że jesteście już prawie dobrymi przyjaciółmi, a to w dzisiejszym świecie znaczy bardzo wiele. Otóż wydaje mi się , że ten schemat komunikacyjny jest dla nas, Polaków, odległy. Pamiętam, że kiedy po 11 latach w Ameryce wybrałem się z siostrą Dorotką na spacer po Warszawie, ta złapała mnie w pewnym momencie za rękę: -Mały, nie mów, proszę jak wejdziemy do sklepu: Hey, Co u Pani słychać, bo wszyscy się na nas gapią jak na wariatów. Po namyśle przyznać musiałem, że rzeczywiście, miała rację. Pytam więc: -A co mam w takim razie mówić? -Mów: dzień dobry! Idziemy więc po Placu Zamkowym. Patrzę, a tu po chodniku zasuwa ksiądz. Mówię mu: -Dzien dobry! Dorotka daje mi kuksańca: -Teraz mówi się: niech będzie pochwalony… W kraju zawsze doskwierała mi polska hucpa, jakieś takie chciejstwo, którego nie potrafiłem nazwać. Kiedy zderzyłem się z Ameryką zrozumiałem, że można obalić komunizm, wejść do Europy, kupić sobie lodówkę i Mercedesa, i pozostać w średniowiecznym małomiasteczkowym pieprzniku, gdzie każdy Odmiennik budzi emocje i zlot gapiów na miarę podróżnika przybywającego do Macondo."
sly6 Napisano 6 Listopada 2009 Zgłoś Napisano 6 Listopada 2009 rzecze1-Nick dziekuje Wam za posty i wyjasnienie pewnych podstawowych spraw,,mysle ze teraz miej wiecej widzimy gdzie sa te roznice ... Bo w wielu sprawach sie zgadzam ze taki small talks moze byc uzyty nie tylko zagranica a np w Polsce,,ze to jest 1 kontakt ktory np moze zaowocowac czyms wiecej niz dzien dobry Co do mnie to nadal sie zastanawiam jak prosic aby pomoc otrzymac...kto mnie nie oszuka i nie wyroluje tylko dlatego ze czegos nie umiem-nie potrafie bo tak sie urodzilem i to nabylem od zycia chociaz tego na tzw 1 rzut oka nie widac ,,niby jestem normalny ostatnio przygladam sie serialowi dr House i moze byc tak w zyciu ze ktos mnie moze wyzwac ale jesli potym poda mi reke,pokaze droge wyjscia to czy mam byc zly ze ktos jest smutny-nadasany jesli moje sprawy sa zalatwione?co innego jak mam co jesc,mieszkac to wtedy taki usmiech moze byc a co innego jesli stoje w miejscu i nikt za duzo mi nie pomoze bo kazdy ma swoje sprawy-zycie to sa pytania jak narazie bez odpowiedzi jak dla mnie....
WhiteCross Napisano 7 Stycznia 2010 Zgłoś Napisano 7 Stycznia 2010 WitamJeśli chodzi o kulture, zwyczaje, charakter Anglików co możecie powiedzieć? Jakieś ciekawe historie, ludzi którzy przemieszkali tam troche... Pzdr. Jak ja to mowie: Anglicy sa slodcy jak miod, a podstepni jak kruchy lod. Oczywiscie, nie wszyscy, ale na wyjatek bardzo trudno trafic.
tribuna Napisano 23 Listopada 2010 Zgłoś Napisano 23 Listopada 2010 Anglicy sa wlasnie tacy jacys zadufani w sobie. Nie wszyscy oczywiscie ale na pewno czuja sie lepiej. Jak jedziesz nawet tramem gdzies w innym panstwie to slyszysz glosno gadajacych Anglikow. I to tak jakby ich niby nikt nie rozumial gadaja o ludziech w tramie. Ten to a tamten to... no zenada. Poza tym niektorzy sa jednak sympatyczni ..szkoda tylko ze tylko czasami powierzchownie..
franka Napisano 28 Lipca 2011 Zgłoś Napisano 28 Lipca 2011 Byłam w Wielkiej Brytanii ale tylko na można to nazwać wakacjami. hmm ludzie są różni. Spotkasz największego angielskiego gbura a spotkasz też jakiegoś młodziaka w metrze, który ustępuje miejsca schorowanej babince. Ogólnie różnokulturowe społeczeństwo. Rasowi Anglicy są trochę nieprzyjemni ale to w każdym społeczeństwie znajdzie się ktoś nieprzyjemny. Mój apartament sąsiadował właśnie z jednym z takich ale z oczu dobrze mu patrzyło.
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.