załamała mnie dziś Amerykańska myśl technologiczna/budowalna. Jak kupowaliśmy dom, to prawie we wszystkich pokojach na suficie bylo takie barankowate "cuś". Sadząc po tym, że widze to w wentylacji musiało to "cuś" być nasprayowane zamiast farby. Ze względu na to, że wygladało to obrzydliwie, przy odmalowywaniu domu zażyczyliśmy sobie, żeby to zeszlifować. Malarz się nie ucieszył, ale zrekompensował sobie straty moralne w dolarach. Na odchodnym wspomniał, że "baranek" został nasprayowany na goły regips, najprawdopodobniej w czasach kiedy dom budowali (~1980). Mówił, że w życiu nie widział takiej prowizorki (jak widać: powiedzienie "Panie! Kto Panu tak sp@#$#@lił?!" jest "mieżdonarodnij"), a maluje okoliczne domy dziesiąt lat. W każdym razie zagruntował, pociągnał 3 warstwy i powiedział, że powinno być ok...
No więc, było ok, przez czas jakiś... Po 1-1.5 miesiąca zaczęły nam wyrastać z sufitu gwoździe, jak grzyby po deszczu. Sufit trzyma się głównie na farbie, bo te gwoździe to gołą reką można wyciagać. Jaki wspaniały geniusz postanowił przybić regips gwoździami, zamiast jak człowiek użyć wkrętów, nie wiem. Już się nie mogę doczekać kolejnych odkryć...