Na moje niedawne okrągłe urodziny zrobiłem spore party i wstyd się przyznać, naduzylem. Mam kolegę, lekarza, z którym lubimy się ponadstandartowo, niestety, ma trochę słabą głowę wiec niespecjalnie pilnowalem żeby każdy kieliszek oproznial dokladnie. Gdy musial odsapnac ruszyłem w szeregi gości.
Gdy kolega następnego dnia około południa zadzwonił z łoża boleści z pytaniem czy żyję nie mogłem zaprzeczyć. Już odgrzewałem flaki bo przyjechali goscie, ktorzy nie mogli byc w sobote, no i dalej, az do śpiewu. A piwo i inne alkohole, ktore wtedy kupilem stoją do dziś. Bez towarzystwa nie pijam. Trunki smakuja mi tylko przy biesiadnym stole.