Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Co jest tutaj z tymi ludźmi... Dosłownie KAŻDA Amerykanka z którą pracuje/znajoma/z rodziny męża pyta mnie czy mam dzieci. Słysząc moja odpowiedz następuje zdziwienie. A kiedy jeszcze dodaje, ze dzieci mieć nie chce w ogóle, na twarzy tych kobiet pojawia się szczery szok. I wiem, ze w myślach mnie potępiają :P Kurcze, ja jakoś ich nie potępiam za ich dwoje/troje/czworo/więcej dzieci. Rozmnażajcie się jak chcecie, nie mój interes (chyba, ze wasze rozkrzyczane "bachorki" naruszają moja przestrzeń). Jak jeszcze raz usłyszę "Ale jak można nie chcieć dzieci?" to wybuchnę.

Napisano

Nie dziw sie. Wszsytkie gatunki zamieszkujace Ziemie rozmnazanie traktuja jako swe podstawowe a wiekszosc wylaczne zadanie. Czy to rosliny, insekty, bezkregowce, ssaki, wszystkie daza do tego samego. U ssakow zadaniem samicy jest rodzic a samcowi pozostaje aktywny udzial w poczeciu. Ludzie uwazaja rozmnazanie sie jako cos naturalnego. Ludzie, jako chyba jedyne ssaki sa w stanie same decydowac o tym czy rozmnazac sie chca czy nie. Dla jednych taki wybor jest czyms normalnym, dla innych jest czyms przeciwko naturze.

Napisano

Co jest tutaj z tymi ludźmi... Dosłownie KAŻDA Amerykanka z którą pracuje/znajoma/z rodziny męża pyta mnie czy mam dzieci. Słysząc moja odpowiedz następuje zdziwienie. A kiedy jeszcze dodaje, ze dzieci mieć nie chce w ogóle, na twarzy tych kobiet pojawia się szczery szok. I wiem, ze w myślach mnie potępiają :P Kurcze, ja jakoś ich nie potępiam za ich dwoje/troje/czworo/więcej dzieci. Rozmnażajcie się jak chcecie, nie mój interes (chyba, ze wasze rozkrzyczane "bachorki" naruszają moja przestrzeń). Jak jeszcze raz usłyszę "Ale jak można nie chcieć dzieci?" to wybuchnę.

http://theoatmeal.com/comics/kids :-)

Napisano

W USA rzeczywiscie posiadanie dzieci jest absolutnie nieuzasadnione ekonomicznie. Symboliczna pomoc Panstwa dla mam w ciazy a potem dla dzieci, drogie zlobki, przedszkola, opiekunki. Ogromne koszty pieniezne i czasowe na edukacje i zajecia dodatkowe. Jak tak czasem obserwuje ile czasu, uwagi, pieniedzy poswiecaja swoim amerykanskim dzieciom to tylko podziwiac. Rodzice placza, placa a na starosc dzieci i tak kaza im sie wyprowadzic do care home. Jesli sie zdobeda na telefon do Mamy, Taty na swieta czy jakies urodziny to juz naprawde sporo. Moj amerykanski kolega z pracy nie widzial Matki juz chyba z dziesiec lat, Ojca odwiedzil w tym roku po 9 latach a w ubieglym roku nie pojechal na pogrzeb starszego brata. Nie zeby go nie bylo stac. Zreszta w takiej sytuacji napewno zrzucilibysmy sie mu na bilet.

Napisano

Bez przesady. W biurze mojego meza, sa 3 dziewczyny (jezeli mozna nazywac kobiety 30-35 lat + 'dziewczyny') ktore maja mezow, dzieci nie, i smialo sie przyznaja ze dzieci nie chca. Bratanica tez specjalnie sie na ten temat nie wypowiada, ale kiedys przyznala ze rodzenie/wychowywanie dzieci ani jej ani jej meza zupelnie nie interesuje, dodala, ze jezeli zmienia zdanie to pomysla o adopcji. Moja najblizsza przyjaciolka z high school wysoki dyplom ma, meza nr. 1 miala, teraz ma meza nr. 2, ale dzieci nie ma i, ze wzgledu na ich wiek, juz nie bedzie. Natomiast maja duzo kasy (ona jest lekarka, on architektem z wlasna firma,) ogromna lodz jakas super na ktorej jezdza na rejsy po calym swiecie.

Jak wszystkie opinie ktore sie slyszy, ta ze dzieci to mos, tez jest zwiazana z kregami w ktorymi sie obracamy.

Dodam jeszcze, ze przyjaciolka mojej corki, slyszac ze corka przeprowadza sie do NYC, powiedziala jej" "You will like it here. In the two years I've been in New York, not one person asked me when I'm going to have children." :)

Napisano

nie zauwazylam dotad, zeby ktos na moim midwescie pytal o dzieci. moze dlatego, ze juz dzieci mam. ale jest tez kilka babek, ktore maja mezow, ale dzieci nie i chyba ani razu nie bylam swiadkiem takich pytan. obserwuje za to galopujaca pajdokracje --- wiele mlodych matek prowadza swoje rozbestwione stadka ze soba doslownie wszedzie i oczekuja pelnej akceptacji. do takich pan mam spora awersje...

Napisano

Ja mam spora awersje do ludzi przyprowadzających swoje dzieci (czasem zupelnie male!) do kina. I to na filmy, ktore dziecka malego na pewno nie zainteresuja. I siedz sobie potem ogladajac, np. "Martian" i sluchaj jak bachorki rozmawiaja/krzycza/placza. Tak samo jak nie cierpie jak rodzice zupelnie ignoruja swoje rozkrzyczane dzieci w restauracjach/parkach/sklepach, etc.

Ja wychodze z zalozenia, ze jak nie jestes w stanie nauczyc dziecka jak sie zachowywac w miejscu publicznym, to w ogole nie wyprowadzaj go do ludzi. :P

Napisano

ja mam troche mniejsze oczekiwania, bo dzieci akurat najlepiej ucza sie przez interakcje. dzieciom nie da sie na sucho wylozyc zasad savoir vivre'u, niestety. ja mysle, ze bardziej chodzi o to, zeby miec kontrole nad towarzystwem i troche krytycznego spojrzenia. podobno wystarczy.

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...