To ja troche optymistyczniej jesli mozna.
Nie jestem tu zbyt dlugo. Przyjechalem maja 50 lat. Od razu zaznacze ze od poczatku legalnie, kilka miesiecy spedzilem oczekujac na GC. Niestety, krotko po otrzymaniu GC i rozpoczeciu pierwszej oficjalnej pracy ciezko zachorowalem i maly wlos nie zawarlem blizszej znajomosci ze sw. Piotrem. Cale to ciezkie chorowanie trwalo ze cztery lata, potem jeszcze troche szpitali ale generalnie zyje. PO drodze sadowe bankructwo konsumenckie, dziesiatki tysiecy $$ rachunkow za leczenie (pomimo niezlego ubezpieczenia). Po siedmiu latach kupilem (znaczy bank mi kupil) domek, taki jak dla singla w sam raz, dwa lata temu kupilem (auto tutaj niewiele znaczy, wszyscy takimi albo lepszymi jezdza)wypasiona fure, na koncie zaczelo przybywac.
Reasumujac: USA jest dla zdrowych ludzi i takich, ktorzy cos umieja. Moja 70 -letnia ciotuchna, ktora tu zyje od dziecka mawia: "nie trzeba byc lekarzem, czasem wystarczy byc dobrym piekarzem". Niewiele da wyksztalcenie jesli niewiele umiesz, gdy sie na Tobie poznaja bedziesz ceniony albo wywala cie bez zadnych skrupulow. Moj boss juz placze ze gdy pojde na emeryture (wkrotce) to bedzie musial na moje miejsce zatrudnic dwoch ludzi a i to nie wiadomo czy dadza rade (pocieszam go ze nie ma ludzi niezastapionych) ale wiem ze ma racje.
Tak ze ten... najwazniejsza jest legalizacja pobytu, bez tego to kiszka, zawsze bedziesz podszytym strachem, nielegalnym imigrantem, uwiezionym tu na amen.