Skocz do zawartości

Nowi W Nowym...znowu.


Dudda

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Ciagle pada, asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby...:-)

Dawno nic nie pisałem bo czekałem na załatwienie sprawy z autem.

I oto dziś otrzymaliśmy tablice, tagi i tytuł z Seattle.

Było to wszystko bardzo problematyczne przez nasza przeprowadzkę.

DMV w Denver wysłało mój tytuł do banku, a mój bank wysłał kopie tytułu do mnie wczoraj za pośrednictwem faxu.

Za pierwszym razem poprosiłem ich żeby wysłali faz do lokalnego biura, jednak jak tam sie dopytywałem o swoj fax oni nie wiedzieli o czym mowię.

Wiec drugim razem poprosiłem o przefaksowanie tego do biura w moim budynku gdzie nie było żadnych problemów.

Musieliśmy zapłacić dwa razy podatek od sprzedaży za auto.

Jednak udało nam sie załatwić dokumenty, które potwierdziły ze zapłaciliśmy podatek w CO i tutaj oddaliśmy im tylko różnice jakieś $400.

Także jeśli kupujesz nowe auto od dilera nie planuj przeprowadzki:-)

Ja nadal pracuje z domu, a Vika szuka nowej pracy, jak na razie bez powodzenia.

Z drugiej strony ciagle choruje na ten zaby/zeby i nie może sie jakoś ogarnąć.

Do tego jej Mama zmarła 3 tygodnie temu, a to była jej ostatni rodzina.

Teraz moja malutka dziewczyna ma tylko mnie.

Będziemy szukali jakiegoś „rozsądnego” dentysty teraz.

Jeśli macie kogoś dobrego do polecenia proszę sie nie wahać.

Mieszkanie sprawuje sie dobrze, gramy od czasu do czasu w bilard, korzystamy z drukarki ogólnodostępnej i oczywiście z faxu:-)

Razem z mieszkaniem mamy tez parking w piwnicy wiec auto jest bezpieczne.

Tydzień temu nawet zrobiliśmy kartę Safewaya wiec zakupy w tym sklepie już tak mocno nie bolą.

Po kilku podróżach na nogach po okolicy zauważyliśmy, ze mieszkamy w zajączkiem dzielnicy...

Większość sklepów ma dziwny język na szybach i malutkich ludzi w środku:-)

Ja osobiście nie przepadam za ich kuchnia (głownie Vietnamska), ale jako jedyni maja świeża mięte w sklepie!

W końcu mogę pojechać do miasta i zrobić zakupy!:-)

Zara odwiedzania praktycznie co tydzień i zawsze coś dla siebie znajdę.

Vika ma gorzej bo jest drobna i jak wspominałem Azjatów mnóstwo wiec jej rozmiary wyprzedane.

Ja mam szczęście, bo praktycznie wszystkie rozmiary dla mnie mogę przymierzyć w sklepie. Niech żyje GAP i reszta:-)

Jestesmy już praktycznie ustawieni ze wszystkim tutaj.

Ubezpieczenia, rachunki itd. Zajęli mi to prawie miesiąc, ale wszędzie już widnieje Seattle WA.

Tylko jeszcze prawo jazdy muszę zmienić, a z tego co sie dowiedziałem trzeba tutaj przejść test pisemny.

Najpierw odświeża sobie wiedzę i dopiero pózniej dam im znać, ze istnieje:-)

Wizyty w Ikei tez są częste.

Jak dotąd wydaliśmy około $500 na wszystko do pustego mieszkania.

Co prawda nadal śpimy na materacu na podłodze, ale ja pracuje już przy biurku i siedzę na normalnym krześle.

Pomalutku zbiera nam sie znowu góra niepotrzebnych rzeczy:-)

W ostatni weekend byliśmy w Pike Market.

Załapaliśmy sie na pierożki i rzucanie rybami:-)

  • 1 miesiąc później...

  • Odpowiedzi 106
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano

Aktualizujemy...

Nie pisalem ostatnio za duzo bo czekalem na kilka rzeczy ktore mialy sie wyklarowac i jakos tez nie moglem sie zebrac mysli zeby cos konkretnego napisac.

Takze bedzie troche pomieszanie z poplataniem:-)

Minely juz prawie 2 i pol miesiaca w Seattle!

Vika jest juz bardziej "soba" jednak nadal nie ma konretow zwiaznych z smiercia swojej matki...takze tutaj bedzie starala sie dojsc do czegos.

Ze zdrowiem znacznie lepiej wiec mogla zaczac szukac pracy.

Wysylala CV wszedzie na data entry, magazyny i prace z SAP.

Po tygodniu wysylania CV zostala doslownie "zalana" telefonami od rekruterow/agencji pracy.

Ja duzo pisze o roznicach rasowych w US prawda?;-)

Otoz druga rozmowa rekrutacyjna mojej zony jest z Azjatka, ktora widzac "biala" dziewczyne mowi jej wprost, ze nie ma "vitnamskiego akcentu" i nawet nie przprowadzi z nia rozmowy...Praca w ogole nie zwiazana ze znajomoscia obcych jezykow.

Chwile po tym wita bardzo serdecznie azjatke ktora tez przyjechala na rozmowe rekrutacyjna:-)

To byl pierwszy raz gdy spotkalismy sie z taka dyskryminacja na "profesjonalnym" poziomie. Ja nie bylem zaskoczony, ale Vika byla w szoku przez kilka dni.

Agencja pracy oczywiscie wziela strone pracodawcy i nic nie zrobila wiec nie warto sie tym przejmowac tylko isc dalej.

Kolejne rozmowy byly juz profesjonalne, sprawdzanie kwalifikacji i tak dalej.

Po dwoch tygodniach znalazla prace w Renton, WA od naszego domu okolo 6 mil w jedna strone wiec jest bardzo fajnie i komunikacja miejska to nie problem.

Firma ktora ja zatrudnila sama znalazla ja na Indeed.com.

Vika pracuje juz tam miesiac ale bedzie znikala jak tylko ja zaczne pracowac.

Placa lepiej niz w Denver, ale atmosfera jest fatalna.

Ja rowniez znalazlem prace po dwoch tygodniach "powaznego" szukania:-)

Od wtorku bede pracowal dla Genie Industries jako Production Specialist.

Praca fizyczna ale i w nocy ale pieniadze lepsze niz jako analityk...smiech.

Ogolnie nasze poszukiwania pracy odbywaly sie na ciaglym "udoskonalaniu" resume i wysylaniu na rozne pozycje nawet bez kfalifikacji z naszej strony poprzez Indeed.com.

Zrobilem sobie prawo jazdy z WA.

Kosztowalo mnie to $92 z podatkiem. Zadnych testow oprocz badania wzroku.

Nawet nie musialem podawac im dowodu adresu wiec bylo bardzo fajnie, szkoda ze tak drogo.

Pojechalismy w sobote to DMV w Renton, troche daleko ale jak pisalem nie bylo w ogole kolejek i wszystko poszlo super szybko.

Prawko przyszlo bardzo szybko czekalem jakis tydzien (nadal CA prawo jazdy jest najlepiej wygladajace);-).

Chwile po DMV znalezlimsy po drugiej stronie ulicy "europejski/rosyjski" sklep.

Moja zona byla zachwycona bo ciagle teskni za tym jedzeniem, ja nie:-)

Jednak w porownaniu do sklepu w Seattle, tym ktory robi rowniez kanapki maja baaardzo tanio i nie doliczaja taxu do cen, placisz cene z etykietki.

Robia obiady, sprzedaja wszystko z wschodniej europy praktycznie.

Kupilismy jakies kotlety, ukrainski twarog na "gzik" i jakies slodycze.

Oficjalnie jestem czlonkiem rodziny czterookich teraz!

W ostatni tydzien moich benefitow postanowilem zbadac swoj wzrok i kupic okulary, bo duzo czasu spedzalem przed komputerem.

Musialem sie dowiedziec gdzie moge zrobic darmowe badanie wzroku zgodnie z moim ubezpieczeniem. Znalazlem klinike, zapisalem sie i oczywiscie wyladowalem w Chinatown:-) sciagneli ze mnie $10 za kompleksowe badanie, ale oprawek nie chcialem u nich kupowac.

Musialem znalesc rowniez sklep ktory "gra" z moim ubezpieczeniem - wszystkie te dane sa na stronach internetowych lub mozna zadzwonic na infolinie, wazne zeby miec przy sobie swoja karte ubezpieczeniowa.

W sklepie wybralem oprawki ktore kosztowac mialy $219 a zaplacilem za nie $25 ze wzgledu na rabat sklepu i moje ubezpieczenie.

Niestety szkla ktore dobralem kosztowaly mnie wiecej $150 juz po wszystkich znizkach.

Takze troche pozno sie tym zainteresowalem i musialem zrobic wczystko na szybko, bo ubezpiecznie mi sie konczylo ale zawsze lepiej niz Vika placic za wszystko z wlasnej kieszeni.

Ona kupila okulary i szkla z badaniem w LensCrafters i zaplacila okolo $400 za wszystko za oprawki znacznie tansze od moich.

Wracajac do tematu przeprowadzki z jednego stanu do drugiego mialem bardzo niespotykana sytuacje z Comcastem...

Zalozylem sobie internet w ten sam dzien w ktory sie wprowadzilismy do nowego mieszkania w Seattle na telefon w 10 minut.

Myslalem, ze wszystko gra ale nie otrzymywalem zadnego rachunku i nie moglem sie zalogowac na nowe konto z nowym adresem.

Dzwonilem kilkukrotnie do Comcast jednak nie wiedzieli co ze mna zrobic, mialem internet za darmo:-)

Okazalo sie, ze moje konto w Denver jest ciagle aktywne a to ze ja mam tutaj internet bez problemu to oni nie wiedza dlaczego, bo zadnych rachunkow na Denver nie mialem...

Po prawie dwo godzinnej rozmowie z Comcast udalo nam sie to naprawic i zamknac konto z Denver i uruchomic to w Seattle a przy okazji dostac $158:-)

Szczerze to ja nie pamietam za co ale na tamtym koncie mialem kredyt w takiej wysokosci, moze jakis depozyt, nie pamietam.

Takze Comcast wyslal mi ladny czek i zamknal konto w CO.

Ciekawe jest to ze place prawie o polowe mniejsze rachunki za internet tutaj, ktory jest dwa razy szybszy... Oooo a w Denver musialem jeszcze polaczyc go z TV, zeby miec taniej.

Przez ostatni miesiac udalo nam sie rowniez umeblowac nasze studio korzystajac z uprzejmosci sasiadow:-)

W garazu mamy takie miejsce gdzie ktos moze "wyrzucic" niepotrzebne rzeczy/meble wiec moja malzonka postanowila zbadac teren...

Za pierwszym razem przyciagnelismy wielki materac do mieszkania, nie spimy juz na podlodze, tylko na dwoch materacach i musze powiedziec, ze roznica jest ogromna.

Dwa tyogodnie temu przyciagnelismy fotel z Ikei:-)

Wyczyszczony, wyprany prezentuje sie super i jest bardzo uzyteczny bo jedyny w mieszkaniu:-)

Podsumowujac wyposazenie mieszkania, prawie kompletne kosztowalo nas tutaj okolo $500 glownie w Ikei.

Obiecalem sobie, ze zaczne prowadzic jakis dziennik z tymi wpisami, zeby nie pominac czegos waznego...

Zobaczymy jak mi to wyjdzie:-)

Jak na razie po ciezkich dwoch miesiacach zaczyna nam sie to wszystko klarowac w tym pochmurnym miescie.

Prawdopodobnie wybierzemy sie na walentynki do Domu Polskiego:-)

Pewnie nie spotkamy duzo ludzi z naszej generacji, ale zawsze to cos nie majac tutaj zupelnie nikogo.

Pozdrowienia dla pary z Warszawy:-)

Napisano

nie macie nikogo ?a siebie? ;):) to chyba najlepsza sprawa a reszta osob to zobaczysz jak bedziecie wychodzic,zapiszesz sie na jakis np wolontariat :)

dziekuje za ten opis..:) czekam na dalszy ciag

Napisano

Prawdopodobnie wybierzemy sie na walentynki do Domu Polskiego:-)

Pewnie nie spotkamy duzo ludzi z naszej generacji, ale zawsze to cos nie majac tutaj zupelnie nikogo.

Pozdrowienia dla pary z Warszawy:-)

Mlodych nie ma. Widze to po młodych, których sporo w Oregonie.

Oni czasem sa bardziej amerykańscy od prezydenta Washingtona. Do kregow polonijnych zblizaja się z obrzydzeniem... Nie wiem dlaczego. W ten sposob ruch polonijny w USA pomalu umiera. Starzy się wykruszają, młodzi chętnie przyjdą np. na Polski Festival. Zjedza pierogi, popija zimnym piwem ale do roboty ludzi nie ma, mlodziez się nie garnie. Gdy się zorientują ze już nie można pierogow nigdzie zjeść, będzie za pozno na reaktywacje działalności a w ostatnim polskim kościele czy Domu Polskim zrobia kolejna pizzerie.

Napisano

Bylam w jednym z polskich klubow raz i wiecej nie pojde. Nie dlatego, ze sie brzydze… po prostu nie kreca mnie takie klimaty. Pomijam, ze nie dla mnie wystepy artystow takich jak Tadeusz Drozda, Stan Borys czy Izabela Trojanowska. Pomijam, ze wiekowo "nieco" odbiegam od towarzystwa, ktore tam zastalismy. Pomijam, ze zycie "starej" Polonii kreci sie glownie wokol rozpamietywania tego, co bylo kiedys (a wszyscy wiemy, ze za PRL to bylo cudownie… he he) i kosciola, do ktorego nie chodze i chodzic nie bede. Generalnie - niestety!!! - mialam wrazenie, ze trafilismy na polska wies, gdzie wszyscy sie doskonale znaja, a "obcy" przeswietlani sa na wylot i obgadywani za plecami. Co tu duzo gadac - mimo kilku prob nawiazania rozmow z czlonkami klubu nie czulismy sie ani chciani, ani mile widziani. Zostalismy za to zasypani gradem prywatnych pytan, na ktore niekoniecznie chcielismy odpowiadac. Wiem, ze w USA mieszka mnostwo fantastycznych Polakow, ktorzy robia kariery, zyja pelnia zycia, obcy jest im polski pesymizm (czy to ich czyni "bardziej amerykanskimi od prezydenta Washingtona?"). Moze sie myle, ale wydaje mi sie, ze tacy ludzie nie organizuja sie w polskich klubach… gdzie w takim razie ich szukac? Brakuje mi kontaktu z normalnymi, fajnymi Polakami!

Napisano

Chyba mlodziej jest w Cali, chociaz nie brakuje akcentow z przyspiewkami, o ktorych piszesz. Nam sie udalo poznac fajnych ludzi tutaj :)

Napisano

Racja Nigella!

Tego sie właśnie obawiamy, bo byliśmy kilka razy w Denver na piknikach polskich.

Poza młodymi z którymi pograliśmy w freezbie wszyscy siedzieli we własnych grupkach.

Co do muzyki tez sie zgodzę, jednak moja małżonka jest Ukrainka i bardzo bawią ja tance pod takie przyśpiewki:-)

"Ja uwielbiam ja, ona tu jest...lalalala...":-)

Mimo wszystko chyba pójdziemy, spróbujemy jedzenia i damy szanse temu towarzystwu!

Jak zwykle postaram sie cos o tym napisać tutaj.

Czy tylko mnie żona wyciąga na "Fifty shades Of grey" do kina?:-)

Napisano

Mlodych nie ma. Widze to po młodych, których sporo w Oregonie.

Oni czasem sa bardziej amerykańscy od prezydenta Washingtona. Do kregow polonijnych zblizaja się z obrzydzeniem... Nie wiem dlaczego. W ten sposob ruch polonijny w USA pomalu umiera. Starzy się wykruszają, młodzi chętnie przyjdą np. na Polski Festival. Zjedza pierogi, popija zimnym piwem ale do roboty ludzi nie ma, mlodziez się nie garnie. Gdy się zorientują ze już nie można pierogow nigdzie zjeść, będzie za pozno na reaktywacje działalności a w ostatnim polskim kościele czy Domu Polskim zrobia kolejna pizzerie.

To ciekwe, co piszesz. Zauważyć to można chyba wszędzie, także w Europie. Może to kwestia "rodzaju migracji" z jakimi mamy do czynienia w dzisiejszych czasach - nie ma tej "bogoojczyźnianej", z przymusu, tęskniącej za krajem i chcącej podtrzymywać tradycję we wspólnocie jak i w rodzinie, a jest więcej tej typowo zarobokowej, "multimedia low cost migration", lub - z drugiej strony - takiej można powiedzieć "mentalnej emigracji z wyboru" - chcesz żyć inaczej niż żyłeś w wcześniej, a tradycja i grupowe, polonijne jedzenie pierogów w przykościelnej kaplicy trochę w tym przeszkadza...

To moim zdaniem będzie się bardziej uwidoczniać w USA, gdzie "z przymusu", ekonomicznego czy innego, wyjeżdża naprawdę coraz mniej ludzi gdyż to się najzwyczajniej nie opłaca; ale ma to miejsce właściwie wszędzie.

W Europie chociażby, lub w UK, stara, powojenna czy "post-stanowojenna" emigracja jest dość dobrze zorganizowana, ale jest jednocześnie oderwana CAŁKOWICIE od współczesnych migrantów, no i oczywiście wymierająca (piszę migrantów, bo po pewnym czasie oba pojęcia - imigranci/emigranci - zaczynają się mieszać)

W moim 60-tysięcznym mieście, a mieszkam w Szkocji już od dobrych kilku lat, powstało w swoim czasie 2 (dwie) organizacje polonijne. Jedna orginalna, i wkrótce potem druga w kontrze do tej orginalnej (przykościelnej jeśli tak można to powiedzieć). Wynik był taki, że obie zaczęły się zwalczać, a większość Polaków miała wyj..ane na obie...

Dla przykładu, jest coś takiego jak "New Start", organizacja, "sklep", gdzie ludzie, którzy nie potrzebują swoich sprzętów, mebli, mogą je tam zostawić dla ludzi, którzy mogą ich potrzebować, wprowadzają się do nowego nieumeblowanego mieszkania, albo coś. Coś jak Goodwill w US. W pewnym momencie, w wyniku rywalizacji (oraz tego, że część mebli nabytych przez Polaków "przypadkowo" wylądowała na lokalnym, niedzielmnym targu), pierwsza organizacja polonijna doprowadziła do tego, że potrzeba było jej "autoryzacji" aby Polak sprzęt z "New Start'a" mógł otrzymać. Oczywiście aby otrzymać autoryzację, trzeba było się do organizacji zapisać, płacić składkę, itp. Absolutely ridiculous!

Ja akurat jestem właśnie z tych Polaków, którzy być może nie będą bardziej amerykańscy od Waszyngtona, czy bardziej brytyjscy od Królowej, ale nie będą się angażować w takie cyrki jak tego typu opisanego powyżej, czy nawet w regularne, uczciwe, polonijne spotkania i organizacje, ponieważ nie wyjeżdżali z kraju z powodów ekonomicznych, politycznych, jak i nie tęsknią specjalnie za "ojczyzną". Ja, i tacy jak ja, wyjechaliśmy właśnie po to aby ten "cyrk" zostawić za sobą, otrzepać się trochę z tego wszystkiego i zacząć żyć normalnie. Lub chociaż inaczej. W moim przypadku "bakcyla" złapałem w USA, ale UK jest niewiele po tym względem za Stanami, nie bez powodu imigranci tłoczą się w Calais, a nie w Dover (God bless Margaret Thatcher!)...

Niestety, lub stety, czasy się zmieniają. Moja "emigracja" do UK, zwłaszcza, że byłem wcześniej w US i znałem język powiedzmy że dobrze, była bardziej jak wyjazd do innego miasta, skąd do domu moża polecieć na weekend za przyzwoitą cenę. Takich ludzi jak ja jest więcej, właśnie szczególnie młodych. Internet i Social Media pomagają. Czasy gdzie matka żegnała syna, czasem na zawsze, chlebem, solą i krzyżykiem na czole minęły, tak jak i czasy organizacji polonijnych.

Napisano

rzecze1 rzecze do rzeczy :)

W moim 60-tysięcznym mieście, a mieszkam w Szkocji już od dobrych kilku lat, powstało w swoim czasie 2 (dwie) organizacje polonijne. Jedna orginalna, i wkrótce potem druga w kontrze do tej orginalnej (przykościelnej jeśli tak można to powiedzieć). Wynik był taki, że obie zaczęły się zwalczać, a większość Polaków miała wyj..ane na obie...

W SD sa dwie (2) organizacje polonijne ktore, ujmujac to delikatnie, nie przepadaja za soba (robiac chociazby imprezy w tym samym dniu)

Ja nie zamierzam dzialac w zadnej z nich. Jak rowniez nie zamierzam chodzic do polskiego kosciola katolickiego. Nie i basta :)

Mlodzi nie dzialaja w organizacjach. Zreszta, jacy mlodzi? Nie ma czegos takiego jak mloda emigracja (poza jednostkami, takimi jak ja). Mloda emigracja byla owszem, ale w latach 80-tych. Mam na mysli masowa emigracje.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...