-
Liczba zawartości
1 132 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
79
Zawartość dodana przez mola
-
Ja mam akurat chyba zeszłoroczne, bo paczkę już zamrożoną dostaliśmy jakoś wiosną i jakoś nie było czasu/okazji. Czas już na nie najwyższy!
-
Bardzo poproszę, chętnie spróbuję
-
Co mi przypomniało, że w zamrażarce mam domowo zrobione brzoskwinie z Kolorado - prezent od kolegi, którego mama pochodzi właśnie stamtąd. Także chyba czas na nie, na jakimś drożdżowym może?
-
Zacznij od wniosku o nowy paszport. Jak będziesz miała go w ręku - przejrzyjcie na spokojnie z mężem swoje DSy i sprawdźcie co musicie zmienić. O ile Twój licencjat nie jest jakiś specjalnie kluczowy - dla "współwylosowanego" nie ma wymagań co do wykształcenia, o tyle uaktualnienie we wniosku paszportu na pewno oszczędzi Wam zamieszania. Na odblokowanie i edycję macie sporo czasu, nie ma co z tym gonić.
-
Nie zwlekaj z wymianą paszportu. Jeśli zmieniłaś nazwisko, to stary paszport jest ważny 60 dni od daty oficjalnej zmiany. Do procedur wizowych będziesz potrzebowała nowego, ważnego paszportu. Lepiej wymienić na spokojnie gdy jest jeszcze na to czas, niż potem się pocić z nerwów...
-
U nas tylko dla tych co wzięli dzień urlopu.
-
Super! Fajnie będzie patrzeć jak rosną Przedstawiam nasze zeszłoroczne towarzystwo, zameldowało się pod daszkiem przy drzwiach wejściowych. W tym roku na jednym z niższych drzew przy domu gnieździ się dziki gołąb, ale widać tylko gniazdo od spodu i czubek ogona.
-
Ja skromniutko ale też się pochwałę. Okazało się, że drzewko koło domu to czarna morwa, owocuje jak głupia. W mini ogródeczku rosną zioła i lawenda, pod ścianą gladiole o które toczyłam bój z zającem. A w doniczce - truskawki. Jak tylko jedna nabierze odcienia chociażby zbliżonego do czerwonego, syn leci i zjada
-
Dzięki, jak się zdecydujemy to będę pisać.
-
@andyopole właśnie takie, może tylko deski szersze i kolor inny, ale właśnie takie. Jakieś rady i przemyślenia w temacie kładzenia? Bo na razie kształcę się w teorii i wydaje mi się, że dalibyśmy spokojnie radę.
-
Ja już mam plan! Od jakichś dwóch miesięcy namawiam małżonka żebyśmy razem położyli hardwood floor (polakierowane już deski dla ułatwienia) w salonie i korytarzu. Jakie to byłyby oszczędności i do tego 60m2 satysfakcji!
-
Z moich przemyśleń w temacie: nie wiem jak gdzie indziej, ale ja pracuję w dziedzinie kierunków ścisłych/IT. Wymagania dla nowych kandydatów na pozycje research scientist są bardzo wysokie (2-3 języki programowania, SQL, dobra znajomość narzędzi do kontroli wersji, doświadczenie z cloud computing i programowaniem równoległym to podstawa), jak ktoś je spełnia to łatwo znajdzie pracę w Krzemowej Dolinie. Natomiast za akademickimi ofertami idą raczej średnie pieniądze, z jasno określoną drabinką awansu. Jak ktoś już ma ugruntowaną pozycję to pewnie sobie jakąś ekstra kasę wynegocjuje, ale to "ekstra" też będzie w ramach jakiś widełek. Pieniędzy nie zaoferują, więc rozpieszczają benefitami, żeby ludzie chcieli na uczelniach zostawać i pracować.
-
Wiemy, sprawdziliśmy i górę, i dół. Może jak włączamy/wyłączmy to sąsiad zachodzi w głowę co mu tak w kuchni światło mryga
-
Mamy w domu jeden włącznik, który nie wiadomo co włącza. Na pewno nie żadne główne światło, napewno nie żadne gniazdko. Prąd w tym jest ale gdzie wychodzi na drugim końcu? Tego nie wie nikt
-
Na razie buduję zasieki. O! czasy studenckie i wykłady z analizy matematycznej mi się przypomniały
-
Z życia matki na przedmieściach - plan na wieczór to upiec milion mufinek na jutrzejszy przedszkolny bufet z okazji Teacher appreciation week. Ponadto prowadzę krucjatę przeciwko wiewiórkom i zającom - bitwa się toczy już tradycyjnie o moje gladiole - co nie wzeszło to kopią wiewiórki, co wzeszło obgryzają zające. Jak w tym roku znowu nie będzie ani jednego kwiatka - kapituluję.
-
-
Czy stół i krzesła oddamy czy nie, panią Bożenkę będziemy pamiętać już zawsze
-
Nudą wieje w tym wątku, więc opowiem nasze przygody ze stołem z ostatnich tygodni. W listopadzie roku 2014, nabyliśmy w Ikei stół i krzesła. Naszą motywacją był fakt, że zaprosiliśmy ówczesne szefostwo na polską niepodległościową gęś i tak głupio było jeść przy ladzie w kuchni. Stół przeprowadził się z nami, przeżył pomazanie markerami i różne inne szkody wyrządzone przez dziecko. Był tani, wiórowy, świetnie zaprojektowany i bardzo wygodny. A krzesła można było prać. Aż tu pewnego dnia ktoś puka. Patrzę sąsiad z boku i sąsiadka z domu za sąsiadem. I otóż sąsiad mówi, że oto sąsiadka, sprzedaje dom i się wyprowadza i ma stół i krzesła do oddania. Na to sąsiadka mówi, że ona musi oddać je nam bo my jesteśmy z Polski (i sąsiad dodał, że nie widział wielkiej ciężarówki z meblami, więc pewnie mebli nie posiadamy. Nie zauważyli małego uhaula i miliona kursów naszym samochodem, końcu przeprowadzaliśmy się tylko parę ulic dalej). I tu wkracza sąsiadka, pani 80+, której rodzice pochodzili z Czech i która jak się okazało wyjechała do USA jako dziecko o imieniu Bożenka. Ani się nie obejrzałam, a Bożenka już prowadziła mnie do siebie bym stół obejrzała. Zanim przeszliśmy te 50m do jej domu, już wiedziałam, że stół jaki by nie był - musimy wziąć. Bożenka mówiła po czesku, wzruszając się każdym słowem, które rozpoznawaliśmy, wspominała męża, który zmarł pół roku temu oraz swoją wyprowadzkę na drugi koniec kraju, której się trochę obawia. W międzyczasie zostałam wyściskana milion razy i zaproszona na lunch. Stół wzięliśmy. Nasz oddaliśmy w dobre ręce. Bożenka powiedziała, że dom kupili dwa lata temu i stół już tam był, ale teraz ona go daje nam, żebyśmy o niej pamiętali i zabrali go ze sobą wszędzie gdzie się przeprowadzimy. Sąsiad się zorientował, że trochę nas wmanewrował. I teraz jesteśmy w kropce. Bo stół ładny, drewniany, ale zbyt elegancki jak na nasze codzienne życie z dwulatkiem. A na pięknych krzesłach nie da się siedzieć, góra pleców pchana do przodu, za to krzyż bez żadnego podparcia. Bożenka stwierdziła, że jak go nie weźmiemy, to odda do Armii Zbawienia czy innego Goodwila, i tak chyba zrobimy jak tylko się wyprowadzi, licząc, że nie zjedzą nas przez to wyrzuty sumienia. Naszego starego stołu już nie odzyskamy, wróżę nam rychłą wycieczkę do Ikei
-
Swoją drogą, bardzo ciekawie przedstawiony problem strzelanin w USA, fajne grafiki: https://www.washingtonpost.com/graphics/2018/national/mass-shootings-in-america/?utm_term=.7cc7eb70a190 wychodzi na to, że niebezpiecznie jest być baptystą w TX i studentem w CA. Wychodzi, że najbezpieczniej w Montanie, Wyoming i Dakotach.
-
@MeganMarkle Zeszły rok, strzelanina w głównej kwaterze YouTube, podobno babeczka się zdenerwowała, że jej kanał ocenzurowali. Dwa lata temu Rancho Tehama - facet wkurzył się na sąsiadów, więc zastrzelił, żonę, tychże sąsiadów, a potem już z rozpędu zaczął jeździć po ulicach i strzelać do losowych ludzi. Tyle ja pamiętam z breaking news...
-
No to ja mam inaczej. Po pierwsze wychodzę z założenia, że kobieta zostająca w domu nie spędza dnia siedząc na wycieraczce i czekając na powrót męża z pracy. Że ten czas może robić coś twórczego, rozwijającego, może być wolontariuszem, może załatwiać sprawy urzędowe, działać w radzie rodziców, udzielać się na milion różnych sposobów. Może mieć ambicje, tylko że w danym momencie za tymi ambicjami nie idzie wypłata. Po drugie. Ja i mąż pracujemy w podobnym temacie i mi na przykład nie chce się gadać o pracy po pracy. Mój kolega z którym dzielę biuro, umysł ścisły, ma żonę która jest pianistką. I ani on w fortepian, ani ona w komputery, jednak o czymś podobno gadają. W razie kłopotów z pracą czasem nawet pyta mnie co jego problemie myślę. Nie wiem czy to ma jakiś impakt na jego relacje z żoną Jak w małżeństwie można gadać tylko o pracy to dla mnie znak, że coś nie tak z małżeństwem jest. Po trzecie - odpowiedzialni ludzie planują przy podejmowaniu decyzji życiowych. W tym planują na okoliczność jak coś się rypnie. Ja tam po prostu akceptuję to, ze ktoś może żyć zupełnie niezgodnie z tym co mi się wydaje, i być w tym szczęśliwym. Polecam.
-
Hm... poczucie własnej wartości to chyba coś więcej niż niezależność finansowa, sukces to nie tylko sukces w pracy, a własne życie poza domem i dziećmi można mieć nie pracując. Obcy kraj nie jest też równy brakowi rodziny i przyjaciół. Mam znajomą z czwórką dzieci, dom utrzymuje mąż, mieszkają w PL. Ona dobrowolnie zrezygnowała z kariery naukowej (ma PhD) dla dzieci, mąż dobrowolnie wziął na siebie zarabianie. Ona jest szczęśliwą panią domu, dodatkowo prowadzi edukację domową, cała logistyka domowa jest na jej głowie. I ona się w tym spełnia. Także każdemu to, co czyni go szczęśliwym. Przyjęcie ról w rodzinie, które uważane są za bardzo tradycyjne, jest OK, o ile obie strony są w takim układzie szczęśliwe i potrafią odpowiednio planować kwestie finansowe na wypadek gdyby coś.
-
Dobry księgowy na pytanie ile jest 2+2 odpowiada "A ile ma być?"
-
@ilon gratulacje i powodzenia! U nas plan na weekend to dokończyć sprzątanie i uporządkować rzeczy, które leżą na wielkiej stercie w garażu - od zeszłej soboty wprowadzamy się do nowego, własnego domu Koniec już prawie, prawie widać...