Skocz do zawartości

Czy zalujecie przeprowadzki do USA?


dudek36

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Witam,

Chcialem sie ogolnie zapytac jakie sa wasze opinie apropo decyzji o przeprowadzce do USA? Uwazacie ze odmienilo to wasze zycie na plus czy raczej zalujecie tej decyzji? :)

Ja, wraz z malzonka przeprwadzilismy sie tu okolo 4 lata temu (na wizach studenckich, 2 lata temu wygralismy GC). Jestesmy przed 30, oboje pracujemy w lotnictwie. Powiem wam szczerze ze troche teskni nam sie za Polska, znajomymi, nasza kultura. Zauwazylismy, ze Stany to juz nie jest ten "american dream" co byl powiedzmy 15-20 lat temu. Roznica miedzy Europa a Stanami naszym zdaniem sie juz powoli troche zaciera. Poki co jest dosc ciezko jezeli chodzi o koszty zwiazane z zyciem tutaj (narazie mieszkamy w Arizonie), ciezko ze znajomosciami (zauwazylismy ze ludzie tutaj sa strasznie nastawieni na kariery, pieniadze. Wartosci, typu rodzina, nie maja dla nich znaczenia. Mnostwo jest rozwodow, przyjaznie za bardzo sie nie licza. Mnostwo osob mowilo mi ze posiadanie dziecka sie nie oplaca bo wyda sie na nie tyle i tyle pieniedzy, a nigdy ci sie to nie zwroci). Probowalismy nawiazac jakies kontakty z Polonia, mieszkamy w Arizonie (wczesniej w Oregonie), ale (i tutaj nie mam nic zlego na mysli) wiekszosc tej Poloni wyeimgrowala do USA 40 lat temu i ciezko znalezc kogos w naszym wieku. 

Jakie sa wasze odczucia? Jak to wyglada w innych stanach? (np. na wschodnim wybrzezu)? Ogolnie to marzy nam sie Kalifornia (ale wiadomo, jest przerazliwie droga, moze kiedys ;)

Dzieki wszystkim za opinie :) 

  • Odpowiedzi 67
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano
8 hours ago, dudek36 said:

Mnostwo osob mowilo mi ze posiadanie dziecka sie nie oplaca bo wyda sie na nie tyle i tyle pieniedzy, a nigdy ci sie to nie zwroci).

O kurde! A jest jakies miejsce na Ziemi, gdzie jest to "oplacalna inwestycja"??

Napisano
Godzinę temu, Xarthisius napisał:

O kurde! A jest jakies miejsce na Ziemi, gdzie jest to "oplacalna inwestycja"??

co mi przypomniało:

 

Napisano

Uwazam, ze w ogolnym rozrachunku przeprowadzka na stale do USA byla dobrym rozwiazaniem dla mnie osobiscie, i wierze, ze dla mojej rodziny rowniez.

Przylatywalem do USA od polowy lat 90-tych (dzieciak jeszcze), by nie stracic Zielonej Karty. Obecnie my w przedziale 35-40. Na stale przylecialem w 2010 roku (mozna sie klocic, ze 2011 gdyz na moment wylecialem jeszcze pod koniec 2010). Prawie cala rodzina, ktora byla wowczas w USA wrocila do Polski w 2007 lub 2008, wiec tak jakbym sie ze wszystkimi minal:P Zona i corka dolaczyly do mnie w 2013.
W skrocie najwieksze plusy:
- nigdy bym nie projektowal takich budowli w Polsce jak tutaj robilem (pewnie bym ugrzazl na uczelni i wylali by mnie obecnie za seksistowskie i rasistowekie komentarze, a tutaj praca co najwyzej wysyla mnie na kurs 'dobrego zachowania/sensitivity training' i dalej cenia moja umiejetnosci + pokatnie przyznaja racje),
- dzieci by nie widzialy tyle ile juz zwiedzilismy w USA i jeszcze sporo przed nami (realne plany),
- prawdopodobnie nie zarabialbym pieniedzy by zyc na podobnym standardzie w PL jak mam tutaj,
- zona musialaby raczej pojsc do pracy w Polsce,
- nie musze widziec tesciow, rodziny, etc co kazdy tydzien i sie zastanawiac czy w ta niedziele mam byc u swojej mamusi, czy mamusi zony. Mam dosyc duza swobode w gospodarowaniu czasem, nie za bardzo wiem, kiedy siostra zony ma urodziny, kiedy jej dzieci etc. Nie musze zyc problemami nawet teoretycznie bliskich, ktorym rozbil sie wlasnie ostatni samochod, bank przejal mieszkanie albo sie rozwodza,
- zycie tutaj daje o wiele wieksze mozliwosci moim dzieciom na przyszlosc (studia, praca, kontakty),
- prawdopodobnie mam tutaj mniej stresu niz mialbym w pl.

Sa tez minusy:
- w przypadku czegokolwiek powaznego jestesmy zdani bardzo sami na siebie. 2 doroslych + 2 dzieci, ja nawet za bardzo nie mam kogo podac jako kontakt 'na wszelki wypadek', gdybysmy na przyklad mieli wszyscy powazny wypadek samochodowy,
- chcialoby sie czasami podrzucic dzieci do dziadkow lub kogokolwiek kto je kocha/toleruje, choc na pare godzin. XMas dinner w pracy jest wydarzeniem gdzie wiekszosc przychodzi tylko z zonami, a ja jedyny z zona i dziecmi,
- troche czasami 2-3 przyjaciol szkoda z Polski. Wciaz mamy kontakt, ale to nie to samo, nawet gdy jest chrzestnym mojej corki. Tutaj jak juz sie udalo zadzierzgnac jakos przyjazn, to wkrotce sie wyprowadzilismy 1,300 mil dalej i przez ponad dwa lata nie mozemy znalezc wspolnego terminu/miejsca by sie znow spotkac,
- zona mialaby w Polsce wiecej mozliwosci by wyjsc z domu (chociazby nawet te spotkania z rodzina, co mnie do nich nie ciagnie) - ogolnie ma problemy z nawiazywaniem znajomosci (jak to ona mowi, w pl bylo jej ciezko z tym, a tutaj jeszcze ciezej),
- dzieci nie maja obrazu rodziny w ktorej sa jacys wujkowie, ciocie, babcie, kuzyni etc. Niby to wszystko istnieje, ale tylko na papierze (daleko). Odwiedziny (obojetny kierunek) nie rozwiazuja tego problemu. Nie wiem jeszcze jak, ale podejrzewam ze wplynie to na ich pozniejsze relacje rodzinne i towarzyskie,
- zona mowi, ze przez to iz sie juz przeprowadzilismy kilka razy (wro-nyc, nyc-IA, IA-ND) to zwlaszcza starsza corka (ktora wszystko pamieta) bedzie uwazac, ze zycie jest proste i mozna w kazdej chwili wszystko rzucic i wyjechac daleko, zaczac prawie od nowa i jest zawsze tylko lepiej,
- rodzina nigdzie nie czuje sie 'u siebie' lub 'jak w domu'. Wplywa to takze na moje lekkie podejscie do pracy, gdyz mam dokaldnie je skorelowane z niektorymi szefami tzn. 'nikt Cie tu na sile nie trzyma'. Nie mam w zadnym miejscu gdzie zyje grobu do odwiedzenia, przyjaciol do porzucenia, wielkich wspomnien do zapomnienia. Nie tu sie calowalem pierwszy raz, nie tu pierwszy raz smialem sie do lez, etc.

Podsumowujac, gdybym mial zrobic piramide naszych potrzeb i upodoban, to bym powiedzial, ze te podstawowe i najwyzsze sa duzo lepiej zaspokajane w USA (2-3 krotnie lepiej), natomiast te sredniego rzedu sa na lekko nizszym lub porownywalnym poziomie. Zwlaszcza zona przechodzi (wciaz, choc juz lepiej) ciezko rozlake z rodzina, a ja jestem jedynak i bardzo slabo zwiazany z rodzina. Zyjac w Polsce Europe zwiedzilem prawie cala na zachod od Bugu i poludnie od Tatr (oprocz wysp brytyjskich i skandynawii) i choc bylem wowczas mlodszy, to lepiej/latwiej wyobrazam sobie siebie zyjacego w USA czy Kanadzie niz gdziekolwiek tam. Gdybym mial podjac raz jeszcze decyzje o wylocie z Polski, bez wzgledu na to czy wiedzac co sie wydarzy od 2010 do teraz, czy nie wiedzac, to wciaz bym podjal taka sama. Nie jest zle, i oby tak bylo w przyszlosci.

Napisano

Mialem niedawno kryzys i bylismy bliscy powrotu do Polski, lub przeprowadzki gdzie indziej. Zrobilismy sobie liste za i przeciw. W ogolnym rozrachunku wyszlo nam, ze pobyt w USA wychodzi nam na plus. Co do konkretnych powodow to kolega Marwin je calkiem niezle rozpisal. Ogolnie to wydaje mi sie, ze USA daje nieskonczone mozliwosci kosztem rodziny i przyjaciol. Wszystko zalezy od tego co jest Twoim priorytetem. 

Napisano
2 godziny temu, marwin napisał:

- nie musze widziec tesciow, rodziny, etc co kazdy tydzien i sie zastanawiac czy w ta niedziele mam byc u swojej mamusi, czy mamusi zony. 

i to jest zdecydowanie plus plusow ! 

 

2 godziny temu, marwin napisał:

- dzieci nie maja obrazu rodziny w ktorej sa jacys wujkowie, ciocie, babcie, kuzyni etc. Niby to wszystko istnieje, ale tylko na papierze (daleko). Odwiedziny (obojetny kierunek) nie rozwiazuja tego problemu. Nie wiem jeszcze jak, ale podejrzewam ze wplynie to na ich pozniejsze relacje rodzinne i towarzyskie

wg mnie takie cos jak rodzina z opisanym przez Ciebie obrazem / modelem [ wiem co masz na mysli ] nie istnieje w usa. 

 

12 godzin temu, dudek36 napisał:

Zauwazylismy, ze Stany to juz nie jest ten "american dream" co byl powiedzmy 15-20 lat temu. Roznica miedzy Europa a Stanami naszym zdaniem sie juz powoli troche zaciera.

przeciez zanim wyjechaliscie wystarczylo otworzyc google i troche poczytac / poanalziowac / zrobic tabelke w excelu aby to zauwazyc.

 

Napisano

Opuściłam Polskę 13 lat temu, więc wiele rzeczy które mnie zmobilizowały do przeprowadzki już są nieaktualne. Tym niemniej nie żałuję ani trochę.

Napisano
20 hours ago, andyopole said:

Jakoś słabo próbowaliście skoro Was nie poznałem. 

Faktycznie, moglem sie odezwac. Kojarze z forum twoje wpisy i wiem ze mieszkasz w Oregonie. W beaverton moze? (pamietam byl tu ktos kto mieszkal w beaverton). Jednak z malzonka nie przepadalismy za Oregonem i chcielismy sie stamtad wyprowadzic :). 

12 hours ago, Xarthisius said:

O kurde! A jest jakies miejsce na Ziemi, gdzie jest to "oplacalna inwestycja"??

Dokladnie to samo im mowie! Jednak amerykanie z ktorymi mialem do czynienia maja jakas swoja teorie i z reguly nie da sie im powiedziec ze nie o pieniadze tu chodzi....

10 hours ago, marwin said:

Uwazam, ze w ogolnym rozrachunku przeprowadzka na stale do USA byla dobrym rozwiazaniem dla mnie osobiscie, i wierze, ze dla mojej rodziny rowniez.

Przylatywalem do USA od polowy lat 90-tych (dzieciak jeszcze), by nie stracic Zielonej Karty. Obecnie my w przedziale 35-40. Na stale przylecialem w 2010 roku (mozna sie klocic, ze 2011 gdyz na moment wylecialem jeszcze pod koniec 2010). Prawie cala rodzina, ktora byla wowczas w USA wrocila do Polski w 2007 lub 2008, wiec tak jakbym sie ze wszystkimi minal:P Zona i corka dolaczyly do mnie w 2013.
W skrocie najwieksze plusy:
- nigdy bym nie projektowal takich budowli w Polsce jak tutaj robilem (pewnie bym ugrzazl na uczelni i wylali by mnie obecnie za seksistowskie i rasistowekie komentarze, a tutaj praca co najwyzej wysyla mnie na kurs 'dobrego zachowania/sensitivity training' i dalej cenia moja umiejetnosci + pokatnie przyznaja racje),
- dzieci by nie widzialy tyle ile juz zwiedzilismy w USA i jeszcze sporo przed nami (realne plany),
- prawdopodobnie nie zarabialbym pieniedzy by zyc na podobnym standardzie w PL jak mam tutaj,
- zona musialaby raczej pojsc do pracy w Polsce,
- nie musze widziec tesciow, rodziny, etc co kazdy tydzien i sie zastanawiac czy w ta niedziele mam byc u swojej mamusi, czy mamusi zony. Mam dosyc duza swobode w gospodarowaniu czasem, nie za bardzo wiem, kiedy siostra zony ma urodziny, kiedy jej dzieci etc. Nie musze zyc problemami nawet teoretycznie bliskich, ktorym rozbil sie wlasnie ostatni samochod, bank przejal mieszkanie albo sie rozwodza,
- zycie tutaj daje o wiele wieksze mozliwosci moim dzieciom na przyszlosc (studia, praca, kontakty),
- prawdopodobnie mam tutaj mniej stresu niz mialbym w pl.

Sa tez minusy:
- w przypadku czegokolwiek powaznego jestesmy zdani bardzo sami na siebie. 2 doroslych + 2 dzieci, ja nawet za bardzo nie mam kogo podac jako kontakt 'na wszelki wypadek', gdybysmy na przyklad mieli wszyscy powazny wypadek samochodowy,
- chcialoby sie czasami podrzucic dzieci do dziadkow lub kogokolwiek kto je kocha/toleruje, choc na pare godzin. XMas dinner w pracy jest wydarzeniem gdzie wiekszosc przychodzi tylko z zonami, a ja jedyny z zona i dziecmi,
- troche czasami 2-3 przyjaciol szkoda z Polski. Wciaz mamy kontakt, ale to nie to samo, nawet gdy jest chrzestnym mojej corki. Tutaj jak juz sie udalo zadzierzgnac jakos przyjazn, to wkrotce sie wyprowadzilismy 1,300 mil dalej i przez ponad dwa lata nie mozemy znalezc wspolnego terminu/miejsca by sie znow spotkac,
- zona mialaby w Polsce wiecej mozliwosci by wyjsc z domu (chociazby nawet te spotkania z rodzina, co mnie do nich nie ciagnie) - ogolnie ma problemy z nawiazywaniem znajomosci (jak to ona mowi, w pl bylo jej ciezko z tym, a tutaj jeszcze ciezej),
- dzieci nie maja obrazu rodziny w ktorej sa jacys wujkowie, ciocie, babcie, kuzyni etc. Niby to wszystko istnieje, ale tylko na papierze (daleko). Odwiedziny (obojetny kierunek) nie rozwiazuja tego problemu. Nie wiem jeszcze jak, ale podejrzewam ze wplynie to na ich pozniejsze relacje rodzinne i towarzyskie,
- zona mowi, ze przez to iz sie juz przeprowadzilismy kilka razy (wro-nyc, nyc-IA, IA-ND) to zwlaszcza starsza corka (ktora wszystko pamieta) bedzie uwazac, ze zycie jest proste i mozna w kazdej chwili wszystko rzucic i wyjechac daleko, zaczac prawie od nowa i jest zawsze tylko lepiej,
- rodzina nigdzie nie czuje sie 'u siebie' lub 'jak w domu'. Wplywa to takze na moje lekkie podejscie do pracy, gdyz mam dokaldnie je skorelowane z niektorymi szefami tzn. 'nikt Cie tu na sile nie trzyma'. Nie mam w zadnym miejscu gdzie zyje grobu do odwiedzenia, przyjaciol do porzucenia, wielkich wspomnien do zapomnienia. Nie tu sie calowalem pierwszy raz, nie tu pierwszy raz smialem sie do lez, etc.

Podsumowujac, gdybym mial zrobic piramide naszych potrzeb i upodoban, to bym powiedzial, ze te podstawowe i najwyzsze sa duzo lepiej zaspokajane w USA (2-3 krotnie lepiej), natomiast te sredniego rzedu sa na lekko nizszym lub porownywalnym poziomie. Zwlaszcza zona przechodzi (wciaz, choc juz lepiej) ciezko rozlake z rodzina, a ja jestem jedynak i bardzo slabo zwiazany z rodzina. Zyjac w Polsce Europe zwiedzilem prawie cala na zachod od Bugu i poludnie od Tatr (oprocz wysp brytyjskich i skandynawii) i choc bylem wowczas mlodszy, to lepiej/latwiej wyobrazam sobie siebie zyjacego w USA czy Kanadzie niz gdziekolwiek tam. Gdybym mial podjac raz jeszcze decyzje o wylocie z Polski, bez wzgledu na to czy wiedzac co sie wydarzy od 2010 do teraz, czy nie wiedzac, to wciaz bym podjal taka sama. Nie jest zle, i oby tak bylo w przyszlosci.

Dzieki wielkie za ten post, dosc sczegolowo napisane :)
Ogolnie rzecz biorac jezeli chodzi o plusy: Faktycznie, mozliwosci sa niesamowite. W moim zawodzie jest niesamowite zapotrzebowanie na pracownikow. I linnie lotnicze oferuja niesamowite mozliwosci rozwoju. I to jest wlasnie jedyna rzecz ktora nas tu trzyma. "Mozliwosci"... jak taka marchewka na kiju :) Ale zeby dostac sie gdzies wyzej, za lepsza kase, wiadomo ze swoje trzeba odbebnic. I w tym wlasnie punkcie sie znajduje :)

Jak ogolnie dajesz rade z dwojka dzieci? Z kazdej strony jestesmy zasypywani komentarzami typu "po co ci dzieci, zbankrutujesz!" a oczywiscie wraz z malzonka marzymy o tym zeby w przyszlosci zalozyc rodzine. Ale jak sie slyszy takie komentarze z kazdej strony to sie zaczyna troche watpic...
Jezeli chodzi o rodzine w Polsce, dla ciebie to plus ze ich nie widujesz, dla mnie wielki minus... No ale decydujac sie tu zostac na stale bylismy swiadomi ze to bedzie bolesna rozlaka (chociaz moze nie az tak... ). 

Przyjaznie - tak jak napisalem wyzej, i chyba sie z tym zgodzisz. Jest tu bardzo ciezko nawiazac nowe znajomosci. 

Czy uogolniajac, najwiekszym plusem dla ciebie ze tu zostales jest praca? (zarobki, mozliwosci, projekty)? 

8 hours ago, barnclose said:

Mialem niedawno kryzys i bylismy bliscy powrotu do Polski, lub przeprowadzki gdzie indziej. Zrobilismy sobie liste za i przeciw. W ogolnym rozrachunku wyszlo nam, ze pobyt w USA wychodzi nam na plus. Co do konkretnych powodow to kolega Marwin je calkiem niezle rozpisal. Ogolnie to wydaje mi sie, ze USA daje nieskonczone mozliwosci kosztem rodziny i przyjaciol. Wszystko zalezy od tego co jest Twoim priorytetem. 

Fajnie slyszec ze wam sie podoba :)No wlasnie chyba sam musze siasc przed lustrem i odpowiedziec sobie na pytanie czy kariera czy rodzina i przyjaciele... Narazie i tak jestem na tak wczesnym etapie swojej "kariery" ze chyba domyslas sie co to znaczy jezeli chodzi o zarobki i jakosc zycia ;) 

8 hours ago, ilya_ said:

i to jest zdecydowanie plus plusow ! 

 

wg mnie takie cos jak rodzina z opisanym przez Ciebie obrazem / modelem [ wiem co masz na mysli ] nie istnieje w usa. 

 

przeciez zanim wyjechaliscie wystarczylo otworzyc google i troche poczytac / poanalziowac / zrobic tabelke w excelu aby to zauwazyc.

 

Zycie to nie excel! ;) A tak powaznie, to wyjechalismy tutaj na wizach studenckich, zdobyc licencje i wrocic do europy. Proste. Jednak udalo nam sie wygrac GC no i postanowilismy zostac i sprobowac, wlasnie przez te "nieograniczone mozliwosci" (ktore faktycznie tutaj sa, zwlaszcza w naszym zawodzie). Ale chyba nie zdawalismy sobie sprawy jak ciezko bedzie tu bez znajomych, przyjaciol, rodziny. Jaka jest wielka roznica kulturowa, posiadane wartosci itp. Myslelismy, "ah, jestesmy mlodzi, nie mamy jeszcze dzieci, to poznac kogos/wyjechac gdzies z kims bedzie bardzo prosto". Ale tutaj wszyscy w naszym wieku patrza tylko i wylacznie na prace! Kazdy konczy studia i zaczyna zycie ze 100k$ kredytem studenckim ktory musi odrazu splacac. I nie da sie z nikim o niczym innym rozmawiac jak o pracy! Jak pisalem wyzej, do bogatych nie nalezymy i poki co jezeli chodzi o nasza prace to dostajemy niezle po d*pie (normalne na poczatku). Ale jednak fajnie by bylo jakies znajomosci nawiazac ;)

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...