Skocz do zawartości

Wybory Prezydenckie 2012-2016


anita25

Rekomendowane odpowiedzi

Ja napisałem ze gwałt to jest bardzo bardzo nbardzo poważna sprawa ....a ty mi piszesz ze ja jestem nie dojrzały jak nie uwazam ze to poważna sprawa otóż uważam i gwałt to poważna sprawa...

moja wyliczanka 5, 10 miała na celu uswiadomienie że dotyczzy to małej czesci spoleczeństwa w krajach rozwinietych....

oczywiscie nie piec czy 10 osob....

czy jak mowisz ze masz milion sprawa na głowie to masz ich milion? nie mowisz tak zeby cos podkreslic na tej samej zasadzie to napisałem, jezeli cie to uraziło to przepraszam....moja intencja jest to ze nie rozumiem czemu w kampani wszyscy gadaj i ciazy zgwałconej kobiety i to jest temat nr jeden skoro ten temat dotyczy tak małej liczby kobiet ale podkreslam jesczze raz jest to mega dramat takiej kobiety- MEGA

jak wszystkie sa ważne tak samo to czemu dla każdego jest przewidziana inna kara ?

Bo niestety CHORE osoby takie jak np Thomas Kinsey spierdzieliły prawo amerykańskie po całości wiele lat temu i teraz ofiary muszą za to płacić . Polecam obejrzyj sobie film dokumetalny na temat tego pana i jaki olbrzymi wpływ miała jego jedna chora osoba na system prawny i karny USA

http://www.youtube.com/watch?v=RVwbVRNwm6s

, i do tej pory ludzie z tym walczą jak z wiatrakami ...

Ja napisałem ze gwałt to jest bardzo bardzo nbardzo poważna sprawa ....a ty mi piszesz ze ja jestem nie dojrzały jak nie uwazam ze to poważna sprawa otóż uważam i gwałt to poważna sprawa...

moja wyliczanka 5, 10 miała na celu uswiadomienie że dotyczzy to małej czesci spoleczeństwa w krajach rozwinietych....

oczywiscie nie piec czy 10 osob....

czy jak mowisz ze masz milion sprawa na głowie to masz ich milion? nie mowisz tak zeby cos podkreslic na tej samej zasadzie to napisałem, jezeli cie to uraziło to przepraszam....moja intencja jest to ze nie rozumiem czemu w kampani wszyscy gadaj i ciazy zgwałconej kobiety i to jest temat nr jeden skoro ten temat dotyczy tak małej liczby kobiet ale podkreslam jesczze raz jest to mega dramat takiej kobiety- MEGA

jak wszystkie sa ważne tak samo to czemu dla każdego jest przewidziana inna kara ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 377
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

haneczka to sa wazne sprawy ale to sa powazne sprawy jednostek ja uwazam ze powinnismy rozmawiac o problemach ktore nas bardziej dotyczą na codzien a jak te naprawimy to łątwioej bedzie nam naprawiac inne....

np kiedys zarabiałem naprawde sporo jak na polskei warunki a teraz nie zarabiam sporo mam znacznie gorzej...

ale jak zarabiałem sporo to 1% z PITu wspierałem rozne organizacje uzytku publicznego, ludzi poszkodowanych w wypadkach, nawet pewnie znajdzie sie fundacja pomagania kobietom zgwałconym....

natomiast teraz nie moge im tak pomóc bo sam nie mam, wiec jak sie zajmiemy problemami powrzechniejszymi to mi bedzie lepiej kowalskiemu i biednej kobiecie co zostanie zgwałcona....i schronisku dla psów na paluchu....

Dlatego uważam, że politycy powinni rozmawiać o wszystkim co się w danym kraju i społeczeństwie dzieje. Od spraw bardzo ważnych i mniej ważnych dla mnie, do tych bardzo ważnych i mniej ważnych dla innych. Wtedy wszyscy byliby zadowoleni. Niestety powiedzenie "wszystkim po równo czyli gówno" polityki też dotyczy :). Niestety to nie szklane domy Żeromskiego, to są realia.

Ps:

Co do metra, to ja chyba tego nie dożyję. Zresztą nie rozumiem jak w czasach kryzysu, gdzie brakuje pieniędzy na ważniejsze sprawy komukolwiek marzy się metro. Zresztą widać to nawet po naszej dyskusji, że ludzie mają różne priorytety, no i w sumie dobrze... inaczej byłoby nudno ;) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ps:

Co do metra, to ja chyba tego nie dożyję. Zresztą nie rozumiem jak w czasach kryzysu, gdzie brakuje pieniędzy na ważniejsze sprawy komukolwiek marzy się metro. Zresztą widać to nawet po naszej dyskusji, że ludzie mają różne priorytety, no i w sumie dobrze... inaczej byłoby nudno ;) .

To fakt niedożyjesz...w warszawie decyzje o budowie metra podjęto w 1925 roku i wtedy zatwierdzono plany - z wikipedi...a na razie jest jedna linia i ja wszystkicj lini nie dozyje wiec w krakowie jak podejma uchwałę przy obecnym burdelu w naszym kraju za jakies 200 lat moze bedzie pierwsza linia metra ...chyba ze unia da nam na to pieniadze to za 150 lat wtedy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmierć białej Ameryki?

Jeden z ostatnich, drukowanych, numerów tygodnika Newsweek, przynosi na okładce prezydenta reelekta Baracka Obamę w mundurze Waszyngtona i nagłówkiem: Partia republikańska – jesteście biali, jesteście starzy, jesteście historią.

Po zwycięstwie Obamy w wyborach, Demokraci tryumfują. Republikanie, wraz z porażką Mitta Romneya, zastanawiają się, co ich trafiło. Były doradca Richarda Nixona, konserwatywny komentator polityczny, Pat Buchanan, zwierzał się w programie radiowym Gordona Liddy: Płakałem całymi godzinami. To jest nasz koniec. Wielki, biały naród nigdy nie przeżyje następnych czterech lat przywództwa Obamy.

Czy z reelekcją Baracka Obamy konserwatyzm w Ameryce umarł? Czy Ameryka, kraj stworzony przez białych Europejczykow, stała się narodami zjednoczonymi świata w której o wyborze prezydenta decydują narodowe mniejszości? Czy z reelekcją pierwszego czarnego prezydenta Ameryki, konserwatywne zasady chroniące tradycję judeochrzescijańską pielegnowaną przez pionierów ze starego kontynentu, przeżyły się? Czy Barack Obama w mundurze jednego z najsłynniejszych właścicieli niewolników kolonialnej Ameryki, rzeczywiście stał się grabarzem idei Lincolna?

Gdzie kowboje z tamtych lat?

Ameryka 2012 jest ciągle krajem centrowo-konserwatywnym. Według ankiety Rassmusena 38 % głosujacych we wtorkowych wyborach prezydenckich uznało się za konserwatywnych, 28% za niezależnych, 31% za liberalnych. To, co sie zmienia, to demografia wyborcza Ameryki. W Kalifornii, Texasie i Nowym Meksyku, biali są już mniejszością.

Kurczy się biały elektorat, z 74% jeszcze 4 lata temu, do 71 % obecnie. Pokolenie baby boomers starzeje się, zastępowane przez płodne, młode i aktywne pokolenie Latynosów, które pierwszy raz w historii pokonało próg 10 % głosujących i które w 70 % poparło w wyborach Obamę, czyniąc z niego prezydenta drugiej kadencji. Demokraci, bardziej niż republikanie widzą zmieniający się kraj i wiedzą, jak to wykorzystać.

Muppet z Chicago

Partia demokratyczna w Ameryce zawsze była bardziej hip, niż jej republikańscy przeciwnicy. Na Kapitolu istniał konsensus, że aby zrobić karierę polityczną w partii republikańskiej, musiałeś mieć najpierw siwe włosy. Kiedy w wyborach prezydenckich 1996, republikanie wystawili weterana wojny Boba Dole’a, demokratów ponownie poprowadził do zwycięstwa baby boomer, Bill Clinton, sunący po coraz szerzej akceptowanej przez młodą Amerykę, koncepcji Trzeciej Drogi, łączacej wolnorynkowy kapitalizm z opieką socjalną państwa.

Kiedy 8 lat później republikanie ciągle czapkowali Georgowi Bushowi, demokraci wypchnęli na scenę młodziutkiego Baracka Obamę. Gdy przemawiał na konwencji partii demokratycznej w Bostonie w 2004 roku, widziałem, jak w oczach demokratów zgromadzonych na sali, zapaliły się lampy: wysunąć przed szereg mulata, człowieka spoza establishmentu, takiego grzecznego chłopczyka z dalekiego Chicago, który przyciągnie do nas mniejszości, a za którego sznurki pociągać będziemy my, starzy wyjadacze na Kapitolu.

Demokraci widzieli już w 2004 to, co lekceważyli jeszcze republikanie: wymieranie białej rasy w Ameryce i boom ludnościowy przybyszów z krajów trzeciego świata. Widzieli już wtedy łzy w oczach Patricka Buchanana i okładkę Newsweeka w 2012 z Obamą w stroju Waszyngtona pokazującego im mały palec.

Zwolennicy teorii spiskowych doszukaliby się pierwszego wątku liberalnej intrygi zmierzającej do obalenia tradycyjnej, białej Ameryki w jednym z najbardziej ciekawych w nowej historii tego kraju okresie: rewolucji kontrkulturowej lat 60. i prezydentury JFK.

JFK nie śnił o Marilyn Monroe

Od czasu swego powstania Ameryka ograniczała imigrację, by w czasach Kennedy’ego opaść na pułap 170 tys. imigrantów rocznie. W tym czasie w Ameryce, popularnym było dostawanie wizji we śnie. Martin Luther King miał swój I have a dream i JFK miał swój. Ameryka, która pojawiła mu się we śnie nie była homogeniczna w swej masie. Była kolorowa, jak tęcza. Z taką wizją przystąpił do stworzenia nowej Ustawy Imigracyjnej Harta-Cellera, która ujrzała światło dzienne w 1965 roku.

Tak, jak dotąd 95 proc. imigrantów przybywało z Europy, teraz 95% imigrantów przybywało z krajów trzeciego świata. Nie było to już 170 tysięcy rocznie, a niemal milion rocznie. Kennedy w swym śnie nie widział ani wiz dla Polaków, ani Marilyn Monroe. Musiał w nim za to zobaczyć ducha Baracka Obamy i olbrzymi blok wyborczy, który właśnie się formował, by pół wieku później dać demokratom przewagę wyborczą. Ustawa Kennedyego, jak mała Evelyn z filmu szpiegowskiego Salt, stała się tajną bronią demokratów, która zaczęła strzelać pół wieku później, tak, że dziś w Ameryce nie można wygrać wyborów do niczego, poza może szefem Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego, bez głosów narodowych mniejszości. Sen Kennedy’ego demokraci musieli teraz utrzymać, wstrzykując w żyły narodu nasenny środek: wielojęzykowe karty do głosowania.

영어 할 줄 아세요 - ¿Habla Inglés - Do you speak English?

We wtorkowych wyborach prezydenckich karty do głosowania w Kalifornii, poza językiem angielskim, były wydrukowane w sześciu innych językach: mandaryńskim, japońskim, koreańskim , hiszpańskim, wietnamskim i tagalog. Mieszkańcy New Jersey z trudem odnajdywali na karcie do głosowania znajome słowa w języku angielskim, zagrzebane wśród fikuśnych kresek mandaryńskiego. W istocie, aż w 25 stanach rząd nakazał drukowanie kart do głosowania w łącznie 68 językach świata. By ułatwić udział w wyborach przybyszom z Chin zalewającym San Diego, władze wynajęły 122 dwujęzycznych pracowników płacąc im piętnastodolarowy bonus ponad zwyczajową dniówkę płatną dziesięciokrotnie więcej.

Jeśli we śnie Kennedy’ego pierwszym duchem była wspomniana ustawa otwierająca granice Ameryki dla przybyszów z krajów trzeciego świata, drugim duchem była ustawa o Prawie do Głosowania z tego samego 1965 roku i również podpisana przez prezydenta demokratów, L.B. Johnsona. Jej intencją było zapobieżenie, by murzyńscy analfabeci Południa nie byli pozbawieni prawa udziału w wyborach. W 1975 roku dzieci analfabetów były już doktorami, ale rząd objął mniejszości jeszcze większą opieką, wprowadzając prowizję nakazującą drukowanie kart wyborczych dla mniejszości, które przekroczyły w swej masie 10 tys. ludzi albo 5% uprawnionych do głosowania.

Przedłużenie ustawy na kolejne 25 lat podpisał nie kto inny, jak George Bush, któremu już dorosła Evelyn ze szpiegowskiego filmu Salt, przystawiła pistolet do głowy. Nie podpiszesz – republikanie stracą poparcie mniejszości narodowych w wyborach. Mc Cain dostał za ten podpis 31% głosu Latynosów. Romney, cztery lata później, już tylko 27. Zeby myśleć o zwycięstwie za 4 lata republikanie muszą mniejszościom dać coś więcej, niż demokraci. Amnestię? Wizy? Studia za darmo? Pracę? Dom? Gin z tonikiem?

Wielka wyprzedaż kraju zaczęła się.

Mariusz Max Kolonko – Nowy York

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...