W latach 80-tych bylem na kontrakcie w Czechoslowacji, zazwyczaj co tydzien jezdzilismy do domu, ja mialem bliziutko, raptem 110 km. Strasznie nas czescy celnicy "cwiczyli". Mozna bylo np. jednorazowo wywiezc 2 kg bananow, w tamtych latach rzecz w Polsce nieosiagalna. To samo z innymi rzeczami. Zawsze sie pakowalo "umiejetnie" a na wierzch brudne skarpety tudziez bielizna osobista do prania.
Po zakonczeniu kontraktu mialem duzo nazbieranego urlopu wiec ruszalem w Polske, po rodzinie dawno nie widzianej, zlapalem sie na tym ze wyjezdzajac do Szczecina pakowalem torbe tak jak "pod celnikow" tak mi weszlo w krew.