Skocz do zawartości

Naprawdę uważacie, że Amerykanie są mili/ przyjacielscy/ pomocni itd.?


bilbul

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

A moze obracasz sie w dziwnym towarzystwie albo masz ogromne oczekiwania od otoczenia. Ja mam pozytywne doświadczenia i moje grono przyjaciół na pewno nie należy do grupy egoistów, a tym bardziej mściwych. Zawsze mozna na nich liczyć nawet o 4 w nocy (uwierz zdarzyło sie). W pracy zawsze znajdziesz jakoś wielka gębę ale jesli robisz to co do ciebie należy i wywiazujesz z obowiązków to kogo to obchodzi? Moze zamiast byc tak rozgoryczony na świat wokół siebie, skup sie na tym aby byc jak najlepszym przykładem i przestać sie przejmować, świat od razu zrobi sie lepszy. 

 

P.s sa ludzie i ludziska, bez wzgledu na kraj zamieszkania. Poczytaj troche opini o Polakach...

  • Odpowiedzi 57
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano

Głowy mamy w doopie a Ty się zastanów czy przypadkiem sam nie jestes na cenzurowanym. Mniej zadzieraj glowe, przynajmniej dopóki nie jestes CEO w tej firmie. Gdy już nim zostaniesz fałszywych pochlebcow nie braknie. Beda wołać HI z końca korytarza.:D

Napisano

Moja mama jak przyjechała na slub i zobaczyła moje grono znajomych/przyjaciół to powiedziała ze uspokoiła sie i widzi ze mam tu jakby drugą rodzinę. Przyjaźnie ktore tu zawarłam trwają juz Ok 6 lat. Tyle razy co mi znajomi ratowali i nadal ratują tyłek to nie zliczę, wiec albo mam jakies szczescie albo nie wiem. Jedyna rzecz to taka ze dziewczyny mi sie zwykle trafiały jakies takie dziwne, takie „mean girls” z filmów ale ja zawsze jakos z chłopakami lepszy miałam kontakt, nawet w Polsce wiec to bardziej chyba wynika z mojego charakteru i faktu zw byłam wychowana wsród chłopaków i z nimi jednak jakos podświadomie lepiej sie rozumiem.

Napisano

Amerykanie są przyjacielscy, pomocni, otwarci. W większości, powiedzmy 58.67% uprawnionych do głosowania. Nadawanie jakichkolwiek przymiotników wszystkim obywatelom kraju na który  składają sie wszystkie możliwe narodowości tego świata jest z góry pozbawione sensu. 

Mylisz pojęcia, Amerykanie z pewnością trzymają dystans większy niż przeciętny Europejczyk. Dużo wiekszy. Ale to nie oznacza ze sa mściwi, zakłamani i pamiętliwi. Moja teściowa tak myśli o mnie, bo mało gadam i nie wiadomo co kombinuje. Juz 20 lat tak myśli. Także dla mnie jako introwertyka ameryka jest jak wybawienie. Moge mieć gdzies wszystkich dookoła i nikt nie odczytuje tego w opaczny sposób. And yes, I rent from National. 

Jeśli faktycznie osoby którymi sie otaczasz są takie jak piszesz, to zmień miejsce zamieszkania i prace. Zamknięte osiedla w stanach  przyciągają specyficzne osoby, takie połączenia szwajcarsko-niemieckiego ordnung must sein z angielskim poczuciem wyższości.  A w pracy mozesz mieć dramatyczne różnice miedzy indywidualnymi kierownikami, którzy tworzą atmosferę w zespole. W ramach tej samej firmy. 

Napisano
1 godzinę temu, bilbul napisał:

A co do mnie, to miałem kilka nieprzyjemnych sytuacji, ale moja opinia o Amerykanach wynika z obserwacji tego, jak tutaj ludzie odnoszą się do siebie nawzajem.Czyli  Amerykanie do Amerykanów.

Gdzie na swiecie nie ma nieprzyjemnych sytuacji?

Sluchaj, Amerykanie mysla ze ja jestem rodowita amerykana bo tu skonczylam middle school, high school, studia i mam za soba dobre 25 lat pracy. Mowie po angielsku bez akcentu. Kiedy ktos mnie pyta skad tu przyjechalam, mowie prawde: z Kaliforni :) Gdbyby nie moje imie (nazwisko jest podwojne, i obie czesci amerykansko-angielskie, lol) to nikt by nie przypuszczal ze NIE jestem rodowita amerykanka.

I moge Ci powiedziec, ze jako taka "rodowita amerykanka" oczekue -- i otrzymuje -- grzecznosc na poziome dziennym ktorego mi niektorzy Polacy zazdroszcza.

Czy to znaczy, ze ludzie sa jakos niebywale przyjacielscy? Nie. Sa grzeczni. Usmiech i "hello, nice to meet you" to jest grzecznosc, nie jakies haslo znaczace "let's be best friends!"

Z  sasiadami wymienilam sie kluczami do domu kilka miesiecy po przeprowadce. Kiedy wyjezdzamy, nawzajem odbieramy sobie poczte, podlewamy sobie kwiatki w domu, karmimy koty. Czy to sa przyjaznie? Nie. Po prostu mile stosunki sasiedzkie, chociaz widze na naszej ulicy stosunki ktore dawno przemienily sie z sasiedzkich na przyjacielskie. Powtorze: przyjazn w MOIM mniemaniu (nie wiem, moze masz inne standardy) to jest cos co wymaga sporo czasu i zaufania. Z dnia na dzien sie nie zaprzyjaznia z ludzmi. 

A napewno nie ocenia sie poziomu przyjazni w pracy, gdzie jak wiemy przewaznie jest wyscig szczurow, i ludzie czesto zachowuja sie nie tylko nie przyjaznie, ale wrecz chamsko. Jezeli pracujesz w takiej atmosferze to tez polecam zmiane pracy i otoczenia.

Takze troche dystansu do siebie i tych w Twoim kregu znajomych. Sam uwazasz Amerykanow za egoistow bo... nie chca sie z Toba przyjaznic?

I kto tu egoista?

Napisano
1 godzinę temu, bilbul napisał:

Ktoś  tam wcześniej pisał, że go kolega z pracy nie wita go przy pomocy "hi", nawet mijając go kilka razy dziennie. Moim skromnym zdaniem ten "kolega" zachowuje się w ten sposób, bo sam został kiedyś podobnie potraktowany przez rzeczonego "imigranta". Rzeczony imigrant tego faktu już nie pamięta, bo mogło to być rok, dwa albo trzy lata tamu, ale jakiś powód takiego zachowania na pewno jest. Tzw. amerykańscy "koledzy" potrafią rozmawiać, uśmiechać się, żartować itd., a 5 minut potem są w stanie podkablować cię do szefa i uważają to za zupełnie normalne. Dlaczego nie przychodzi wam do głowy, że facet z "shotgunem" na gatunku nie świadczy o przywiązaniu do prywatności, tylko o stosunku Amerykanów do innych ludzi? Odnoszę wrażenie, że niektórzy Polacy w USA są naiwni jak dzieci. 

Ech... nic nie zrozumiałeś z tego co napisałam... Więc wyklaruję - w mojej pracy (akademia) ludzie sprawiali wrażenie oschłych i niedostępnych, jednak poproszeni o pomoc nigdy nie odmówili. Ten sam kolega, który nie mówił mi cześć (zresztą reszta mojego departmentu zachowywała się tak samo, nie tylko w stosunku do mnie, ale też do siebie nawzajem), wiele razy mi pomógł, choć nie musiał, nigdy nie oczekiwał za to niczego, nigdy też mnie nie podkablował\obgadał czy nie wiem co jeszcze.

Poza tym - mnie i męża - po przyjeździe odebrał z lotniska mój szef. Przenocował nas też u siebie w domu. Zanim przyjechaliśmy zadzwonił do naszego rental community, żeby upewnić się, że mieszkanie będzie gotowe tak jak było umówione. Potem wraz z żoną poświęcił dwa dni wożąc nas po mieście, gdzie załatwialiśmy bank telefon itp. Jego żona pożyczyła nam samochód na prawo jazdy, potem poświęcili swój czas pomagając nam z kupnem samochodu. Jeden z profesorów mieszkał niedaleko mnie, jak spotykał mnie w windzie zawsze pytał, czy mnie podwieźć. Znowu, nigdy nie oczekiwali niczego w zamian. Takie to paskudne ludziska, no... (od razu wyjaśnie - to taka ironia była)

Po przeprowadzce z TX do IL, stwierdzam, że ludzie są troszkę inni. Bardziej otwarci. Ale równie pomocni. Staram się sobie przypomnieć, czy przez 4 lata ktoś nas wyrolował, podchlał, tak dla czystej przyjemności i ze złośliwości - ale nie mogę sobie przypomnieć. Za to miłych rzeczy, które sąsiedzi dla nas robią, choć nie muszą mam całą listę. I ja taka naiwna jak to dziecko, uśmiecham się, a jak trzeba, to też im kwiatki podleję, ciasto podrzucę, czy pocztę przechowam.

Moja rada - zmień środowisko. Czym prędzej.

Napisano

Gdyby to była prawda, co mówicie, to USA byłoby rajem na ziemi. Niestety, tak nie jest. 15% Amerykanów codziennie zażywa leki psychotropowe, odsetek osadzonych w zakładach karnych jest większy niż w krajach rozwijających się, żadne inne społeczeństwo nie ma większej obsesji na punkcie bezpieczeństwa i posiadania broni, mimo pozornej otwartości i tolerancji biali trzymają się z białymi, czarni z czarnymi, Maksykanie z Meksykanami. Chińczycy z Chińczykami i tak można jeszcze długo wymieniać. Wystarczy wyjechać do Brazylii, żeby się przekonać, że wcale nie musi być takich rasowych podziałów i że sa one wynalazkiem społeczeństwa AMERYKAŃSKIEGO, a nie społeczną koniecznością. Teraz dla mnie Amerykanin to taki mały orzeszek: z wierzchu przyjacielski, podlewający kwiatki, wymieniający się kluczami, a w środku nienawidzący ludzi rasista i agresywny, przestraszony egoista. W dodatku oglądający telewizję po 16 godzin na dobę w weekendy, no chyba że idzie kupować tandetne towary w Wallmarcie czy innym przybytku amerykańksiej kultury, bo 99,999% tego społeczeństwa nie ma żadnych wyższych potrzeb niż konsumowanie i zaciąganie kolejnych kredytów na jeszcze większa konsumpcję. 

Napisano
1 hour ago, bilbul said:

Gdyby to była prawda, co mówicie, to USA byłoby rajem na ziemi. Niestety, tak nie jest. 15% Amerykanów codziennie zażywa leki psychotropowe, odsetek osadzonych w zakładach karnych jest większy niż w krajach rozwijających się, żadne inne społeczeństwo nie ma większej obsesji na punkcie bezpieczeństwa i posiadania broni, mimo pozornej otwartości i tolerancji biali trzymają się z białymi, czarni z czarnymi, Maksykanie z Meksykanami. Chińczycy z Chińczykami i tak można jeszcze długo wymieniać. Wystarczy wyjechać do Brazylii, żeby się przekonać, że wcale nie musi być takich rasowych podziałów i że sa one wynalazkiem społeczeństwa AMERYKAŃSKIEGO, a nie społeczną koniecznością. Teraz dla mnie Amerykanin to taki mały orzeszek: z wierzchu przyjacielski, podlewający kwiatki, wymieniający się kluczami, a w środku nienawidzący ludzi rasista i agresywny, przestraszony egoista. W dodatku oglądający telewizję po 16 godzin na dobę w weekendy, no chyba że idzie kupować tandetne towary w Wallmarcie czy innym przybytku amerykańksiej kultury, bo 99,999% tego społeczeństwa nie ma żadnych wyższych potrzeb niż konsumowanie i zaciąganie kolejnych kredytów na jeszcze większa konsumpcję. 

Skąd masz taki obraz USA / Amerykan? To znaczy gdzie mieszkasz albo gdzie byłeś (w jakiej części USA) w odwiedzinach / pracy? Podejrzewam, że moje życie zawodowe może mnie zmusić do przeprowadzki w inne okolice USA i chciałbym wiedzieć których rejonów mam się wystrzegać. Obraz, który przedstawiłeś, że 99.999% społeczeństwa nie ma wyższych potrzeb niż konsumpcjonizm oznacza, że albo mieszkasz w jakimś bardzo nieciekawym miejscu USA, albo tam gdzie odwiedzałeś Amerykę było bardzo nieciekawie. Ani tu gdzie mieszkam (Orange County), ani gdzie super często zawodowo spędzam czas (Bay Area) nie dostrzegam tego o czym piszesz (16 godzinne seanse telewizyjne, jakiekolwiek przejawy rasizmu, brak wyższych potrzeb niż konsumowanie itp). Jeśli chodzi o "zamkniętość" to jedyną grupą, która bardzo silnie "trzyma się ze sobą" i którą dostrzegam to mormoni. Spędzają czas we własnym towarzystwie, bardzo się wspierają i bardzo sobie pomagają. Dzieci mormońskie w szkołach też głównie ze sobą spędzają czas (tak mi moje dzieci raportują). W pracy nie dostrzegam najmniejszych przejawów rasizmu, klikowania, tworzenia etnicznych/rasowych towarzystw wzajemnych adoracji. Aczkolwiek to tylko moje jakieś (być może ułomne i ograniczone) postrzeganie USA. Dlatego chciałbym wiedzieć gdzie mieszkasz? Albo jeśli mieszkasz w Polsce co odwiedziłeś i na jak długo abym pewnie tych terenów nie rozważał do potencjalnej relokacji.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...