Skocz do zawartości

Gotowanie po amerykańsku


Jackie

Rekomendowane odpowiedzi

Lochraven, jeśli chodzi o warzywa - gdzie robisz zakupy? Nie polecam supermarketów - "farmers markets" tylko i wyłącznie! Wbrew pozorom wcale nie jest drożej - zależy oczywiście na co jest sezon, ale jakość wręcz nieporównywalna do tego, co można dostać w Walmarcie czy nawet Publixie. Zresztą polecam Wam do obejrzenia dokument "Food Inc." - na początku śmiałam się z tego ich całego "organic", ale po obejrzeniu filmu nigdy nie kupię już zwykłego mleka, jajek, masła ani nawet mięsa, jeśli nie są "organic" (mięso ograniczyłam zresztą do minimum). Są w internecie strony, gdzie można sprawdzić, skąd pochodzą dane produkty (bo niestety są też oszustwa - np. "natural" to nie to samo co "organic" zatwierdzone przez USDA). Ogólnie rzecz biorąc naprawdę trzeba się tu nakombinować, żeby jeść zdrowo - powiem Wam tylko tyle, że podczas pierwszego pobytu w USA, naście lat temu, w ciągu trzech miesięcy przytyłam 15 kg... także teraz, od kiedy jestem tu na stałe, dmucham na zimne, na razie z dobrym skutkiem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 401
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Lochraven, jeśli chodzi o warzywa - gdzie robisz zakupy? Nie polecam supermarketów - "farmers markets" tylko i wyłącznie! Wbrew pozorom wcale nie jest drożej - zależy oczywiście na co jest sezon, ale jakość wręcz nieporównywalna do tego, co można dostać w Walmarcie czy nawet Publixie. Zresztą polecam Wam do obejrzenia dokument "Food Inc." - na początku śmiałam się z tego ich całego "organic", ale po obejrzeniu filmu nigdy nie kupię już zwykłego mleka, jajek, masła ani nawet mięsa, jeśli nie są "organic" (mięso ograniczyłam zresztą do minimum). Są w internecie strony, gdzie można sprawdzić, skąd pochodzą dane produkty (bo niestety są też oszustwa - np. "natural" to nie to samo co "organic" zatwierdzone przez USDA). Ogólnie rzecz biorąc naprawdę trzeba się tu nakombinować, żeby jeść zdrowo - powiem Wam tylko tyle, że podczas pierwszego pobytu w USA, naście lat temu, w ciągu trzech miesięcy przytyłam 15 kg... także teraz, od kiedy jestem tu na stałe, dmucham na zimne, na razie z dobrym skutkiem ;)

Sorry ale 15 kg w 3 miesiące to niezłe osiągnięcie :P Ja jestem tutaj od ponad 6 miesięcy i nie przytyłem nawet kilograma, a nie należę do osób, które mogą jeść ile się da bez odbicia na wadze. Chyba byłaś częstym gościem McD itd w ciągu tych 3 miesięcy ;)

Ja osobiście uważam, że jakość produktów spożywczych wszędzie na świecie schodzi na psy. Idzcie w Polsce do sklepu i kupcie 5 rodzajów szynki. Smakują generalnie tak samo. Wszędzie pełno chemii.

W USA najbardziej brakuje mi rzecz jasna polskiego chleba...... a raczje brakowało mi go do dziś. Znalazłem dziś na obrzeżach Cincinnati, sklep z produktami ze wschodniej Europy, w tym z Polski. Nie mają zbyt wielkiego wyboru ale polski - prawdziwy chleb jest! Dla zainteresowanych: http://www.marinasdeli.com/

Co do cen w 'polskich sklepach' to chyba wszędzie na świecie są one wysokie. Nie wiem z czego to się bierze. Chyba z prostej relacji - jaki popyt taka podaż. We wspomnianym sklepie kupiłem dziś wspomniany chleb, pierogi, troche cukierków, kaszę gryczaną, wędlinę, ogórki konserwowe, biały ser (!) i zostawiłem $50.... Później tego samego dnia w Sam's club za pełen wózek jedzenia nieco ponad $200...

Ktoś tu wspomniał o robieniu pierogów. Z własnego doświadczenia polecam zastąpienie polskiego twarogu serem tofu! Sam nie wierzyłem dopóki nie spróbowałem.

Macie jakieś dobre przepisy na miejscowe sałatki? z makaronem/z warzywami etc?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry ale 15 kg w 3 miesiące to niezłe osiągnięcie :P

Hahaha... fakt. W sumie nie napisałam, jak dokonałam tego "cudu", a więc: chodziłam rok do szkoły i mieszkałam w tym czasie z amerykańską rodziną, która mnie żywiła = nie robiłam zakupów i nie gotowałam, a więc generalnie wpływ na to, co jadłam, miałam minimalny. Wyglądało to mniej więcej tak: na śniadanie peanut butter & jelly albo mleko z płatkami (przy czym płatki z cyklu tych oklejonych cukrem), jeśli chleb to oczywiście tostowa gąbka, jeśli ser to tylko w formie wyrobu seropodobnego (mam na myśli takie osobno pakowane plasterki, które łamią się w dłoniach).

Lunch w szkole - zazwyczaj kafeteria, a w niej najgorsze żarcie świata: hamburgery, frytki, mac & cheese. Jeśli warzywa to tylko takie pokrojone w słupki, bez smaku, za to z tłustym sosem tatarskim do maczania. W szkole na każdym kroku "szafa" z przekąskami, więc jeśli na lunch było mało, można było dojeść chipsami albo precelkami ;) Obiad w domu jadło się późnym wieczorem i nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek było coś gotowane tak od podstaw, ze świeżych produktów i ziół. Jedliśmy makarony z sosami z puszek, gotowe dania z pudełek, zamawialiśmy pizzę. To był czas, kiedy tabele kaloryczne fast foodów nie były tak łatwo dostępne jak teraz, więc dopiero po latach dowiedziałam się, że mój ulubiony, często jadany deser - peanut buster parfait z Dairy Queen - miał... 730 kalorii!!!

Na porządku dziennym były wszelkiego rodzaju przekąski, nie jadło się natomiast żadnych warzyw i owoców, nie piło wody, a słodkie soki. Pamiętam jak po przylocie zostałam zabrana do supermarketu z poleceniem "choose your lunches". Nie bardzo rozumiałam, w czym rzecz, więc pani wskazała mi rząd zamrażarek z pudełkowanym żarciem typu "bagel bites" i tak oto wróciliśmy do domu z 14 zamrożonymi kartonami dziwnego, nieznanego mi wówczas żarcia ;)

Co najciekawsze - prawie się nie chodziło - to było małe miasteczko więc chodników jak na lekarstwo. Wszędzie autem, nawet do Seven Eleven na rogu (po przekąski oczywiście). Jak już zaczęłam tyć, próbowałam zapisać się na jakieś zajęcia sportowe w szkole, niestety nie jest z tym tak łatwo, bo przynajmniej w tej szkole sportu nie uprawiało się dla przyjemności - funkcjonowały jedynie drużyny, które brały udział w zawodach na różnym poziomie, także jak byłeś słaby i chciałeś tylko poćwiczyć, to niestety....

Generalnie pod względem diety i zdrowia był to ciężki rok, ale jestem też żywym dowodem na to, że facet, który był głównym bohaterem "Super Size Me" nie kłamał ;) Najdziwniejsze było to, że w pewnym momencie mogłam zjeść nawet całą pizzę i nadal byłam głodna - nie wiem, czy to efekt rozepchanego żołądka czy tej całej ilości soli i innego badziewia, jakie dodaje się do przetworzonego żarcia. Tak czy siak po powrocie do Polski i dobrych przyzwyczajeń dość szybko wróciłam do dawnej wagi :D

PS. O jakie miejscowe sałatki Ci chodzi? Masz na myśli sałatki typu Cobb czy Ceasar czy jakiekolwiek sałatki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lochraven, jeśli chodzi o warzywa - gdzie robisz zakupy? Nie polecam supermarketów - "farmers markets" tylko i wyłącznie! Wbrew pozorom wcale nie jest drożej - zależy oczywiście na co jest sezon, ale jakość wręcz nieporównywalna do tego, co można dostać w Walmarcie czy nawet Publixie. Zresztą polecam Wam do obejrzenia dokument "Food Inc." - na początku śmiałam się z tego ich całego "organic", ale po obejrzeniu filmu nigdy nie kupię już zwykłego mleka, jajek, masła ani nawet mięsa, jeśli nie są "organic" (mięso ograniczyłam zresztą do minimum). Są w internecie strony, gdzie można sprawdzić, skąd pochodzą dane produkty (bo niestety są też oszustwa - np. "natural" to nie to samo co "organic" zatwierdzone przez USDA). Ogólnie rzecz biorąc naprawdę trzeba się tu nakombinować, żeby jeść zdrowo - powiem Wam tylko tyle, że podczas pierwszego pobytu w USA, naście lat temu, w ciągu trzech miesięcy przytyłam 15 kg... także teraz, od kiedy jestem tu na stałe, dmucham na zimne, na razie z dobrym skutkiem ;)

Zgadzam sie,szczegolnie z podkreslonym.Warzywa najepsze od lokalnych farmerow,albo zeby byc na 100% pewnym co sie je to ogrodek wlasny:)

Co do "butikow z organicznym jedzeniem"(tak je nazywam) to zgadza sie czesto sa tam oszustwa,trzeba patrzec co sie kupuje,oni tez potrafia sprzedac plastikowo smakujace warzywa.Najlepsze sa warzywa/owoce organic,natural from Mexico,Chile :D itp,smakuja masakrycznie ale jak naklejka natural to i cena odpowiednia.Ogolnie nie chce narzekac ale jestem tu juz 10 lat i ciagle nie potrafie sie przystosowac do jedzenia tutaj.

Podziwiam ze Wam sie chce piec chleb itp-ja nie mam na to czasu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jedzeniem trzeba tutaj po prostu bardzo uważać - kuszące są kupony do McDonald'sa czy Burger Kinga, gdzie możesz sie najeść za bezcen. Sama korzystałam - do czasu, gdy przeczytałam o "pink slime" ;) Wiele restauracji oferuje gigantyczne posiłki w śmiesznych cenach... tylko jak się tak człowiek zastanowi to... przecież nic na świecie nie jest za darmo, więc czy taka restauracja na pewno oferuje jedzenie dobrej jakości? Gdyby oferowała, musiałaby przecież dopłacać do biznesu ;) Dlatego żadnych fast foodów, nie zamawiamy jedzenia z knajp - robimy wszystko sami, od pizzy po sushi (wbrew pozorom nie jest to takie trudne czy czasochłonne jakby się mogło wydawać). Jak piekę chleb to zazwyczaj cztery bochenki - trzy zamrażam i na jakiś czas mam spokój, a jak mi się nie chce to kupujemy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upiekłem dzisiaj chleb wg przepisu AniL, i jestem w siódmym niebie, mniam!!

Mam jednak parę pytań:

Rozumiem, że jeśli chodzi o KitchenAid to należy użyć 'haka'? Na której prędkości powinno wyrabiać się ciasto? Ile mniej więcej powinno trwać wyrabianie?

I jeszcze mam pytanie o to jak mierzyć mąkę? Ja musiałem akurat ze 3 razy dosypywać sporo mąki, żeby ciasto zaczęło odchodzić (a przed tym w ogóle zacząć kręcić się na tym haku). Nie mam wagi, przeliczyłem, że 500g to około 18oz. i wsypywałem mąkę do naczynia z miarką, ale tam chyba są jednak fl. oz i to nie wychodzi na jedno. Jest jakiś prosty sposób na odmierzenie odpowiedniej ilości mąki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo się cieszę lochraven, ze chleb się udał i mam nadzieję, ze innym też się uda. Jesli chodzi o KitchenAid to do wyrabiania ciasta należy użyć haka, ja mieszam zawsze na prędkości niskiej (1-2), jak wezmiesz na wysoką to cały robot będzie "szalał":). Ciasto na chleb musi być dobrze wyrobione więc niech się miesza na tyle długo dopoki nie uformuje się kula i wtedy jeszcze 2-3 minutki niech się ugniata.

Ja mam wagę+ plastikowy kubek z miarką stąd też podałam, ze 500g. Natomiast jeśli nie masz miarki to albo metodą prób i błędów odmierz mąkę stosując jakiś kubek (szklankę) i wg tej szklanki będziesz wiedział ile trzeba następnym razem lub jest jeszcze jedna zasada - 1 szklanka to 170 g mąki pszennej a 150g mąki chlebowej zakładając, ze szklanka ma 250ml.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...