Skocz do zawartości

Mija Miesiąc I Nie Dostaliśmy Noa1


lmonika

Rekomendowane odpowiedzi

Nigella - kto wie :D Myślenie naszych panów jest bardzo podobne, hehe ;)

Nie będziemy wysyłać ponownie dokumentów, dopóki nie dowiemy się co się stało z tymi. Aż tak się nam nie spieszy, ponieważ i tak myślelimy o ślubie w wakacje, jak jego siostra skończy studia i też wróci do USA. Ale wzięliśmy pod uwagę terminy i już chcieliśmy rozpocząć procedurę.

Poszukałam też na anglojęzycznych forach... niektórzy czekali po 2 miesiące na Noa1... kilka osób pisało,że wcale go nie otrzymało. Ja jednak należę do osób, które wolą wiedzieć co i jak niż sobie czekać i nie wiedzieć co się z tym dzieje. W poniedziałek narzeczony obiecał,że zadzwoni. Mam nadzieję,że otrzymamy choć informację,że dokumenty dotarły.

jkb - nie zazdroszczę... najważniejsze,że się sprawa rozwiązała :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 32
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Ja też uważam, że lepiej zadzwonić i mieć spokojny sen. Jeśli po miesiącu od wysyłki powiedzą Wam - tak jak nam - że nic nie dotarło, to będzie to sygnał, że przesyłka mogła zaginąć. Druga sprawa - nie ma się co sugerować terminami innych, bo różnie to bywa w różnych przypadkach,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby masz rację, ale jak z 90% dostaje potwierdzenie w ciągu kilku dni, to jednak daje do myślenia. A jeszcze jak przeczytalam to co napisałaś to jednak lepiej się zainteresować. Wątki anglojęzyczne wynalezione dzisiaj gdzieś tam - wcale mnie nie uspokoiły. Właściwie wystarczy mi odpowiedź - mamy to. Wystarczy, wiem, że w końcu ruszy i mogę spać spokojnie z myślą,że nie leży to w jakimś rowie.

Wiem też,że moje przesyłki z PL do USA potrafiły utknąć na poczcie/sortowni/czy gdzie to tam w NY na 4 tygodnie, no ale to chyba nie dotyczy przesyłek na obszarze kraju.

W poniedziałek powinnam coś wiedzieć i dam znać.

Póki co dziękuję i udanego wieczoru :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będziemy wysyłać ponownie dokumentów, dopóki nie dowiemy się co się stało z tymi. Aż tak się nam nie spieszy, ponieważ i tak myślelimy o ślubie w wakacje, jak jego siostra skończy studia i też wróci do USA. Ale wzięliśmy pod uwagę terminy i już chcieliśmy rozpocząć procedurę.

Niestety, branie pod uwagę terminów może być co najwyżej "zgrubsze", gdyż różnice między sprawami są ogromne...

Poszukałam też na anglojęzycznych forach... niektórzy czekali po 2 miesiące na Noa1... kilka osób pisało,że wcale go nie otrzymało. Ja jednak należę do osób, które wolą wiedzieć co i jak niż sobie czekać i nie wiedzieć co się z tym dzieje. W poniedziałek narzeczony obiecał,że zadzwoni. Mam nadzieję,że otrzymamy choć informację,że dokumenty dotarły.

Ja narzeczonej za nic nie mogłem zmusić do dzwonienia do USCIS. W końcu 99% ja gadałem z USCIS, a tylko podczas pytania, czy jestem applicant/petitioner, za każdym razem odpowiadałem: "I am the beneficiary, but the petitioner is here with me, would you like to speak with her?". Kończyło się na tym, że narzeczona się przedstawiała i upoważniała mnie do rozmowy z urzędnikiem. To samo po przełączeniu do ISO. Gdy sprawa dotrze do NVC to już jako beneficiary możesz dzwonić sama kiedy Ci się żywnie podoba :)

jkb - nie zazdroszczę... najważniejsze,że się sprawa rozwiązała :)

Dzięki, już miałem tej biurokracji serdecznie dość :P Ważne, że wszystko jest OK!

Niby masz rację, ale jak z 90% dostaje potwierdzenie w ciągu kilku dni, to jednak daje do myślenia. A jeszcze jak przeczytalam to co napisałaś to jednak lepiej się zainteresować. Wątki anglojęzyczne wynalezione dzisiaj gdzieś tam - wcale mnie nie uspokoiły. Właściwie wystarczy mi odpowiedź - mamy to. Wystarczy, wiem, że w końcu ruszy i mogę spać spokojnie z myślą,że nie leży to w jakimś rowie.

Zamiast w rowie będzie sobie leżało w jakimś pudle :P Ale masz rację, tak trzeba. Jeżeli po miesiącu powiedzą, że nic nie dostali, to wyślij nowe, nic innego Ci nie zostaje. Jeżeli nie wysłałaś certified mail to nawet nie masz numeru do śledzenia i nijak przesyłki nie zlokalizujesz. Jak już kiedyś mówiłem, nigdy nic ważnego do USCIS pocztą zwykłą więcej nie wyślę. Wolę wydać te $20 na UPS i mieć święty spokój.

Wiem też,że moje przesyłki z PL do USA potrafiły utknąć na poczcie/sortowni/czy gdzie to tam w NY na 4 tygodnie, no ale to chyba nie dotyczy przesyłek na obszarze kraju.

Oczywiście, że dotyczy. Moja sobie raz siedziała w sortowni przez parę dni, potem z Indiany do Kaliforni szła przez Nowy Jork. Cuda wianki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jkb - no to jak nie lato to może być jesień, przynajmniej już takich upałów nie będzie! Ja zdaję sobie sprawę,że terminy a rzeczywistość to zupełnie 2 inne hm... czasoprzestrzenie, haha :) Ale pomyśleliśmy,że rok powinien im wystarczyć. Zobaczymy.

Ja dzwonić nie będę, bo majątek bym zapłaciła - siedzę w PL.

Oczywiście jeśli przyjdzie nam wysyłać dokumenty raz jeszcze no to UPS albo czymś takim - dopilnuję ;)

To, że przesyłki oblatują cały kraj to i u nas tak jest. Wysyłasz przesyłkę z Krakowa do Katowic a ona leci przez sortownię w Szczecinie albo nie wiadomo gdzie, kompletnie nielogiczne :) Ale u nas priorytety raczej tak nie "utykają". Przynajmniej wszystko co wysyłałam w kraju priorytetem dochodziło normalnie. Ale listy - i mniejsze i większe wysyłane do Stanów to potrafiły iiiiiiść... Zawsze wysyłałam za potwierdzeniem i często stawały w NY. Jedynie kurier przed świętami doszedł do USA jak powinien. Ale też porządnie za niego zapłaciłam. Dobra, odbiegam od tematu.

Jak jutro wrócę z pracy to mam nadzieję,że mój narzeczony będzie już po porannej kawie i po telefonie do nich.

Btw. widzę,że to takie nasze "polskie" to męczenie o załatwienie sprawy, skoro Twoja narzeczona również miała opory przed dzwonieniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sly6 - kompletnie się nie orientuję ;] Stacjonarnego nie mam, no chyba,że z automatu, fakt.

Tylko jak tutaj jkb wspomniał on musiał mieć upoważnienie od narzeczonej. Więc trzeba by kombinować że byśmy musieli się razem jakoś tam dodzwonić :D No ale może masz rację. Jeśli nie będzie chciał tego zrobić to sama spróbuję.

Dziękuję :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dzwonić nie będę, bo majątek bym zapłaciła - siedzę w PL.

SkypeOut, Google Voice, 100+ innych rozwiązań, które pozwalają dzwonić za grosze/centy/darmo do USA :P

Oczywiście jeśli przyjdzie nam wysyłać dokumenty raz jeszcze no to UPS albo czymś takim - dopilnuję ;)

Słusznie!

To, że przesyłki oblatują cały kraj to i u nas tak jest. Wysyłasz przesyłkę z Krakowa do Katowic a ona leci przez sortownię w Szczecinie albo nie wiadomo gdzie, kompletnie nielogiczne :) Ale u nas priorytety raczej tak nie "utykają". Przynajmniej wszystko co wysyłałam w kraju priorytetem dochodziło normalnie. Ale listy - i mniejsze i większe wysyłane do Stanów to potrafiły iiiiiiść... Zawsze wysyłałam za potwierdzeniem i często stawały w NY. Jedynie kurier przed świętami doszedł do USA jak powinien. Ale też porządnie za niego zapłaciłam. Dobra, odbiegam od tematu.

No właśnie jeden z moich certified maili szedł sobie ponad tydzień zamiast 3 dni przez to, że taką ładną sceniczną drogę obrał i w sortowni przesiedział. Chyba po prostu zgubili, znaleźli a potem wrzucili na dowolną ciężarówkę, by w obiegu było :P

Jak jutro wrócę z pracy to mam nadzieję,że mój narzeczony będzie już po porannej kawie i po telefonie do nich.

Btw. widzę,że to takie nasze "polskie" to męczenie o załatwienie sprawy, skoro Twoja narzeczona również miała opory przed dzwonieniem.

Nie wydaje mi się. Wydaje mi się, że wynikało to z faktu, iż moja narzeczona nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jak to istnieje sobie taki federalny urząd, z którym nic nie da się załatwić, więc dziwiła się wszystkim moim opowieściom o USCIS i jak to ja chcę co chwila coś robić, by u nich cokolwiek załatwić... No i potem już z całkowitym zrozumieniem przejmowała słuchawkę i identyfikowała się jako petitioner :P

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś wiem.

W końcu jak się narzeczony dodzwonił to usłyszał,że dokumenty które wysłaliśmy do Texasu, poleciały do Kaliforni.... Bo w Texasie to biuro jest zlikwidowane. Nie potrafią nam powiedzieć czy nasza aplikacja doszła, ale oczekiwanie na potwierdzenie nie powinno już trwać dłużej niż miesiąc. Co śmieszniejsze - nawet gdyby się dokumenty posłał od razu tam,gdzie to odesłali wróciło by do nas, bo tak czy siak musi to przejść przez Texas. Czyli czekamy dalej, kolejny miesiąc.

A ja myślałam,że takie rzeczy tylko w erze... to znaczy w Polsce xD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...