Skocz do zawartości

Pytanie Do Kariny


Thorn

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Witajcie!

Od pewnego czasu przeglądając to forum, podobnie jak większość jego użytkowników, zacząłem zwracać uwagę na działalność pani Kariny. Nie ukrywam- wzbudza ona ogólny podziw, gdyż aby przez tyle lat pomagać bezinteresownie, jednocześnie do każdej sprawy podchodząc indywidualnie i z uwzględnieniem wszystkich szczegółów, trzeba być wspaniałym człowiekiem. No ale aby pomóc, trzeba wpierw coś o prawie wiedzieć....

I tego dotyczą moje pytania: Jest pani adwokatem (adwokatką?!?). W każdym bądź razie prawnikiem... i to w USA. Tak więc byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby zechciała pani opisać historię swojej emigracji, swoich początków w Stanach. Urodziła się pani jako obywatel USA, czy też przechodziła drogę typowego emigranta z Polski? Bo jeżeli to drugie, to jestem ciekaw (wiem, ciekawość pierwszym stopniem do piekła...), jak dziewczyna/kobieta z Polski dostała się do USA, skończyła studia na wydziale prawa, osiągnęła swoisty sukces życiowy i otrzymała pracę, o jakiej prawdopodobnie marzyła? Jak przebiegało pani kształcenie, odnajdywanie się w amerykańskim środowisku?

Jeżeli którymkolwiek pytaniem sprawiam pani kłopot/ zbytnio ingeruję w pani życie osobiste, to najmocniej przepraszam. Myślę jednal, że sporo osób byłoby zainteresowanych pani losem, emigracją....

Pozdrawiam! (I przepraszam, jeżeli taki temat już istnieje.)

  • Odpowiedzi 30
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano

Z wlasnego doswiadczenia wiem, jak duzo satysfakcji sprawia pomoc ludziom w potrzebie. Mowie o osobach, ktore rzeczywiscie pomocy potrzebuja. Od wielu lat tlumacze przez telefon dla szpitali, klinik i gabinetow lekarskich. Pacjenci to Polacy - albo nowoprzybyli ( wylosowali zielone karty, laczenie rodzin, e.t.c.) albo Polonusi, ktorzy mieszkaja tu od dawna jednak nie opanowali jezyka angielskiego na tyle biegle aby efektywnie komunikowac sie z personelem medycznym. Prawie codziennie spotykam sie z wyrazami wdziecznosci moich pacjentow i mobilizuje mnie to jeszcze bardziej do rzetelnej pracy. Mozna powiedziec, ze pracuje "spolecznie" poniewaz agencja, z ktora mam kontrakt placi mi wrecz symbolicznie ( over-the-phone interpreter nie nalezy do najwyzej platnych zajec). Nierzadko od jakosci mojego tlumaczenia zalezy to w jaki sposob pacjent bedzie leczony. Czesto tez w gre wchodzi zycie. Swoje pieniadze w Ameryce juz zarobilem - wykonujac calkiem inny, dobrze platny zawod. Wyksztalcilismy i wyprawilismy w swiat nasze dzieci. Mam wiec i czas i mozliwosci aby byc kims uzytecznym dla potrzebujacych.

Wiekszosc ludzi, ktora prosi o "pomoc" na tym forum nie zalicza sie wedlug mnie do grupy "potrzebujacych". Zazwyczaj sa to osoby, ktore wybieraja latwiejsze ( przynajmniej potencjalnie) zycie w Stanach. Jesli wszystko pojdzie po ich mysli, beda co pewien czas przylatywac do siermieznej Ojczyzny i blyszczec zlotym zebem albo studolarowka. I czekac na wyrazy podziwu ze strony tych , ktorym sie " nie poszczescilo". Nie jestescie prawdziwymi emigrantami. Jestescie po prostu grupa rozpuszczonych oportunistow. Mowie to z perspektywy wlasnej czyli osoby, ktora zostala faktycznie wyrzucona z wlasnego kraju z ciezarna zona, malym dzieckiem i jedna walizka. Zaraz wlasnie wybieramy sie na "graduation party" corki osob, ktore przyjechaly tu "na gotowe". On jest znanym jeszcze z Polski profesorem chemii. Tutaj zrobil oszalamiajaca kariere . Mowi jednak, ze kosztowalo go to jedna dziesiata wysilku, ktorego wymagalo piecie sie do gory w peerelowskim srodowisku akademickim. Kiedy ja spalem na betonie w pierdlu, a bylo to w feralnym ( Orwellowskim ?) roku 1984, Pan Profesor wlasnie odbieral od Henryka Jablonskiego zloty krzyz zaslugi prl. Na "party" bedzie tez obecne cale stado "nowoczesnego szczuropolactwa" - naukowcow, ktorzy w Polsce byli jakimis laborantami, "specjalistow" w roznych dziedzinach - glownie od zarabiania duzej ilosci dolarow za prowadzenie wykladow w jezyku, ktorzy tylko oni sami rozumieja ....hehehe. Sa to ludzie, ktorzy mnie nienawidza ( tak jak zreszta wiekszosc z Was) i na powitanie zazwyczaj rzucaja : " o, witamy frakcje solidarnosciowa" ( mimo, ze nigdy nie bylem nawet czlonkiem Solidarnosci). Mimo to kocham moja nowa Ojczyzne i znalazlem w niej swoje wlasne miejsce, szczescie rodzinne, dostatek i wdziecznosc ludzi, ktorym na codzien pomagam.

Napisano

Dobre pytanie :) Nie, nie jest to pytanie zbyt osobiste, oczywiscie, ze moge opisac jak wygladala moja droga w Stanach.

Chyba od dziecka chcialam byc adwokatem i od dziecka uczylam sie angielskiego co bylo pozniej moja karta przetargowa w drodze do USA. W czasach kiedy chodzilam do szkoly w Polsce, bo urodzilam sie w Polsce, nie bylo angielskiego tylko byl rosyjski wiec moi rodzice zdecydowali, ze posla mnie na lekcje i tak to jako maly szkrab (6 letni) sama jezdzilam 2 autobusami na lekcje grupowe gdzie bylam najmlodsza, bo reszta to byly osoby ze szkol srednich, ale ze nie bylo grupy dla dzieci, to dali mnie tam i tak zaczela sie moja przygoda z jezykiem angielskim. :)

Kiedy bylam w szkole sredniej chcialam wyjechac do Stanow, ale nie mialam tu nikogo. Od swojej nauczycielki angielskiego, ktora uczyla mnie przez kilka lat kiedy bylam dzieckiem, dowiedzialam sie, ze jest na roznych uniwersytetach pula wiz studenckich dla osob z tzw. bloku wschodniego. I tak to pisalam recznie listy (nie bylo wtedy jeszcze internetu i drukarek - niewiarygodne, prawda :) ) i wysylalam do roznych szkol w USA. I pewnego dnia dostalam list, ze taka a taka szkola ma 2 stypendia i moge sie starac. Pozniej dostalam jeszcze chyba ze 3 podobne listy z innych uczelni. I ...dostalam sie na kazda uczelnie! Nie bylo latwo, mnostwo dokumentow, mnostwo opinii nauczycieli itd., ale dostalam sie. Wybralam te pierwsza uczelnie - Liga Bluszczowa, ale wtedy wierzcie mi, ze nic mi to nie mowilo, tyle, ze dali mi darmowy akademik albo mieli mi pokryc zamieszkanie u jakies rodziny - pieniadze ze stypendium obejmowaly czesne, mieszkanie i wyzywienie. I tak to zjawilam sie w USA.. Pozniej bylo ciezko, zeby nie powiedziec bardzo ciezko - na uczelni wiekszosc osob to osoby bardzo bogate albo majacy wplywowe rodziny albo tacy jak ja czyli marzacy, ze cos sie uda, nie majacy za to pieniedzy na wypady typu Meksyk na weekend jak reszta..Dostalam dyplom jezyka angielskiego i zaczelo sie szukanie law school - dostalam sie na kilka uczelni, poszlam tam gdzie bylo mnie stac, bo tu juz stypendium nie dostalabym calego. Aha, jeszcze co wazne, zanim skonczylam uczelnie, dziekan pomogl mi zdobyc green card - sponsorowali mnie jako nauczyciela i mimo, ze nie mialam jeszcze dyplomu w rece to green card dostalam w pare miesiecy, bo dokladali doswiadczenie plus ze jestem w zespole badawczym itd.. To byly czasy... Pozniej law school, praca w jednej law firm w ciagu tygodnia, a w weekendy w nastepnej law firm, ale trzeba bylo sie jakos utrzymac i Bogu dzieki mozna bylo tak ulozyc zajecia, ze dalo sie pogodzic z praca. Powiem Wam, ze przez pierwsze 3 lata mialam w roku wolne 4 dni: Boze Narodzenie, Nowy Rok, Wielkanoc i Swieto Dziekczynienia. Nawet pamietam, ze 4 lipca musialam chodzic do pracy, bo law firm byla otwarta, bo liczyla sie ilosc wypracowanych godzin, a rachunki wysylalo sie klientom w systemie 15 minutowym. Tak wiec bylam u nich na wdziecznym stanowisku "paralegal" i jesli sie z czyms nie wyrobilam to siedzialam czasem w soboty do 11 w nocy aby bylo skonczone. Dlatego przysieglam sobie, ze w zyciu ja nie bede tak traktowac swoich klientow, nie bede im wysylac rachunkow za rozmowy ktore sa przeprowadzane tylko dla pieniedzy itd. Skonczylam studia, pracowalam w immigration, w innej firmie prawniczej, mialam wiecej czasu dla siebie, pomagalam imigrantom za darmo i nagle okazalo sie, ze wracam do Polski. Wrocilam, uczylam angielskiego i znowu powrot do Stanow. Zaczelam prace jako prokurator, poznalam mojego meza (przez moja klientke z Kolumbii, ktora w dowod wdziecznosci za otrzymana ode mnie pomoc, postanowila mi znalezc meza), wyszlam za maz, nie musialam juz tyle pracowac, urodzilam corke, odeszlam z sadu, mam swoja firme oraz pracowalam jako of counsel dla innej firmy. Pracuje, bo kocham to co robie, nie dla pieniedzy. Staram sie pomoc jesli moge, bo wiem ja mi bylo ciezko na poczatku i wiem jaka sytuacje ja mialam z pieniedzmi. Paradoksalnie, uwierzcie mi, ze jesli komus pomagam to najbardziej wdzieczne sa osoby, ktore pieniedzy nie maja, osoby bardziej zamozne uwazaja czesto, ze 'im sie nalezy' i tyle. Oczywiscie mam klientow, ktorzy zatrudniaja mnie aby ich reprezentowac i to jest glowne zrodlo moich dochodow (oczywiscie moj maz jest tym najglownieszym zrodlem:) ). Przez to Forum poznalam setki osob, ktorych w wiekszosci nawet nie spotkalam, ale rozmawiamy przez telefon, wiem co u nich slychac itd. :) Czasem, kiedy mam czas, odpowiadam tutaj na Forum, wtedy mozecie przeczytac moje wypowiedzi. Ile czasu jeszcze tu bede nie wiem...

Tak po krotce wygladala moja droga. Teraz, z perspektywy czasu, mysle, ze bylam bardzo odwazna decydujac sie na wyjazd do USA w takich okolicznosciach jak to bylo. Wiem, ze gdyby moja corka wpadla na takich pomysl, to ja bym sie w zyciu nie zgodzila. NIe bylo latwo, kazdy z Was to zna.. Aha, co do odnajdywania sie w amerykanskim srodowisku.. Tak jak napisalam wczesniej - nie bylo mnie stac na wiele rzeczy, nie wiedzialam wielu rzeczy bo i skad.. Pamietam jak jechalam na uczelnie i przegapilam zjazd z autostrady (GPSow tez nie bylo) - wiecie co zrobilam? Zaczelam cofac poboczem. Nadjechal policjant, zatrzymalam sie, wybieglam z samochodu z placzem, ze musze do szkoly zdazyc a ja zjazd przejechalam... On byl chyba w wiekszym szoku niz ja.. Ale wytlumaczyl mi, ze mam za nim jechac i wyprowadzil mnie z powrotem tam gdzie mialam byc. A ja bylam moze z tydzien w USA, samochod byl pozyczony od rodziny z ktora mieszkalam, prawa jazdy amerykanskiego jeszcze nie mialam... szkoda mowic. Mieszkalam z rodzina amerykanska, wybralam to zamiast kampusu - teraz mysle, ze to byla dobra decyzja, bo duzo takiego codziennego zycia nauczylam sie od nich (ona byla prawniczka). Mialam tez bardzo fajna profesorka prawa, Zydowke z Rosji, ktora duzo mi pomogla jesli chodzi o prawo imigracyjne - ona byla w tym fenomenalna. Potrafila siedziec godzinami i tlumaczyc dlaczego tak a nie inaczej itd. Bardzo ortodoksyjna i pamietam, ze zawsze mi powtarzala "cokolwiek zrobisz, to do ciebie pozniej wroci ze zdwojona sila". I tak sie zastanawiam kiedy nadejdzie to "pozniej" i kiedy zacznie do mnie wracac cokolwiek.. juz moze wracac bez zdwojonej sily, ale zeby wrocilo.. :)

Napisano

co do Zydow to racja-mozna na takich trafic ze pewni Polacy mogli sie uczyc od nich...

Staram sie pomoc jesli moge, bo wiem ja mi bylo ciezko na poczatku i wiem jaka sytuacje ja mialam z pieniedzmi. Paradoksalnie, uwierzcie mi, ze jesli komus pomagam to najbardziej wdzieczne sa osoby, ktore pieniedzy nie maja, osoby bardziej zamozne uwazaja czesto, ze 'im sie nalezy' i tyle.

bogaty nie ten czasami co ma kase ale ma mozliwosci ktorych ja nie mam i nie jestem bogaty o takie cos...

kazdemu bylo ciezko i jest ale jak napisala Karina mi bylo ciezko to choc sprobuje aby ktos mial lepiej,ja tak samo kiedys musial wydac kase-duzo robic dla kogos ale przez to nauczylem sie pewnych spraw..Bo pewnych spraw nie nauczylem sie tego forum a zycia ktore mialem i mam nadal..

Napisano

Aha, wyczyscilam juz moja skrzynke, mozecie wysylac wiadomosci.. nawet nie wiedzialam, ze mam juz 100% pojemnosci wykorzystane.. przepraszam :(

Twoja skrzynka chyba zaraz po wyczyszczeniu z powrotem się zapełnia ;)

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...