W zeszłym roku byłam na moim pierwszym amerykńskim weselu. Co mnie zaskoczyło? Ludzie w kościele, na uroczystości (poza najbliższą rodziną młodych i nami ) ubrani jakby szli na plażę. Szorty, klapki, bawełniane plażowe sukienki (fakt, było upiornie gorąco). Druga rzecz (tu mnie chłop nie uprzedził, a ja się upierałam, więc ustąpił) - nie ma kwiatów na ślubie. Ja jako jedyna dzierżyłam bukiet, z którym pod koniec nie miałam co zrobić . Trzecia rzecz - na weselu (które było wystawne - jedzenia i picia w bród - super extra i w ogóle szał!) bylo ze trzy razy więcej osób niż na ślubie! U nas nie do pomyślenia, żeby "odpuścić" sobie uroczystość a pchać się na przyjęcie. Ale co kraj to obyczaj .