Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
4 godziny temu, katlia napisał:

Publicznych nieplatnych... w tych rejonach o ktorych mowie nie ma prywatnych.

Notabene, nauczyciele w prywatnych szkolach -- w tym katolickich, znane sa z tego -- zarabiaja przewaznie mniej niz ci w publicznych. 

Oni tez wysylaja haracz do Torunia ze nie maja na wyplaty?

Napisano
20 godzin temu, katlia napisał:

Pieniadze sie tylko skoncza jezeli nie ma kto placic podatkow albo placa za malo. I to sie stalo. Zobacz ile korporacje placa dzisiaj w porownaniu do lat 60-70tych. Firmy i miliarderzy placa grosze w porownaniu do zarobkow. Ludzie ktorzy kieruja sie tymi korporacjami sa multimilionerzy ktorzy tez placa mniej. To dlatego pieniadze sie skonczyly: bo GE i panowie Koch chca tax cuts i ktos musi za nie zaplacic, wiec obcinaja socjal ktory i tak jest komincznie maly. W USA teraz jest najwiekrza przepasc spoleczna ze wszystkich krajow pierwszego swiata. Sorry, to sie robi bananowa republika. Ja mieszkam w stanie gdzie szkoly w wielu rejonach sa za biedne zeby byly otwarte 5 dni w tygodniu. Dzieciaki sa w szkole 4 dni tygodniowo. Dlaczego? Bo nie ma pieniedzy zeby placic nauczycielom za pelen etat i dofinansowac ich ubezpieczenie medyczne. Wiec zatrudniaja nauczycieli tylko part time, placa im grosze, nie oferuja ani ubezpieczenia ani jakiejkolwiek emerytury. Mowimy o stanie z jedna z mocniejszych gospodarek w USA. 

 

Zeby bylo jasne, zgadzam sie, ze w obecnym czasie sytuacja w USA zaszla za daleko, i potrzebna jest pewna korekta aby klase srednia wzmocnic, tak samo jak korekta byla potrzebna w latach 80-tych aby rozbic rozrosniety, niewydolny i marnotrawczy system rzadowego rozdawnictwa.

Dzis system zaczyna wygladac jak podrecznikowa kleptokracja, w znacznej mierze oparta na "niewolnictwie" nielegalnych (czy ktos wymysliby cos "lepszego" - miliony ochotniczych, potencjalnych kozlow ofiarnych, pracujacych i placacych podatki bedac jednoczesnie bez zadnych praw publicznych? Tylko w Ameryce :) ). Zatem okej, zgodze sie, ze tu potrzeba cos zrobic.

Ale to co proponuje np. Bernie Sanders prowadzi w slepa uliczke w ktorej panstwa Zachodu juz byly. W latach 70-tych w UK 750 000 ludzi placilo 83 procentowy podatek dochodowy, plus dodatkowe 15 procent od inwestycji... 98 procent dochodu dla panstwa... A i tak nie dalo sie w ten sposob utrzymac kopaln, nierentownych fabryk, panstwowej kolei. Nawet teoretycznie juz tylko "komunistyczne" Chiny to rozumieja, bedac w praktyce gospodarka jaka byla Ameryka na przelomie XIX i XX wieku.

Odrebna kwestia jest to, ze dzis powrót do starego bylby jeszcze trudniejszy. Tak jak pisalem wyzej - probowala juz tego Francja i nic z tego nie wyszlo. Dlaczego? Dlatego, ze dopoki nie wprowadza prawdziwego komunizmu we wszystkich krajach swiata, dopoty biznesy i bogaci beda "uciekac" tam gdzie jest taniej, a miejsce skad uciekli - upadnie (vide: ostatnio Wenezuela). Bo to nie tylko chodzi o brak "finansowania" z podatkow, ale i o postep cywilizacji, globalizacje, finansyzacje, informatyzacje, "shared economy", to wszystko wplywa na to, ze powrotu do starego nie ma.

Dobry "case study" jest na przyklad tutaj - wczoraj europejski sad najwyzszy wydal wyrok, ze Uber jest przesiebiorstwem taksowkowym, a nie platforma wymiany danych, czy jak tam sie w obronie uberowcy nazwali. Zatem juz wkrotce w krajach Unii Europejskiej Uber bedzie podlegal takim samym prawom i regulacjom jak taksowki.

I teraz, jedni beda mowili, ze to dobrze, taksowkarze dostali "early Christmas present' jak to mowili wczoraj na Bloombergu, dobry dochod, stala prace, rzad dostanie podatki z licencji, itp. itd. Inni powiedza, ze to zle, bo ich juz nie bedzie stac ta "taksowki", bo wolnosc, itp. itd. Co ja mowie? To samo co kierownictwo Ubera - nie ma to wiekszego znaczenia :) 

W pazdzierniku bylem przejazdem w Atenach. Grecja jak wiadomo jest sztandardowym przykladem socjalistycznego bankruta, z overregulation, unijnym finansowaniem, korupcja, strajkami, no i "bieda". Nie spodziewalem sie tam Ubera, ale majac wczesno ranny lot uruchomilem aplikacje, no i widze, ze jest. No to zamowilem, i juz w samochodzie koles mi daje do podpisania jakis papier, pytam co co, on, ze to tylko w razie jakby nas policja nas zatrzymala. Okej.... nie wyglada to dobrze... lot byl za poltorej godziny zatem podpisalem, zwlaszcza, ze papier byl dla mnie do zatrzymania. Juz na lotnisku przeczytalem i co sie okazuje? Podpisalem umowe o 6 godzinnym wynajeciu prywatnego auta... Socjalistyczny rzad wymyslil regulacje ktora miala w zalozeniu zniszczyc Ubera, a obywatele ja obeszli wykorzystujac inna regulacje tego samego rzadu....

Zatem powtorze raz jeszcze - nie ma powrotu to tego co bylo. Rzady sa z zalozenia opresyjne, marnotrawcze, ale jednoczesnie sa uwstecznione i choc zapatrzone we wlasna "wielkosc", sa w rzeczywistosci slepe, bo pomyslowi i zaradni ludzie zawsze bede o pol kroku do przodu. 

To samo sie tyczy obecnej lewicy, lewica jest kompletnie "out of touch" i trzymanie sie przez nia wytartych sloganow i kalek jest przyczyna jej obecnej kleski na Zachodzie. Wspomniani taksowkarze, kolejarze, gornicy sa "na wylocie", tak jak kiedys windziarze (tak, byli kiedys ludzie ktorych zawodem bylo obslugiwanie wind).

Mam kolege, ktory jest wspolczesnym ludysta (ludysci to byl ruch ludzi ktorzy niszczyli w XIX wieku maszyny, bo zabieraly prace). Kolega co prawda maszyn nie niszczy, ale do tych samoobslugowych w marketach nie chodzi, nie uzywa technologi, dalej placi rachunki na poczcie... Jest to generalnie urocze, tak jak zapewne urocze bylo pozwalanie windziarzom obslugiwac "nowoczesne" juz windy, ale w szerokim aspekcie rzeczy niczego to absolutnie nie zmieni.

Wracajac do USA, biorac pod uwage, ze silna klasa srednia jest konieczna dla stabilnosci panstwa, w dzisiejszych czasach poparlbym prawe skrzydlo Demokratow, bo to oni wydaja sie byc w miare powiazanymi z rzeczywistoscia, prawdziwymi, odpowiedzialnymi "Republikanami" ktorzy wsparliby klase srednia bez nadmiernego marnotrastwa pieniedzy. Wybor jest latwiejszy tym bardziej ze samozwanczy "Republikanie" odplyneli daleko w otchlanie... jak to moja babcia mawiala... w otchlanie "kuku na muniu"... czyli kreacjonizm i te sprawy. 

Zatem tak, z braku laku i absolutnie tylko aby zalagodzic tymczasowo narastajace konflikty spoleczne, poparlbym stronnictwo Clintonow, czy tez tego kto w przyszlosci zostanie ich twarza. Natomiast w dluzszej perspektywie? Aboslutnie nie wiem.

Napisano
1 godzinę temu, rzecze1 napisał:

Dzis system zaczyna wygladac jak podrecznikowa kleptokracja, w znacznej mierze oparta na "niewolnictwie" nielegalnych

Zgadzam sie z pierwsza czescia, nie z druga... kleptokracja w USA jest oparta na niewolnictwie sredniej klasy, a nie nielegalnych. 

 

1 godzinę temu, rzecze1 napisał:

Ale to co proponuje np. Bernie Sanders prowadzi w slepa uliczke w ktorej panstwa Zachodu juz byly.

Tez sie zgadzam -- z kaweatem (mowi sie tak po polsku?) USA jak najbardziej stac na prawie darmowe community college (w wielu stanach juz takie sa) i znacznie tansze uniwersytety. Stac USA takze na lepszy system pozyczek studenckich i znacznie lepszy system opieki lekarskiej. To co sie teraz widzi to jest makabra -- $120,000 na dyplom ze stanowej publicznej uczelni? (Tyle kosztuje glowna publiczna uczelnia w moim stanie.) Przeciez kogo w sredniej klasie na to stac? Dzieci chore na raka odmawiane opieki bo Republikanie zapomnieli o dofinansowaniu ubezpieczen? Drogi sie rozwalaja, pociagi sie rozbijaja (technika z 19go wieku prawie) a multimilionerzy dostaja tax break? Fakt, ja pewnie dostane znizke z podatkow... jakies $100 moze nawet! Ale wiem, ze moje ubezpieczenie podskoczy tez... w 2017 wydalam tylko $12,000 na ubezpieczenie + jeden zabieg. Woo-hoo! America, land of the free...

Co do Bernie Sanders.... no on jest lubiany i szanowany -- taki ulubiony wujek wszystkich -- ale nie bardzo konkretny. I wszyscy o tym wiedza. Ja jestem na lewo od Berniego, ale glosowalam na Hillary bo ona jest bardziej realistyczna. 

 

Napisano
26 minut temu, katlia napisał:

 Co do Bernie Sanders.... no on jest lubiany i szanowany -- taki ulubiony wujek wszystkich -- ale nie bardzo konkretny. I wszyscy o tym wiedza. Ja jestem na lewo od Berniego, ale glosowalam na Hillary bo ona jest bardziej realistyczna. 

 

Ja jestem zdecydowanie na prawo od Was trojga, ale w zeszlym roku tez poparlbym Clinton wlasnie dlatego ze ze wszystkich kandydatow byla najbardziej realistyczna. Zatem jesli odmienni ludzie potrafia sie zgodzic, moze jednak nadzieja dla swiata jest after all :) 

Napisano (edytowane)
1 godzinę temu, Jackie napisał:

 

Rydzyk, Radio Ma Ryja.

Nie mogę dać Ci lajka cyfrowego więc daje na piśmie.  LIKE FOR JACKIE!

Edytowane przez andyopole
Literówka
  • Upvote 1
Napisano
3 godziny temu, rzecze1 napisał:

Ja jestem zdecydowanie na prawo od Was trojga, ale w zeszlym roku tez poparlbym Clinton wlasnie dlatego ze ze wszystkich kandydatow byla najbardziej realistyczna. Zatem jesli odmienni ludzie potrafia sie zgodzic, moze jednak nadzieja dla swiata jest after all :) 

E, nie sadze ze jestesmy az tak odmienni... mi sie wydaje, ze zgadzamy sie o tych najwazniejszych sprawach :)

  • 2 tygodnie później...
Napisano

Reforma imigracyjna coraz bliżej [artykul z nowego dziennika]

 

Prezydent Donald Trump nawołuje nie tylko do zakończenia programu loterii wizowej, ale także do przerwania tzw. migracji łańcuchowej. Tydzień przed świętami, na stronie internetowej Białego Domu, ruszyła kampania, która ma przekonać o szkodliwości obowiązującego systemu imigracyjnego. "Jest on przestarzały, działa na szkodę amerykańskich pracowników, stwarza też zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego” – twierdzi prezydent Donald Trump i apeluje do ustawodawców o jak najszybszą zmianę prawa.

 

 

Zgodnie z danymi, jakie niedawno przedstawił Biały Dom, tzw. migracja łańcuchowa kosztuje podatników 300 mld dolarów rocznie, a jeden imigrant może sprowadzić do Stanów Zjednoczonych nawet ponad 120 spokrewnionych z nim osób. Wszystko przez obowiązujące prawo imigracyjne, a konkretnie procedurę sponsorowania rodzinnego. Przedstawiciele administracji Donalda Trumpa z prezydentem na czele twierdzą, że obecny system przyznawania zielonych kart jest przestarzały i trudno jest się w nim dopatrzyć jakichkolwiek zalet. Podczas ostatniej dekady aż 9,3 mln imigrantów wjechało do USA jako członkowie rodzin imigrantów. 65 proc. wszystkich tymczasowych zielonych kart zostało wydanych osobom ze względu na ich więzy rodzinne z osobami przebywającymi już w USA, a nie ze względu na zapotrzebowanie rynku pracy czy status uchodźcy – można przeczytać w raporcie opartym na informacjach pochodzących z Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, przygotowanym na zlecenie Białego Domu. W dokumencie podkreśla się również, że łączna liczba cudzoziemców, którzy są na terenie Stanów Zjednoczonych dzięki sponsorowaniu rodzinnemu, przekracza populację Los Angeles, Chicago, Dallas, San Francisco i Cleveland. Kolejne dane mówią o tym, że codziennie – dzięki relacjom rodzinnym – do USA wprowadza się 2,3 tys. imigrantów.

ZAGROŻENIE DLA BEZPIECZEŃSTWA

“Od dziesięcioleci amerykańskie przepisy imigracyjne opierają się na przestarzałym systemie, znanym jako migracja łańcuchowa. Dzięki niej cudzoziemcy mogą przyjechać do Stanów Zjednoczonych i rozpocząć proceder sprowadzania, tak naprawdę, nieograniczonej liczby krewnych. Dzięki jednej osobie dokumenty dostanie kilku kolejnych cudzoziemców, a po kilku latach oni zaczną sprowadzać następnych” – napisał w oświadczeniu Donald Trump. – Ponieważ osoby te są przyjmowane wyłącznie na podstawie więzi rodzinnych, a nie umiejętności czy kwalifikacji, większość żyje na federalnych zapomogach. Co więcej, niczym nieograniczony system imigracji łańcuchowej jest wielkim zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego” – uważa prezydent.

Trump przypomniał też sprawców ostatnich zdarzeń terrorystycznych w Nowym Jorku. Autorem grudniowej próby zamachu w zatłoczonym przejściu podziemnym na Manhattanie jest 27-letni obywatel Bangladeszu Akayed Ullach. Mężczyzna przebywa w Stanach Zjednoczonych od siedmiu lat. Kartę stałego rezydenta otrzymał dzięki sponsorowaniu rodzinnemu. Z kolei sprawca październikowej tragedii na dolnym Manhattanie, 29-letni Sajfullo Saipow, w której zginęło osiem osób, wylosował zieloną kartę. “Nadszedł czas, aby stworzyć system imigracyjny, który ma sens dla nowoczesnej gospodarki. Aby wybierać nowych przybyszów na podstawie ich umiejętności i kwalifikacji. Chcemy, by potrafili kochać nasz kraj, a nie nienawidzić nas. Proces ten może się rozpocząć od decyzji polityków zasiadających w Kongresie. Apeluję, by zakończyli migrację łańcuchową oraz loterię wizową. Potrzebne nam są zdroworozsądkowe przepisy” – podkreśla prezydent.

POTRZEBNY KOMPROMIS

Prawie rok temu, 13 lutego, dwóch republikanów – senator Tom Cotton z Arkansas i senator David Perude z Georgii – przedstawiło w Senacie projekt ustawy pod nazwą RAISE Act (Reforming American Immigration for Strong Employment). W sierpniu, po drobnych zmianach, uzyskali poparcie prezydenta Trumpa. Jeśli ustawa weszłaby w życie, znacznie ograniczyłaby imigrację łańcuchową, zmniejszając o połowę liczbę przyznawanych co roku kart rezydenta. Z prawa imigracyjnego zniknęłoby sponsorowanie rodzinne rodzeństwa, a także dorosłych dzieci obywateli. To nie koniec – o stałe dokumenty pobytowe dla małżonków i nieletnich dzieci nie mogliby się już starać właściciele zielonych kart, a tylko obywatele. Zamknięta zostałaby również loteria wizowa.

Ostatecznie RAISE Act nie zyskała wystarczającego poparcia. Nie tylko skrytykowali ją politycy Partii Demokratycznej, ale też część republikanów. Nieoficjalnie mówi się, że jeśli Kongres nie zmieni polityki imigracyjnej w sposób oczekiwany przez Biały Dom, kartą przetargową staną się tzw. marzyciele. Tylko do 5 października 2017 r. można było składać wnioski o odnowienie dokumentów w ramach programu DACA, i to też pod pewnymi warunkami. Program – jak argumentuje administracja Donalda Trumpa – jest niekonstytucyjny i dlatego został wycofany. Prezydent dał politykom pół roku na przygotowanie nowych regulacji, które pozwolą młodym imigrantom legalnie pozostać w Stanach Zjednoczonych. Termin upływa za trzy miesiące.

“Pojawiają się takie głosy, że może właśnie za uratowanie przed deportacją prawie miliona młodych imigrantów, Kongres zgodzi się na pewne ustępstwa ws. systemu imigracyjnego. Trudno powiedzieć, gdzie przebiegnie granica kompromisu i w jaki ostatecznie sposób będzie można sprowadzać legalnie najbliższych członków rodziny do USA – mówi jeden z polonijnych adwokatów imigracyjnych. – Po zatwierdzeniu przez Kongres największej od lat reformy podatkowej, też przecież kontrowersyjnej, Donald Trump z pewnością nabrał wiatru w żagle. Pytanie, jak ewentualne zmiany w systemie imigracyjnym wpłyną na poszczególne grupy etniczne, na przykład Polaków” – zastanawia się adwokat.

Lider republikańskiej większości w Senacie Mitch McConnell oświadczył w środę, 20 grudnia, że nie dopuści, by izba zajęła się ustawą imigracyjną, która choć w części nie jest zgodna z wytycznymi prezydenta Trumpa. “Dyskutujemy w Senacie z kolegami z Partii Demokratycznej o tym, jak zwiększyć bezpieczeństwo granic, jak zreformować kulejący system imigracyjny, który w wielu miejscach wymaga naprawy. Łącznie ze zwróceniem uwagi na niekonstytucyjną DREAM Act. Jeżeli negocjacje się powiodą i osiągniemy porozumienie do końca stycznia, poddamy nową ustawę pod głosowanie. Apeluję do wszystkich, którzy pracują nad stosowną legislacją, by wzięli pod uwagę argumenty każdej ze stron i wypracowali sensowną ustawę. Ja osobiście jestem zwolennikiem RAISE Act” – oświadczył Mitch McConnell.

“MNIE AMERYKA DAŁA SZCZĘŚCIE”

Trudno oszacować liczbę Polaków, którzy dzięki loterii wizowej oraz sponsorowaniu mogą mieszkać w Stanach Zjednoczonych legalnie. Ale ponieważ są to najbardziej popularne metody otrzymywania zielonych kart, można zaryzykować stwierdzenie, że większość. Wśród nich jest pan Marek z Rzeszowa. Prosi, by nie podawać jego nazwiska, bo choć teraz jest dumny ze swojego życia, to wstydzi się swojej przeszłości, a konkretnie biedy, w której musiał się wychowywać. “To, że udało mi się zostać w Ameryce i dostać obywatelstwo amerykańskie, uważam za swój życiowy sukces i szczęście od Pana Boga. Pochodzę z Rzeszowa, moi rodzice byli ubodzy, a wynikało to z ich niezaradności życiowej, jak to określały nauczycielki, uczące mnie i moich dwóch braci. Mama nigdy nie pracowała, a ojciec miewał jakieś prace od czasu do czasu. Był palaczem w kotłowni, sprzątał w blokach mieszkalnych, czasem wynajmował się do różnych prac fizycznych. Żyliśmy z zapomóg socjalnych, nosiliśmy ubrania, które dawała nam opieka społeczna lub podrzucały sąsiadki – opowiada o swoim dzieciństwie pan Marek. – Po 8 klasie nie poszedłem do zawodowej budowlanki, jak moi bracia, tylko do zawodówki gastronomicznej. Ojciec mówił, że kucharzom to zawsze najlepiej, czy w wojsku, czy w cywilu. Myślałem, że po skończeniu szkoły wezmą mnie do wojska, ale coś tam było nie tak z moimi nogami i zostałem w cywilu. Marzeniem o Ameryce zaraziła mnie moja żona, którą poznałem na chrzcinach córki brata. Ona też podpowiedziała loterię wizową i Bóg tak chciał, że się udało”.

Pan Marek przyleciał do Nowego Jorku prawie 20 lat temu. Zamieszkał na Greenpoincie u wujka żony. "Gdy pierwszy raz wyszedłem na ulicę, to myślałem, że jestem w jakimś polskim mieście. Polskie napisy na sklepach, ludzie mówiący po polsku, polski bank – coraz bardziej byłem pewny, że sobie poradzę. Rodzice nas kochali, to fakt, ale od małego zawsze sami musieliśmy dawać sobie radę – przydała się szkoła życia, jaką odebrałem od najmłodszych lat. Po dwóch dniach znalazłem pracę w polskiej restauracji, mało chłopaków garnęło się do garów, większość szła na budowy albo do azbestu. Szefowie byli w porządku, w zasadzie robiłem to, co robiłem w Polsce, ale za dolary. Fakt, nie płacili za dużo, ale chciałem się jak najszybciej wyprowadzić od żony wujka i zamieszkać 'bez łaski'. Tak się złożyło, że jeden z tych, co mieszkał ze mną u tego wujka, też szukał pokoju i razem zamieszkaliśmy w bejsmencie za całkiem przyzwoite pieniądze. Byłem wniebowzięty, ja chłopak z bloków socjalnych, ten zawsze gorszy, teraz w swoim pokoju i pracujący za dolary... I to dała mi Ameryka – nigdy w Polsce nie stać byłoby mnie na wynajęcie swojego pokoju ani na takie frykasy, na jakie mogłem sobie pozwolić tutaj pomimo że bardzo oszczędzałem” – przyznaje.

Angielskiego nauczył się na darmowych lekcjach w polonijnej parafii i dzięki amerykańskiej telewizji. "Wiedziałem, że praca w polskiej restauracji to tylko początek mojej Ameryki. Po dwóch latach od przyjazdu załapałem się do pracy w hotelowej restauracji na dolnym Brooklynie. Później jeszcze kilka razy zmieniałem miejsca zatrudnienia. Kierowałem się zarobkami. Teraz jestem pomocnikiem drugiego kucharza w jednej z restauracji na Manhattanie. Mam dwójkę dzieci i na pytanie, czy jestem szczęśliwy, odpowiadam – tak. Mnie i mojej rodzinie Ameryka przyniosła szczęście. Wiem jednak, że historie są różne”. Na pytanie, czy reforma imigracyjna jest potrzebna, pan Marek odpowiada twierdząco, choć nie wszystkie pomysły nowej administracji mu się podobają. “Na pewno nie jestem za tym, by likwidować sponsorowanie rodzinne, a jeśli jest to konieczność, to z wyłączeniem rodziców i dzieci. Mój tata nie żyje, a mama kilka lat temu dostała zieloną kartę i mieszka z nami. Nie wyobrażam sobie, by została sama, w Rzeszowie” – podkreśla.

Nad tym, co będzie dalej, zastanawia się 37-letnia Ilona z Brooklynu. Mimo że wniosek o amerykańskie obywatelstwo mogła złożyć już dwa lata temu, jakoś nie było na to czasu. “W dodatku bardzo nie lubię wypełniać dokumentów i zanim się z nimi zapoznałam, to miałam takie przekonanie, że ich wypełnienie jest skomplikowane. Jak się w końcu zmobilizowałam, wszystko zajęło mi może pół godziny” – przyznaje Ilona. 12 grudnia miała termin złożenia odcisków palców w urzędzie na Borough Parku. Spędziła w nim 20 minut. "Byłam bardzo zdziwiona, że jest tak pusto. Pamiętam, jak kilka lat temu odnawiałam zieloną kartę, to w kolejce spędziłam trzy godziny. Tym razem tylko jedna osoba była przede mną” – opowiada. Ilona zapytała urzędniczkę o prognozowaną datę egzaminu i przysięgi. "Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, ale przyznała, że są zawaleni wnioskami i cała procedura może zająć od pół do roku”. Ilonie zależy, by zostać obywatelką jak najszybciej, bo chce sponsorować mamę. Kiedyś wydawało jej się, że ma na to czas, tym bardziej że mama pracowała zawodowo, na emeryturę przeszła dopiero w tym roku. Imigracyjna niewiadoma zmobilizowała 37-latkę do działania. “Szczerze, to trochę się martwię, że nie zdążę przed reformą imigracyjną. Ta podatkowa poszła im jakoś tak bardzo szybko, przynajmniej w mojej ocenie. Jeśli zostanie wprowadzony system punktowy, mama dostanie tylko 12, za dobrą znajomość języka angielskiego. To zdecydowanie za mało, by dostać zieloną kartę” – martwi się Ilona.

LICZENIE PUNKTÓW

Gdyby model imigracji zmienił się według założeń Białego Domu, pierwszeństwo do otrzymania wizy imigracyjnej miałoby przysługiwać nie z racji pokrewieństwa z obywatelem lub stałym rezydentem USA, a raczej z racji atrakcyjności i użyteczności kandydata dla Stanów Zjednoczonych. Podobny system, na co powołuje się prezydent, obowiązuje już w Kanadzie i Australii. Gdyby politycy zasiadający w Izbie Reprezentantów, a później w Senacie zagłosowali za systemem punktowym, to na zieloną kartę, bez względu na to, jak to brzmi, trzeba by było sobie zasłużyć. Priorytetowym kryterium miałby być wiek i wykształcenie kandydata. Osoby w wieku między 18. a 21. rokiem życia mają zagwarantowane 6 punktów, między 22. a 25. – 8 punktów. Najwięcej kandydaci między 26. a 30. rokiem życia – 10. Następnie liczba punktów maleje i w związku z tym osoby po 46. roku życia otrzymałyby już tylko 2 punkty, a po 50-ce – zero, tak jak i małoletnie dzieci.

Punkty przysługują też za wykształcenie. Świadectwo ukończenia szkoły średniej uprawniałoby do 2 punktów. Dyplomy zawodowe i ukończone studia doktoranckie ocenianie byłyby na 10 do 13 punktów. Punkty należałyby się też za znajomość języka angielskiego. Od 5 do 13 punktów można by było otrzymać za posiadanie oferty pracy na terenie USA oraz za wysokość proponowanego wynagrodzenia. Aby ubiegać się o przyznanie zielonej karty, kandydat musiałby uzbierać co najmniej 30 punktów. Idealny imigrant, według nowych proponowanych przepisów, powinien m.in.: być między 26. a 30. rokiem życia (10 pkt), obronić doktorat na jednym z amerykańskich uniwersytetów (13 pkt), biegle mówić po angielsku (12 pkt), a także zdobyć medal olimpijski (15 pkt).

Otrzymanie Nagrody Nobla lub nagrody o podobnej renomie gwarantuje 25 punktów. System ten został zapisany w popieranej przez Donalda Trumpa ustawie RAISE Act. “Proponowane zmiany zakładają przyjmowanie tych imigrantów, którzy są wykształceni oraz znają język angielski, mają ofertę dobrze płatnej pracy w USA bądź wykazują się przedsiębiorczością i inicjatywą. RAISE Act ma zredukować biedę, wpłynąć na wzrost płac oraz zaoszczędzić podatnikom miliardy dolarów. To są zdroworozsądkowe przepisy" – ocenił jakiś czas temu prezydent USA ustawę RAISE Act.

 

zrodlo:

http://www.dziennik.com/publicystyka/artykul/reforma-imigracyjna-coraz-blizej

 

 

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...