Skocz do zawartości

Dylematy emigranta


Lucas_pln

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Chcialem spytac starsze kolezanki i kolegow, jak Wy ulozyliscie sobie zycie w USA i radzicie sobie z zyciem na obczyznie?

Nie wiem, czy to taka natura ludzka, ktora ciagle ciagnie nas tam, gdzie nas nie ma, i sprawia, ze tesknimy za tym, czego nie mamy, ale jakos nie moge sie caly czas odciac od pempowiny.

Jestem w USA prawie 2 lata, wiec, ze to nic w porownaniu z Wami, ale caly czas mysle, jakby tak ulozyc zycie, zeby za jakis czas wyladowac w Polsce.

Pracuje w zawodzie, zdobywam doswiadczenie, szkole sie, mam super zonke amerykanke, ale mysli nie daja spokoju, a z myslami czlowiek nie jest wstanie wygrac.

Moze dlatego, ze nie mam wokol siebie rodakow, no bo mieszkam tam gdzie mieszkam i Polakow tutaj nie ma.

Nie mam pojecia, ale czuje, ze czegos w moim zyciu brakuje, ludzi, przyjaciol i rodziny, ktorych zostawilem w Polsce. Czy Wy macie takie same odczucia czy to przechodzi z czasem?

Jestem tutaj szczesliwy, zyje sie o wiele latwiej niz w Polsce, ale czy o to wlasnie chodzi?

Zadaja sobie takze pytanie, jak zyja Polacy w Angli, czy faktycznie sa tacy szczesliwi? Czy to wszystko raczej na pokaz, albo dlatego, ze pojawila sie okazja wyjazdu i zarobienia.

Nie wiem, ale nie jest ze mna dobrze, skoro poruszam na tym forum taki temat, a moze to ten swiateczny okres wprawia, nie tylko mnie, w taki stan?

Czekam na Wasze posty, a zeby nie bylo tak przygnebiajaco to zarzucam ciekawego linka :-)

www.joemonster.org/filmy/5793/Polski-k-biznesmen-z-UK

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 33
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Podobno kryzys przychodzi pomiędzy 1 a 2 rokiem pobytu za granica, więc zgadza się w Twoim wypadku. Potem jest już podobno lepiej. Poza tym ja zawsze byłam zdania że nie każdy się nadaje do emigracji, moja mama nie dała rady w ogóle i po 10 latach męki, podczas których nie mogła znaleźć sobie miejsca w życiu, zdecydowała się wrócić do kraju (ja miałam wówczas 7 lat i naturalnie wróciłam razem z nią).

Ja mam łatwiej, urodziłam się tu, spędziłam kilka pierwszych lat życia i jeździłam na wakacje będąc nastolatką, więc nie przeżyłam szoku kulturowego, nie miałam nierealnych oczekiwań wobec USA. Jestem z mężem i dziećmi, mam tu brata, bratową i bratanicę, więc nie jestem sama. Tęsknię jak każdy, ale wiem że mogę zawsze pojechać choćby na parę dni, więc nie rwę szat. Z racii sytuacji zdrowotnej synka mam w podorędziu wspomnienie szpitali w Polsce, to zawsze działa jak kubeł zimnej wody, zwłaszcza w porównaniu ze szpitalami tutaj.

Na Twoje pytanie czy chodzi o łatwiejsze życie - jestem zdania że nie, ale to tylko moja opinia, każdy ma inne priorytety. Jest prawdą że do dobrych rzeczy człowiek się szybko przyzwyczaja, co z pewnością odczujesz będąc na wakacjach w Polsce, gdzie nikt w sklepie nie zapakuje Ci rzeczy i nie powie "miłego dnia", gdzie nie zrealizujesz czeka nie wysiadając z samochodu, gdzie nikt na ulicy się do Ciebie nie uśmiechnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo nikt nie otworzy poczty 10 minut wczesniej bo juz kilkunastu klientow czeka. Nikt z rana na poczcie, wsrod klientow, nie usmiechalby sie, nie zartowal tylko narzekal, ze jedno okienko czynne a tu wszyscy z paczkami. Zapewne nikt by nie zareagowal na stwierdzenie przez nastepnego pana obslugujacego na poczcie, ktory na widok klientow (a kazdy z paczka), zapytal sie "A co to, Swiety Mikolaj?" a tutaj pelno smiechu. Oczywiscie tego samego ranka, 5 minut po otwarciu poczty, jeden komputer sie zawiesil. Nikt wsrod klientow nie narzekal. Dalej wesolo rozmawiali i czekali cierpliwie.

Choc mieszkam tutaj troszke to przyznam, ze ta sytuacja mnie zszokowala. Pamietam jak to przciez na Polskiej Poczcie jest. Bo za wolno obsluguja, bo za malo okienek, itd., itp.

Tak tesknie ale jak Jackie zupelnie nie mysle o powrocie do kraju. Co najwyzej rozpatruje przeprowadzke do Kanady.

Sa rzeczy, ktore mi sie nie podobaja tutaj ale nigdzie nie jest idealnie. Lubie tutaj mieszkac i choc kolejne swieta bez rodzinki to w koncu przy boku jest ta najwazniejsza osoba, maz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi sie zdaje ze wszedzie jest tak samo jesli chodzi o tzw ludzi oraz co w sobie mamy bo jesli chodzi o tzw usmiech to sie zgodze ale o pomocy mozna pomarzyc obojetnie gdzie by sie nie bylo i wszedzie uslyszymy to jest nie moja sprawa,to Twoje zycie itd...

A co do leku,strachu to jest tez podobnie bo wiele razy z tym sie spotkalem i nie jest to przyjmne chociaz jak najbardziej prawdziwe takie zachowanie .Bo co innego jesli mamy kolo siebie kochajaca osobe,mamy pobyt to wtedy to troche inaczej wyglada,chociaz tez i sa takie osoby ktore maja pobyt a zle sie czuja bo nie maja kogos bliskiego kolo siebie .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

katlia ja tez czasami ide po tzw bandzie ze jak ktos sie nie usmiecha to ja do niego :P

No, tylko trzeba z takim podejsciem uwazac, bo juz slyszalem teksty w stylu - i czego sie ..<piiii>.. smiejesz ;-) - ja wowczas sie usmiecham ponownie i mowie do siebie "Welcome to Poland" :-)

No ale pomijajac ten szczegol.

Jackie, tak, w moim przypadku sie zgadzaja ramy czasowe, ale czytajac Twoja wypowiedz, zastanawiam sie, czy Twoja mama uznaje te 10 lat w USA za czas zle zainwestowany, czy tez wrecz przeciwnie?

Wydaje mi sie, ze to amarykanskie hello, how are you, usmiech, brak wrodzonego narzekania to wlasnie "lepsze" zycie, male rzeczy a ciesza i tutaj chyba zgodnie przytakniemy.

Z kim przystajesz, takim sie stajesz jak to sie mowi :-)

Wiadomo w Polsce do zycia potrzebne sa stalowe nerwy i wytrzymalosc, pewnie stad to wrodzone niezadowolenie i narzekanie na wszystko dookola, bo ludzie nie wytrzymuja dodatkowych, drobnych przeszkod, ktore nie sa niczyja wina, jak na przyklad popsuty komputer na poczcie, ale takie rzeczy potrafia stac sie wielkie w momencie kiedy jest tone innych problemow na glowie, chociazby chore dziecko kiedy kuleje sluzba zdrowia czy niesamowite ceny paliw (w glowie sie nie miesci, ze to wszystko jeszcze dziala).

Tak czy inaczej dziekuje Wam za posty, czekam na wiecej, a jesli sie nie spotkamy juz na tym forum w tym roku to zycze wszystkim Marry Xmass i Szampanskiej zabawy na New Year's Eve i zadnego DUI !!! ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokladnie, to wieczne narzekanie naszych rodakow wychodzi mi juz bokiem.. chocby mieli wszytsko i tak zawsze cos sie znajdzie zeby ponarzekac.. troche podrozuje i jednak inne nacje nie maja tego w naturze.. nie bylam jeszcze w stanach dopiero jade pierwszy raz wiec wszytsko przede mna..

ps. moja narzekajaca kolezanka zostala skwitowana textem, ze jest po prostu LOST :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a to zalezy na co sie narzeka oraz do kogo bo ja znam takich co narzekaja no ale my jestesmy przyjaciolmi i wtedy z ludzi wychodzi wszystko.

co do stalowych nerwow to One sa wszedzie potrzebne obojetnie gdzie by sie nie bylo no chyba ze mamy zycie tak ulozone ze stres oraz nerwy nie sa asz takie widoczne dla Naszego zycia (zazdroszcze takim osobom ;( )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jackie, tak, w moim przypadku sie zgadzaja ramy czasowe, ale czytajac Twoja wypowiedz, zastanawiam sie, czy Twoja mama uznaje te 10 lat w USA za czas zle zainwestowany, czy tez wrecz przeciwnie?

Myślę że każde, nawet złe doświadczenie czegoś uczy, więc nigdy nie jest stratą czasu :P Moja mama po prostu nigdy nie czuła się w USA jak u siebie. Pewnie wpływ na to miało wiele czynników, zwłaszcza bardzo złe stosunki z rodziną mojego ojca, a rodzina ta, jako mieszkająca na stałe w USA, była wszechobecna w jej życiu :) i z oczywistych powodów nie można było jej ot tak sobie odrzucić. Poza tym tęskniła do swoich rodziców, a były to czasy gdy wyjazd turystyczny do USA to była męka biurokratyczna, więc często ich nie widywała. Sama też do Polski często nie jeździła, bo miała małe dzieci (czyli mnie i brata) na głowie. USA do tego stopnia źle sie jej kojarzy, że do tej pory nadaje ile wlezie na Amerykę i z całej siły starała sie odwieść zarówno mnie jak i brata od wyjazdu. I to wszystko mimo faktu że mój ojciec naprawdę dobrze zarabiał i żyli pod koniec pobytu w USA na wysokim poziomie. Dla mojej mamy szmal nie był i nie jest istotny :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...