Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
2 godziny temu, andyopole napisał:

Tez mi sie nie chcialo dzis isc "na fabrykie". Tym bardziej ze sie wczoraj z kolega nieco (jako rzecze @ilon) sciapralismy.

Haha, po wielkanocnym sniadaniu i obiedzie az trzeba! U mnie bez jakis specjalnych smakolykow. Widzialam, ze jedna restauracja w poblizu miala polskie sniadanie, ale ja jak zwykle przegapilam :) 

Napisano
7 minut temu, ilon napisał:

Haha, po wielkanocnym sniadaniu i obiedzie az trzeba! U mnie bez jakis specjalnych smakolykow. Widzialam, ze jedna restauracja w poblizu miala polskie sniadanie, ale ja jak zwykle przegapilam :) 

He he. Po obiedzie rozpalilismy fire place na backyardzie I w pewnym momecie poczulismy smrod spalenizny. Po dluzszym poszukiwania zrodla smrodu okazalo sie, ze moj kolega zajal sie od ogniska zywym ogniem. Znaczy strzelila iskra i wypalila mu dziure w pulowerku. :D

Napisano
4 minuty temu, Patipitts napisał:

 

 

 

 


Dziekuje :)

Andy to Georgia Peach jest :P


Sent from my iPhone using Tapatalk

 

 

Uuuuu, to bedzie na kompot. Ale pewnie nie w tym sezonie. Moja Picza w tym roku pieknie kwitla ale bylo chlodnawo I nie jestem pewien czy pszczolki zrobily swoja robote. Tak jakby byly zawiazki ale za wczesnie zeby byc pewnym. Czeresnia to samo, natomiast grusza teraz sie pieknie wyeksponowala dla pszczol, jablonka I wisnia tez ladnie zakwitly I  w sama pore. Cieplo I slonecznie mamy.

Napisano
16 minut temu, andyopole napisał:

Moja Picza w tym roku pieknie kwitla

 

Od razu widać że w Chicago nie mieszkasz. Mówi się piczesy ;) a nie picze! Gdy pierwszy raz usłyszałam trochę mi zajęło w łepetynie by zorientować się o czym mowa! :D 

  • Like 1
  • Haha 1
Napisano
24 minuty temu, Jackie napisał:

 

Od razu widać że w Chicago nie mieszkasz. Mówi się piczesy ;) a nie picze! Gdy pierwszy raz usłyszałam trochę mi zajęło w łepetynie by zorientować się o czym mowa! :D 

Prawda! Mam gdzieś taki wiersz napisany Ponglishem i tam są Piczesy!

  • Haha 1
  • 2 tygodnie później...
Napisano (edytowane)

To prawda. Mialem gdzies fajny wiersz pisany ponglishem i tam "piczesy" wystepuja.

 

Stali forumowicze zapewne pamietaja moje styczniowe perypetie z powrotem z Polski. Samolot LOTu z WAW do LAX juz na wylocie mial 6 godzin opoznienia a w zwiazku z tym pogubilem polaczenia przesiadkowe i kiblowalem przez noc na lotnisku w Los Angeles.

Jakis tydzien po powrocie napisalem do nich reklamacje, po dwoch miesiacach przyszla decyzja ze reklamacja uznana.

Po kolejnym miesiacu przyslali formularz zebym wybral droge przekazania pieniedzy (przelew, czek) no I wczoraj czek przyslali.  :D

Akurat mam w planie malowanie sidingu, bedzie na farbe. :)

Edytowane przez andyopole
Napisano

Pozwole sobie ten wiersz wkleic. Niech mlodzi poczytaja. Powiem Wam ze znam ludzi, ktorzy tak mowia.. Maja dzis 94 I 92 lata. On (Jan) po angielsku mowi, Ona (Janina) wcale.  Zeby pogadac z wnukami potrzebny tlumacz. Caly okres emigracji, od roku chyba 1962, spedzili w NYC a od kilkunastu lat mieszkaja w WA.

 

"Był sobie dziad i baba", stara bajka się chwali... 
On się Dzianem nazywał, na nią Mery wołali. 
Bardzo starzy oboje, na retajer już byli, 
filowali nie bardzo, bo lat wiele przeżyli. 

Mieli hauzik maleńki, peintowany co roku, 
porć na boku i stepsy do samego sajdłoku; 
plejs na garbydż na jardzie, stara picies, co była 
im rokrocznie piciesów parę buszli rodziła. 

Kara była ich stara, Dzian fiksował ją nieraz, 
zmieniał pajpy, tajery i dzionk służył do teraz. 
Za kornerem, na stricie, przy Frankowej garadzi, 
mieli parking na dzionki, gdzie nikomu nie wadził. 

Z boku hauzu był garden na tomejty i kabydź, 
choć w markiecie u Dzioa Mery mogła je nabyć. 
Czasem ciery i plumsy, bananasy, orendzie, 
wyjeżdżała, by kupić przy hajłeju na stendzie. 

Miała Mery dziob ciężki, pejda też niezbyt szczodra; 
klinowała ofisy za dwa baki i kwodra. 
Dzian był różnie: waćmanem, helprem u karpentera, 
robił w majnach, na farmie, w szopie i u plombera. 
Ile razy Ajrysie zatruwali mu dolę, 
przezywając go "green horn" lub po polsku "grinolem". 
Raz un z frendem takiego fajtując dał hela, 
że go kapy na łykend zamknęli do dziela. 

Raz w rok, w Krysmus lub Ister, zjeżdżała się rodzina: 
z Mejnu Stela z hazbendem, Ciet i Olter z Brooklyna. 
Byli wtedy Dzian z Mery bardzo tajerd i bizy, 
nim pakiety ze storu poznosili do frizy. 
A afera to wielka, boć tradycji wciąż wierni, 
polsie hemy, sosycze i porkciopsy z bucierni: 
i najlepsze rozbify i salami i stejki: 
dwa dazeny donaców, kiendy w baksach i kiejki. 
Butla "Calvert", cygara - wszak drink musiał być z dymem 
kicom popkorn i soda wraz ze słodkim ajskrymem. 

Często, gęsto Dzian stary prawił w swoich wspominkach, 
jak za młodu do grilu dziampnął sobie na drinka. 
To tam gud tajm miał taki, że się trzymał za boki, 
gdy mu bojsy prawili fany story i dzioki. 
Albo, jak to w dziulaju, brał sandwiczów i stejków, 
aby basem z kompanii na bić jechać do lejku. 
Tam, po kilku hajbolach, zwykle było w zwyczaju 
śpiewać polskie piosenki ze starego het kraju. 

Raz ludziska zdziwieni - ot symater [what's the matter] - szeptali, 
że u Dzianów na porciu coś się bolbka nie pali. 
A to śmierć im do rumu przyszła tego poranka.... 
On był polski krajowy, ona - Galicyjanka. 
 

  • Like 1

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...