Skocz do zawartości

Chęć Wyjazdu Do Usa:)


Adrik66

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 104
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Ha ha... jasne, wiwat legendarny polski optymizm ;) Pisałam to już w innym wątku: przed przylotem tutaj ciągle słyszałam, że moje wykształcenie jest nic nie warte i wszystkie swoje dyplomy mogłabym równie dobrze oddać na makulaturę. Słyszałam to oczywiście od Polaków. Tu na miejscu - wręcz przeciwnie, Amerykanie reagowali na moje CV bardzo entuzjastycznie, co zachęciło mnie do rzucenia się na głęboką wodę. Fakt, znam biegle angielski i to na pewno ma znaczenie... poszłam więc na rozmowę z nastawieniem "jestem najlepsza i koniec" ;) i co? Dostałam pracę w zawodzie - mimo że "życzliwi" Polacy próbowali mi wmówić, że po przylocie tutaj mogę co najwyżej sprzątać w Wal-Marcie. Co powiedzieli Amerykanie? Że magister to magister, ale najbardziej - akurat w mojej branży - liczą się lata doświadczenia, a w tej konkretnej pracy - nastawienie, gotowość do nauki, podjęcia wyzwań, itd. Z całym szacunkiem, ale przestańcie generalizować - oczywiście wiadomo, że są zawody, które potrzebują dodatkowych zezwoleń (gdybym była np. lekarzem, nie poszłoby z pewnością tak łatwo), ale to bzdura, że polskie wykształcenie się nie liczy. Kwestia nastawienia, szczęścia, LEGALNYCH papierów (podkreślam to specjalnie) oraz sporego wysiłku, bo szukanie pracy w Stanach nie jest wcale takie proste - ale to temat na inny wątek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha ha... jasne, wiwat legendarny polski optymizm ;) Pisałam to już w innym wątku: przed przylotem tutaj ciągle słyszałam, że moje wykształcenie jest nic nie warte i wszystkie swoje dyplomy mogłabym równie dobrze oddać na makulaturę. Słyszałam to oczywiście od Polaków. Tu na miejscu - wręcz przeciwnie, Amerykanie reagowali na moje CV bardzo entuzjastycznie, co zachęciło mnie do rzucenia się na głęboką wodę. Fakt, znam biegle angielski i to na pewno ma znaczenie... poszłam więc na rozmowę z nastawieniem "jestem najlepsza i koniec" ;) i co? Dostałam pracę w zawodzie - mimo że "życzliwi" Polacy próbowali mi wmówić, że po przylocie tutaj mogę co najwyżej sprzątać w Wal-Marcie. Co powiedzieli Amerykanie? Że magister to magister, ale najbardziej - akurat w mojej branży - liczą się lata doświadczenia, a w tej konkretnej pracy - nastawienie, gotowość do nauki, podjęcia wyzwań, itd. Z całym szacunkiem, ale przestańcie generalizować - oczywiście wiadomo, że są zawody, które potrzebują dodatkowych zezwoleń (gdybym była np. lekarzem, nie poszłoby z pewnością tak łatwo), ale to bzdura, że polskie wykształcenie się nie liczy. Kwestia nastawienia, szczęścia, LEGALNYCH papierów (podkreślam to specjalnie) oraz sporego wysiłku, bo szukanie pracy w Stanach nie jest wcale takie proste - ale to temat na inny wątek.

Nigella, super, gratuluje ! Ja tez tuz po przylocie do Stanow szukalem pracy w swoim zawodzie ( naukowiec - fizyka teoretyczna). Po wielu miesiacach, kiedy juz pracowalem w drukarni otrzymalem zaproszenie na interview z lokalnego uniwerku. Zaproponowano mi prace wykladowcy. Educational credentials i moje swiadectwo pracy z Polski zdecydowanie pomogly. Faktem jest , ze byly to tylko dwie credit hours czyli zarobki okolo $400 na miesiac. Wystarczylo na benzyne i piwo. Po jednym semestrze zrezygnowalem i nadal ciagnalem OT na nocna zmiane w drukarni :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fizyka - moja życiowa pięta achillesowa ;) Co do pracy w zawodzie - oczywiście wcale nie jest powiedziane, że każdemu się uda. Kwestia naprawdę wielu okoliczności i - przede wszystkim - własnego nastawienia. Ja, słysząc te wszystkie historie o nieuznawanym europejskim wykształceniu, leciałam tu ze spuszczoną głową i początkowo chciałam nawet przepraszać za to, że żyję ;) Prawda jest jednak taka, że można już na starcie założyć, że się nie uda i od razu walić do Wal-Marta... ale równie dobrze można zapomnieć o wszelkich "dobrych" radach i po prostu spróbować - nic się nie traci, a można wiele zyskać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fizyka - moja życiowa pięta achillesowa ;) Co do pracy w zawodzie - oczywiście wcale nie jest powiedziane, że każdemu się uda. Kwestia naprawdę wielu okoliczności i - przede wszystkim - własnego nastawienia. Ja, słysząc te wszystkie historie o nieuznawanym europejskim wykształceniu, leciałam tu ze spuszczoną głową i początkowo chciałam nawet przepraszać za to, że żyję ;) Prawda jest jednak taka, że można już na starcie założyć, że się nie uda i od razu walić do Wal-Marta... ale równie dobrze można zapomnieć o wszelkich "dobrych" radach i po prostu spróbować - nic się nie traci, a można wiele zyskać.

Jasne, do odwaznych swiat nalezy. Ja skladalem nawet do NASA i Los Alamos a w ogole to znaczki na wysylanie resumes pochlonely wszystkie oszczednosci przywiezione z Polski. Fizyka to pieta achillesowa 99% osob. Tyle, ze to, czego tu np ucza w high school to polska siodma klasa , a to czego ucza w przecietnym college to polskie dobre liceum. Fizyka, matematyka i angielski tez byly moja pieta achillesowa. Gdzies tak do drugiej klasy liceum . Potem cos mi sie "odmienilo" :) Zauwazylem u siebie chorobliwa tendencje lubienia tego czego nie lubie. Ten sam mechanizm zadzialal np w przypadku piwa czy sexu...hehehe. Tylko jakos nigdy nie przekonalem sie do palenia i do cpania.

pozdrawiam z Ohio( aka "armpit of America")

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą nauką to prawda. W polskim liceum byłam z matmy delikatnie mówiąc średnia, w Stanach w klasie maturalnej - najlepsza ze wszystkich ;) Owszem, możemy się z tego nabijać, ale... kiedy kończysz polskie liceum, masz głowę wypchaną nieprzydatnymi życiowo pierdołami. Po amerykańskiej szkole może nie wiesz, gdzie leży Polska i nie słyszałeś o pantofelku... ale potrafisz zazwyczaj napisać CV, wiesz jak się zachować na rozmowie kwalifikacyjnej czy jak efektywnie szukać pracy. Więcej jest praktyki, więcej możliwości (nie zliczę, ile wszelkiego rodzaju drużyn sportowych czy kółek zainteresowań było w moim amerykańskim liceum). Ja wiem, że my Polacy lubimy od czasu do czasu kpić z głupiutkich Amerykanów... ale jakby nie patrzeć to oni latają w kosmos, a nie my ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą nauką to prawda. W polskim liceum byłam z matmy delikatnie mówiąc średnia, w Stanach w klasie maturalnej - najlepsza ze wszystkich ;) Owszem, możemy się z tego nabijać, ale... kiedy kończysz polskie liceum, masz głowę wypchaną nieprzydatnymi życiowo pierdołami. Po amerykańskiej szkole może nie wiesz, gdzie leży Polska i nie słyszałeś o pantofelku... ale potrafisz zazwyczaj napisać CV, wiesz jak się zachować na rozmowie kwalifikacyjnej czy jak efektywnie szukać pracy. Więcej jest praktyki, więcej możliwości (nie zliczę, ile wszelkiego rodzaju drużyn sportowych czy kółek zainteresowań było w moim amerykańskim liceum). Ja wiem, że my Polacy lubimy od czasu do czasu kpić z głupiutkich Amerykanów... ale jakby nie patrzeć to oni latają w kosmos, a nie my ;)

Teraz to ani jedni ani drudzy nie lataja :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą nauką to prawda. W polskim liceum byłam z matmy delikatnie mówiąc średnia, w Stanach w klasie maturalnej - najlepsza ze wszystkich ;) Owszem, możemy się z tego nabijać, ale... kiedy kończysz polskie liceum, masz głowę wypchaną nieprzydatnymi życiowo pierdołami. Po amerykańskiej szkole może nie wiesz, gdzie leży Polska i nie słyszałeś o pantofelku... ale potrafisz zazwyczaj napisać CV, wiesz jak się zachować na rozmowie kwalifikacyjnej czy jak efektywnie szukać pracy. Więcej jest praktyki, więcej możliwości (nie zliczę, ile wszelkiego rodzaju drużyn sportowych czy kółek zainteresowań było w moim amerykańskim liceum). Ja wiem, że my Polacy lubimy od czasu do czasu kpić z głupiutkich Amerykanów... ale jakby nie patrzeć to oni latają w kosmos, a nie my ;)

Ukonczylem II l.o. im J. Zamoyskiego w Lublinie w roku 1976. Bylem w klasie o profilu mat.-fiz. i od poczatku mielismy np. zajecia z informatyki prowadzone przez doc. Zabka( wym. "zombka") z UMCS oraz zajecia "pilotowe" z fizyki prowadzone przez dr Jaskowskiego ( obydwaj wspaniali pedagodzy i nieprzecietni erudyci). Kilku z nas rutynowo, od drugiej klasy poczawszy bralo udzial w finalach olimpiad matematycznej i fizycznej. "Zamoja" do dzis wspominam bardzo dobrze. Bedac licealista studiowalem rowniez sam, w domu ale to atmosfera szkoly wlasnie mnie do tego mobilizowala. Kiedy porownuje poziom tej samej szkoly dzisiaj ( a mam kontakt z nauczycielami i z mlodzieza z "Zamoja") to smiech pusty mnie ogarnia. Calkowity upadek- spowodowany rowniez "rozrywkowym" podejsciem mlodziezy do studiow w tej niegdys zacnej szkole. Uzyje tu nawet okreslenia "amerykanizacja".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...