Jackie Napisano 30 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 30 Sierpnia 2017 Miałam pochwalić się opowieścią o wyprawie do Islandii, więc proszę bardzo choć z konkretnym opóźnieniem, za co przepraszam. Od razu też uprzedzam że nie widzę sensu pakować zdjęć z każdego etapu podróży, bo wszystkie te cudowne miejsca można sobie wyguglać i fotki na pewno będą lepszej jakości niż to co ja pokażę. Zaczęliśmy organizować nasz październikowy wyjazd już w maju, po tym jak dowiedzielismy się że z powodu ograniczonej ilości hoteli w Islandii trzeba planowac wyjazd kilka miesięcy naprzód. Po wielu wykańczających psychicznie próbach planowania trasy i rezerwacji zdecydowaliśmy się w końcu powierzyć zorganizowanie wycieczki firmie Iceland Road Trip. Mają do wyboru ogromną ilość tras, my koncentrowaliśmy się na tych z możliwością zobaczenia zorzy polarnej. Zdecydowaliśmy się na "RT15 - The Icelandic Circle and Northern Lights 9 days", z dodatkowym dniem w Reykjaviku pod koniec wycieczki. Wybraliśmy samochód i rodzaj akomodacji, zapłacilismy zadatek i od razu kupiliśmy bilety lotnicze, co okazało się całkiem mądrym posunięciem jako że ceny na samolot już w następnym miesiącu podskoczyły dość boleśnie. Tak czy owak radzę przygotowac się na spore koszta. Islandia jest b. droga, niestety Miesiąc przed wyjazdem firma przysłała nam do domu pakiet z mapami, potwierdzeniami rezerwacji dla każdego z hoteli, informacją gdzie iśc i gdzie dzwonić w razie niespodzianek, itp. Świetne rady na temat podróżowania w pażdzierniku znaleźliśmy na forum Tripadvisor. Z ręką na sercu mogę powiedzieć że dzięki tym radom uniknęlismy wielu przykrości które zdarzają się często osobom które decydują się na zwiedzanie Islandii na hop siup. Największą bolączką była próba upchania wszystkiego na wyjazd do bagażu podręcznego W naszym przypadku, jako że jechalismy w trasę dzień po wylądowaniu, każde opóźnienie nadanego bagazu byłoby katastrofą, przynajmniej finansową. Ceny ubrań w Islandii powalają. Obliczylśmy że kupno kurtek, nieprzemakalnych spodni, butów, ciepłej bielizny itp. kosztowałoby nas prznajmniej tysiąc od łebka. W każdym razie dalismy radę się spakować do malutkich walizek po upewnieniu się że przynajmniej 2 hotele na trasie mają pralki. Jako ciekawostkę dodam że jedno pranie kosztowało nas 20 dolarów Wylądowaliśmy w Reykjaviku 16 października o 6:45 rano. Firma załatwiła nam autobus który podwiózł nas do hotelu w centrum. Po drodze zobaczylismy pola lawy zrośnięte mchem. W hotelu pozwolono nam zostawić bagaże, ale check-in był niestety dopiero o 16:00, więc wybralismy się na obchód miasta. Reykjavik jest niewielki ale niesamowity. Ma specyficzny klimat który ja określiłam "Tarnobrzegiem dla hipsterów" Dużo graffitti i masa miejsc gdzie można się napchać świetnym jedzeniem. Nie jest tanio. Za zwykły obiad dla dwóch osób (bardzo nieamerykańskie ilości), bez przystawek i alkoholu i jednym deserem do podzielenia między dwie osoby płaciliśmy ok. stówki, w lepszej restauracji nawet więcej, choć są też i tańsze miejsca np. smażalnie. Znakomite ryby (zwłaszcza dorsz) i najlepsza jagnięcina jaką jadłam z życiu. Ciekawe pomysły na buraki i pasternak! Genialne hot-dogi z baraniny ze słodką musztardą. Bardzo dobry chleb i świetna kawa. Polecam skyr, który jest islandzkim specjałem, coś pomiędzy jogurtem i twarogiem. Żałuję że nie zrobiliśmy żadnych zdjęć jedzenia. Aha, w Islandii nie ma McDonalda ani inszych amerykańskich fast-foodów, Starbucksów też nie ma. W Reykjaviku jest jeden Dunkin Donuts który ma kilka interesujących, miejscowych odmian pączków. Zwiedzilismy Northern Lights Center, gdzie mój mąż nauczył się robić zdjęcia zorzy. B. przydatna umiejętność jak się później okazało. Dzień 1 na Ring Road: wypożyczylismy samochód (tuż przy hotelu) i w drogę! Codziennie spędzaliśmy w samochodzie 3 do 4 godzin. Po drodze niesamowitości. Ring Road to jedyna "autostrada" w Islandii, przy czym piszę "autostrada" w cudzysłowiu gdyż wygląda to tak: Nie ma świateł ani poboczy, raz na jakiś czas jest miejsce gdzie mozna zaparkować i zrobić zdjęcie. Raz jedyny jechaliśmy w nocyi była to naprawę niesamowita przygoda która prawie skończyła się zderzeniem z owcą (owce są WSZĘDZIE) W pierszy dzień zobaczylismy wodospady Skógafoss i Seljalandsfoss, oraz masę turystów którzy byli przemoknięci do suchej nitki Rada z Tripadvisor którą zastosowaliśmy: ubrać się od stóp do głów w nieprzekalne ciuchy, nawet gdy nie jest się pobliżu wodospadu i nawet gdy nie pada, bo na pewno zacznie padać. Sprawdziło się w 100%. Około południa zawitaliśmy do firmy Arcanum Glacier Tour by rozpocząć wspinaczkę po lodowcu Eyjafjallajökull. Po południu zawitaliśmy do miasteczka Vík ze słynnymi czarnymi plażami i bazaltowymi kolumnami. Dzień 2: park narodowy Skaftafell ze słynnym wodospadem Svartifoss. Trochę trzeba się nachodzić pod górkę, ale warto! Zobaczyliśmy też z drogi lodowiec Vatnajökull, ale byliśmy zbyt zmęczeni na dalsze wspinaczki. Poza tym czas nas gonił i chceliśmy zobaczyć zatokę Jökulsárlón za dnia. Przyjechaliśmy do miasteczka Höfn, gdzie jedliśmy najlepsze homary gotowane w śmietanie, które półtorej godziny przed podaniem pływały podobno jeszcze w zatoce W hotelu dowiedzielismy się że nocą będzie widoczna zorza. Mam kilka zdjęć, ale nie oddają rzeczywistości. Poza tym powiedziałam mężowi że jak nie odstawi w końcu aparatu to go zabiję W zwązku z tym najpiekniejszej części zorzy która wyglądała jak pływające zielone i purpurowe wstęgi na niebie nie mamy na żadnym zdjęciu, za to mamy w pamięci Dzień 3: z Höfn do Egilsstaðir, po drodze która już w 90% jest tuż przy brzegu wschodnich fiordów. Trochę straszno jechać, ale wrażenia niezapomniane. Dzień 4: Námaskarð, sławny teren geotermiczny z dziurami w ziemi które zieją siarką Zapach niesamowity, i gorąco. Głupota turystów którz pakują ręce w gotującą się wodę bezcenna. Potem jazda do malowniczego jeziora Mývatn A wieczorem imprezka w Mývatn Nature Baths. Liczylismy na kolejną zorzę w basenie z termiczną wodą, ale zorza się na nas wypięła. Tym niemniej wspaniała kąpiel w gorącej wodzie pod gwiazdami. Mniej zabawny był powrót do hotelu, samochodem w kompletnej ciemności. Jechaliśmy 5 km na godzinę. Dzień 5: jeden z najsłynniejszych wodospadów islandzkich Goðafoss, a potem miasteczko Akureyri, tylko 60 mil od koła polarnego. Miasteczko jest prześliczne i maleńkie, pełne studentów i hipsterskich kafejek. Byiśmy naprawdę zmęczeni, więc tylko połazilismy po knajpkach, zwiedziliśmy outlet z zimowymi ubraniami z cenami które prawie nas zabiły po czym wsiedlismy w samochód i pojechaliśmy do hotelu w Varmahlíð które slynie z różnorakich atrakcji typu spływy i jazda konna, ale w październiku prawie wszystko było już nieczynne, więc ucięlismy sobie b. potrzebną drzemkę. Dzień 6: wycieczka do Deildartunguhver, największego źródła termalnego w Europie. Potem wodospady Hraunfossar i Barnafossar, a na koniec park narodowy Þingvellir, gdzie spotykaja się dwie płyty tektoniczne: północnoamerykańska i euroazjatycka. Zwiedzilismy wąwóz Almannagjá w którym podobno można jedną ręką dotknąć Europy a drugą Ameryki jeśli wierzyć słowom podnieconego turysty z Anglii który z niejasnych powodów uczepił się nas jak rzep psiego ogona na dobre dwie godziny. Wieczorem chyba najprzyjemniejsza część wycieczki, wizyta w Laugarvatn Fontana. Jest to spa z wodami geotermicznymi i saunami "napędzanymi" wyziewami prosto z ziemi. Po nagrzaniu się można wskoczyć do lodowaego jeziora, co ja oczywiście zrobiłam. Mój mąż wsunął jedną stopę do jeziora, wrzasnął, po czym wrócił do sauny. Dzień 7: słynny gejzer który nazywa się... Geysir Mam zdjęcia, ale szczerze mówiąc trzeba zobaczyć to na żywo. Wklejam za to fotkę tablicy z ostrzeżeniami których większość turystów ma niestety w doopie Przykro patrzeć na idiotów którzy rzucają kamieniami i podchodzą tuż pod słup wrzącej wody, choć mój mąż po cichu liczył na to że kogoś porządnie poparzy Zaraz po gejzerze zobaczyliśmy wodospad Gullfoss, krater Kerið, i wróciliśmy do Reykjaviku. Następny dzień sprzędziliśmy łażąc po mieście i kupując pamiątki, spędziliśmy kolejną noc w hotelu i pojechaliśmy na lotnisko. Jak ktoś ma jakieś pytania to chętnie odpowiem
haneczka019 Napisano 30 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 30 Sierpnia 2017 Ja pytań nie mam, ale dziękuje Ci Jackie za te zdjęcia i opis waszej wycieczki. Piękne miejsca zwiedziliście! Uwielbiam czytać takie relacje. Zachowań bezmyślnych turystów nawet nie skomentuję. Niestety, takich ludzi można spotkać niemal wszędzie. Edit: Aaa, zapomniałam napisać, że patrząc na te lodowce dostałam gęsiej skórki .
katlia Napisano 30 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 30 Sierpnia 2017 Super zdjecia i opisy. Teraz chce mi sie do Islandii... thanks a lot
ilya_ Napisano 31 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 31 Sierpnia 2017 Bardzo ladnie ! Miasteczko Akureyri wyglada jak nowojorski Greenpoint...
Joanna30 Napisano 31 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 31 Sierpnia 2017 Wielkie dzięki za relację i zdjęcia! Też mi się teraz chce tam pojechać
ilon Napisano 31 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 31 Sierpnia 2017 Super opis i super zdjecia Jackie! Tak sie wciagnelam, ze az mi sie zimno zrobilo i musze kurtke zalozyc
andyopole Napisano 31 Sierpnia 2017 Zgłoś Napisano 31 Sierpnia 2017 1 godzinę temu, ilon napisał: Super opis i super zdjecia Jackie! Tak sie wciagnelam, ze az mi sie zimno zrobilo i musze kurtke zalozyc Jak zimno to chopa cza wykludzic. ..
Jackie Napisano 31 Sierpnia 2017 Autor Zgłoś Napisano 31 Sierpnia 2017 2 godziny temu, ilon napisał: Super opis i super zdjecia Jackie! Tak sie wciagnelam, ze az mi sie zimno zrobilo i musze kurtke zalozyc Nie było wcale aż tak zimno, przez wiekszość czasu temperatura za dnia oscylowała w okolicach 5 stopni C. Z to było b. wilgotno, padało prznajmniej 2 razy dziennie (mżawka) no i piździło tak że czasem było strach z samochodu wychodzić. Na Tripadvisor naczytalismy się historii o pourywanych drzwiach samochodowych, myślelismy że ludzie przesadzają. Nie przesadzają
ilon Napisano 1 Września 2017 Zgłoś Napisano 1 Września 2017 15 godzin temu, andyopole napisał: Jak zimno to chopa cza wykludzic. .. Andy, w robocie siedze 15 godzin temu, Jackie napisał: Nie było wcale aż tak zimno, przez wiekszość czasu temperatura za dnia oscylowała w okolicach 5 stopni C. Z to było b. wilgotno, padało prznajmniej 2 razy dziennie (mżawka) no i piździło tak że czasem było strach z samochodu wychodzić. Na Tripadvisor naczytalismy się historii o pourywanych drzwiach samochodowych, myślelismy że ludzie przesadzają. Nie przesadzają Jackie, dla mnie 5 stopni to temperatura taka akurat zeby siedziec w domu pod kocem
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.