
jannapa
Użytkownik-
Liczba zawartości
546 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Zawartość dodana przez jannapa
-
looo matko:) poszlam do slubu w swetrze:) straszne, wiem.... slub w poniedzialek rano sie odbyl, swietnie pamietam, bo prawie zaspalam. pani urzedniczka odgrywala jakies ckliwe kawalki z zepsutego jamnika, swiadkowie byli niemal z lapanki (znajomi z pracy), zero rodziny i takie tam. po slubie wrocilismy do domu, zrobilam nowo poslubionemu mezowi kanapke i wyslalam go do pracy:) gdybym o green card ubiegala sie zaraz po slubie, biedni urzednicy mieliby powazny problem:/ nawet z dziesiecioletnim stazem mielismy powazne problemy, zeby dostarczyc fotograficzna ewidencje naszego pozycia malzenskiego dobrze, ze mamy dzieci;) a tak na powaznie, kolor sukienki jest dosc wazny, ale tak naprawde to po prostu wdziej na siebie kiecke i jesli czujesz sie w niej dobrze, to bedzie wlasnie ta:) moj pierwszy slub byl wlasnie taki w pelnym rynsztunku. nasluchalam sie od krewnych i znajomych milionow porad, kupilam tak sliczna kiecke, ze do tej pory mysle o niej z sentymentem (o malzenstwie zas niekoniecznie). co z tego, kiedy byla tak niewygodna, ze z calej uroczystosci pamietam glownie uwierajace wykonczenie przy szyji i wbijajace mi sie w nogi usztywniane tiulowe falbany... wskakuj w co tam ci pokaza i zobaczysz, ze ktoras z kiecek bedzie po prostu TA. powodzenia:)
-
znam bol. mam tzw. chorobe przewlekla (choc czytalam ostatnio, ze w poslce luszczyca jest aktualnie tzw. defektem kosmetycznym....), z ktora poszlam po sterydy do "dermatologa" po 90 sekundach opatrywania uznala, ze "tak ma byc" ze "albo luszczyca, albo egzema" (rany, ja mam diagnoze od 7 lat) i ze mam uzywac masci i przyjsc jak w ciagu 2 lat mi sie pogorszy "bo tak juz jest i nic z tym nie zrobie" 90 sekund i $120 rachunku...
-
hahaha, pewnie za bardzo się skarżyłaś i pana doktora zdenerwowałaś taka mini vendetta dla natrętnego pacjenta;) swoją drogą przychodzi mi do głowy okres z mojego życia, kiedy mieszkałam w uk --- wizyty u lekarza zawsze kończyły się receptą na... paracetamol jakby innych leków tam nie mieli;)
-
dasz rade! powodzenia!
-
bo latwo definicje naginac. a jednak widze to na kazdym kroku, ze bedac afro-amerykninem nie otrzymuje sie dokladnie tego samemo traktowania, jak bialy z europejskimi korzeniami. pewnie, ze ktos tam bedzie sie rasizmem zaslanial, jak to ze wszystkim bywa. ale wierze, ze warto ciagle dostrzegac fakt, ze black lives don't matter as much as white lives. ale to moja osobista refleksja
-
kurde, andy, ale to moj mazgotuje;) jak zupa za slona, to jego wina;) a ja na motocyklu juz od dwudziestu lat. byl simsonek, potem jakas jawka i etezetka. potem byla przerwa, potem wypozyczalam juz wieksze pojemnosci, kiedy mieszkalam na wloskiej granicy --- tam sie swietnie jezdzilo:) i teraz z okazji okraglej rocznicy urodzin dostalam bmw - wreszcie wymarzony, bo off-road:) czy mnie kreci? nie wiem, bardziej moze z przyzwyczajenia jezdze, ale szczerze mowiac tak jak sie moja bemcia prowadzi, to po prostu marzenie:) jest cos fajnego w dlugich zakretach a ja sie kiedys zderzylam z ptakiem, uderzyl mnie w glowe. podejrzewazm, ze gdybym wowczas nie mialam na glowie kasku, juz by mnie nie bylo. to jest autentycznie niewiarygodne z jaka sila to ptaszydlo we mnie uderzylo. no i na pomorzu, tam tez poniemieckie wszystko, wiec i ptaszydlo mialo konkretny rozmiar
-
haneczka, no robak polegl (selekcja naturalna, i guess) nie znalazlam jego sponiewieranego truchla, ale rozbil sie o mnie konkretnie i zostawil jakies rozchlapane czlonki na mojej twarzy;) a swoja droga, zsinialam i wygladam przerazliwie strasznie. laskawie kolezanka z pracy zastapila mnie przy odbieraniu studentow na lotnisku (chwala jej za to, pewnie przestraszylabym towarzystwo na amen!). boli mnie cala glowa, chodze z blue ice na twarzy przez caly dzien, ale oko dalej ukryte pod faldami opuchlizny. looo matko, ale sie urzadzilam...
-
z bezsilności sama się z tego śmieję, choć strasznie mnie boli połowa głowy:/ o domestic violence nie pomyślałam;) ale to nie byłby pierwszy dowód: dwa czy trzy tygodnie temu dałam się namówić na tubing na jeziorze, a że motorówką powoził sam pan mąż z przyjacielem z koledżu, postanowili, że mnie zrzuca z opony. a moja słowiańska dusza kazała mi trwać na posterunku do samego końca --- szkoda, że jakoś zapomniałam, że przy 35 mi/h powierzchnia wody to jak beton, więc skończyłam z niewyobrażalnymi siniakami na udach:P mam jakąś tendencję do idiotycznych urazów;) a swoja drogą, jutro z tym jednym okiem muszę znowu motorem jechać do pracy:/ bardzo mało reprezentacyjna ze mnie bjurwa jest:) ale podobno w usa za wyglAd nie mogą zwolnić
-
ależ cichutko tutaj może sezon wakacyjny was wciągnął, powodzenia:) miałam dzisiaj przygodę z gatunku niefajnych, nabyłam kontuzję z gatunku żenujących raczej:/ gorąco było, więc jechałam motocyklem z kaskiem z otwartą gardą. bez szału, 50 mi/h. jakiś nawiedzony robak wielkości chrząszcza majowego (czy jak mu tam) postanowił wlecieć mi prosto w twarz. uderzył mnie minimalnie pod dolną powieką. zarzuciło mną prawie na pobocze, dobrze, że miałam na tyle rozumu, żeby z jednym zamkniętym okiem wyprowadzić motocykl do pionu... siedziałam na poboczu dobre 30 minut, oko zapuchło mi w tym czasie tak, niewiele widziałam. w końcu się poddałam i zadzwoniłam po męża. chciał mnie zawieżć do ER, ale jakoś nie było mi po drodze, więc on odprowadził motocykl, a ja 20 mi/h wróciłam samochodem do domu. teraz nie mam prawego oka (autentycznie go nie widać), pod okiem mam gigantyczne sino-czerwone limo, mam obite ego i kolejny argument do kolekcji dla własnego potomstwa, że jazda motocyklem bez kasku to głupota po prostu. z takim zakapiorskim wyglądem będę jutro odbierać pierwszych międzynarodowych studentów przyjeżdżających do naszej szkoły... great publicity, hahahaha. anyway, pogadałam sobie, żeby odświeżyć wątek:)
-
looo matko, ale hard cory macie... kiedy szukalismy domu, mieszkalismy w wynajetym mieszkaniiu w jakims dziadoskim komplekcie (blisko do pracy, a do tego jedyny kompleks, ktory wynajmowal mieszkania moth-to-month) --- czasami dzialy sie tam dantejskie sceny - choc ludzi raczej zwyczajni, byl jakis wsciekle glupi pan, ktory razem ze swoja zona? konkubina? popijal i notorycznie palil papierosy. w ogole jakis wybitnie szemrany byl. uwzial sie na nas i zaczal nam grozic, ze nas pozabija. wybrowadzalismy sie w eskorcie policji, bo autentycznie sie balismy, ze jakas krzywde dzieciom zrobi. teraz mam super fajnych sasiadow, bardzo sobie nawzajem pomagaja - kiedy nie bylo nas przez ponad dwa tygodnie, sasiadka sama z siebie skosila nam trawe na celj posesji, po wichurze sasiad pomogl zajac sie polamanym drzewem, a wszestko bez zadnych szczegolnych oczekiwan fajnie, choc babeczka kilka domow dalej kiedys przyszla do mnie, zeby mnie niemal ostrzec, ze jakis nawiedzeniec mieszkajacy dwa bloki w dol ulicy, dzwoni po policje, kiedy widzi dzieci bez opieki - a moje dzieciaki zasuwaja na rowerach po osiedlu jakos jeszcze nie zadzwonil, ale czasami troche sie denerwuje...
-
wrocilam z wycieczki, odpoczelam, pogryzly mnie komary. niestety na ostatnim campingu zostawilam klucze od sakw, wiec sie musialam wlamywac, bo nie chcialo mi sie ponad dwiescie mil wracac:/ zadnych przygod nie mialam (jak nie ja! cos dziwnego...), wiec jakies 20 mil od domu mialam stuprocentowa pewnosc, ze zaraz mi peknie linka od sprzegla, albo zlapie gume. a tu nic:) pewnie nastepnym razem los wezmie sobie odwet;) anyway, goraco jest:( tez nie lubie...
-
andy, szkoda, ze nie masz jeszcze jakiegos prototypu: pakuje wlasnie torby na mini-wyjazd relaksacyjny pod namiot... zostalo mi jeszcze ciutenkie miejsca w sakwie, choc motorek juz zaladowany pod kokardki. swoja droga, pierwszy indywidualny wyjazd bez meza i dzieci od baaaaaardzo dlugiego czasu, wiec nie moge sie posiadac z ekscytacji;) pogoda wyglada fajnie dosc (ten deszczyk w sobte to zarcik chyba jest jakis), no i motoru dawno nie wypuszczalam na dluzsze trasy tylko dom-praca-dom, wiec bedzie fajnie:) zyczcie mi ladnej pogody i przewidywalnie kretych drog:)
-
spieszcie sie, bo oszalec mozna. swoja droga czytalam ostatnio, ze wypuszczono w jakichs lasach tropikalnych zmodyfikowanego genetycznie komara - krzyzuje sie z innymi, ale przekazuje dalej dominujacy gen, ktory zupelnie pozbawia osobnika potrzeby i umiejetnosci rozmnazania. pozegnalabym was bez zalu, przebrzydle komary
-
kurde, wlasnie w radio mi doniesli, ze w moim county zdiagnozowali west nile virus. slabo. w ogrodzie mam chmary po prostu --- chyba sobie zafunduje wymordowanie tego towarzystwa przez specow o eksterminacji moskitow:/ zazdroszcze, ale nie zlosliwie! baw sie dobrze.
-
no, u mnie pogoda stabilna, tylko komary wielkosci F-16. nie za cieplo, slonecznie, wilgotnosc umiarkowana. no teraz musze sobie cos innego znalezc, bo jak to tak nie narzekac na nic;)))
-
sasiadka mi doniosla, ze lalo on and off przez caly czas, kiedy bylam na wakacjach. wilgotnosc jest zdecydowanie mordercza. na zewnatrz 34 C - niby nie tragedia, szczegolnie ze nie ma slonca - ale pogrzebalam w ogrodzie przez poltorej godziny i wrocilam po prostu cala mokra. chyba zaczynam rozumiec, o co chodzi w znaku rozpoznawczym midwesternera, czyli powiedzeniu "it's not the heat, it's the humidity" nigella, baw sie dobrze w chicago - jakos mam do chicago niesamowity sentyment! to tutaj postawilam pierwsze kroki na amerykanskiej ziemi w latach dziewiecdziesiatych:) jaki to byl dla mnie szok!
-
wrocilam z wakacji wlasnie. ogorki w ogrodzie mi obrodzily, wiec kisze. pogoda paskudna jakas. w drodze powrotnej w ohio musialam dwa razy zjechac z drogi i przeczekac deszcz i wiatr, bo widocznosc byla na dlugosc samochodu:( armagedon jakis chyba:(
-
przyjechalismy do usa z walizka na osobe.po dwoch latach mam wiecej gratow, niz dom moze pomiescic. to chyba posiadanie dzieci robi z ciebie gabke na klamoty.....
-
toz to wobec ceregieli imigracyjnych, o ktorych narod pisze, zart jakis;)
-
a w maine slonecznie i niekoniecznie cieplo:) wmarzone wakacje - woda calkiem przyzwoita, nawet dalam sie namowic na plywanie:) pozdrawiam:)
-
u mnei sama nie wiem, czy cieplo --- w biurze klima, a miedzy domem a praca nosze kombinezon - na motorze rzadko mi zimno. ale niska wilgotnosc, co cieszy. tez raczej wole chodniejsze lata:) a 4 lipca, jak wszytsko pojdzie zgodnie z planem, to ja bede w portland, maine!
-
ha, dzisiaj nauczylam sie, ze dobrze miec sasiada (chyba taka piosenka kiedys byla, prawda?) wielka pomoc sasiedzka i mamy osiedle niemal posprzatane. ktos przyniosl pile, ktos taczki i miedzy 12 a 16 udalo sie szostce doroslych ludzi ogarnac cztery porzadnie dotkniete huraganem posesje. a juz chcialam brac wolne na jutro:)
-
u nas po prostu spustoszenie, na samem mojej ulicy kilka drzew wyrwanych z korzeniami --- wczoraj to byl krajobraz po bitwie, autentycznie. czeka mnie troche roboty dzisiaj, musze bajzel ogarnac, choc drzewem sie nie zajme, bo musze najpierw pozyczyc pile lancuchowa acadia - schoodic point - jezdze tam kazdego roku, nie moge sobie odpuscic. jedno z najpiekniejszych miejsc, w ktorych kiedykolwiek bylam
-
w maine narod sie cieszy, kiedy do wody w ogole mozna wejsc - w tamtejsi (bo o turystach nie gadam) kapia sie przy temperaturach czysto baltyckich i tp dla nich ciepla woda. ale nie o wode chodzi, podobno paskudny czerwiec maja jak i na midwescie - nad ranem u nas przeszla wichura taka, ze pozrywalo linie elektryczne mnie wielkie drzewo wywrocilo sie na posesji tak z pol metra od dachu naprawde niezle spustoszenie eh.
-
eee, do lata nie tesknie za specjalnie, plazowiczka ze mnie zadna, ale w czwartek udaje sie na zasluzony urlop do maine i chcialabym nie musiec spedzac czasu goraczkowo kombinujac, co by tu zrobic w deszczowy dzien. ale dzieki za zaproszenie, roelka, w twoich okolicach chyba bede jeszcze pod koniec lata, bo marzy mi sie pojezdzic po deal's gap w tennessee/ north caolina, a to troche po drodze ode mnie. tesciowa mi wlasnie doniosla, ze w maine slabo z pogoda - malo plazowo, tesciowa zapowiedziala, ze nam znajdzie najblizsze bary w okolicy, a ona zaopiekuje sie dziecmi i kotem-rekonwalescentem (nie donosilam jeszcze, ale kot mial dzisiaj surgery)