Skocz do zawartości

Co oprócz miast oferuje wschodnie wybrzeże?


WojtekHom

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano
2 hours ago, marwin said:

Sa piekne miejsca w USA i doprawdy patrze czesto na kolegow z pracy z pozalowaniem, ze najdalej gdzie jezdza to jest miedzy Williston a Fargo. 2 wspolpracownikow, miejscowych z ND, nigdy nie bylo jeszcze w Canadzie. Jeden w wieku ca. 50 lat nie byl jeszcze w Yellowstone. Moj Boze, oni mecza ten football w lewo i prawo podczas kazdego lunchu, a nie chca horyzontow poszerzyc podrozujac:( Jakies smutne to dla mnie.

Mam podobne doświadczenia. Mój sąsiad (ca. 45 lat) - urodzony i wychowany tu gdzie obecnie mieszkam - stwierdził, że nigdy w życiu nie był nad Wielkim Kanionem. Ode mnie z domu do krawędzi Wielkiego Kanionu jest około 6.5 - 7 godzin jazdy autem w jedną stronę. Smutne. NFL ogląda codzinnie z playbacku. Ma wykupiony jakiś pakiet co pozwala mu oglądać wszystkie mecze sezonu. Ponieważ fizycznie w niedziele może obejrzeć 5-6 meczy tylko więc pozostałe 10 ogląda w pozostałe dni po pracy. Jednego roku był z żoną i dziećmi na wakacjach w Bostonie i NYC i pytał się o poradę co mógłby ciekawego obejrzeć w okolicy bo ma jeszcze 3 dni do zagospodarowania. Poradziłem mu Niagara Falls - bo to tylko 6 h jazdy autem i Boston z NYC można to rozegrać po trójkącie (tym bardziej, że planował z Bostonu do NYC przedostać się autem). Odpuścił bo stwierdził, że to ektremalnie daleko by było i wybrali ... 2 dni ekstra w jakimś centrum outletowym co było po drodze. Welcome to USA :)

  • Odpowiedzi 20
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano
Godzinę temu, mcpear napisał:

Welcome to USA :)

Znam wielu takich ludzi... i stwierdzilam, ze to jest rezulatatem braku tradycji podrozowania przez ludzi z amerykankiej sredniej/pracowniczej klasy. Tu nigdy nie bylo zwyczajow ze ludzie z tych sfer wysylali dzieci na kolonie... lub sami jezdzili na urlop dluzszy niz long weekend. Szwagier wychowal sie w rodzinie gdzie ojciec byl inzynierem, mama nie pracowala, mieszkali w San Francisco -- dosyc pieniedzy ale tez duza rodzina (Irish Catholics wiec 5 dzieci) i nigdy, nigdy nigdzie nie wyjezdzali. Ja go poznalam kiedy on wtedy mial jakies 25 lat... nie byl nigdzie... nawet w Los Angeles. Moj ojczym, ktorego ojciec pracowal w fabryce, nie mogl sobie nawet wyobrazic tego, ze w tej biednej komunistycznej Polsce (byl tam w latach 60tych)  ludzie wyjezdzali na urlopy w zimie i w lecie. Tak po prostu, zeby gdzies pojechac. W tym kraju podrozowanie bylo dla wyzszych sfer - i chyba tak nadal jest.  

Napisano
3 godziny temu, marwin napisał:

@kzielu pewnie zalezy kto czego szuka w tych parkach narodowych. My nawet mile spedzilismy czas w Cuyahoga Valley, choc dla Ciebie moze to byc codziennosc. Obecnie zyjac w Dakocie nie ciagnie nas do Badlands ani Theodore Roosevelt, choc przed laty szalenie nam sie podobaly. Pewnie gdybym mieszkal w CO bym tamtejsze parki uwazal za najnudzniejsze;)

Przed laty napisalem tu na forum, ze postawilismy sobie cel zjezdzic/zwiedzic wszystkie stany i wszystkie NP. Ze stanami jestesmy juz bardzo blisko konca listy, a parkow zostalo wciaz wiele. I mozna znalezc naprawde (subiektywnie) piekne miejsca na wschodzie, zachodzie i w centrum. Natomiast z ogolnym przekazem, ze ladniejsze sa na Zachodzie chyba sie zgadzam, choc moja sympatia biegnie mocno do Rocky Mountains lub wschodu slonca na Cadillac Mtn w ME, a takze calego regiony zachodniej czesci Virginia. Jako, ze upaly mnie nie pociagaja, to parki na Florydzie zwiedzalismy bardziej w stylu 'zaliczmy do naszej listy' niz 'jak tu jest ladnie' (choc bylo ladnie;). Intersujacy Big Bend NP pociaga mnie mniej niz Black Canyon Gunnison River. Z Capitol Reef najlepiej wspominam ciasta z ichszego sklepu (jak ja lubie rabarbar - moze @andyopole jakims rabarbarowym wypiekiem by zarzucil na forum);)

Sa piekne miejsca w USA i doprawdy patrze czesto na kolegow z pracy z pozalowaniem, ze najdalej gdzie jezdza to jest miedzy Williston a Fargo. 2 wspolpracownikow, miejscowych z ND, nigdy nie bylo jeszcze w Canadzie. Jeden w wieku ca. 50 lat nie byl jeszcze w Yellowstone. Moj Boze, oni mecza ten football w lewo i prawo podczas kazdego lunchu, a nie chca horyzontow poszerzyc podrozujac:( Jakies smutne to dla mnie.

Ja w parkach najbardziej to szukam przyrody / wildlife bez miliona towarzyszących ludzi ;) co jest jest - w tych bardziej popularnych - praktycznie niemożliwe.

Do RMNP chciałem pojechać od dawna i wygląda na to że mi się uda bo ktoś z żony rodziny bierze ślub na jeziorem po jego zachodniej stronie - ślub mnie mało interesuje ale park zdecydowanie tak. Przydałby się tylko partner do wspinania.

Dygresja maksymalna luźno związana z Yosemite - jak ktoś lubi takie klimaty to dokument "Free Solo" jest genialny.

Napisano
30 minut temu, kzielu napisał:

Ja w parkach najbardziej to szukam przyrody / wildlife bez miliona towarzyszących ludzi

 

Północny Quebec. Całe dnie ludzi nie widziałam.

Napisano
7 godzin temu, mcpear napisał:

Wschodnie wybrzeże - trochę na południe - byłem zachwycony Smoky Mountains NP - bardzo urokliwe, rafting całkiem fajny i bardzo malowniczy. Polecam. To jest TN + NC

Second that! Weekendowy road trip w Smokey Mountains był jednym z moich pierwszych, i do tej pory go pamiętam. Takze polecam.

Napisano
54 minuty temu, katlia napisał:

Znam wielu takich ludzi... i stwierdzilam, ze to jest rezulatatem braku tradycji podrozowania przez ludzi z amerykankiej sredniej/pracowniczej klasy. Tu nigdy nie bylo zwyczajow ze ludzie z tych sfer wysylali dzieci na kolonie... lub sami jezdzili na urlop dluzszy niz long weekend. Szwagier wychowal sie w rodzinie gdzie ojciec byl inzynierem, mama nie pracowala, mieszkali w San Francisco -- dosyc pieniedzy ale tez duza rodzina (Irish Catholics wiec 5 dzieci) i nigdy, nigdy nigdzie nie wyjezdzali. Ja go poznalam kiedy on wtedy mial jakies 25 lat... nie byl nigdzie... nawet w Los Angeles. Moj ojczym, ktorego ojciec pracowal w fabryce, nie mogl sobie nawet wyobrazic tego, ze w tej biednej komunistycznej Polsce (byl tam w latach 60tych)  ludzie wyjezdzali na urlopy w zimie i w lecie. Tak po prostu, zeby gdzies pojechac. W tym kraju podrozowanie bylo dla wyzszych sfer - i chyba tak nadal jest.  

Hmm. Ciekawe. USA w powszechnej świadomosci zawsze były kojarzone z duzymi mobilinymi zdolnosciami zwykłych mieszkańców. Co prawda nie turystycznymi... bardziej takimi kolonialistycznymi, traperskimi, powstające nagle i potem w niskiej koniunkturze ekonomicznej - znikające -  miasta... (coś jak Deitroit... I guess...), ludzie przemieszczający się za pracą... Dziwne, ze dla tak wielu ta potrzeba ruchu się zatrzymała wraz ze znalezieniem satysfakcjonujących warunków zycia. A, ze się zatrzymała to wiem takze ze swoich ograniczonych doświadczeń.

A co do komuny w Polsce to czytałem kiedyś parę artykułów o tym jak władza po wojnie na siłę wprowadzała u ludu nowe zwyczaje... i jak robotnicy nie tylko się buntowali, ale często ratowali się ucieczką przed nowym - wakacyjnym - obowiązkiem. I to nie zarty :) Bo to i skarpety trzeba było nowe kupic, i buty, a i po co to, a i na co, a i kto chałupy dopilnuje... Trzeba było czasu aby ludzie nawykli.... A i to tez przeciez nie wszyscy... bo zanim zwyczaj przyszedł na wieś, komuna zdazyła zbankrutowac i upasc.... W mojej okolicy do tej pory znam mnóstwo osób, i ich dzieci, które nigdy nigdzie na "urlopie" nie były.

Z obserwacji myślę, ze zajmuje to tak ze dwa pokolenia, zanim ludzie nawykną i naturalnie tego oczekują. Zatem nawet jak wam w USA socjalizm wprowadzą jutro, minie trochę czasu zanim robotnicy z Wisconsin zaczną stawiac parawany na Miami Beach :)

 

Napisano
 
Północny Quebec. Całe dnie ludzi nie widziałam.
Hehe, tydzien temu odnieslismy identyczne wrazenie w Riding Mountain National Park, MB.

Sent from my SM-G973U using Tapatalk

Napisano
16 godzin temu, kzielu napisał:

Dygresja maksymalna luźno związana z Yosemite - jak ktoś lubi takie klimaty to dokument "Free Solo" jest genialny.

Mialam przyjemnosc poznac Alexa Hanolda i jakos mam wrazenie, ze jest troche full of himself. "Free solo" jakos mnie dodatkowo troche potwierdzilo w tym przekonaniu. Moze to moje dziwne odczucia ale jakos nie jestem fanka kolesia. Za to polecam "The Dawn Wall" z Tommy Caldwell. Koles u nas z miasta. I mimo swoich wspinaczkowych osiagniec, nadal sie zachowuje jak kumpel z podworka, bardzo ale to bardzo sympatyczny, zarowno on jak i jego cala rodzina. 

Napisano
28 minut temu, pelasia napisał:

Mialam przyjemnosc poznac Alexa Hanolda i jakos mam wrazenie, ze jest troche full of himself. "Free solo" jakos mnie dodatkowo troche potwierdzilo w tym przekonaniu. Moze to moje dziwne odczucia ale jakos nie jestem fanka kolesia. Za to polecam "The Dawn Wall" z Tommy Caldwell. Koles u nas z miasta. I mimo swoich wspinaczkowych osiagniec, nadal sie zachowuje jak kumpel z podworka, bardzo ale to bardzo sympatyczny, zarowno on jak i jego cala rodzina. 

Ja to bardziej widzialem jako dosc fascynujace studium czlowieka z roznych punktow widzenia, rowniez jego zwiazku z ta biedna dziewczyna... Czlowiek jak czlowiek, ja zwykle ludzi nie idealizuje.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...