Skocz do zawartości

USA vs UK zycie oto jest pytanie


rowan111

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Znalazłam dentystkę w San Jose, która kształciła się w Polsce, ale pracuje już 25 lat w USA. Zanim przyszła do boxa, bo tutaj jeszcze nie spotkałam się, aby były gabinety jak w Polsce, to rozmawiałam z jej asystentką, która miała wielkie, śnieżnobiałe, kwadratowe, wystające z buzi koronki i zaczęła mi opowiadać, o tym, że to nie jej prawdziwe zęby, (jakby nie było widać) abym sobie nie myślała, że ona została pobłogosławiona tak pięknymi zębami przez naturę, tylko one wymagały pracy dwóch dentystów i ceny dobrego samochodu i że moje zęby mogą też tak wyglądać...oczywiście to wszystko usłyszałam zanim zaglądnęła mi do buzi. Kiedy przyszła dentystka i wsadziła mi kamerę do buzi, usłyszałam tylko ciche wow asystentki i dentystka powiedziała ze nie widziała takich zębów od 25 lat i że mam w buzi majątek (pomyślałam, to dobrze, będzie na czarną godzinę ;))

  • Odpowiedzi 147
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź
Napisano
2 godziny temu, SuperTraveller napisał:

Niestety ale Twoje rozumienie tego forum może być ograniczone przez krótki staż (o ile nie zaglądałaś tutaj wcześniej jako niezarejestrowana) a ja odnoszę się do ogółu a nie tylko do Twojego jednostkowego przypadku. Napiszę to jeszcze raz - niemal każdy temat dotyczący jakości życia w US kończy się tym, że pytający zostaje przygnieciony negatywami co może skutecznie prowadzić do kwestionowania zasadności emigracji. Do opisywania pozytywów użytkownicy zazwyczaj aż tak się nie wyrywają.

Co do ostatniego zdania - na początek zadaj sobie pytanie czy istnieje w ogóle możliwość prawna pozwalająca na masową emigrację? Akurat z moich kontaktów z Brytyjczykami wynika, że chętnie odwiedzają US i stosunkowo wielu z nich wyemigrowałoby za ocean gdyby mogli.

Darmowa służba zdrowia? :P

Mało zarabia większość, wynagrodzenia "na rękę" oscylują w granicach 2000 PLN.

I wreszcie - dlaczego zakładasz, że inni g***o wiedzą o emigracji? Czy w UK tęskni się inaczej za rodziną niż w USA? Są tu ludzie którzy mogą mieć bogatsze doświadczenia od Ciebie związane z emigracją mimo, że niekoniecznie pochodzące ze Stanów. Z tego względu ostatnie dwa zdania zabrzmiały chamsko. Gdyby przyjąć Twój argument za słuszny należałoby wywalić większość postów z tego tematu i zostawić wyłącznie to co napisali mieszkający na stałe za Oceanem. Wszyscy inni morda w kubeł i słuchać grzecznie co mówi wyrocznia ;)

I nikomu nie odmawiam prawa do tęsknoty za rodziną, znam to dobrze z własnego doświadczenia. Niestety ale jest to koszt który musi ponieść każdy emigrant.

A nie darmowa? Nie przypominam sobie, zebym w PL musiala płacić ponad $500 za wizytę na pogotowiu. Albo żebym, tak jak moja teściowa kilka tygodni temu, musiała na wlasną rekę wypisać się ze szpitala po 23h (po przejsciu dość inwazyjnej operacji) bo tylko za tyle placił ubezpieczyciel (23 h i 1 min - musiałaby pokryć wszystko z wlasnej kieszeni). 
Moj komentarz dotyczący wypowiadania się o sytuacji w USA nie dotyczył tematu tęsknoty na emigracji, ale rzeczy typu służba zdrowia, ubezpieczenie, warunki życia itp. Była tu wczesniej osoba, która wyraziła swoją opinię na podstawie researchu w Internecie. 

Napisano

Co do dentystów: co doświadczenia manualnego to nie mam doświadczeń wielkich, ale dentyści w USA mają jedną zaletę: w badania diagnostyczne wchodzi trochę więcej rzeczy niż w Polsce, bo , oczywiście wymuszone pozwami, muszą badać na obecność nowotworów w jamie ustnej, przed wizytą ciśnienie zmierzą i takie tam, w sumie może temu, że oprócz znieczulenia w USA podają też lokalnie epinefrynę. Technologicznie wygląda to o niebo lepiej niż w Polsce, zwłaszcza przy różnych "restoracjach" po wypadkach itd., ale przy normalnie koronie: koleżance po dwóch dniach odpadło. W sumie u lekarza jak wizyta to też zawsze temperaturę zmierzą, zważą, ciśnienie zmierzą i coś tam zapytają, a w Polsce: niby za darmo, ale tak jakoś niemiło jest .... aczkolwiek ten sam lekarz na wizycie prywatnej to zupełnie inny człowiek .... więc da się, ale jakość kosztuje. 

Zresztą co tu mówić, standardy (badania diagnostyczne, szczepienia, rodzaj plomb itd.) w medycynie i stomatologii są zupełnie inne w Polsce i w USA. Aczkolwiek, niby drogo, ale jak poważniejszy problem zdrowotny to jednak w USA dadzą radę sobie z tym.

Napisano
3 godziny temu, Karuzelka napisał:

Znalazłam dentystkę w San Jose, która kształciła się w Polsce, ale pracuje już 25 lat w USA. Zanim przyszła do boxa, bo tutaj jeszcze nie spotkałam się, aby były gabinety jak w Polsce, to rozmawiałam z jej asystentką, która miała wielkie, śnieżnobiałe, kwadratowe, wystające z buzi koronki i zaczęła mi opowiadać, o tym, że to nie jej prawdziwe zęby, (jakby nie było widać) abym sobie nie myślała, że ona została pobłogosławiona tak pięknymi zębami przez naturę, tylko one wymagały pracy dwóch dentystów i ceny dobrego samochodu i że moje zęby mogą też tak wyglądać...oczywiście to wszystko usłyszałam zanim zaglądnęła mi do buzi. Kiedy przyszła dentystka i wsadziła mi kamerę do buzi, usłyszałam tylko ciche wow asystentki i dentystka powiedziała ze nie widziała takich zębów od 25 lat i że mam w buzi majątek (pomyślałam, to dobrze, będzie na czarną godzinę ;))

A to się da tę lokatę wymontowac jakos?

Napisano
12 godzin temu, margherita_s napisał:

A nie darmowa? Nie przypominam sobie, zebym w PL musiala płacić ponad $500 za wizytę na pogotowiu. Albo żebym, tak jak moja teściowa kilka tygodni temu, musiała na wlasną rekę wypisać się ze szpitala po 23h (po przejsciu dość inwazyjnej operacji) bo tylko za tyle placił ubezpieczyciel (23 h i 1 min - musiałaby pokryć wszystko z wlasnej kieszeni). 
Moj komentarz dotyczący wypowiadania się o sytuacji w USA nie dotyczył tematu tęsknoty na emigracji, ale rzeczy typu służba zdrowia, ubezpieczenie, warunki życia itp. Była tu wczesniej osoba, która wyraziła swoją opinię na podstawie researchu w Internecie. 

No pewnie, że darmowa ale dopiero po opłaceniu obowiązkowych składek które płaci każdy podatnik :P

Natomiast myślenie, że poważne chorowanie w Polsce nigdy nie kończy się dodatkowymi kosztami na które wielu ludzi nie stać jest błędem.

 

Napisano
3 minuty temu, SuperTraveller napisał:

No pewnie, że darmowa ale dopiero po opłaceniu obowiązkowych składek które płaci każdy podatnik :P

Natomiast myślenie, że poważne chorowanie w Polsce nigdy nie kończy się dodatkowymi kosztami na które wielu ludzi nie stać jest błędem.

 

Ale zrozum ze tutaj placisz comiesieczne "skladki" w wysokosci czesto wyzszej niz jakiekokolwiek sladki w PL a za cokolwiek i tak musisz zaplacisz. Widzisz tutaj drobna roznice czy nie ?

Rocznie z mojej pensji dla 3 osob place $5k premiums (one sa niezalezne od tego ile zarabiam).

Napisano
16 godzin temu, SuperTraveller napisał:

I nikomu nie odmawiam prawa do tęsknoty za rodziną, znam to dobrze z własnego doświadczenia. Niestety ale jest to koszt który musi ponieść każdy emigrant.

Dla niektorych jest to plus, ze rodzinka daleko i nie zwalaja sie na weekend, dla niektorych jest to minus, jak na przyklad dla mnie. I ja w sumie poza tym to niewiele sie skarze jezeli chodzi o zycie tutaj, wiec nie zgodze sie, ze nonstop tutaj narzekamy i ze nie polecamy zycia w Ameryce. Jak juz sie dzielimy informacjami o ubezpieczeniu to ja dorzuce swoje 2 grosze. Osobiscie w sumie chodze tylko do dermatologa i psychologa, gdzie moje copay za kazdym razem to $25 i ginekologa, gdzie nie place nic. Tabsy, ktore biore sa w calosci pokrywane przez ubezpieczenie. Ale tez nie w kazdej aptece. Firma dla ktorej pracuje uczestniczy w jakims programie, gdzie moge sobie wyszukac nazwe leku i program pokazuje mi w jakiej aptece dostane generyki za darmo. Wiec niektore rzeczy odbieram w jednej aptece, niektore w innej, bo tak sie bardziej oplaca. Uzywam tez jednej masci, gdzie jedna tubka kosztuje mnie $60 po ubezpieczeniu, ale starcza mi lekko na 6 miesiecy. Wedlug papierka dolaczonego do opakowania, masc ta kosztowalaby prawie $700 gdyby nie ubezpieczenie. No serio, chyba pogielo. Tak samo jeden zel do mycia twarzy. Przed ubezpieczeniem chyba z $200, po ubezpieczeniu $50, ale jeszcze lepsze jest to, ze mozna kupic zel z clear&skin z niemalze identycznym skladem za mniej niz $10 w kazdym sklepie. Ale jakby czlowiek nie wiedzial to by wydawal pieniadze, bo przeciez skad ma wiedziec, ze to dokladnie taka sama rzecz. I to mnie wlasnie wkurza. Ze czlowiek musi sie nakombinowac, pytac, sprawdzac, ogarniac gdzie co lepiej wychodzi. Ja czasami mam wrazenie, ze to jakis arabski targ, gdzie kazdy by sie skroil z kasiury jakby tylko mogl i jak sie dasz. Gdyby nie to, ze zawsze zadaje milion pytan u lekarza i w aptece, albo gdyby nie to, ze moja dobra kumpela jest nurse practitioner to naprawde bylabym sporo biedniejsza, bo za niewiedze tutaj sie sporo placi. I tak najbardziej rozwala mnie to jak dostaje statement z ubezpieczenia, gdzie np ide na pobranie krwi i place copay $25, a moj ubezpieczyciel placi za to $900. W Polsce za taki pakiet zaplacilabym maksymalnie 60zl. I spoko, niech sobie placi ubezpieczyciel, to nie ja wykladam te 9 stow z kieszeni, ale kurde no, nie jest to wkurzajace? Pewnie, ze jest. 

Napisano
2 godziny temu, kzielu napisał:

Ale zrozum ze tutaj placisz comiesieczne "skladki" w wysokosci czesto wyzszej niz jakiekokolwiek sladki w PL a za cokolwiek i tak musisz zaplacisz. Widzisz tutaj drobna roznice czy nie ?

To ja jeszcze pociągnę przykładem z życia, żeby @SuperTraveller lepiej pokazać różnicę.

Mojej teściowej we wrześniu  łupnęło w plecach - boli kręgosłup, dziwne czucie w nodze. Zgłosiła się do lekarza rodzinnego (w ramach składki zdrowotnej), ten odesłał ją do neurologa. Teściowa stwierdziła, że idzie prywatnie (300 zł), dostała skierowanie na MRI, zrobiła je państwowo. Okazało się że problemem jest jakaś przepuklina na kręgosłupie. Neurolog zaleca rehabilitacje (300zł). Rehabilitacja w ramach składki 1/tydzień, teściowa bierze jeszcze jedną prywatnie (100zł/tydzień). Idzie konsultować problem do drugiego neurologa (300zł), ten potwierdza diagnozę pierwszego. Teściowa idzie do trzeciego neurologa (300zł), ten daje skierowanie do szpitala na operację. Pobyt w szpitalu (5 dni w sumie)  i operacja są pokryte w całości z NFZ. Suma sumarum - wyłożyła ok. 2000 zł na imprezę, wybierając większą ilość konsultacji z własnej woli i dopłacając dobrowolnie do częstszej rehabilitacji.

I teraz jak taka sytuacja pi razy drzwi wyglądałaby w USA. Załóżmy że masz całkiem niezły plan, deductible niech będzie 4000$, copay od specjalisty 50$, Twój udział w pozostałych kosztach - 10%, profilaktyka i niektóre badania refundowane w 100%.

No więc idziesz do lekarza, od razu do specjalisty, jest to Twoja pierwszy kontakt ze służbą zdrowia w danym roku. Neurolog ogląda, zleca MRI. Koszt takiej wizyty może wynieść od 400 do 4000$ wedle internetu, weźmy średnią - 2200$. Całość płacisz z własnej kieszeni, bo ubezpieczenie nie ruszy póki nie zapłacisz deductible. Rehabilitacja - 100$ od wizyty. Płacisz sam (deductible), zakładajmy dwie wizyty na tydzień. Druga konsultacja - ze  300$, trzecia konsultacja kolejne 300$, skierowanie do szpitala. I niech w tym momencie wysyci się deductible, startuje ubezpieczenie. Zgłaszasz się do szpitala, jest operacja. Dzień pobytu na oddziale (tylko zajęcie łóżka) to średnio 10 000$, za 5 dni 50 000 +plus kolejne (licząc bardzo optymistycznie) 10 000$ za operację. Łącznie: idzie claim do ubezpieczalni na 60 000$. I tu może być różnie. Ubezpieczyciel uznaje claim, płaci 90%, szpital wysyła Ci rachunek na 6000$.

Scenariusz drugi - ubezpieczalnia uznaje, że operacja nie była zasadna, bo dwóch specjalistów, oceniając ten sam MRI, zleciło rehabilitację. Odmawia zapłaty, szpital rachunek przekierowuje na Twój adres.

W najlepszym wypadku impreza kosztuje Cię 10 000$. W najgorszym - 64 000$. Podkreślam - masz niezłe ubezpieczenie.

Zakładając, że pierwszy neurolog kieruje Cię do szpitala i ubezpieczyciel uznaje cały claim - Twój koszt to 9820$ :neurolog i MRI to 2200$ + operacja 60 000$, łącznie 62 200$ Płacisz z tego 4000$ deductible i 10% od sumarycznej kwoty pomniejszonej o tenże.

W PL taki scenariusz: 600zł za dwie prywatne wizyty u neurologa, 0zł jeśli uda Ci się złapać neurologa na NFZ. 

 

Napisano

Tanio policzylas wizyte u specjalistow, u nas takiego za $ 300 chyba sie nie znajdzie. :D Tania operacja, $10k to za zagipsowanie zlamanej nogi a nie zabieg neurologiczny. Do operacji trzeba doliczyc anestezje, to prawie zawsze odrebne firmy i wala takie rachunki ze buty spadaja, nie chca zredukowac wysokosci przy jednostkowej splacie, nie chca rozlozyc na raty, windykuja bezwzglednie, to chyba najgorsi krwiopijcy. Ja mam $750 deductible. U mnie zawsze konsultowali operacje z insurance przed zabiegiem, moze dlatego nie bylo problemu z pokryciem kosztow.  :) Nie dotyczy rzecz jasna sytuacji gdzie decyzje trzeba podjac natychmiast i nie ma czasu na konsultacje. 

Napisano

Dwa lata temu ja wydalam $20,000 na ubezpieczenie dwoch zdrowych osob i za opieke kolana w ktorym zerwalam wiazadlo. (Nie bylam w szpitalu. Nawet do emergency nie pojechalam. Ale mialam terapie rehabilitacyjna.)

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...