Skocz do zawartości

Mieliście w Polsce nieprzyjemności z powodu chęci przeprowadzki do Stanów?


foladdd

Rekomendowane odpowiedzi

Ja może nie spotkałam się z taka otwarta zawiścią i zniechęcaniem, ale pamietam, ze niektórzy moi znajomi zwyczajnie przestali się do mnie odzywać. Na kilka dni przed moim wylotem do USA zaprosiłam kilka osób do siebie, kupiłam dobre wino, zamówiłam jedzenie i zwyczajnie chciałam się jeszcze spotkać i pożegnać, a zostałam przez niektórych totalnie zignorowana. Można sobie wyobrazić dlaczego ;-) Do dziś (czyli 10 lat później) z tymi co mnie wtedy zignorowali nie mam już kontaktu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wrócę do głównego tematu wątku.

 

@Łukasz90: Zdecydowanie jechać i doradzać, żeby córka znajomej jechała! Co przeżyje, postudiuje  i zobaczy to jej, a jak nie wyjdzie, zawsze może wrócić. Na starość zwykle żałuje się rzeczy, których się nie zrobiło, zaprzepaszczonych okazji... Błędów i głupot może czasem tez, ale z drugiej strony one cię kształtują, i często ze złych rzeczy ostatecznie wynikają dobre.

Skora ta córka dostała propozycję studiów to znaczy, że złożyła papiery i że chciała, przynajmniej w jakimś momencie życia, tam studiować. Niech jedzie i zobaczy. Jak się okaże, że Ameryka jest nie dla niej i że nie wyszło, to wróci., najwyżej pójdzie rok później na studia w Polsce. Niewielka strata. A jak skończy studia i okaże się, że chce wracać, to wróci z płynnym angielskim i międzynarodowym dyplomem, ludzie będą ją zapraszać na rozmowy o pracę, bo będzie się wyróżniać na tle pozostałych kandydatów.

 

U mnie - jechałam na au pair - wszyscy mi odradzali, Mama i Tata uważali, że uwłaczam swojej i ich godności, jadąc po 2 kierunkach studiów niańczyć dzieci. Mama to wcale nie chciała ze mną rozmawiać przez wiele tygodni, zawsze jak zaczynałyśmy rozmowę to kończyło się kłótnią. Wyobraźcie sobie - wykrzyczała mi, że jej nie zapytałam o zgodę i że nie uwzględniłam jej zdania przy podejmowaniu decyzji życiowej i do tej pory, 8 lat później, wciąż nie może mi tego wybaczyć. Żeby nie było, nie byłam (aż takim) smarkaczem, miałam wtedy 25 lat, wiedziałam co robię i sama pokrywałam wszystkie koszty wyjazdu. Ba, prawdopodobnie była to pierwsza decyzja, którą podjęłam w pełni samodzielnie i świadomie. 

Jedna tylko ciocia mnie wspierała - ta która wyjechała do Włoch na kilka lat w celach zarobkowych. Powiedziała mi "a ja cię Monia rozumiem. Jedź, zobaczysz świat!" Ona, i jeszcze jedna koleżanka bardzo mnie wspierały w mojej decyzji. Bardzo możliwe, że to właśnie dzięki nim ostatecznie pojechałam, możliwe, że w innym wypadku ugięłabym się pod naporem opinii ludzi, którzy za granicą nigdy nie byli, albo byli raz.

W momencie, w którym moja stopa dotknęła amerykańskiej decyzji wielki supeł w brzuchu (który pojawił się w momencie wejścia na podkład lotu FRA-NYC) się rozwiązał i byłam po prostu szczęśliwa, nie wiem czy nie najszczęśliwsza od wielu lat, pewna, że podjęłam dobrą decyzję i że wreszcie puzzle układanki trafiły na właściwe miejsce. Bywało ciężko i miewałam chwile zwątpienia, ale ostatecznie wszystko wyszło na dobre - poznałam męża, mamy bobo i dom, zmieniłam pracę z nielubianej na pracę w zawodzie, w którym się rozwijam, zobaczyłam kawał świata, poszerzyłam horyzonty. Odkryłam, ze Polska jest dla mnie "za mała i zbyt zamknięta". Wybaczcie, ale za długo już mieszkam za granicą, do Polski kocham wpadać w odwiedziny, ale szara rzeczywistość dnia codziennego to zupełnie inna bajka i nie mam ochoty brać w niej udziału.

Najczęściej najwięcej mają do gadania ci, co nigdy z Polski, a czasem nawet poza granicę województwa nie wyjechali. Ludzie, dla których szczytem marzeń jest mieszkanie 2-pokojowe po cioci, w PRL-owskim bloku, a wakacje to wyjazd na działkę pod miastem, do przyczepu nad morzem, ewentualnie wczasy w Turcji w hotelu z basenem, z polskim rezydentem, polskim kucharzem, w otoczeniu Polaków, broń Boże aby nastąpił tam jakikolwiek kontakt z obcą kulturą. Ludzi, którzy nie mają "jaj", żeby postawić wszystko na jedną kartę w pogoni za marzeniem. I to oni będą ci mówić "a po ci ta Ameryka, głupot ci się zachciewa. Tutaj jest źle, ale tam na pewno gorzej, nawet jak nie byliśmy nigdzie i nic nie widzieliśmy, to i tak wiemy lepiej. Skąd? A z telewizji, gazet i opowieści cioci Marysi, co wyjechała 30lat temu i została na czarno". Tylko że jak się słucha takich ludzi, to się kończy w tym samym miejscu co oni. Siedząc i narzekając, jak to mamy źle, a jak innym jest super. Prawda jest też taka, że te wszystkie psiapsi to są psiapsióły dziś, a kto wie czy wciąż będą psiapsi za 10/20 lat? Człowiek dopiero na emigracji odkrywa, ja luźne i nietrwałe są znajomości. No i czy warto przez zdanie nic nie znaczącej sąsiadki czy koleżanki, którą się widuje 2x w roku, rezygnować z przygody życia?

 

Także twoja w tym głowa, żeby przekonywać i żeby dziewczyna pojechała. Nie pozwólmy głupcom i ich głupimi opiniom ciągnąć nas w dół i ograniczać nasz rozwój

 

Trochę się rozpisałam, chyba czas założyć bloga o emigracji :D 

Edytowane przez Iskierka
  • Like 3
  • Upvote 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskierka, same mądre rzeczy napisałaś ;-) U mnie tez bywało, ze niektórzy walili jakieś bezsensowne komentarze typu „A jak mąż Cię zostawi, to co tam będziesz robiła na tej obczyźnie? Będziesz musiała do Polski wracać” … ;-) Jakoś po rozwodzie lepiej sobie poradziłam z życiem niż w trakcie małżeństwa i wcale do PL nie musiałam wracać. 

  • Like 1
  • Upvote 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Paulina_89 napisał:

Iskierka, same mądre rzeczy napisałaś ;-) U mnie tez bywało, ze niektórzy walili jakieś bezsensowne komentarze typu „A jak mąż Cię zostawi, to co tam będziesz robiła na tej obczyźnie? Będziesz musiała do Polski wracać” … ;-) Jakoś po rozwodzie lepiej sobie poradziłam z życiem niż w trakcie małżeństwa i wcale do PL nie musiałam wracać. 

Och, temat rozwodu na obczyźnie i bycia samej sobie, bo rodzina jest daleko i nie są w stanie pomóc od razu... Jakbym swoją własną mamę słyszała :D

Nie żeby być wrednym, ale lot do USA trwa ok. 8-10h, przyjazd samochodem do Stuttgartu (DE), gdzie mieszkam przez ostatnie 4 lata zajmuje podobna ilość czasu. Rodzice przyjechali raz na niecałe 4 dni (miały być 5, ale już im się zbyt u mnie nudziło, a zwiedzać ich nie mogłam nigdzie wyciągnąć). Jeden jedyny raz przez te wszystkie lata - jak byłam w 7 miesiącu ciąży, żeby pomóc mi poskładać meble dla dziecka (mąż przyleciał dopiero pod koniec 8mies.). A ile się nasłuchałam, że to tak daleko, że za starzy są, że podróż za dług trwa i nie jest na ich zdrowie. Ale na jazdę busem do Chorwacji 13h mają siłę, hipokryzja level Parent :D 

Proponowałam wielokrotnie, żeby wpadli, kupię im bilety (były po ok. 150EUR roundtrip, więc dla kogoś kto zarabia w EUR/USD to nie za wysoka kwota). Uważam, ze wszystko to kwestia chęci bądź kwestia szukania sobie wymówek :unsure: Ostatnio wspomniałam o chrzcie syna, że myślimy o wakacjach, żeby mogli przyjechać (mama uczy w szkole, więc w sumie pod nią by był termin), to powiedziała mi wprost, że na pewno nie przyjadą. Szczerze to wątpię, żeby kiedykolwiek przylecieli ewentualnie raz, żeby zobaczyć USA i potem opowiadać, jak tam jest niefajnie. Smutne to trochę, ale już się przyzwyczaiłam. Koleżanka jest w USA 30 lat, mama do niej ani razu nie przyjechała, także widać że syatrsze pokolenie tak widocznie w dużej mierze ma (nie wszyscy, ale sporo)

Ale czy mieszkałam w DE czy w USA to ciągle mnie pytają, kiedy wpadam w odwiedziny. Także wdzieć się to tak, ale tylko jak ja ruszę swój zadek. A przecież im jest dużo łatwiej przylecieć niż mi z niemowlakiem. Co to dopiero mówić, jak jeszcze się drugiego dziecięcia dorobimy. Już nawet nie wspominając o kosztach czy o potrzebnym urlopie (którego w USA nie ma aż tyle), ale sama podróż to jest wyzwanie :blink: i wątpię, że będziemy latać częściej niż raz na 2-3 lata 

 

Wybaczcie za trochę użalania się, ale czasem włącza mi się tryb Polaka-narzekacza :D 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskierka, do mnie znajomi piszą np. że fajnie byłoby się spotkać jak będę w Polsce, ale zgadnij co… jak już się do tej Polski dostanę i rzygam już środkami transportu to jeszcze słyszę „No to przyjedź do mnie jak jesteś w PL” … patrzę w Google Maps, a tu 2.5 h jazdy… i myśle sobie - nie, ja swoje już przejechałam i przefrunęłam ;-) … teraz Twoja kolej. Zapraszam do mnie ;-) i zazwyczaj się nie widzimy … wiec wiesz takie tam gadanie od czapy 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...