Skocz do zawartości

"co Z Tą Ameryką" ?


Wipek

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
mam już naprawdę dość życia w tym pieprzonym kraju, gdzie żyje tylko k***a i złodziej.

Po raz kolejny proszę Cię, żebyś nie uogólniał.

Wyzywałeś już mieszkających w Polsce od złodziei, kolesi i darmozjadów, a teraz od k*w.

Wiem, będę złośliwa, ale zapytam - pod którą kategorię podpada Twoja rodzina?

Dlatego nie generalizuj, bo to nieprawda, co mówisz.

  • Odpowiedzi 184
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano

maciek widze ze sie na prawie nie znasz a szkoda

bo bys wiedzial ze sama wiza czy tez GC to za malo aby latac po swiecie itd

I teraz bedziesz chcial gdzies poleciec to jak polecisz?majac sama GC ?

do tego pewne zalatwianie spraw w urzedzie imigracyjnym i pytaja sie o paszport a Ty co im pokazesz?

rodzina to nic ale znajomi-przyjaciele?

Napisano

Ciekawa jestem co pomysli o USA kiedy jego praca zniknie z dnia na dzien na outsourcing, dostanie (jezeli w ogole) bezrobocie na $400 tydzien z czego musi placic stanowe i federalne podatki plus $600/m na marne ubezpieczenie... a jeszcze jak bedzie mial dzicko na studiach (20-30,000 na rok w publicznej uczelni, 50-60,000/rok na prywatnej) to juz bedzie zwiewal do PL :)

Napisano

Maciek2012 - oj, dodałeś oliwy do ognia, dodałeś :) Ale generalnie to się z Tobą zgadzam. Choć jak na polskie warunki to nazbyt powodów do narzekań to nie masz :)

No ale w sumie widzisz, że jesteś w czymś dobry i oczekujesz adekwatnego standardu życia. A mając szansę wyjazdu do USA (czy nawet gdziekolwiek indziej) na korzystnych dla Ciebie warunkach, nie dasz sobie ciemnoty wciskać. Ja ustosunkuje się do twoich argumentów z niższego pułapu.

1. Mieszkania. Co do mieszkań (choć cena pow. 1 mln zł to dla mnie cena horrendalna) to faktycznie jest kiepsko. Nawet Joanna30 przyznała, że jej szwagier pracował w Irlandii i zarabia w Polsce 9000 zł. A standard życia ma taki powiedziałbym normalny+. Kupił to bez kredytów = respect:) Ale zarabia 3x średniej krajowej. Tylko, że nawet tej średniej nie widać w portfelach zdecydowanej większości Kowalskich. Ktoś z rodziny pracuje w UG pod Krakowem i formalności dot. nowym budynków mieszkalnych w zdecydowanej większości załatwiają osoby lub krewni!!! osób pracujących za granicą (~ 80%). % obywateli tego kraju jaki pracuje za granicą daje chyba jeszcze bardziej do myślenia. Z moich kumpli z podstawówki pobudowali domy, nie ci którzy tu pracują, ale ci którzy wyjechali na parę lat do UK czy gdzieś indziej. A ci co zostali? Jak jeszcze rodzice mają jakąś działkę (w Galicji to nie rzadkość) dla dziecka to już trochę kosztów z głowy. Ale ludzie budują się latami, na kredyt 20-30 letni. Kto nie wierzy niech wyobrazi sobie taką sytuację, że 2 osoby nie mając dzieci, mieszkają u rodziców, którzy ich im zapewniają egzystencję, odkłada każde po 1500 zł, razem 3000 zł miesięcznie (i tu też trzeba nieźle zarabiać). Rocznie daje 36000 zł. To za +/- 10 lat wybudują się i wykończą dom/lub kupią mieszkanie bez kredytów. A co jak są dzieci, trzeba będzie kupić nowy samochód, opłacić mieszkanie etc. Naprawdę trzeba przez całe życie składać na standard bytowania dla siebie, a co dopiero dla swoich pociech.

2. Warunki pracy w Polsce genialnie (jak na dłoni) opisał Maciek2012, ale tylko w pewnym przekroju. Mam styczność z różnymi branżami (IT też) i fakt - jesteśmy niewolniczą kolonią outsourcingu. I to w dziedzinach od HR (Rekrutacje pracowników), po projekty IT, księgowość aż do telekomunikacji (chyba pracy w outsourcingu dla netii etc nie muszę nikomu przedstawiać). I ok, rozumiem, elastyczność zadań itd, ale jazdy w stylu: przychodzi osoba do firmy, ma grupowe szkolenie 1-2 dniowe (kilka godzin). I tu jeśli jest mowa, że albo popracuje 1-miesiąc, albo pracownik zwraca koszt szkolenia np: 500 zł to jeszcze ok - bo mogłoby to być wyłudzanie szkoleń za friko. Ale jeśli osoba taka musi pracować 3 miesiące albo płaci 1000 zł, a szkolenie to było 2 godzinne słodkie pierdzenie o wciskaniu lipnego towaru to gratuluje uczciwości pracodawcy. Ale załóżmy, że nie ma takowego szkolenia, albo jest gratis. To w większości projektów (mówię tu głównie o outsourcingu sprzedażowym: przedstawiciel handlowy, telemarketing lub domokrąstwo - kocham to słowo) sprzedaż polega na wciskaniu lipnego towaru naiwnym konsumentom. Tyle, że naiwniaków jest mało, coraz mniej a wymagania sprzedażowe rosną. I co ma zrobić dana osoba, kiedy ma przyznawaną dość wysoką prowizję, ale od sprzedaży na pewnym (często prawie nieosiągalnym) pułapie. I są przypadki, że ktoś pracował miesiąc, zarobił 300 zł, a przejeździł 200 zł. I pracują tak osoby mniej lub bardziej zaradne, naiwne lub po studiach humanistycznych. Niejednokrotnie wypruwają flaki na walce o klienta z wiatrakami. Także Maciek2012 doskonale oddał dno outsourcingu w Polsce. Najlepsze, że takie akcje to też się zdarzają u bardziej normalnych pracodawców. Oczywiście zdarzają się i uczciwi pracodawcy, ale to jest naprawdę cenny i rzadki skarb.

3. Kadra zarządzająca. To jest naprawdę kpina. W większości buraki pastewne (=niejadalne). Patrząc od hipermarketów po większe, bardziej prestiżowe firmy, to naprawdę, nie powinni ich w ogóle z podstawówki ze świadectwem wypuszczać. Brak elementarnej wiedzy w danej dziedzinie. Gość po marketingu nie wie co to 4P, albo zysk (oczywiście wie lepiej czyli myli z obrotem:) Generalnie praca managera wygląda tak, że ma grupę niewolników-podwładnych, którymi zarządza, coś zleca i wymaga, ale od siebie zero wytycznych, zwalanie swoich obowiązków. Przecież manager jest od tego aby panować, a nie ponosić konsekwentnie złego panowania. I najlepsze są duety, czyli komitywy dwóch managerów lub manager i jego vice. Niby trzymają się razem, ale jak coś idzie nie tak to zaczyna się zwalanie jeden na drugiego, donoszenie, kłamanie i temu podobna intrygancka błazenada. Toksyczna atmosfera. I dodam jeszcze, że nie spotkałem takiego managera by zarabiał więcej jak 10000 zł, bywa że tylko trochę lepiej niż reszta, a za te 500 zł więcej to by g zjadł. Także Maciek2012 ja mam bardzo zbieżne doświadczenia. Manager to jest taki współczesny odpowiednik naganiacza niewolników:)

4. Perspektywy własnego biznesu w Polsce. Są. Uczciwego - są naprawdę słabe. Ileż to się mówiło, że jak wrócą rodacy z emigracji to sami będą otwierać własne firmy. I iluż to się zawiodło, bo nie mogło sprostać bandyckiej polityce konkurencji. Tu w większości koszty tnie się na oszustwach - podatkowych - sanepidowych - pracowniczych czy handlowych. Ci którzy nie przymykają na to oka mają przerąbane - jako pracownicy lub pracodawcy.

5. Emigracja. 95% moich znajomych, którzy mają olej w głowie (w sensie zaradności, inteligencji) żałuje powrotu do kraju. Ani nie otworzyło biznesu, ani im się nie wiedzie zza specjalnie. To nie te perspektywy i ceny co przed kryzysem. Tu naprawę z roku na rok jest gorzej - gorzej z pracą i wyższe ceny. A kryzys Eurolandu jeszcze przed nami :( Perspektywy dla Polski są też nie najlepsze, bo naszym wrogiem oprócz niesolidarności społecznej, cwaniactwa, lat biedy czy kryzysu jest jeszcze demografia, która spowoduje, że się będziemy bardziej zwijać niż rozwijać. Także może się okazać, że Ci co wyjechali do USA naprawdę złapali Boga za nogi. Ale pożyjemy zobaczymy.

Od siebie dodam, że zaczynałem od 800 zł w 2006 w markecie spożywczym na magazynie potem kierownik zmiany. Potem w malej hurtowni spożywczej jako handlowiec. Dalej był handlowiec w hurtowni zabawek. Tam też logistyk, później jako informatyk od wszystkiego. Z czasem zakupy u zagranicznych dostawców - w UE i Chinach. W między czasie parę firm outsourcingowych, sklepów etc.Ostatnio w firmie projektującej oprogramowanie dla firm i programy logistyczne jako handlowiec.Zarobki 2000 zł netto z premią ~500 zł parę razy do roku. W weekendy studiowałem zaocznie (za swoje) kierunek humanistyczny UJ. Także podziw składam Maćkowi2012, bo wysoko zaszedł i obrał właściwy kierunek. I życzę mu szczęścia po tej lub tamtej stronie Atlantyku.

Swoje rozważania poparte doświadczeniem swoim i bardzo dobrych znajomych oraz członków mojej rodziny.

Dodam jeszcze, że około 2006-2007 planowałem wyjazd do UK wraz ze znajomymi. Ale postanowiłem zostać, bo perspektywy, własny kraj i duma, że mogę patrzeć jak Polska W UE rośnie w potęgę. Po za tym bałem się trochę i wydawało mi się że łatwiejszym i rozsądniejszym rozwiązaniem zostać. Cóż, byłem młodszy, mniej pewny swego. Potem przyszedł kryzys i panika "emigracyjna", czyli: "tam jest przecież kryzys". Ale pomimo obiecanej zielonej wyspy i wzrostu gospodarczego (który notabene przeżera inflacja, zabija słaba złotówka (porównać z 2007r.) i dobijają wysokie ceny) nie jest za ciekawie. Wiadomo wszędzie jest kryzys, ale pomimo, że chwali się nas w Europie, to najciemniej jest pod latarnia (czyli u nas). Patrz na prognozy dot. bezrobocia - zimą po Euro 2012 i Euro-inwestycjach ma sięgnąć nawet 14%. A ja od 2009 roku słyszę, że teraz to jeszcze nie, ale już za rok bezrobocie "wyraźnie będzie spadać". Na razie spadło, ale w Niemczech i tzw. "pogrążonych w kryzysie" USA. I to nie jest też tak, że się na czymś zawiodłem i teraz mam kraj w głębokim poważaniu. Ale jestem już o te parę lat mądrzejszy, a życie uczy pokory. Ja życzę Polsce jak najlepiej, ale mocno powątpiewam w cuda naszej gospodarki jak i społeczeństwa. Na dzień dzisiejszy planuje wyjazd do UK, Danii, Holandii lub gdzieś w UE. I planuje dopiąć swego w najbliższych tygodniach. Wysłałem także zgłoszenie na DV2013 (HAS NOT BEEN SELECTED) i pewnie wyślę w DV2014 i w późniejszych edycjach jeśli będzie taka możliwość. Ale nie wiąż z nią nazbyt wielkiej nadziei: wiadomo - loteria. Ale jak będzie możliwość legalnie wyemigrować do USA, to to uczynię. Nie mam póki co rodziny czy przyszłej małżonki/planów rodzinnych (nawet kandydatki P:), tak więc mam większe pole manewru.

PS. Jeszcze jedna rada od tych, których spotkałem na swojej drodze i którzy trzeźwo patrzą na życie z perspektywy paru (czasem straconych lat). Jeśli już planujecie emigrację to nastawiajcie się raczej na definitywny stan emigracyjny, (ewentualnie tylko krótki zarobkowy - ale to już się nie opłaca). Bo życie minie i będziecie na rozdrożu. Więc albo planujcie coś tutaj i rozwijajcie karierę zawodową w Polsce, albo określona ilość lat za granicą (najmniej polecana przez moich doradców opcja), albo permanentnie emigrujcie (najbardziej polecana przez moich doradców opcja). I nie kierujcie się tym, że można się taniej wybudować w Polsce, bo wrócicie i może być krucho z utrzymaniem się tu, przestawieniem się na tą rzeczywistość. Po za tym pomyślcie gdzie będą miały lepsze perspektywy wasze aktualne/przyszłe dzieci.

Także życzę powodzenia i szczęścia tym, którzy chcą lub muszą emigrować za lepszym życiem:)

Napisano

To moja krótka diagnoza teraz - kolega Maciek jest ewidentnie sfrustrowany Polską, dostał ofertę w US (niezłą) i chce wszystkim tu na forum pokazać jakie to on będzie pieniądze zarabiał...A w ogóle to już chce palić polski paszport...

Więc nie on jeden tyle zarabia, polski paszport będzie mu potrzebny jeszcze przez baardzo długo, do samej GC droga z L-1 jest wyboista i przede wszystkim stare polskie przysłowie mówi "Nie mów hop...."

Ja mu życzę wszystkiego najlepszego, ale zachowanie "zobaczcie jaki jestem kozak ze $100k rocznie i mam polskę w dupie" jest trochę słabe jak jeszcze w tej Polsce siedzi... No i pewnych kwestii (co za te $100k sobie kupi - szczególnie w kontekście samochodów) to sobie nie przeliczył :)

Ja nigdy nie napisałem że mi w US źle, napisałem tylko że niektóre wyobrażenia kolegi Maćka są dość błędne - zarówno o US jak i Polsce. Mi w Polsce było dobrze i nie narzekałem, wyjechałem do żony a Polski nie wybraliśmy ze względu na trudności w przetrasportowaniu i użytkowaniu jej Mustanga '65 (m. in.), aczkolwiek rozważaliśmy taką opcję.

Interesujące by było usłyszeć zdanie kolegi (szczere !) jakiś rok po emigracji na przykład... W US jest bez wątpienia fajnie - szczególnie jak się ma dobrą i stabilną pracę. Ale wypisywanie bzdur o niesamowitym ubóstwie to nic innego tylko bzdury. Ja tam jestem dumny z tego co Polska zrobiła przez ostatnie lata szczerze mówiąc a niektórym po prostu się w dupach poprzewracało. Kzielu out :)

Napisano

To moja krótka diagnoza teraz - kolega Maciek jest ewidentnie sfrustrowany Polską, dostał ofertę w US (niezłą) i chce wszystkim tu na forum pokazać jakie to on będzie pieniądze zarabiał...A w ogóle to już chce palić polski paszport...

Więc nie on jeden tyle zarabia, polski paszport będzie mu potrzebny jeszcze przez baardzo długo, do samej GC droga z L-1 jest wyboista i przede wszystkim stare polskie przysłowie mówi "Nie mów hop...."

Ja mu życzę wszystkiego najlepszego, ale zachowanie "zobaczcie jaki jestem kozak ze $100k rocznie i mam polskę w dupie" jest trochę słabe jak jeszcze w tej Polsce siedzi... No i pewnych kwestii (co za te $100k sobie kupi - szczególnie w kontekście samochodów) to sobie nie przeliczył :)

Ja nigdy nie napisałem że mi w US źle, napisałem tylko że niektóre wyobrażenia kolegi Maćka są dość błędne - zarówno o US jak i Polsce. Mi w Polsce było dobrze i nie narzekałem, wyjechałem do żony a Polski nie wybraliśmy ze względu na trudności w przetrasportowaniu i użytkowaniu jej Mustanga '65 (m. in.), aczkolwiek rozważaliśmy taką opcję.

Interesujące by było usłyszeć zdanie kolegi (szczere !) jakiś rok po emigracji na przykład... W US jest bez wątpienia fajnie - szczególnie jak się ma dobrą i stabilną pracę. Ale wypisywanie bzdur o niesamowitym ubóstwie to nic innego tylko bzdury. Ja tam jestem dumny z tego co Polska zrobiła przez ostatnie lata szczerze mówiąc a niektórym po prostu się w dupach poprzewracało. Kzielu out :)

Zgadzam się głównie z drugą częścią powyższego posta.

@maciek2012 - trochę mniej agresji - więcej luzu :) Są ludzie, którzy w Polsce są szczęśliwi i nie zamieniliby tego kraju na żaden inny. Do szczęścia im nie potrzeba Porsche Cayenne czy mieszkania w Warszawie za 1.2 mln, Ty masz inne wymagania (odnośnie standardu życia), więc jesteś mniej zadowolony. Pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da. W Polsce odbijasz się od granicy 10k/miesiąc. Jestem pewien, że w USA też dojdziesz do granicy, którą ciężko będzie przeskoczyć. Myślisz, że tu każdy zostaje CEO,ma dom z basenem i 8 sypialniami i 4 lexusy w garażu?

Gratuluję Ci znakomitej oferty (100k to w USA niezła kasa - przy założeniu, że nie wybierasz się do NYC czy SF itd.) Na luksusy bym nie liczył ale raczej nie będziesz sobie musiał niczego odmawiać.

Jednocześnie proszę o spuszczenie nieco z tego "anty-polskiego" tonu. Mi w USA się podoba ale podobnie jak kzielu - z Polski wcale nie uciekałem. USA mogą się podobać, tak samo jak i Polska. Zależy kto co lubi.

O gustach się ponoć nie dyskutuje :) Bez obrazy ale Twoje wypowiedzi w innych tematach zalatują nieco "prowokacyjną głupotą". Sorry za dobitną szczerość ale teksty o puszczających się Polkach itd są nieco poniżej poziomu tego forum. Mam nadzieję, że miałeś poprostu zły dzień pisząc ten tekst. Jeśli nie, i pisałeś serio, to szczerze współczuję doświadczeń, które spowodowały, że masz taki a nie inny sposób postrzegania polskiej rzeczywistości.

Dorzucę do dyskusji swoje 3 grosze.

Zgodzę się w jednej kwestii. Start w Polsce jest dużo trudniejszy. Chodzi mi tu o ludzi po studiach, młodych głównie pary. Nie oszukujmy się. Zakładam tu sytuację, w której obie osoby pracują, i nie posiadają wsparcia finansowego od mamy, taty, czy spadku po dziadku, babci itd itd.

Ja w tym roku skończę 26 lat, żona 23. Oboje pracujemy. Dla żony jest to pierwsza full time job po ukończeniu studiów, a dla mnie pierwsza praca w ogóle w USA. W Stanach stać nas na wynajem 100 metrowego mieszkania w ładnej dzielnicy, stosunkowo blisko centrum miasta, jednocześnie spłacając student loans z prywatnej uczelni. To wszystko nie ogranicza nas w życiu na codzień. Nie mówię, że bujamy się codziennie po restauracjach ale jak chcemy zjeść poza domem to jemy, jeśli jest coś ciekawego do obejrzenia na VOD to oglądamy, jeśli chcemy iść na mecz, koncert itp to idziemy itd. Na tym generalnie mógłbym skończyć moją wypowiedź, nie wdając się w dalsze porównania. Bo i po co? Nikt mi nie wmówi, że w wieku 23-26 lat w Polsce można żyć na podobnym poziomie. Nie oznacza to jednocześnie, że Polska jest dla mnie ble i fe. Oddzielmy jednak fakty od sympatii.

Napisano

"Ja tam jestem dumny z tego co Polska zrobiła przez ostatnie lata"

Dokladnie. I mozna by naprawde serio rozmawiac o tym, jak w Polsce sie ciagle zmienia na lepsze -- a w USA na gorsze.

Napisano

Ja dodam jeszcze coś od siebie... A co ;)

Mnie denerwują osoby, które uważają, że mieszkanie w Polsce to syf i po prostu koniec świata.

Nie umieją docenić tego, co mają.

Ja nie jestem żadną wielką patriotką, ale cieszę się, że urodziłam się w Polsce, bo jest tysiąc innych miejsc, w których byłoby mi dużo gorzej. Oczywiście, jest też pewnie i tyle samo miejsc, w których byłoby mi lepiej, ale nie o to chodzi.

Bieda, ubóstwo jest wszędzie. Bogactwo też.

Mnie nie zależy na tym, żeby się lansować w BMW za 300 tys.

Niech ten, co narzeka na Polskę i się na nią wypina, dziękuje opatrzności i komu tam chce, że nie urodził się kilka kilometrów dalej, na wschód, np. na Białorusi. Tam, za to co tu wygaduje, już miałby wizytę przyjemnych panów o 6 rano. A gdyby tak urodził się w Chinach, czy Korei Północnej? Internet, wolność - w ogóle by wiedział, co te słowa znaczą? Owszem Chiny stają się potęgą gospodarczą, ale jakim kosztem? Malutkie (i nie tylko) chińskie rączki pracują po kilkanaście godzin dziennie za miskę ryżu i szklankę wody.

A Afryka? Nie mówię, że cała, ale są takie kraje, w których ludzie na oczy nie widzieli murowanego domu, że nie wspomnę o komputerze i telewizji.

Oczywiście, Polska nie jest krajem mlekiem i miodem płynącym. Ale jest o niebo lepsza od wielu krajów.

Przykro mi, że niektórzy nie umieją tego docenić.

Niektórzy wykształcili się za darmo (są kraje, w których za studia dzienne słono się płaci), a teraz płaczą jak to Polska im nic nie dała. Niech się cieszą, że w ogóle mieli szansę nauczyć się pisać i czytać. Bo są takie miejsca na świecie, w którym ludzie nawet do tego nie mają dostępu.

I tyle. Chciałam tylko to z siebie wyrzucić.

Napisano

Ja w tym roku skończę 26 lat, żona 23. Oboje pracujemy. Dla żony jest to pierwsza full time job po ukończeniu studiów, a dla mnie pierwsza praca w ogóle w USA. W Stanach stać nas na wynajem 100 metrowego mieszkania w ładnej dzielnicy, stosunkowo blisko centrum miasta, jednocześnie spłacając student loans z prywatnej uczelni. To wszystko nie ogranicza nas w życiu na codzień. Nie mówię, że bujamy się codziennie po restauracjach ale jak chcemy zjeść poza domem to jemy, jeśli jest coś ciekawego do obejrzenia na VOD to oglądamy, jeśli chcemy iść na mecz, koncert itp to idziemy itd. Na tym generalnie mógłbym skończyć moją wypowiedź, nie wdając się w dalsze porównania. Bo i po co? Nikt mi nie wmówi, że w wieku 23-26 lat w Polsce można żyć na podobnym poziomie. Nie oznacza to jednocześnie, że Polska jest dla mnie ble i fe. Oddzielmy jednak fakty od sympatii.

Tak z ciekawości kolego :) mieszkacie tam "od zawsze" green card, czy inaczej udało Wam się zamieszkać w USA ?

Chcąc też nawiązać do tematu; Polska jest piękna, jako kraj, gdybym wyjechał brakowałoby mi taki może przyziemnych spraw jak własnie polskie wsie, kolorowa zabudowa, każda droga jest inna ( tak tak, większość dziurawa:) ale sentymenty na bok. Tak jak ktoś wyżej napisał. Młode osoby nie mają szans na dom lub mieszkanie. Pracuje jako spec. ds. logistyki i mam 2500 na rękę, moja dziewczyna 1500, teoretycznie jak na start to ok ALE wybudować dok na kredyt na 30 lat w tak niepewnych czasach ? Mimo że kocham ten kraj, oczywiści bez polityków i chamstwa które niestety się zdarza, to jednak bardzo chciałbym wyjechać do USA, w tym kraju gdy człowiek naprawdę się postara jest wstanie sam sobie coś wypracować. W PL staram się każdego dnia mam 24 lata i 2 awanse za sobą, niestety jednak słabe perspektywy... Chce pracować, nie chce nic za darmo, ale sami zauważcie że się nie da... życie jest za krótkie i trzeba działać, green card oczywiście nie wylosowałem, ale się nie poddaje, będę szukał innej własnej ścieżki :)

Pozdrawiam wszystkich i nie skaczcie sobie do gardeł. kolega który zarabia 10 k w PL - każdy dąży do innych standardów, dla większości polaków taka kwota to raj na ziemi (niestety) :)

Napisano

Michał1986, dzięki za Twój wpis, bo jak tak czytam wypowiedzi co niektórych tutaj, to możnaby dojść do wniosku, że Polska to taki normalny, nowoczesny, szybko rozwijający się kraj :D Z moich doświadczeń i tego co widzę co się dzieje, Polska to ruina, kraj, który stał się kolonią niewolniczą napędzaną przez volkdeutschów (czyt. managerów dużych zagranicznych korporacji). Oni żyją ponad stan, a reszta społeczeństwa na nich robi. To jest właśnie kapitalizm po polsku.

Joanna30, rozumiem, że lubisz filozofowanie i dywagowanie o zupełnie nierealnych sytuacjach. Jak dla mnie to Ty możesz nawet promieniami słonecznymi się odżywiać i żyć na squacie jeśli sprawia Ci to radość, albo jechać do Afryki i tam pomagać bezdomnym. Może masz bogatą rodzinkę co podała Ci wszystko na tacy i stąd takie oderwane od rzeczywistości myślenie... Znam takich parę osób. Im się w Polsce dobrze żyje, bo mamuśka kupiła mieszkanie za 600.000 i nawet jeszcze samochód... Ale nigdy nie zarobili nic własnymi rękoma. Oni też żyją abstrakcyjnymi problemami i dywagują o Chinach :D

kzielu, z pewnością nie było moim zamierzeniem "chwalenie się" czymkolwiek. $100.000 na Stany to też wcale nie są jakieś też wieeelkie pieniądze. Znam ludzi co mają większe. Moim zamierzeniem było jedynie pokazanie, że za te $100.000 w Stanach kupię dużo więcej i będę żył na wyższym poziomie niż w Polsce na podobnym wynagrodzeniu (relatywnym). Bo jak pokazałem tutaj naprawdę trzeba mieć KOSMICZNE zarobki (w porównaniu z przeciętnym Kowalskim), żeby żyć na poziomie...

Możesz dalej twierdzić, że nic nie wiem o Stanach, ale jak już napisałem wcześniej ja już mieszkałem i pracowałem tam także znam sytuację. Wiem co sobie kupię za pieniądze co będę zarabiał. Wiem też jakie są ceny samochodów, ubrań i nawet jedzenia. Tutaj też stołuję się po restauracjach tylko i wcale to nie jest takie tanie jak by się komuś wydawało. Nawet w takim Mcdonaldzie trzeba wydać minimum 20 PLN żeby cokolwiek zjeść. W tej chwili w Polsce niemal wszystko jest duże droższe niż w Stanach. Jeśli też chcesz porównywać to porównuj produkty tej samej jakości jak np. owe słynne spodnie Hilfiger (Polska 550 PLN, Stany $80, a w przecenie i dużo taniej).

Służba zdrowia? Przecież tu też jedynie można prywatnie się porządnie leczyć. Jedna wizyta to minimum 250-300 PLN. Ostatnio za zęba zapłaciłem jakieś 600 PLN i też mam ubezpieczenie w korporacji, ale to gówno pokrywa tak naprawdę....Można pójść jedynie sobie witaminkę przepisać... Nie mówię już o cenach leków. Mam chore osoby w rodzinie to wiem.

Żeby nie było, że Stany są takie super to tylko napiszę co mi sie tam nie podoba: temperatura (generalnie za wysoka, no chyba, że kiedyś pojadę do SF) i te ich tekturowe domki z wykończeniem pozostawiającym dużo do życzenia. Nie wiem jak można żyć w temperaturze 35C i do tego jeszcze w dużej wilgotności....

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...