Skocz do zawartości

Specyfika Amerykańskiego życia/urządzeń-proszę o wytłumaczenie


Rekomendowane odpowiedzi

20 minut temu, Autobusiarz napisał:

Jest to wyjątkowo żałosne i śmieszne.Bieganie po nauczycielach,żeby wystawili ci-powiedzmy sobie szczerze-sztuczną i cukierkową opinię.Co on ci napisze w tym liście polecającym? Przecież to nie jest twój przyjaciel,nie spędzacie razem wolnego czasu.On nie zna twoich motywacji,poglądów.Nie wie czy jesteś dobrym katolikiem czy nie palisz zielska,albo nie wyrzucasz śmieci do lasu.

Po pierwsze - jak Cię nie zna, to się nie prosi o list polecający. Po drugie - nauczyciel wie, jak człowiek angażuje się w życie szkolne. Może jest w odpowiedniku samorządu? Klubie dyskusyjnym? Angażuje się w jakiś szkolny wolontariat? Reprezentuje szkołę na zawodach? Gra w orkiestrze?  Nikogo nie obchodzi religia, którą ktokolwiek tu wyznaje. Liczy się zaangażowanie w życie szkoły, życie społeczności około szkolnej.

 

20 minut temu, Autobusiarz napisał:

 

Więc i tak napisze jakieś pochwalne bzdury na twój temat jak masz dobre oceny.Bo co ma napisać? Po co ten teatrzyk? Czyż wyniki egzaminu nie powinny być wystarczającym kryterium przyjęcia na uczelnię? 

Jest to może rozwiazanie, gdzie miejsc na uczelniach jest prawie tyle co chętnych na studia. Ale nie gdy na 2000 miejsce na pierwszym roku (na wszystkich kierunkach) aplikuje 40 000 osób, każda z bardzo wysokim wynikiem z SATów. I jak to wedle Ciebie mają top uniwersytety rozwiązywać? Losowaniem? Każdy college ma swoje zasady, a już prywatne uczelnie mogą sobie je wprowadzać jakie tylko chcą. 

 

20 minut temu, Autobusiarz napisał:

Kto i jak będzie weryfikował czy mam coś na sumieniu? Mam się w listach komuś spowiadać ze swoich poglądów czy złych uczynków? 

W Polsce nie zbiera się żadnych listów polecających od pracodawców.Pokazuje się świadectwo pracy,gdzie są suche informacje gdzie pracowałeś,jak długo,za ile i czy brałeś zwolnienie lekarskie.W rozmowie rekrutacyjnej sprawdza się co kandydat umie i potrafi bez pytania o jego poglądy,stosunek do ekologii czy aktywność wolontariacką.Po co to komu?

Tak się składa, ze USA to nie Polska. Tu nie ma świadectw pracy z informacjami gdzie, za ile, jak pracowałeś. Zwolnienie lekarskie to często w ogóle nie przysługuje, nie zawsze nawet płatny urlop dostaniesz. Pracodawca zanim może chcieć Cię zaprosić na rozmowę, lubi czasami wiedzieć, czy w ogóle warto. I znowu nikogo nie obchodzi Twój wolontariat (chyba że stricte związany  jest z pracą), religia, czy poglądy polityczne.

 

20 minut temu, Autobusiarz napisał:

Skąd ten owczy pęd na studia? Czy w Stanach różnica w zarobkach ludzi po studiach w stosunku do tych ze średnim wykształceniem jest aż tak ogromna?

 

Nie zauważyłam owczego pędu na studia w USA. O studia aplikują przede wszystkim Ci, którzy spełniają minima, żeby w ogóle gdzieś się dostać i których na to stać. W mojej opinii, osoby z wyższym wykształceniem na wziętym kierunku mają łatwiej jeśli chodzi o ścieżkę awansu, choć nie wszędzie jest to wymagane. No i oczywiście jest mnóstwo zawodów, gdzie college level education musisz mieć, albo w zawodzie nie będziesz pracować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minute ago, kzielu said:

A to jak dzialaj szkoly to troche reprezentatywna probka ameryki ktora w podobny sposob dziala praktycznie na kazdym poziomie. 

Autobusiarza moze zszokowac informacje ze w USA niektorzy wynajmujacy rowniez wymagaja od lokatorow references z poprzednich miejsc zamieszkania. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Roelka v.2 napisał:

Po pierwsze, nie trzeba za nikim biegac. Mozna wyslac emaila. :)

Tak mi się teraz przypomniało, że gdy ja ubiegałam się o pracę to wymagane było podanie kontaktu do 2-3 osób, które mogły potwierdzić, że umiem co tam w CV wpisałam. Nie trzeba było żadnych elaboratów, po prostu zamailowałam do kilku osób, czy mogę podać ich email w moim podaniu o pracę i czy będą dostępne mailowo w najbliższym czasie, tak żeby mogły szybko zareagować gdyby ktoś od strony pracodawcy się z nimi faktycznie skontaktował. 

Nikt mi na tym wszystkim woskowej pieczęci nie odciskał...

Edytowane przez mola
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minutes ago, mola said:

Tak mi się teraz przypomniało, że gdy ja ubiegałam się o pracę to wymagane było podanie kontaktu do 2-3 osób, które mogły potwierdzić, że umiem co tam w CV wpisałam. Nie trzeba było żadnych elaboratów, po prostu zamailowałam do kilku osób, czy mogę podać ich email w moim podaniu o pracę i czy będą dostępne mailowo w najbliższym czasie, tak żeby mogły szybko zareagować gdyby ktoś od strony pracodawcy się z nimi faktycznie skontaktował. 

Nikt mi na tym wszystkim woskowej pieczęci nie odciskał...

To mi przypomnialo, ze rowniez musialam podac info kontaktowe do paru osob (nie spokrewnionych) ktore mogly potwierdzic, ze jestem osoba za ktora sie podaje. :) Musialam to robic w poprzedniej pracy jak rowniez jak wysylalam podanie o internship (nie dostalam odpowiedzi poki co, wiec raczej nic z tego nie wyjdzie lol).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, motorolnik napisał:

Jeszcze trzeba wspomnieć o sororities.

Idźmy w równouprawnienie, o fraternities też :)  Ostatnio mają bardzo złą prasę. Kiedyś z kimś dyskutowałam skąd to parcie na udział w tym, jedyną sensowną odpowiedzią to był networking... Mniej prominentni studenci mogą wejść w krąg tych lepiej postawionych, z ustawionymi rodzicami, a potem liczyć, że po znajomości gdzieś wskoczą do firmy ojca kolegi z bractwa. Czy jednak gra warta świeczki to już mam spore wątpliwości.

 

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minutes ago, mola said:

mogą wejść w krąg tych lepiej postawionych, z ustawionymi rodzicami

Tak mi się przypomniał artykuł, który jakiś czas temu czytałem o małżonce Stephena Millera, bo kojarzyłem stamtąd jakieś tego typu klimaty. i w sam raz cytat tam znalazłem:

Waldman hit her stride at the University of Florida, her father’s alma mater. She immediately joined a sorority, Alpha Omicron Pi (AOII), which put her among other privileged white girls. (...) Waldman partied with the rich frat boys from Tau Epsilon Phi, and drove around campus in her Lexus SUV. “She thought she was the shit,” says a classmate.

Effectively, only students from the Greek houses, who were predominantly white, could become student body presidents (...)

Kilka kolejnych paragrafów też jest warte zacytowania, ale zamiast nich wklejam link do całego artykułu: https://www.vanityfair.com/news/2020/08/stephen-miller-and-his-wife-found-love-in-a-hateful-place

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale jeżeli uczeń nie angażuje się w życie szkolne w liceum,nie uczestniczy w przedstawieniach,wolontariacie,nie gra w drużynie futbolowej,nie ma kolegów i siedzi cicho w kącie z nosem w książce a po szkole i ma doskonałe wyniki w nauce to dlaczego miałoby to być przeszkodą w dostaniu się na dobrą uczelnię? Nauczyciel w takim przypadku powinien wystawić cukierkowy list polecający.Mieliśmy w klasie takiego no-life'a,nerda,geeka,który nie wykazywał żadnych aktywności,a w wolnym czasie głownie....spał.Najlepszy uczeń w klasie.Dostał się na stomatologię w pierwszym naborze,a teraz robi bardzo wymagającą i dochodową specjalizację z chirurgii szczękowo-twarzowej.I nie potrzebował do tego żadnych referencji,listów i innego za przeproszeniem syfu.Wystarczyło dobrze napisać maturę i państwowy egzamin lekarski.Z tego ci piszecie w USA nie miałby szans na studia medyczne na dobrej uczelni.NIkt z nauczycieli nie był w stanie nic o nim powiedzieć a co dopiero koledzy z ławki.Kto by mu wystawił referencje?

Nauczyciele uczący w liceum po 600 uczniów i tak ich dobrze nie znają i zapewne nie będą dobrze znać tego kto poprosi ich o referencje.Ktoś musi biedaczkowi napisać ten głupawy list.NIe widzicie absurdu tej sytuacji?

Oglądałem ostatnio 'Chłopięcy świat" z De Niro i młodym Dicaprio.W tym filmie pokazana jest jeszcze bardziej żenująca scena.Przedstawiciel uczelni wzruszony błagalnymi listami chłopaka...przyjeżdża do jego domu(!),żeby zobaczyć w jakich warunkach żyje,pooglądać jego obskurną dzielnicę,głupawych kolegów i patologicznego Ojczyma.I na tej podstawie podejmuje decyzję o przyjęciu na uczelnię.Kompletnie nie rozumiem tych amerykańskich zwyczajów.

Jeżeli w USA panuje jakiś zwyczaj referencji to też jest to dla mnie niewiarygodne.Jaką wartość mają referencję potwierdzone pracodawcy przez twoich dobrych znajomych albo sąsiada z którym pije się pół litra co weekend? Przecież znajomi sobie pomagają prawda? Więc nie widzę problemu,żeby mój dobry kolega potwierdził(nakłamał) potencjalnemu pracodawcy,że jestem wspaniałym pracownikiem,bardzo kompetentnym i wszechstronnie uzdolnionym.Nie zrobilibyście takiej przysługi dobremu znajomemu? Bo ja tak.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minutes ago, Autobusiarz said:

Ale jeżeli uczeń nie angażuje się w życie szkolne w liceum,nie uczestniczy w przedstawieniach,wolontariacie,nie gra w drużynie futbolowej,nie ma kolegów i siedzi cicho w kącie z nosem w książce a po szkole i ma doskonałe wyniki w nauce to dlaczego miałoby to być przeszkodą w dostaniu się na dobrą uczelnię? Nauczyciel w takim przypadku powinien wystawić cukierkowy list polecający.Mieliśmy w klasie takiego no-life'a,nerda,geeka,który nie wykazywał żadnych aktywności,a w wolnym czasie głownie....spał.Najlepszy uczeń w klasie.Dostał się na stomatologię w pierwszym naborze,a teraz robi bardzo wymagającą i dochodową specjalizację z chirurgii szczękowo-twarzowej.I nie potrzebował do tego żadnych referencji,listów i innego za przeproszeniem syfu.Wystarczyło dobrze napisać maturę i państwowy egzamin lekarski.Z tego ci piszecie w USA nie miałby szans na studia medyczne na dobrej uczelni.NIkt z nauczycieli nie był w stanie nic o nim powiedzieć a co dopiero koledzy z ławki.Kto by mu wystawił referencje?

Nauczyciele uczący w liceum po 600 uczniów i tak ich dobrze nie znają i zapewne nie będą dobrze znać tego kto poprosi ich o referencje.Ktoś musi biedaczkowi napisać ten głupawy list.NIe widzicie absurdu tej sytuacji?

Oglądałem ostatnio 'Chłopięcy świat" z De Niro i młodym Dicaprio.W tym filmie pokazana jest jeszcze bardziej żenująca scena.Przedstawiciel uczelni wzruszony błagalnymi listami chłopaka...przyjeżdża do jego domu(!),żeby zobaczyć w jakich warunkach żyje,pooglądać jego obskurną dzielnicę,głupawych kolegów i patologicznego Ojczyma.I na tej podstawie podejmuje decyzję o przyjęciu na uczelnię.Kompletnie nie rozumiem tych amerykańskich zwyczajów.

Jeżeli w USA panuje jakiś zwyczaj referencji to też jest to dla mnie niewiarygodne.Jaką wartość mają referencję potwierdzone pracodawcy przez twoich dobrych znajomych albo sąsiada z którym pije się pół litra co weekend? Przecież znajomi sobie pomagają prawda? Więc nie widzę problemu,żeby mój dobry kolega potwierdził(nakłamał) potencjalnemu pracodawcy,że jestem wspaniałym pracownikiem,bardzo kompetentnym i wszechstronnie uzdolnionym.Nie zrobilibyście takiej przysługi dobremu znajomemu? Bo ja tak.

 

 

Nie wszyscy ludzie beda klamac albo "cukierkowac" w referencjach. Nie mierz wszystkich jedna miara... 

Taka jest prawda ze najlepsze uczelnie w USA chca miec w swoich szeregach uczniow ktorzy robia cos ponad norme. Z dobrymi ocenami tez dostaniesz sie do collegu... ale ci bardziej ambitni i zmotywowani pojda do "lepszych" szkol. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...