Myślę że tutaj więzi sasiedzkie pomimo że powierzchowne są bliższe niż w Polsce. Gdy moja sąsiadka (starsza pani) przywiozła bark do posypania tu i ówdzie na back yardzie pozyczyla od sasiada wielka taczke i ciężka szufle przystępując do dzieła. Ponieważ mam lekką, aluminiową szufle i lekki plastikowy wózek, gdy zobaczyłem jej akcje wziąłem sprzęt i ruszyłem z pomocą. W ciągu dziesięciu minut dołączyli pozostali, najbliżsi sąsiedzi. W ciągu pół godziny wywrotka barku była rozwieziona a sąsiadka z grabkami tylko wskazywała miejsce gdzie sypać. Na koniec roboty się rozplakala.
edit: a w temacie, tutaj garage sale jest znakomitą okazją do pogadania z sąsiadami a często do pożegnania, najczęściej na zawsze.
Gdy moich sąsiadów, redneckow w końcu bank wyrzucił z niesplacanego domu i tym samym pozbylismy sie drug dealera i pasera ktory dokuczyl wszystkim dookola, sąsiedzi zorganizowali front yard party dla całego bloku.
Co najlepsze, we czwartek po ponad roku od ich wyprowadzki, wracając z pracy skrecilem do apteki po odbior lekarstw i kogo ujrzałem na skrzyżowaniu? Mojego byłego sąsiada, króla osiedla, u którego policja bywała minimum dwa razy w tygodniu i to w kilka radiowozów. Co robił ten amigo? Ano stał na skrzyżowaniu pod światłami z kartonem o treści: "any help..."