Skocz do zawartości

Udalo sie!


rybka

Rekomendowane odpowiedzi

Na pewno bedziemy trzymac mocno kciuki! Niech maly szybko wraca do zdrowia!! :D  

My tez mamy ucznia w domu. Podobno lekcje zaczynaja sie 28 sierpnia co nas troche martwi bo Bartek bedzie mial malo czasu na zadomowienie sie. Wszyscy przejdziemy szybki kurs przystosowania. Ja w domu na pewno bede miala co robic bo zawsze mieszkalam w mieszkaniach a tu dom po remoncie wiec roboty bedzie duzo. Tam gdzie bedziemy mieszkac sa amisze wiec zywnosc bedziemy kupowac u nich a poza tym to rodzinne strony meza wiec on juz wie gdzie i co

:wink:  

pozdrawiam

A gdzie jedziecie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 22
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Okolice Atglen nad rzeka Oktoraro. Najblizsze miasto to Lancaster. To tak mniej wiecej bo nigdy tam nie bylam i czerpie wiedze z mapy i opowiadan. :wink:

Napisz jaki stanie nastepnym razem :D. Amishy tak duzo tam nie bedzie, bo miejsce ktore podalas znajduje sie w Chester County, Amishe mieszkaja w Pennsylvania Dutch Country ktory zlokalizowany jest w Lancaster County.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam czasu na wrażenia ;), ledwo przylecieliśmy musiałam zakasać rękawy, bo mieszkanie które mąż wynajął wołało o pomstę do nieba... brudne jak chlew :( Szkoda że nie porobiłam zdjęć tego co było w szafkach kuchennych. Tak to jest powierzyć wynajęcie mieszkania facetowi ;) - jemu się podobało bo przestronne i w miejscu w którym mi bardzo zależało, ze względu na bliskość dobrych szkół z programem dla uczniów z angielskim jako secondary language. W okolicy mieszka sporo Polaków, co akurat średnio mi się podoba, wolę "egzotykę" amerykańską, ale mamy nadzieję po jakimś czasie przenieść się w inne miejsce. Poczekamy tylko aż starszy syn skończy high-school.

Rybka, nie martw się o synka, moi po 3 dniach się przestawili bez problemu, starszy od razu na cały dzień na basen śmigał :), młodszy po paru odcinkach Ulicy Sezamkowej zaczął śpiewać piosenki po angielsku :P

Z zapisaniem dzieci do szkół nie ma w ogóle problemu, trzeba tylko przynieść dowody tzw. residency i odwiedzić lekarza by założył nową kartę szczepień na podstawie książeczki zdrowia dziecka z Polski, ew. uzupełnić szczepienia. Dostaliśmy pełny spis tego co trzeba kupić, z wymienionymi nazwami firm włącznie, np. kredki woskowe Crayola w ilości 24 sztuk :D Starszy syn przeszedł już test na znajomośc angielskiego i został przydzielony do grupy, w piątek idziemy na spotkanie w szkole by wybrał sobie przedmioty. Młodszym się tak bardzo nie przejmuję, panie które rejestrowały nas w szkole twierdzą że już na Boże Narodzenie powinien dawać sobie dobrze radę z angielskim.

Co do kupowania ubrań dla dzieci - polecam Gap Kids, przestestowałam. Ciuchy dobrej jakości które po paru praniach wyglądają wciąż jak nowe. Skusiałam się na kilka ubranek z Old Navy, bo ładne były, niestety, wyglądają już teraz jak szmaty :( Czasem w outletach można kupić fajne ciuszki np. Ralpha Laurena za niewielkie pieniądze. Polecam też Childrens Place, choć kilka ubranek było wybitnie nietrafionych - zaczęły się pruć i porozciągały się, ale reszta wygląda OK. Osh-Kosh jest super, ale drogie, choć akurat w kwestii młodszego syna staram się nie skąpić, bo ubrania pierze się często i co tanie po kilku praniach ląduje w koszu na śmieci.

Na szczęście mieszkam w Chicago, gdzie jest sporo imigrantów i nie ma problemów z kupieniem dobrego jedzenia. Chleb zawsze kupuję polski. Sklepy typowo polskie omijam szerokim łukiem, jest w nich drogo i mały wybór produktów. Czasem nie ma wyjścia, np. jak się chce kupić kiszone ogórki :)

Zakupy raz na tydzień robię w Produce World. Fantastyczny sklep z jedzeniem greckim, włoskim, polskim i nie tylko. Mają owoce i warzywa o których nawet nie wiedziałam że istnieją :) Jak się nie chce kupować to można przynajmniej pooglądać. Duży wybór mięs, ryb, owoców morza, pieczywa, serów z całego świata, wędlin, soków. Masło i jajka kupuję "amiszowskie" bo są naprawdę wyśmienite. Do tek pory jednak nie udało mi się znaleźć naprawdę dobrego białego sera :(

Raz na miesiąc robię zakupy w osławionym Wal-Marcie. Nie radzę kupować nic poza produktami które można kupić w innych sklepach - tyle że Wal-Marcie są o 1/3 tańsze. Kupuję środki czystości, papierowe ścierki, papier toaletowy, jarzyny w puszkach, napoje typu Coca-Cola. Z płynów do prania polecam Tide, tańsze w ogóle nie piorą tylko robią zamieszanie w pralce.

Odwiedzającym Chicago polecam zwiedzenie miasteczka Oak Park - prześliczne, maleńkie downtown z mnóstwem ciekawych sklepików i knajpek. Oraz tzw. "gejowo", czyli dzielnicę Chicago (już w downtown) gdzie mieszka sporo homoseksualistów i gdzie jest dość europejsko. Tak jak w Oak Park fajne sklepiki, niektóre naprawdę bardzo egzotyczne (np. sklepik ze słoikami na ciastka :D ), galerie, księgarnie, kawiarenki i restauracje. No tanio to tam nie jest, ale jest fantastyczny klimat. Dodatkową atrakcją są panowie zadbani do tego stopnia, że aż czuję się przy nich jak kuchta :D

Opiszę jeszcze wrażenia z pierwszej wizyty w szpitalu, bo sądzę że Ci którzy znają polskie szpitale będą zainteresowani. O jakości leczenia się nie wypowiem, bo jesteśmy dopiero na początku drogi. Wybraliśmy szpital Shriners Hospital, bynajmniej nie kierując się tym że sami płacą za leczenie, ale tym że podobno (przynajmniej tak słyszałam, a grzebałam w tej sprawie sporo) jest to szpital na bardzo wysokim poziomie, z dużymi sukcesami w leczeniu dzieci z problemami ortopedycznymi.

Sam wygląd szpitala już budzi przyjemne odczucia - jest czyściutki i ma bardzo ładny wystrój. Synek od razu "wyluzował". Byliśmy umówieni na 8.30 rano i nie czekalismy nawet minuty, od razu zostaliśmy przyjęci przez panią która powiedziała nam ze jest od tej pory naszą "care coordinator" i że w razie problemów lub pytań mamy się z nią kontaktować. Później odwiedziła nas fizjoterapeutka, a na końcu lekarz który będzie wykonywał operację. Wysłał nas na prześwietlenia - znów nie trzeba było czekać, zrobiono zdjęcia od ręki, bez skierowań, rejestracji w radiologii i odsiedzenia ponad godziny w poczekalni. Dodaktowy szok - wszyscy, z lekarzem włacznie, zanim weszli do pokoju przyjęć ... pukali do drzwi. Jak sobie przypomnę polskie szpitale, w których lekarze mają się za Boga a pielęgniarki ruszą tyłkiem tylko za bombonierkę to mnie krew zalewa. Wiem że nie można uogólniać, opisuję tylko własne doświadczenia. Jeżeli jednak porównać kulturę osób tu i tam to jak na razie Shriners Hospital bije wszystko na głowę :) Dodatkowym, miłem atutem było to, że prócz lekarza nikt nie biegał w fartuchu, pracownicy szpitala ubrani byli kolorowo i na luzie.

To by było na tyle, niech ktoś inny teraz opisuje swoje wrażenia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...