Skocz do zawartości

Przeprowadzka do USA - czy jest sens?


ajlo19

Rekomendowane odpowiedzi

[mention=95372]ajlo19[/mention] to pochwal się jaki macie finalny plan, gdzie ostatecznie lecicie, kiedy, itp?
Cholera tak nie chcę zapeszyć... Ale wybraliśmy Columbus, Ohio i przeważyło tylko to, że pewien dobry człowiek (czyt. znajomy z internetu) wyraził chęć pomocy nam, odebrał męża z lotniska, przenocował kilka dni, konsultuje, pomaga dobrym słowem i gestem. Ja z dziećmi lecimy w listopadzie. Na ten moment tyle, bo nie chcę spalić. Nawet sobie nie wyobrażam co mnie czeka, ale mam nadzieję, że tej niejako spontanicznej decyzji nie będę żałować.
It's not like I'm going to die!


Wysłane z mojego Redmi Note 7 przy użyciu Tapatalka

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, ajlo19 said:

Cholera tak nie chcę zapeszyć... Ale wybraliśmy Columbus, Ohio i przeważyło tylko to, że pewien dobry człowiek (czyt. znajomy z internetu) wyraził chęć pomocy nam, odebrał męża z lotniska, przenocował kilka dni, konsultuje, pomaga dobrym słowem i gestem. Ja z dziećmi lecimy w listopadzie. Na ten moment tyle, bo nie chcę spalić. Nawet sobie nie wyobrażam co mnie czeka, ale mam nadzieję, że tej niejako spontanicznej decyzji nie będę żałować.
It's not like I'm going to die!


Wysłane z mojego Redmi Note 7 przy użyciu Tapatalka
 

No to super! Powodzenia w takim razie :) 

odezwij się jak już będziecie na miejscu i trochę się ogarniecie! Będzie dobrze !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące później...

Wesołych Świąt wszystkim czytającym forum, rodzinnych i ciepłych oraz wielu sukcesów i spełnienia marzeń w Nowym Roku.

Już ponad miesiąc jesteśmy na miejscu, na lotnisku nie było tak strasznie jak myślałam, w ogóle cały przelot uważam za - MOGŁO BYĆ GORZEJ, nie umarłam :D szczególnie, że dzieciaki nie były do końca zdrowe :/ całą drogę prawie nie spały, córa na lotnisku już jak oczekiwaliśmy na przyjazd znajomego spała w wózku brata, a brat rządził. Dolecieliśmy po 17, a znajomy przyjechał po nas przed 20, córa ledwo trzymała się nogach jak ją wybudziłam, bo do auta trzeba było jeszcze jechać autobusem. Można podsumować, że drogę znieśliśmy dobrze, chociaż było zimno w Chicago po przesiadce w Lizbonie :)

Muszę powiedzieć, że jakichś szczególnych perypetii czy problemów językowych w drodze nie miałam, myślałam, że moja znajomość angielskiego jest gorsza. W samolocie sobie pogadałam ze stewardessą, potem z jakimś pasażerem, wszędzie sobie, można powiedzieć, poradziłam. Moje wrażenie ogólne o całej tej wizji przeprowadzki z perspektywy po pierwszym miesiącu z hakiem jest pozytywne, dobrze, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do luksusu jakiegoś i że mój pułap cierpliwości i wytrzymałości jest wysoki. Chyba najbardziej zdziwiło mnie, że roboty jest MULTUM, ale dostać pracę wcale nie jest tak łatwo, zdziwiła mnie długość procesu rekrutacji, a także, że odpowiada się na oferty a nikt nie zareaguje nawet w stylu że spadaj, nie chcemy Cię, dość absorbujące jest aplikowanie na oferty pracy przez wypełnianie formularzy, chciałam nawet ja zaaplikować na jakiś niepełny etat do pracy z językami słowiańskimi, ale się nie dało, bo trzeba było wypełnić at least 4 zajmowane stanowiska, a ja mam tylko 2 bo reszta to makdonaldy 10 lat temu. Ostatecznie straciłam godzinę i nie dało się zapisać tej aplikacji i wysłać, a próbowałam już nawet wpisywać tam głupoty żeby tylko przeszło.

Od razu po przyjeździe siadłam za kółko, można powiedzieć, dostawcą pizzy już mogę być, jeździ mi się całkiem komfortowo :) chociaż już staram się nie jeździć, ponieważ nie mogę zrobić prawa jazdy, bo do tej pory nie przyszedł mi SSN, mimo że teoretycznie gdzieś wypełniałam, że chcę SSN z automatu, ostatecznie pojechałam do ofisu i nie było nas w żadnych ichnich systemach, musiałam wypełniać wnioski na siebie i dzieci, czekamy.... 

Po przyjeździe się rozczarowałam trochę problemami ze szkołą, to nie ma miejsc w szkole wg miejsca zamieszkania, która i tak nie jest najbliższą szkołą, to Kindergarten jest tylko pół dnia, to miejsce się znalazło dopiero w jeszcze bardziej oddalonej szkole, do której trzeba dojeżdżać 2 autobusami, myślałam, że szkoła będzie najmniejszym problemem. Ale nic, pokonaliśmy te niejasności i przeszkody, córa chodzi do szkoły od miesiąca i po tygodniu już jeździła autobusami szkolnymi, sama się rwała do tego i jest przeszczęśliwa biegnie do tego autobusu wesoła i wraca też z uśmiechem. Najwidoczniej w szkole jest wszystko w porządku. 

Najbardziej nie chciałam doprowadzić do sytuacji, że będę siedziała cały dzień w 4 ścianach i zamulała, dlatego stwierdziłam, że najlepiej będzie znaleźć jakieś kursy języka, żeby wyjść do ludzi. Pozwolili mi uczęszczać na te zajęcia z maluszkiem, więc chodzę 3 razy w tygodniu od 10 do 11.30 , ale muszę powiedzieć, że efektów po tych kursach to bym nie oczekiwała raczej :) Tak może żeby wyjść do ludzi i żeby utwierdzić samą siebie w przekonaniu, że COŚ robię. Jestem bardzo zdziwiona poziomem języka u ludzi na tych kursach, niektórzy po x lat tam, a ledwo dukają trzeba się naprawdę postarać, żeby coś z tego pojąć. Pytam się gościa, skąd jest , no stąd i stąd, a ile jesteś tu, a on - 27 lat (!) i sam się zaczyna tłumaczyć, że ostatnie x lat spędził wśród "swoich". Poznałam też panią z Ukrainy, szczerze jestem pełna podziwu dla takich ludzi, przyjechała 13 lat temu po wygranej w loterii jako SAMOTNA MATKA z córką 16 lat i BEZ JĘZYKA, przyznaje sama, że pracuje tylko na fizycznie ciężkich robotach, aktualnie przy opiece nad starszymi, ale córkę zdołała wykształcić i jakoś dała radę, więc szacun. Ja bym się sama chyba nie odważyła na taki krok. Tak się naczytałam for rosyjskojęzycznych i wywnioskowałam z tej czytaniny, że dla średniostatystycznych osób z Rosji, Ukrainy, Mołdawii, wygrana w loterii wizowej, to po prostu jak jakiś cud od losu, rzucają wszystko i jadą bez zastanowienia, bez języka, nieważne. Dla średniostatystycznej rodziny z Polski to już nie jest takie oczywiste... Kurczę czytam te fora, bo próbuję z nich coś wyciągnąć dla siebie, poczytać o ludziach w podobnej sytuacji, jak się potoczyły ich losy, a tu u nas jest tego trochę mało, i tak zrozumiałam, że u nas na forum jest dużo speców-profesjonałów z wysokimi zarobkami, z super angielskim, kurcze nie wiem jak to wyrazić :) Wiem wiem, los każdego jest inny wiem wiem :)

Aktualnie szukam swojej drogi takiej zawodowej, we wcześniejszych postach wspomniałam o księgowości, mam kilka lat doświadczenia w HR, ale rekrutacji osób z zagranicy do prostych prac logistycznych nie uważałabym za nie wiadomo jakie osiągnięcie, którym mogę się tu poszczycić. Idę po Nowym Roku na test poziomujący i jeśli wszystko będzie w porządku z pracą u męża, to zapiszę się na kursy językowe w college'u, mam nadzieję, że jeśli są płatne i teoretycznie przygotowują do prawdziwej nauki, to będą efektywne, a póki co mam już jakieś gramatyki, netflixy, oglądam seriale i jeszcze kontynuuję konwersację przez skype z kobitką, z którą już dobre 8 miesięcy uczę się angielskiego. Oglądam sobie też kurs Bookkeeping i Excel na lynda.com, żeby się osłuchać ze słownictwem branżowym. Czy ktoś jest mi w stanie podpowiedzieć, co na tym etapie mogłabym JESZCZE zrobić, biorąc pod uwagę dwójkę dzieciaków i drogowiznę edukacji tutaj? Czy jeśli będę się w miarę swobodnie porozumiewać, mam szansę dostać pracę na jakimś prostym stanowisku biurowym, jakimś clerical, nie wiem co? Widziałam nawet jakieś kursy Payroll, Bookkeeping itp. online z możliwością opłaty ratalnej, ale czy to ma jakąkolwiek wartość taki papier? Czy też tylko aby trochę obyć się ze słownictwem? W Community College jest taki kurs, ale ja tak zrozumiałam, że dopiero po 12 miesiącach jest się rezydentem i przysługuje czesne dla rezydentów. W innym przypadku cena jest dwukrotnie wyższa. Aha, tu jeszcze w grę wchodzi opieka 2 dzieci, czy mam szansę znaleźć pracę, żeby chociaż wyjść na 0 (t.j zarobić na opieki dla dzieci). 

Jeśli czyta mnie lub będzie czytał ktoś, kto jest zainteresowany danymi w pieniądzu, to wynajmujemy mieszkanie 2-bedroom za niecałe 900$ w tym jest już net i woda, dodatkowo płacimy za elektryczność i gaz, wychodzi ok. 150$. Żywimy się dość skromnie, kupujemy dużo owoców, maliny, arbuzy, na śniadanie płatki owsiane, na obiady gotuję jakieś zupy, ryż z warzywami, kotlety, ziemniaki, nic specjalnego, myślę, że z takim racjonem w 100$ na tydzień można się zmieścić, ale to produkty podstawowe, nie przetworzone, nie organic, wszystko najtańsze. Ubezpieczenie mieliśmy póki co z Polski, od stycznia wybraliśmy plan na Marketplace za 120$/miesiąc ale to z jakąś wielką dopłatą za niski dochód, mam tylko jedną zagwozdkę w tym wszystkim, czy jak mąż np. znajdzie lepszą robotę w sensie powiedzmy będzie zarabiał o, rzućmy, 800$ więcej, a się okaże, że ubezpieczenie będzie kosztowało 500$ albo coś w tym stylu. K*** czemu te systemy są jakieś takie ułomne, żeby ludzie siedzieli na tych pomocach? Dlaczego system wspiera bycie biednym? Może ja coś nieprawidłowo rozumiem, może jakby dowalili komuś co zarabia 2K miesięcznie to jakby musiał płacić 1K za ubezpieczenie to by się wygiął, nie wiem, może ktoś się wypowie na ten temat :) Ubezpieczenie samochodu kosztuje ok. 80$ na miesiąc, ja też w nim jestem z moim polskim prawem jazdy. Paliwo jest 2 razy tańsze niż w Polsce, ale też odległości są o wiele większe i nie wiem, wydaje mi się, że za dużo żre paliwa to auto, a mąż do pracy ma 3 mile, ciężko jeszcze tak przeliczyć , ale w 100$ miesięcznie chyba jeszcze póki co się mieścimy. Nie wiem, czy coś mi nie uciekło z wydatków, bo na początku ciągle coś brakuje i trzeba kupić. Na ten moment zmuszam męża, no i on sam już to zrozumiał, żeby sobie zrobił certyfikaty swoje zawodowe, mam wielką nadzieję, że nawet przy braku doświadczenia w tym, w co chce wejść, uda mu się znaleźć pracę i się rozwijać. Bardzo chciałabym, aby każdemu z nas udało się rozwinąć trochę skrzydła. Będę niezwykle wdzięczna za jakieś przydatne wskazówki. Uprzejmie proszę hejterów o niekomentowanie :) Konstruktywna krytyka przyda się. Dziękuję i życzę wszystkim przyjemnego wieczoru.

 

  • Upvote 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12.05.2019 o 20:41, MeganMarkle napisał:

drug testy to standard w dużych korporacjach, aczkolwiek np moja nie robi, wiec reguły nie ma. Ja osobiscie uważam te testy za coś pozytywnego - narkotyki powinno się tępić. A jeśli ich nie bierzesz to taki test to przecież nie problem. 

W razie "W", robi się test u ruskiego doktora. Zawsze mają na magazynie próbki "dobrego" moczu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ajlo19 super, że sobie radzicie ! Niestety nie doradzę Ci bo nie mam pojęcia co mogłoby w twojej sytuacji pomóc.... Ja jakbym miała wyjść na tym na zero to bym chyba raczej została z dziećmi w domu, przynajmniej matkę mają dla siebie :( no ale ciężko radzić. 

Szukaj pracy dalej i nie poddawaj się, to jest normalne tutaj że te rekrutacje tak długo trwają, a teraz przed świetami to już w ogóle wszystko stoi. Po nowym roku będzie łatwiej, ruszy sie trochę (jak w korpo pozwalniają za wyniki za 2019 rok, hehe). A co do formularzy przez strony - pamietaj że nie wszystko musisz wypełnić. To że jest miejsce na 10 poprzednich miejsc pracy to nie znaczy że musisz tyle mieć. 

A tak swoją drogą - wygrywasz złote majtki za najdłuższego posta w historii forum! :D :D :D 

Edytowane przez MeganMarkle
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ajlo19

Jestem zaskoczony, że po przeprowadzce z PL dziwi Cię brak odpowiedzi na aplikację o pracę. Przecież w kraju to norma.

Co do języka to w UK większość Polaków zna angielski słabo lub co najwyżej na średnim poziomie, takich co siedzą po kilkanaście lat i ledwo dukają również trochę poznałem. Tobie powinno być łatwiej bo nie będziesz spotykać rodaków na każdym kroku. W Anglii jest naprawdę ciężko odciąć się od języka polskiego. Co do metod nauki to ja polecam dosłownie wszystko : kursy, seriale, nauka samodzielna w domu, czytanie po angielsku itd. A najważniejszy jest kontakt z żywym językiem.

Edytowane przez SuperTraveller
literówka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 25.12.2019 o 02:35, ajlo19 napisał:

Żywimy się dość skromnie, kupujemy dużo owoców, maliny, arbuzy, na śniadanie płatki owsiane, na obiady gotuję jakieś zupy, ryż z warzywami, kotlety, ziemniaki, nic specjalnego, myślę, że z takim racjonem w 100$ na tydzień można się zmieścić, ale to produkty podstawowe, nie przetworzone, nie organic, wszystko najtańsze. (....)

Paliwo jest 2 razy tańsze niż w Polsce, ale też odległości są o wiele większe i nie wiem, wydaje mi się, że za dużo żre paliwa to auto, a mąż do pracy ma 3 mile, ciężko jeszcze tak przeliczyć , ale w 100$ miesięcznie chyba jeszcze póki co się mieścimy.

Gdyby statystyczni Amerykanie podobnie się odżywiali to byliby dużo zdrowsi i nie musieliby (lecząc się i wydając swoje zarobki) sponsorować potem milionowych dochodów kasty lekarskiej. Wszechobecne śmieciowe jedzenie + tysiące reklam śmieciowego jedzenia na każdym kroku + tysiące reklam leków i suplementów .... to są zawsze naczynia połączone i gigantyczny biznes robiony na bezmózgich lub leniwych konsumentach.

A co do auta to rozważcie może (za jakiś czas oczywiście) zakup używanej Toyoty Prius (5-drzwiowa, 5-7 osobowa, napęd hybrydowy). Internet wszystko podpowie co takie auta są warte.

  • Upvote 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 hours ago, Kleofas11 said:

Gdyby statystyczni Amerykanie podobnie się odżywiali to byliby dużo zdrowsi i nie musieliby (lecząc się i wydając swoje zarobki) sponsorować potem milionowych dochodów kasty lekarskiej. Wszechobecne śmieciowe jedzenie + tysiące reklam śmieciowego jedzenia na każdym kroku + tysiące reklam leków i suplementów .... to są zawsze naczynia połączone i gigantyczny biznes robiony na bezmózgich lub leniwych konsumentach

Zgadzam się w pełnej rozciągłości, mam dokładnie takie same refleksje. Nie pojmuję też dlaczego ludzie w usa nie zwracają więcej uwagi na to co jedzą i nie dbają bardziej o zdrowie bo system opieki zdrowotnej w tym kraju mnie osobiscie bardzo motywuje do zdrowego odżywiania i dbania o zdrowie bo to po prostu się opłaca finansowo. A że zdrowa żywność jest droższa niż dziadowski fast food? Porzekadło „nie wydasz na kucharza to wydasz na lekarza” nigdy jeszcze nie było tak prawdziwe jak teraz. Ale i tak wpieprzają te frytki i zapijają sodą (facepalm)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić obrazków. Dodaj lub załącz obrazki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...