Skocz do zawartości

"dowody" Bycia Razem / Rozmowa Z Konsulem


Nigella

Rekomendowane odpowiedzi

Lady Piret do I 129 f narzeczony dolacza dowody na to ze sie spotkaliscie, nie dowody zwiazku, czyli zdjecia ok, ale to podobno secondary evidence, czyli na pewno nie wystarcza, karty pokladowe (nie bilety), strony z paszportu twoje i narzeczonego, jakiekolwiek inne dokumenty ktore moga udowodnic ze byliscie jednoczesnie w tym samym miejscu, albo przynajmniej kraju. My dostalismy RFE (request for evidence) za niewystarczajace dowody, wiec warto sie zastanowic nad tym ,co sie do I 129 F dolacza, w kwestii dowodow na spotkanie.

Znajomy prawnik, z ktorym rozmawialismy po tym jak dostalismy RFE, poradzil, ze jezeli dolaczasz zdjecia, warto zeby byly na tle lakiegos konkretnego miejsca, pomnika, budynku, zeby ulatwialy zidentyfikowanie.

Niektorzy dodatkowo dolaczali biografie zwiazku na osobnej kartce, co tez jest dobrym pomyslem-my taka wyslalismy po tym jak dostalismy RFE

pozdrawiam

Witam

Zgadzam sie z powyzszym. Dla uscis najwazniejsze sa dowody takie jak karty pokladowe, pieczatki z paszportu pokazujace date wjazdu do USA lub Polski, dla podparcia mozna wyslac credit card receipt pokazujace ze w Danym czasie ktores z Was Robilo zakupy w miejscu gdzie twierdzicie ze sie spotkaliscie itd. Zdjecia pomagaja ( z Tylu warto napisac date I miejsce gdzie zostaly zrobione) ale sa to secondary evidence. Osobiscie wyslalam 5 zdjec z roznych miejsc, wszystkie karty pokladowe I pieczatki, kopie rozmow Skype ( just in case). Approved bez zadnego RFE :)

Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc później...

  • Odpowiedzi 98
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Hej :)

Już mija ponad miesiąc od wysłania dokumentów. Póki co wiemy, iż dotarły tam , gdzie dotrzeć miały. Ale to całe oczekiwanie jest najgorsze :( tony myśli, obaw i pytań, czy aby napewno wszystko zrobiliśmy poprawnie. Wysłaliśmy wszystkie dokumenty zgodnie z wymaganiami, a jako dowody skany kart pokładowych, mój skan paszportu wraz z wizą i pieczątkami, 6 zdjęć z USA i z Polski, kopie rozmów na Skype, bilety lotnicze mojego ukochanego (niestety jak to facet kart pokładowych nie zachował :P), nawet bilety do kina, skany różnych potwierdzeń pocztowych na jakieś listy, dokumenty, które sobie wysyłaliśmy. Zastanawiam się teraz, czy aby nie mogą się przyczepić, iż nie wysłaliśmy oryginalnych kart pokładowych... ale mówiąc szczerze, wysyłałam juz jedne dokumenty ukochanemu pocztą i niestety nie dotarły, więc poprostu nie chciałam ryzykować, bo później już bym tych kart nie odzyskała. Również dodatkowo wysłaliśmy biografię naszego związku na osobnej kartce.

Czekam i się zamartwiam, czy Wy również czekaliście sporo czasu na jakąkolwiek odpowiedź od USCIS? Wiem, że to dopiero miesiąc, ale człowiek siedzi i wariuje z tęsknoty...

Mam jeszcze jedno pytanie, czy ktoś z Was podczas starania się o wizę narzeczeńską odwiedził swoją ukochaną/ukochanego w USA np, na wizie turystycznej ? Nie mieliście jakiś problemów? Powiedzieliście normalnie na granicy o owej wizie narzeczeńskiej?

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej :)

Już mija ponad miesiąc od wysłania dokumentów. Póki co wiemy, iż dotarły tam , gdzie dotrzeć miały. Ale to całe oczekiwanie jest najgorsze :( tony myśli, obaw i pytań, czy aby napewno wszystko zrobiliśmy poprawnie. Wysłaliśmy wszystkie dokumenty zgodnie z wymaganiami, a jako dowody skany kart pokładowych, mój skan paszportu wraz z wizą i pieczątkami, 6 zdjęć z USA i z Polski, kopie rozmów na Skype, bilety lotnicze mojego ukochanego (niestety jak to facet kart pokładowych nie zachował :P), nawet bilety do kina, skany różnych potwierdzeń pocztowych na jakieś listy, dokumenty, które sobie wysyłaliśmy. Zastanawiam się teraz, czy aby nie mogą się przyczepić, iż nie wysłaliśmy oryginalnych kart pokładowych... ale mówiąc szczerze, wysyłałam juz jedne dokumenty ukochanemu pocztą i niestety nie dotarły, więc poprostu nie chciałam ryzykować, bo później już bym tych kart nie odzyskała. Również dodatkowo wysłaliśmy biografię naszego związku na osobnej kartce.

Rozumiem, że wysłaliście I-129F, czyli ścieżka prowadząca do K-1? Jeżeli tak, to USCIS interesuje tylko fakt spotkania się w ciagu ostatnich dwóch lat. Kopie rozmów na Skype, skany potwierdzeń pocztowych oraz dokumenty, które sobie wysyłaliście w żaden tego nie potwierdzają, więc są na tym etapie całkowicie zbędne. Karty pokładowe, paszporty z pieczątkami, wspólne zdjęcia powinny w zupełności wystarczyć. Nie muszą być oryginały, więc się nie martw. "Biografia" związku nie jest potrzebna, ale w jednym z punktów w I-129F pytają o sposób spotkania, więc wystarczyło tam wpisać te okoliczności. Można oczywiście załączyć dodatkową kartkę, jeżeli opis się nie zmieści w ramce.

Dużo za dużo :) Ale lepiej to niż dużo za mało ;)

Czekam i się zamartwiam, czy Wy również czekaliście sporo czasu na jakąkolwiek odpowiedź od USCIS? Wiem, że to dopiero miesiąc, ale człowiek siedzi i wariuje z tęsknoty...

No niestety, trochę czekania Cię jeszcze czeka. Vermont to obecnie 5 miesięcy (spadek z 6), California 6.6 miesiąca (wzrost z 6). Więc do 180 dni czekasz spokojnie.

Mam jeszcze jedno pytanie, czy ktoś z Was podczas starania się o wizę narzeczeńską odwiedził swoją ukochaną/ukochanego w USA np, na wizie turystycznej ? Nie mieliście jakiś problemów? Powiedzieliście normalnie na granicy o owej wizie narzeczeńskiej?

My składaliśmy petycję będąc razem w USA (ja byłem na turystycznej 6 miesięcy), dostaliśmy NOA2 miesiąc przed moim opuszczeniem granicy, więc problem ten nas nie dotyczył. Z doświadczeń użytkowników visajourney wynika, że generalnie nie ma problemów z odwiedzaniem narzeczonej, gdy petycja sobie czeka na zatwierdzenie.

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej :)

Już mija ponad miesiąc od wysłania dokumentów. Póki co wiemy, iż dotarły tam , gdzie dotrzeć miały. Ale to całe oczekiwanie jest najgorsze :( tony myśli, obaw i pytań, czy aby napewno wszystko zrobiliśmy poprawnie. Wysłaliśmy wszystkie dokumenty zgodnie z wymaganiami, a jako dowody skany kart pokładowych, mój skan paszportu wraz z wizą i pieczątkami, 6 zdjęć z USA i z Polski, kopie rozmów na Skype, bilety lotnicze mojego ukochanego (niestety jak to facet kart pokładowych nie zachował :P), nawet bilety do kina, skany różnych potwierdzeń pocztowych na jakieś listy, dokumenty, które sobie wysyłaliśmy. Zastanawiam się teraz, czy aby nie mogą się przyczepić, iż nie wysłaliśmy oryginalnych kart pokładowych... ale mówiąc szczerze, wysyłałam juz jedne dokumenty ukochanemu pocztą i niestety nie dotarły, więc poprostu nie chciałam ryzykować, bo później już bym tych kart nie odzyskała. Również dodatkowo wysłaliśmy biografię naszego związku na osobnej kartce.

Czekam i się zamartwiam, czy Wy również czekaliście sporo czasu na jakąkolwiek odpowiedź od USCIS? Wiem, że to dopiero miesiąc, ale człowiek siedzi i wariuje z tęsknoty...

Mam jeszcze jedno pytanie, czy ktoś z Was podczas starania się o wizę narzeczeńską odwiedził swoją ukochaną/ukochanego w USA np, na wizie turystycznej ? Nie mieliście jakiś problemów? Powiedzieliście normalnie na granicy o owej wizie narzeczeńskiej?

Pozdrawiam!

Ja nie probowala odwiedzac na turystycznej, ale sa tacy co probowali i im sie udalo. Rozumiem, ze dostaliscie noa1, a ten czas oczekiwania dotyczy noa2? Kochana, jestescie na samiutenkim poczatku. Co powinnas teraz zrobic, to przez najblizsze miesiace absolutnie nie sprawdzac statusu na uscis.gov, nie myslec o wizie, zapisac sie na silownie, ewentualnie zaczac prenumerowac dwutygodnik, zeby miec na co czekac poza k1 ;), szlifowac angielski, zasiac ziola na parapecie i cieszyc sie, ze rosna. Jednym slowem zapomnij o k1. Ja czekam juz ponad siedem miesiecy przez California Service Center i jeszcze nic, choc akurat jest szansa, ze do czasu jak przyjdzie czas na twoja kolejke to CSC przyspieszy, bo na razie tam jest zero ruchu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze...wcale mnie to nie pocieszyło... 5,6 a nawet i 7 miesiecy? Totalna masakra.... Zaczeło mnie to tylko jeszcze bardziej stresować. My wysłaliśmy dokumenty do Teksasu, sama nie wiem, czy wszyscy wysyłają w to samo miejsce... już zgłupiałam. Od otrzymania powiadomienia, że dokumenty dotarły w poniedziałek miną juz 3 tygodnie. Czyli tak mówiąc szczerze to wtedy moj narzeczony powinien dostac pierwsze NOA?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No coz, facet jak to facet, chyba spraw urzedowych nie ogarnia :P mam numer sprawy, wszystko jest ok, dokumenty z Teksasu zostały przekazane do Kalifornii. Więc, RFE już nie otrzymamy?

Czyli mam to rozumieć, iz zostal mi nadany Alien Registration Number?

On February 28, 2013, your Alien Registration Number was changed relating to your I129F, PETITION FOR FIANCE(E).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lochraven ma rację - K-1 to dużo czekania, frustracji, stresu i czasem łez. Freja dobrze pisze - róbcie wszystko, żeby poza tym oczekiwaniem mieć jakiekolwiek życie, zajmijcie się czymś, żeby przegonić złe myśli. Ja też czekałam wieki i dzisiaj jestem już rok i cztery miesiące po przylocie do Stanów, rok i dwa miesiące po ślubie. Było ciężko, momentami strasznie, ale naprawdę warto przecierpieć ten czas oczekiwania, żeby znaleźć się tutaj z ukochaną osobą. Spróbujcie skoncentrować myśli na tym, co Was czeka po przylocie, a nie na tym, co jest teraz - czym szybciej sobie zdacie sprawę z tego, że cały proces (do dnia wylotu), będzie bolesny, tym łatwiej będzie Wam na sercu. Ja np. żałuję, że nikt mi nie powiedział wcześniej, że będzie tak ciężko, bo może podeszłabym do wszystkiego z większym zrozumieniem zamiast się szarpać i stresować - tym bardziej, że dalej wcale nie jest łatwiej, bo SNN, EAD/AoS, prawo jazdy... słowem: kupa urzędowych spraw mniejszych i większych, a wszystko oczywiście kosztuje. Kolejne wyzwania: przystosowanie się do nowej rzeczywistości, znalezienie pracy... ja już mam to wszystko za sobą i mogę Wam powiedzieć jedno: nie żałuję ani minuty z tego cholernego, bolesnego oczekiwania, tych wszystkich wylanych łez i wydanych dolarów ;) Naprawdę jest światełko w tunelu i za jakiś czas je zobaczycie - teraz życzę Wam sporo siły i cierpliwości, już niedługo to wszystko, co dzieje się teraz, będzie tylko wspomnieniem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lochraven ma rację - K-1 to dużo czekania, frustracji, stresu i czasem łez. Freja dobrze pisze - róbcie wszystko, żeby poza tym oczekiwaniem mieć jakiekolwiek życie, zajmijcie się czymś, żeby przegonić złe myśli. Ja też czekałam wieki i dzisiaj jestem już rok i cztery miesiące po przylocie do Stanów, rok i dwa miesiące po ślubie. Było ciężko, momentami strasznie, ale naprawdę warto przecierpieć ten czas oczekiwania, żeby znaleźć się tutaj z ukochaną osobą. Spróbujcie skoncentrować myśli na tym, co Was czeka po przylocie, a nie na tym, co jest teraz - czym szybciej sobie zdacie sprawę z tego, że cały proces (do dnia wylotu), będzie bolesny, tym łatwiej będzie Wam na sercu. Ja np. żałuję, że nikt mi nie powiedział wcześniej, że będzie tak ciężko, bo może podeszłabym do wszystkiego z większym zrozumieniem zamiast się szarpać i stresować - tym bardziej, że dalej wcale nie jest łatwiej, bo SNN, EAD/AoS, prawo jazdy... słowem: kupa urzędowych spraw mniejszych i większych, a wszystko oczywiście kosztuje. Kolejne wyzwania: przystosowanie się do nowej rzeczywistości, znalezienie pracy... ja już mam to wszystko za sobą i mogę Wam powiedzieć jedno: nie żałuję ani minuty z tego cholernego, bolesnego oczekiwania, tych wszystkich wylanych łez i wydanych dolarów ;) Naprawdę jest światełko w tunelu i za jakiś czas je zobaczycie - teraz życzę Wam sporo siły i cierpliwości, już niedługo to wszystko, co dzieje się teraz, będzie tylko wspomnieniem :)

Dzieki serdeczne! Niby to wiem, ze kiedys to czekanie i wnerwianie sie beda tylko wspomnieniem, ale na dzien dzisiejszy tylko tym sie glownie zyje.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, bo miałam tak samo, więc to nie jest tak, że teraz próbuję umniejszać Wasze emocje. Ja ze swoim mężem przez te wszystkie cholerne procedury i serię pechowych wydarzeń po drodze nie widziałam się w sumie dwa lata i doskonale wiem, co to znaczy frustracja i to taka, że praktycznie nic nie można zrobić, trzeba czekać na łaskę urzędników... ale prędzej czy później następuje happy end i dopiero wtedy człowiek czuje, że te wszystkie nerwy i łzy nie poszły na marne :) Będzie dobrze, głowy do góry!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...