Skocz do zawartości

Pytania Na Interview.


FUGAZI

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 139
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Szanowna Pani

Bardzo prosze o porade w zwiazku z moja sytuacja. Pisze nieskladnie, ale mam jestem u kresu wytrzymalosci i zastanawiam sie czy to wszystko ma jeszcze sens. W maju przylecialam do mojego narzeczonego ktory jest urodzonym Amerykaninem. Przekroczylam granice na wizie turystycznej, ktora dostalam na 6 miesiecy. W dniu moich urodzin (w czerwcu) wzielismy cichy slub w ktorym uczestniczyla rodzina mojego meza i moj brat, ktory ma tu pobyt staly. Bylo bardzo kameralnie, bo nie chcielismy jakiejs hucznej zabawy tylko skromna uroczystosc. Dodam, ze slub nie byl do konca planowany, byl niespodzianka jaka przygotowal moj maz na moje urodziny. Nawet nie wiedzialam, ze zaprosil gosci ani wynajal sale. Dowiedzialam sie, ze cos planuje kiedy poszlismy po certyfikat na malzenstwo, ale nie wiedzialam do konca co. Tak wiec wzielismy slub, wypelnilismy dokumenty i dostalam zgode na podjecie pracy. Dostalam numer social security, ale prawa jazdy nie mam, bo najpierw musze miec permit a potem prawo jazdy. Wydawalo mi sie, ze skoro sie kochamy to nie ma sie czego obawaic i z ta mysla poszlismy na spotkanie z urzednikiem. Nie moglam sie bardziej pomylic. To co mnie spotkalo to byl szczyt mozliwosci. Urzedniczka byla sluzbowa i stanowcza. Na poczatku uprzedzila mnie, ze mam mowic prawde i tylko prawde i ze 3 razy zapytala czy rozumiem co ona mowi. Odpowiedzialam, ze rozumiem. Pozniej bylo juz tylko gorzej. Zaczela przegladac wszystko co bylo wyslane do urzedu i szukac bledow. Nietrudno sie domyslic, ze znalazla bledy, bo aplikacje wypelnialismy sami i nie bylismy pewni czy wszystko jest dobrze, ale wydawalo mi sie, ze trzymalismy sie instrukcji i powinno byc dobrze. Pamietam, ze nie podobalo jej sie, ze mialam wpisane adjustment of status applicant. Powiedziala, ze takiego statusu imigracyjnego nie ma i zakreslila wielkie kolko tam gdzie to wpisalam. W formularzach doczepila sie do tego, ze nazwiska maja byc zawsze pisane duzymi literami, a current income mojego meza to nie jest income z ubieglego roku podatkowego tylko obecny dochod. Kazala mi dac I-94 i zapytala kiedy wlecialam do Stanow. Zgodnie z prawda odpowiedzialam na pytanie a urzedniczka poinformowala mnie, ze w takim razie zlamalam prawo, bo na pewno mialam zaplanowane, ze jak tylko wlece to wezme slub i po to tylko wykorzystalam swoja wize aby wziac slub z obywatelem USA i otrzymac status rezydenta. Moj maz grzecznie wyjasnil, ze to jakies nieporozumienie, bo wszystko bylo spontanicznie, ze nie jestemy jakas patologiczna rodzina, ktora korzysta z pomocy panstwa tylko kochamy sie i chcemy byc razem. Moj maz ma stala prace, te sama od 8 lat, zadne z nas nie bylo wczesniej w zwiazku malzenskim wiec sytuacja wydawala sie prosta i jasna. Urzedniczka usmiechnela sie tylko i powiedziala, ze tutaj wszyscy sie kochaja i wszyscy biora slub z milosci a po 3 latach sie rozwodza. Bylismy w szoku. Moj maz powiedzial grzecznie, ze my nigdy nie rozwodzilismy sie i nie wzielismy slubu dla zabawy tylko dlatego, ze chcemy byc razem. Dodam, ze ja mam 26 lat, maz 30. Ja jestem po studiach, pracowalam w Polsce jako nauczycielka, maz rowniez jest po studiach i pracuje w firmie farmaceutycznej. Ale wracajac do spotkania, urzedniczka spytala co robilam w Polsce, gdzie maz pracuje i jakie leki produkuja w firmie gdzie pracuje maz. Tym mnie zaskoczyla, bo naprawde skad moglam wiedziec co oni produkuja? Urzedniczka usmiechnela sie tylko i poprosila o wspolne rzeczy. Dalismy jej konto w banku, karty ATM, ubezpieczenie medyczne, umowe najmu mieszkania gdzie byly nasz oba nazwiska, zdjecia. Urzedniczka przejrzala zdjecia i pyta czy mamy samochod. Maz powiedzial, ze mamy. Urzedniczka poprosila o pokazanie wspolnego ubezpieczenia samochodowego. Maz wyjasnil, ze nie mamy wspolnego, bo ja nie mam prawa jazdy i nie moze mnie dopisac na prawie jazdy z Polski. Urzedniczka kazala nam zostawic wspolne dokumenty i powiedziala, ze musi zrobic kopie. Kazala nam poczekac w poczekalni. Po chyba 20 minutach podeszla do okienka, kiwnela na nas reka i kazala wejsc tylko mi do pokoju. Weszlam do pokoju a ona zaczela mi zadawac rozne pytania. Bylam w takim szoku, ze niektore z nich prosilam aby powtorzyla drugi raz. Czesci pytan nawet nie jestem w stanie sobie przypomniec, bo po prostu nie spodziewalam sie, ze bede osobno przesluchiwana! Pamietam, ze pytala mnie o to kiedy maz byl po raz ostatni u lekarza, co jedlismy w niedziele na sniadanie, z kim spedzilismy 4 July, ile swiatel pali sie w mieszkaniu przez cala noc, jak wyglada pralnia w budynku w ktorym mieszkamy, ile maz zarabia na tydzien, jakich perfum uzywam na co dzien, jaka uzywamy paste do zebow, jakiego koloru jest tapicerka w samochodzie, ktory mamy i jakie polskie jedzenia lubi moj maz. Pani Karino, ja bylam tak zaskoczona, ze bylam cala spocona, tym bardziej, ze na te pytania moze byc wiele odpowiedzi. Moj maz mial takie same pytania i nie pokrywalo sie 5 odpowiedzi. Nawet dobrze nie pamietam ile mi tych pytan zadala, bo ona pytala a ja odpowiadalam automatycznie. Co jeszcze ciekawe, te pytania gdzie udzililismy innych odpowiedzi, to w zasadzie byly nieporozumienia, bo np. moj maz zrozumial, ze pyta sie o swiatla w calym budynku apartamentu i powiedzial, ze swiatla pala sie na schodach, przed budynkiem, na parkingu, a urzedniczka zamiast zapytac, ze chodzi jej tylko o nasz mieszkanie, nic sie nie odezwala. Na pytanie o polskie jedzenie powiedzial, ze lubi polski rosol i nalesniki z serem. Urzedniczka zapytala go, zeby wybral tylko jedno ulubione wiec on powiedzial rosol, a ja wczesniej powiedzialam nalesniki. Urzedniczka kazala nam czekac na decyzje. Wczoraj dostalismy list, ze mamy powtorne spotkanie za 5 tygodni. Nie ma pojecia czego sie spodziewac ani o co moga pytac. Nie wiem nawet czy warto starac sie o te zielona karte i mysle czy nie lepiej byloby wyjechac do Polski albo gdziekolwiek do Europy. Jedyne co mnie powstrzymuje to praca meza. Ona naprawde kocha to co robi, jest na wysokim stanowisku mimo mlodego wieku i szkoda byloby wszystko zostawic i zaczynac od nowa gdzies na obczyznie. Serdecznie prosze o pomoc i przepraszam, ze tak sie rozpisalam, ale chcialam podac jak najwiecej szczegolow aby miala Pani pelny obraz co sie wydarzylo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra, to mi teraz trochę zmiękła rura, że tak powiem. Wiele jak widać zależy od urzędnika, myślę, że jakieś 70-80% sukcesu. Na tym przykładzie widać, że praktycznie do każdego małżeństwa można się przyczepić i udowodnić, że jest lewe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na tym przykładzie widać, że praktycznie do każdego małżeństwa można się przyczepić i udowodnić, że jest lewe.

Szanse sa duzo wieksze jesli sie wzielo slub na turystycznej w miesiac po przylocie

I pewnie jeszcze zaraz potem zlozylo papiery

po cos jednak sa wizy narzeczenskie

ale jednak nikomu nie zycze, baba widac miala zly dzien

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanse sa duzo wieksze jesli sie wzielo slub na turystycznej w miesiac po przylocie

I pewnie jeszcze zaraz potem zlozylo papiery

Właśnie chciałam zapytać, kiedy oni wysłali formularze. Jak już bierze się ślub w miesiąc po przylocie na turystycznej, to wypadałoby odczekać parę m-cy z rozpoczęciem starań o GC, bo urzędnik ma prawo podejrzewać, że komuś strasznie się spieszy.

Ciekawa jestem, jak długo ta para znała się przed ślubem. Pani urzędnik mogła być podejrzliwa, ale chyba trochę przesadziła z potraktowaniem ich jak kryminalistów. Choć tak naprawdę nie wiemy, jak wyglądała ta rozmowa, może któreś z nich powiedziało coś niemiłym tonem albo delikatnie podniesionym głosem i to rozzłościło panią urzędnik? Kolejny przykład na to, że na rozmowie trzeba być cukierkowo uprzejmym, szczególnie jak urzędnik zaczyna patrzeć na nas z góry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny przykład na to, że na rozmowie trzeba być cukierkowo uprzejmym, szczególnie jak urzędnik zaczyna patrzeć na nas z góry.

Jedno z małżonków zawsze jest Amerykaninem, a taki nie ma powodów żeby okazywać urzędnikowi coś więcej niż zwykłą uprzejmość, szczególnie kiedy urzędnik zaczyna patrzeć na niego z góry. Ciężko mi wyobrazić sobie moją żonę, płaszczącą się przed jakąś babą która ma zły dzień i każe jej precyzyjnie podać nazwę mojej ulubionej potrawy z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedno z małżonków zawsze jest Amerykaninem, a taki nie ma powodów żeby okazywać urzędnikowi coś więcej niż zwykłą uprzejmość, szczególnie kiedy urzędnik zaczyna patrzeć na niego z góry.

Choć jestem zdania że nikt nie powinien się przed nikim płaszczyć, Amerykanie mają często problem ze sprawami imigracyjnymi swoich małżonków, bo sami są przyzwyczajeni do pewnych przywilejów. A zapominają, że to nie oni starają się o GC. Słyszałam o historii, w której urzędnik imigracyjny upomniał sponsora słowami "This is not about you".

Ciężko mi wyobrazić sobie moją żonę, płaszczącą się przed jakąś babą która ma zły dzień i każe jej precyzyjnie podać nazwę mojej ulubionej potrawy z dokładnością do dwóch miejsc po przecinku.

Po pierwsze, choć jak wyżej napisałam, nikt nie ma prawa nikogo poniżać, jest to jednak sytuacja w której o coś prosimy i co wcale się automatycznie nie należy. Wg. słów pewnego prawnika imigracyjnego: "There is a time to kick ass and a time to kiss ass" :)

Po drugie, znamy tylko wersję jednej strony. Oczywiście baba mogła być po prostu wredna, ale mogła też mieć istotny powód do czepiania się, o którym autorka listu taktownie zapomniała wspomnieć lub po prostu nie wie, bo nie odrobiła lekcji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ze swojego doswiadczenia, czyli osoby, ktora byla przy dziesiatkach interview, a wczesniej pracowala jako urzednik w USCIS: urzednicy sa ludzmi. Tylko ludzmi i az ludzmi. Bylam wiele razy swiadkiem kiedy urzednik za wszelka cene chcial udowodnic, ze ma racje i bylam wiele razy swiadkiem, ze urzdnik przymykal oczy na wiele rzeczy. Nie bronie osoby, ktora przyslala do mnie powyzszego emaila, bo ja tez zawsze jestem zdania, ze medal ma dwie strony. Ale w jej przypadku, zakladanie z gory, ze slub byl dla benefitow imigracyjnych, kiedy znali sie z mezem od kilku lat, on byl w Polsce 6 razy, wspolnie sepdzili wakacje w Hiszpanii i we Wloszech, gdzie zadne z nich nie ma historii wskazujacych na przestepstwa, kiedy zadne nie bylo wczesniej w zwiazku malzenskim poprzez ktory uzyskalo benefity, kiedy maz pracuje od lat w tej samej firmie itd. - takowe zakladanie, ze slub jest dla dokumentow jest do obalenia podczas pierwszej rozprawy w sadzie. Czy zawazylo to, ze byly bledy w dokumentach? Byc moze mialo to wplyw. Czy bledy byly az tak razace? Byc moze wedlug opinii urzednika dokumenty byly po prostu zawalone. Ale pani oficer doczepila sie raczej do pytan niz do dokumentow. Nie bronie aplikantow i nie bronie oficerow imigracyjnych, ale na swoim przykladzie wiem, ze sa oficerowie, ktorzy pokazuja swoja wyzszosc i jest ciezko. czase do tego stopnia, ze sprawa idzie do sadu. Sa tez oficerowie, ktorzy staraja sie zrobic co sie da aby wszystko bylo dobrze. Jesli ide na interview i widze, ze bedzie przesluchiwal oficer S. w Newarku wtedy juz przed wejsciem wiem, ze beda problemy - jakiekolwiek, ale beda problemy, bo ten czlowiek zawsze robi problemy. Niewazne, ze masz dokumenty krystaliczne i 2 dzieci - on dalej robi problemy czy aby to malzenstwo bylo z milosci. Nigdy sobie nie zapomne kiedy tenze oficer zapytal moja klientke (osobe w wieku 45 lat) o akt slubu (sprawa byla o green card przez LULAC czyli ciagnela sie od lat, a kobieta byla w zwiazku malzenskim od ponad 12 lat)). Klientka zapytala grzecznie czy ma podac akt slubu z miasta czy z kosciola, na co oficer zaczal wrzeszczec, ze co go jakis kosciol obchodzi i co go w ogole obchodzi czy ta osoba brala slub w kosciele i jak ona nie wie co on chce, to po co tu w ogole przyszla. Interview dokonczyla inna osoba, supervisor oficerow, bo nie zgodzilam sie aby ktos krzyczal na osobe, ktora tylko zadala pytanie - ani nie urazila nikogo, ani nie krzyczala, po prostu zapytala. Pani supervisor byla przemila, zaczela pytac jak zona wytrzymuje z mezem, ktory pracuje na noce i od razu tak rozladowala atmosfere, ze bylo naprawde milo. Kazdy jest czlowiekiem i kazdy jest inny...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...