Moje pierwsze swieta poza domem, w zasadzie starym domem, dobiegly konca. Troche inaczej spedzilam czas tutaj, niz spedzilabym go w Polsce. W wigilie bylismy u dziadkow mojego meza, gdzie zjechalo sie troche rodzinki. W pierwszy dzien swiat juz od rana gotowalismy charytatywny obiad dla troche biedniejszych, badz samotnych ludzi. Moi tescie organizuja ta akcje od kilku lat, wiec postanowilam dolaczyc, by umilic swieta tym bardziej potrzebujacym. Wieczorem mielismy rodzinny obiad, ale co mnie bardzo zaskoczylo, nie obzeralam sie tak, jakbym sie najadla bedac w Polsce, haha.
Dostalam tez duzo prezentow, ale najlepszym z nich byl fakt, ze cala moja rodzinka, pomimo moich zmartwien, odbyla pozytywnie rozmowy w konsulacie i wszyscy dostali promensy. Teraz tylko trzeba znalezc jakis sensowny i niedrogi lot i zobaczymy sie juz w maju na naszym weselu. Dokladnie za 5 miesiecy!
Korzystajac z okazji, ze tak sie dzis rozpisalam, chcialam sie pochwalic jakiego mam pieknego pieska, hehe. Troche niegrzeczna, nie mam pojecia w kogo sie wdala.